2 maja 2018
Undertale: HappiestTale: Taniec i muzyka: Na ratunek Psu!
Autor: Fenfral
Spis treści:
Nieco inna historia Asriela i Chary.
(Nie)ostatni korytarz
Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!"
Spełnione marzenia i nadzieje.
Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
Cały świat i cała wieczność!
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu! (obecnie czytany)
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
Siemka Night: Trening (część 2)
Siemka Night: Nowy Dom
Lista
(Nie)ostatni korytarz
Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!"
Spełnione marzenia i nadzieje.
Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
Cały świat i cała wieczność!
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu! (obecnie czytany)
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
Siemka Night: Trening (część 2)
Siemka Night: Nowy Dom
Lista
Ja i Hiper Asriel szliśmy szybko w stronę Nowego Domu. Przed chwilą dzwoniłem do Frisk z pytaniem, czy przyjdą na dyskotekę, a ona kazała nam jak najszybciej przyjść do ich domu. Jeszcze przed wejściem zatrzymali nas Asriel i Chara.
-Nareszcie jesteście! - Asriel wyglądał na przejętego.
-Co się stało, mniejszy ja? Wyglądasz jakbyś całą noc nie spał. - Hiper Asriel miał rację. Asriel wyglądał na zmęczonego.
-Chodzi o tego waszego dziwacznego psa. No wiecie. Tego który bardzo szybko biega i ciągle kradnie nam jakieś rzeczy. Z jakiejś przyczyny Azzy lubi z nim spać. No i ostatniej nocy... - Chara zaczęła tłumaczyć sytuację, lecz Asriel jej przerwał.
-Porwały go!
-Porwały? Kto?!
-Było ich dużo. Bardzo dużo. Spaliśmy sobie, gdy coś mnie obudziło. Zobaczyłem, że ktoś bardzo niewielki jest w pokoju. Potem zorientowałem się, że intruzów jest więcej.
-Co było później?
-Wystraszyłem się. Chciałem użyć magii, ale nagle jedna z nich skoczyła na łóżko, powiedziała coś jakby ,,HoI, i'M TeM!'', a potem rzuciły się wszystkie. Po chwili wybiegły z pokoju, a po Psie nie było śladu!
-Trzeba go odzyskać!
-Czemu? Nie można znaleźć innego, dziwnego psa? - Chara nie miała ochoty nigdzie iść. Wtedy przyszła Frisk.
-Nie. Musimy go odnaleźć! I mam nawet ślad. W pokoju Asriela znalazłam kawałek drewna. A najwięcej drzew rośnie przy Ruinach.
-To na co czekamy? Musimy się śpieszyć, nie ma czasu na chodzenie.- Hiper Asriel pstryknął palcami i w jednej chwili wszyscy znaleźliśmy się przy wejściu do Ruin.- Ok. Jesteśmy na miejscu.
-Ech. Jak wam pomogę szukać to szybciej wrócimy do domu? - Chara nadal była negatywnie nastawiona. - Jeśli tak, to tam są ślady wielu łap.
Wszyscy poszliśmy w kierunku który wskazała Chara. Po chwili znaleźliśmy się na małej polanie. Widok był naprawdę przedziwny. Na kartonowym pudle z napisem ,,TrOn'' stał Pies, a dookoła niego cały tłum Tem.
-oN Jess CuTe! i CaAałY dLa Temy! ON KiNg Tem! - Jedna z Tem przemawiała do pozostałych w języku Tem.
-RATUNKU! - Pies wołał o pomoc. W normalnym języku.
-Trzeba go wyciągnąć. Ma ktoś pomysł? - Asriel przejmował się losem Psa, tak jak wszyscy,
z wyjątkiem Chary.
-Ja mam pomysł.-Frisk zaczęła zbierać śnieg.
-Chcesz obrzucić je śnieżkami? Jeśli tak, to ja w to wchodzę.- powiedziała Chara.
-Nie. Mam lepszy plan. Przedstawiam wam... ŚNIEŻNEGO PSA! - Wzniosła ręce do góry, w których trzymała psa ulepionego ze śniegu.
-Ok. Wiem, że Tem nie są zbyt bystre, ale chyba nawet one nie są, aż tak durne .
-Przekonamy się. Hiper Asriel, możesz mi pomóc? Ja tam pójdę, a kiedy Tem zauważą śnieżnego psa ty użyjesz magii, by poleciał jak najdalej.
-Żaden problem.
Frisk trzymając śnieżnego psa nad głową, poszła w stronę psa.
-AaAaa! OnA KraŚć PiSeŁA! łApAć zŁoDziJa! - Tem momentalnie otoczyły Frisk.
-Dobra, zmieniam zdanie. One jednak SĄ, aż tak durne. - Chara nie mogła powstrzymać śmiechu. W tym momencie śnieżny pies wzbił się w powietrze i poleciał daleko, a Tem ruszyły w pościg za atrapą.
-Nadal nie wierzę, że to zadziałało.- Wszyscy byli lekko zdziwieni.
-Hura! Uratowany! Wracamy do łóżka futrzaku? Przez to porwanie jestem niewyspany. - Pies skoczył na ręce Asriela.
-Jestem za! Wiejmy zanim Tem zorientują się, że gonią twojego dublera.
-To ja mam dublera?
-Później wyjaśnię. A teraz biegiem!
1 maja 2018
O AU mowa - 1 maja - Undertale - Undyne vs. Świadkowie Jehowy
Niedzielne popołudnie. Undyne się... nudziła! Tak straszliwie się nudziła. Alph wyjechała całe dwa dni temu na zlot jajogłowych i Undyne nie miała co robić. Dzisiaj nawet Paps miał plany i nie miał dla niej czasu! Co za złamas! ZŁAMAS!
Rozsiadła się na kanapie i przerzucała kanały w telewizorze bez celu szukając CZEGOKOLWIEK co zajmie jej czas. Alph wraca jutro. Bez niej Undyne nie umiała nawet wybrać fajnego anime. Odkąd potwory wyszły na powierzchnie zrobiło się spokojniej. Nie musiała już patrolować, bo nie było czego patrolować i o.. a to co... program o mrówkach. Co za debile robią program o mrówkach. Ma coś lepszego do roboty? Nie. Więc siedziała i oglądała głupi program o mrówkach patrząc jak robotnice układają w jednym miejscu śmieci, a w innym czyszczą wszystko by larwy dobrze się rozwijały. Całkiem... sprytne te mrówki.
Puk puk.
Uniosła brew nad zamaskowanym okiem. Kogo diabli niosą?
Puk puk.
Niechętnie podniosła tyłek z kanapy i podeszła do drzwi zerkając przez judasza. Na wycieraczce stała para ludzi. On nieco przy kości z równo ściętymi włosami i w ciemno-niebieskim garniaku. Ona blondynka, jej falowane pukle opadały kaskadami na ramiona. Biała koszula wpuszczona w ołówkową spódnicę. Czego mogą chcieć. Mężczyzna już miał zamiar zapukać kolejny raz, gdy potworzyca otworzyła drzwi raptownie.
-Czego?! - ludzie wyraźnie się przerazili. Nie spodziewali się ... potwora. Mężczyzna spojrzał na kobietę, która mocniej zacisnęła uszminkowane usta. Po wymianie porozumiewawczych spojrzeń, przenieśli wzrok na stojącą Undyne. Była od nich zdecydowanie wyższa o dwie głowy jak nie lepiej. Opierała się nonszalancko o uchylone drzwi unosząc obie brwi do góry.
-Dzień dobry - odezwał się mężczyzna
-Dobry - odpowiedziała JESZCZE cierpliwie - Czego chcecie?
-Przyszliśmy porozmawiać - Porozmawiać? Potworzyca zmarszczyła brwi
-O czym? - warknęła.
-Czy... zastanawiała się kiedyś pani jak prowadzić szczęśliwe życie rodzinne? - choć na początku głos mężczyzny drżał, później jednak nabrał pewności. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, zaś pełne, błyszczące ciemne tęczówki wpatrzone były bez strachu w jej złote ślepię. Nie słowa jego, ale to w jaki sposób mówił zaimponowały rybiej kobiecie.
-O tak! Wiele razy!
-Naprawdę? Z przyjemnością porozmawiamy na ten temat. - Wyglądali na chętnych do wejścia. Czy Undyne miała coś przeciwko? W sumie nie. Była sama. Nudziła się. A oni chcieli tylko porozmawiać. Nie ma nic złego w rozmowie.
-Jasne! Wchodźcie i rozgośćcie się! - zrobiła krok do tyłu szczerząc w szerokim uśmiechu ostre kły. Para weszła, pierwszy on, potem ona. Wyraźnie przestraszona, jakby chciała chować się za swoim towarzyszem. - Usiądźcie w pokoju! Ja zrobię coś do PICIA! - zamknęła za nimi drzwi i poszła do kuchni. Co im zrobić...
-Oh, nie trzeba nic dawać... - powiedziała szybko kobieta stając za nią. Udnyne podniosła się i spojrzała na nią zaskoczona
-Nie chce się wam pić?
-Nie, dziękujemy.
-To może na potem? Będziemy ROZMAWIAĆ! Więc potem pić się będzie chciało
-Oh... no może... Dobrze, to z przyjemnością się napijemy
-SUPER! Kuchenka gazowa mi nie działa, więc mogę zaproponować colę i piwo.
-O-oh.. - kobieta wyraźnie się zmieszała - Ma pani wodę?
-Tylko z kranu, ale jak chcecie mogę skoczyć do sklepu po ...
-Nie trzeba! - kobieta powiedziała być może zbyt głośno - Może być z kranu - Udnyne popatrzyła na nią podejrzliwie zamykając lodówkę
-Jesteście pewni, że z kranu może być?
-O tak, odpowiada nam ona.
-No dobrze - wzruszyła ramionami i spełniła ich życzenie, sama wzięła puszkę pysznego, zmrożonego piweczka dla siebie.
Gdy weszła do salonu oboje siedzieli już na kanapie, sama zajęła miejsce na fotelu
-Szczerze nigdy bym nie spodziewała się, że będziecie chcieli gadać o szczęściu - zaśmiała się radośnie - Sądząc po waszych ubraniach wzięłam was raczej za jakiś akwizytorów, czy coś
-Heh, często to słyszymy - uśmiechnął się delikatnie - Nazywam się Jurek - wyciągnął dłoń w stronę potworzycy. Undyne pewnie ją chwyciła i uścisnęła
-Undyne!
-Ja jestem Kasia - kobiety wymieniły przywitanie i zaczęła się rozmowa. Jurek chrząknął.
-A więc, już wiemy, że zastanawiałaś się nad szczęśliwym życiem. Jak je prowadzić? - chciał mówić dalej, ale Undyne potraktowała to jako pytanie, więc wtrąciła się
-SZCZĘŚLIWE życie, to takie w którym robi się to co się CHCE! - Świadkowie słuchali jej, albo przynajmniej takie robili wrażenie.
-A więc co chcesz robić w swoim życiu Undyne? - Kasia przejęła pałeczkę
-Dawniej walczyłam i polowałam na ludzi - te słowa sprawiły, że zimny dreszcz przeleciał po plecach ludzi, lecz trzymali formę i nie dawali po sobie nic poznać - ALE to było kiedyś. Kiedy jeszcze byliśmy w Podziemiu.
-Czy teraz jesteś szczęśliwa? - na pytanie Jurka Undyne zmarszczyła brwi i popatrzyła na trzymaną w szponach puszkę. Nie, to nie było wahanie. Po prostu chciała się utwierdzić w przekonaniu, że...
-JESTEM!
-Jesteś? - powiedzieli oboje, jakby nie wierząc własnym uszom
-TOTALNIE JESTEM! Mam wszystko to co chcę. Mam Alphy, mam przyjaciół i oni też są szczęśliwi! Jesteśmy na powierzchni!
-I jesteś pewna, że niczego ci nie brakuje? - Kasia zmarszczyła brwi. - Choćby tego czym zajmowałaś się wcześniej. - Undyne znowu milczała, upiła łyk piwa. Zauważyła, że ani on ani ona nie tknęli szklanek z wodą.
-No tęsknię..... troszeczkę... za tym co było. Ale ...
-A więc tęsknisz! Czy to złe czy dobre uczucie? - Udnyne otworzyła usta nie wiedząc co odpowiedzieć, dlatego Jurek mówił dalej - Jestem pewien, że nie. Widzisz... - wyciągnął z torby żółty podręcznik i podał go Udnyne. Ta nie wiedziała za bardzo co ma z nim zrobić. Niewielka książeczka o tytule "Czego naprawdę uczy Biblia?" nie wydawała się dla potworzycy ciekawą pozycją. Patrzyła na nią tak, jak patrzy dziecko, które dostanie w ręce mikroskop i nie bardzo wie co z nim zrobić. - Jesteśmy Świadkami Jehowy
-Kim?
-Świadkowie Jehowy - powtórzyła kobieta - Badaczami Pisma Świętego
-Jakiego pisma? - Undyne była coraz bardziej zmieszana
-Świętego. Biblii.
-Aaaa ta cała Biblia... jest święta bo...?
-Została stworzona przez ludzi działających pod wpływem ducha świętego
-....Co?
-Może ja się tym zajmę Kasiu - Jurek poklepał po ramieniu towarzyszkę i pochylił się do przodu w stronę coraz bardziej zagubionej Undyne - Wiesz kim jest Bóg?
-No jaaaaaaaaaasne, że wiem!
-Tak?
-TOTALNIE! Bogiem się stajesz kiedy połkniesz siedem ludzkich dusz.
-.... Co?
-No tak. Wtedy możesz robić to co chcesz!
-A uhm... A zastanawiałaś się co było na początku?
-Na.... początku?
-No wszystkiego.
-Czyli czego?
-Choćby świata
-Nie wiem, ja nie jestem mądra. To Alph interesuje się tymi wszystkimi rzeczami
-Oh... a nie zastanowiło cię to kiedykolwiek?
-Nie. - wzruszyła ramionami - Nie było mnie wtedy, więc po co miałoby mnie to interesować.
-A więc... to wszystko stworzył Bóg. My nazywamy go Jahwe.
-Aaaha?
-On stworzył cały świat. Stworzył wszystko to co cię otacza. Stworzył to wszystko z miłości. Bo kocha swoje stworzenie. Kocha ciebie i kocha mnie i kocha wszystko co stworzył.
-To musiał być ZAJEBISTY. Co mu się stało?
-Nic mu się nie stało. Nadal jest.
-Gdzie?
-Co, gdzie?
-No gdzie JEST! Chcę go poznać! Wydaje się być spoko! Zapytałabym się, czy mógłby stworzyć dla mnie taką zbro...- ale jej przerwano
-Nie nie, on nie to nie tak działa.
-Co, nie może mi stworzyć najzajebistrzej zbroi na świecie?!
-Może, znaczy się... ma to w swojej możności, ale tego nie zrobi.
-Dlaczego? Przecież powiedziałeś, że mnie kocha
-Kocha cię, dlatego nie stworzy ci zbroi
-Nie łapię - zmarszczyła oko dopijając piwo do samego dna. Odstawiła pustą puszkę na stół i wstała z kanapy - Zaraz przyjdę - mówiąc to poszła po kolejną. Gdy wróciła, Świadkowie szeptali między sobą o czymś bardzo, bardzo żywiołowo, lecz gdy zauważyli, że weszła natychmiast przestali. Undyne otworzyła usta, lecz nie zdążyła nic powiedzieć
-Jehowa stworzył to wszystko, bo nas kocha. To fakt. Ale chce też, abyś żyła wedle jego zasad.
-DOBRA, jak będę grzeczna to da mi ZBROJĘ?
-Nie, nie da ci jej.
-Dlaczego?
-Bo Jahwe nie chce, abyś walczyła. - Undyne zastygła w bezruchu, akurat gdy otwierała puszę.
-Nie chce? - Jurek pokręcił przecząco głową - Ale walka jest ZAJEBISTA!
-Jehowa uważa, że nie.
-Więc po co ją stworzył?
-On jej nie stworzył. To ludzie ją stworzyli.
-O, wtedy kiedy nas wygnali? Wiesz, CHUJOWO, że nas wygnali, ale walka jest ZAJEBISTA! I dobra dla kondycji. - ręką, w której trzymała piwo pokazała palcem na Jurka, a konkretnie na jego brzuszek - Przydałoby ci się trochę powalczyć. EJ! Chcecie powalczyć? NAUCZYŁABYM was zajebistego KOPA W DUPĘ!
-Ohh um... nie dziękujemy - głos Kasi drżał. Naprawdę chciała stąd wyjść. Nikt nie przygotował ich na rozmowę z potworem.
-A jak na to reaguje twój mąż?
-Mój kto?
-Alph. Wspominałaś o nim.
-Pfff to nie mój mąż - machnęła ręką i upiła piwa - To moja DZIEWCZYNA!
I w tym właśnie momencie Kasia i Jurek zrozumieli, że Undyne nie da się nawrócić. Że nie pisane jest jej słowo Prawdy. Przez kolejne pół godziny próbowali wyjść z mieszkania, szukając w miarę możliwości dobrej wymówki.
W następną niedzielę. Undyne i Alphys szły razem po mieście. Akurat minęły jeden z kościołów na który Undyne splunęła i nawet nie było jej przykro.
-D-dlaczego ttt-t-to zrobiłaś? - Alphys spojrzała na ślinę spływającą z muru
-Bo to dom tego debila
-Co?
-No tak. Boga! Jehowa czy jak mu tam! Gość może zrobić WSZYSTKO, ale nie chce.
-Wszystko? To jakiś mag? - Undyne wzruszyła ramionami
-Chyba, może, nie wiem... ale to buc i tyle.
O AU mowa - 1 maja - Undertale - Kontrola
Patrzył, jak zwłoki dziecka ponownie opadają na zimne płytki. Który to już raz? Dwieście czterdziesty szósty, czy piąty? Przejechał ręką po zaspanej twarzy i zmrużył oczy. Chwilę potrwa zanim bachor wróci. Oparł się o gigantyczny filar. Nie był jednak długo w tej pozycji, bo gdy tylko zamknął oczy, powróciły górki prochów, które widział jeszcze chwilę temu. Był ciekawy, co by się stało, gdyby Frisk postąpił inaczej. Najprawdopodobniej wszystkie te potwory by żyły... Ponownie przetarł kościstą dłonią twarz otwierając oczy. Dzieciak najwidoczniej nie był zbyt zainteresowany samopoczuciem kościotrupa, bo gdy wrócił, całą swoją uwagę skupiał na wchodzącym przez okiennice świetle. Sans nieznacznie odchrząknął.
- po co to robisz? - szkielet wbrew sobie zadał pytanie. - dlaczego?! nie mogłeś ich oszczędzić? - Frisk jednak nie uniósł wzroku. W świetle nie było niczego co mogło go zainteresować, ale nie chciał patrzeć w te puste oczodoły, w których była tylko nienawiść i pogarda. Brązowowłosy zmarszczył brwi, a z jego oczu poleciała łza. Był sam. Nawet Chara, która z początku ukazywała mu zainteresowanie i była miła, później stała się mroczniejsza i coraz bardziej oddalała. Wystarczyło zabić kilka potworów, aby zaczęła mówić przerażające rzeczy i zamieniła się w kogoś innego. Jednak Frisk przecież nie chciał krzywdzić nikogo. To nie on podjął decyzję, aby mordować. Trzymając nóż w lewej dłoni podszedł kilka kroków do potwora, choć czy w takim wypadku, to on sam się nim nie stawał? Nabrał kilka głębokich wdechów przygotowując się na zapamiętaną sekwencję, która nadeszła wraz z oczekiwaniami. Bez utraty choć jednego punktu zdrowia przeszedł pierwszy atak. Z następnymi poradził sobie równie dobrze, lecz musiał zjeść zakupiony wcześniej baton. Nieugięty, ponowny raz spróbował zadać cios potworowi. Ku zaskoczeniu obojgu, tym razem trafił, odbierając mu całe zdrowie.
- Ja nie chciałem - cofnął się nieco - niech to będzie twój kolejny żart. Proszę. Proszę. Proszę.- Słowa z ust dziecka wypadły niczym nigdy nie kończąca się mantra. Przynajmniej myślał, że tak było, ale jego usta wcale się nie ruszały, a łzy strumieniem nie płynęły. Tylko Sans mówił. Frisk z całych sił próbował podbiec do niego, objąć ramionami i uklęknąć błagając o wybaczenie. Albo chociaż zatkać uszy i zamknąć oczy, aby nie widzieć i nie słyszeć co uczyniły jego pokryte krwią i prochem ręce. Nic się nie stało. Patrzył, jak pełen bólu szkielet odchodzi od niego, aby nie ukazać momentu słabości przed wrogiem. Chłopiec ze łzami w oczach ruszył do drzwi tronowych. Chciał zawrócić, zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, ocalić. Jego błagań nikt nie usłyszał.
Zabił zawistnego kwiatka, który natomiast pokonał króla. Wiedział, że to nie on wykonał ostatni ruch. Zrobiła to Chara. Jednak zachowywała się, jakby go nie znała, jakby dowiedziała się o nim dopiero niedawno. Wysłuchał jej historii z udawanym spokojem, nie ukazując strachu i niepewności panującej w jego umyśle. Gdy pytała go, czy odda jej swoją duszę, coś ciągnęło go, aby odmówił. Tak też zrobił. Jednak gdy zła przemawiała, miał wrażenie, że wcale nie chodziło jej o to, iż to ona go kontroluje przez całą grę. Blondyn siedzący na wygodnym fotelu odsunął się nieco od biurka. Spodziewał się innego zakończenia. To zwyczajnie go rozczarowało. Rozciągnął się wstając i sięgając po zimny napój. Gdy przystawił usta do szklanki okazało się, że nic w niej jednak nie ma. Podwójnie zirytowany wraz z kubkiem wyszedł z pokoju.
- Skończyłeś już grać w tę idiotyczną grę, którą pożyczył ci Tomek? - znudzony głos jego rodzicielki nie zrobił na nim wrażenia. Wywrócił oczami i zamknął lodówkę, z której wyciągnął uprzednio napój. - Tak.
- po co to robisz? - szkielet wbrew sobie zadał pytanie. - dlaczego?! nie mogłeś ich oszczędzić? - Frisk jednak nie uniósł wzroku. W świetle nie było niczego co mogło go zainteresować, ale nie chciał patrzeć w te puste oczodoły, w których była tylko nienawiść i pogarda. Brązowowłosy zmarszczył brwi, a z jego oczu poleciała łza. Był sam. Nawet Chara, która z początku ukazywała mu zainteresowanie i była miła, później stała się mroczniejsza i coraz bardziej oddalała. Wystarczyło zabić kilka potworów, aby zaczęła mówić przerażające rzeczy i zamieniła się w kogoś innego. Jednak Frisk przecież nie chciał krzywdzić nikogo. To nie on podjął decyzję, aby mordować. Trzymając nóż w lewej dłoni podszedł kilka kroków do potwora, choć czy w takim wypadku, to on sam się nim nie stawał? Nabrał kilka głębokich wdechów przygotowując się na zapamiętaną sekwencję, która nadeszła wraz z oczekiwaniami. Bez utraty choć jednego punktu zdrowia przeszedł pierwszy atak. Z następnymi poradził sobie równie dobrze, lecz musiał zjeść zakupiony wcześniej baton. Nieugięty, ponowny raz spróbował zadać cios potworowi. Ku zaskoczeniu obojgu, tym razem trafił, odbierając mu całe zdrowie.
- Ja nie chciałem - cofnął się nieco - niech to będzie twój kolejny żart. Proszę. Proszę. Proszę.- Słowa z ust dziecka wypadły niczym nigdy nie kończąca się mantra. Przynajmniej myślał, że tak było, ale jego usta wcale się nie ruszały, a łzy strumieniem nie płynęły. Tylko Sans mówił. Frisk z całych sił próbował podbiec do niego, objąć ramionami i uklęknąć błagając o wybaczenie. Albo chociaż zatkać uszy i zamknąć oczy, aby nie widzieć i nie słyszeć co uczyniły jego pokryte krwią i prochem ręce. Nic się nie stało. Patrzył, jak pełen bólu szkielet odchodzi od niego, aby nie ukazać momentu słabości przed wrogiem. Chłopiec ze łzami w oczach ruszył do drzwi tronowych. Chciał zawrócić, zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, ocalić. Jego błagań nikt nie usłyszał.
Zabił zawistnego kwiatka, który natomiast pokonał króla. Wiedział, że to nie on wykonał ostatni ruch. Zrobiła to Chara. Jednak zachowywała się, jakby go nie znała, jakby dowiedziała się o nim dopiero niedawno. Wysłuchał jej historii z udawanym spokojem, nie ukazując strachu i niepewności panującej w jego umyśle. Gdy pytała go, czy odda jej swoją duszę, coś ciągnęło go, aby odmówił. Tak też zrobił. Jednak gdy zła przemawiała, miał wrażenie, że wcale nie chodziło jej o to, iż to ona go kontroluje przez całą grę. Blondyn siedzący na wygodnym fotelu odsunął się nieco od biurka. Spodziewał się innego zakończenia. To zwyczajnie go rozczarowało. Rozciągnął się wstając i sięgając po zimny napój. Gdy przystawił usta do szklanki okazało się, że nic w niej jednak nie ma. Podwójnie zirytowany wraz z kubkiem wyszedł z pokoju.
- Skończyłeś już grać w tę idiotyczną grę, którą pożyczył ci Tomek? - znudzony głos jego rodzicielki nie zrobił na nim wrażenia. Wywrócił oczami i zamknął lodówkę, z której wyciągnął uprzednio napój. - Tak.
Autor: Scylla
Gra: Poznaj(my) się - Yumi Mizuno 5
122 Jak wyobrażasz sobie uosobienie "Deszczu" i "Słońca"? Zjawiska pogodowe. Jako ludzie, jak oni wyglądają, jakiej są płci, jak się zachowują i jakie są stosunki między nimi? Które jest ważniejsze i stoi wyżej w hierarchii? A może są równi? Opisz, proszę.
Deszcz przypomina mi małego chłopca w niebieskiej koszulce i w czapeczce z daszkiem, spod której wychodzą na wszystkie strony brązowe włosy. Ma pełne, ciemne oczy z ciekawością spoglądające na świat. To dziecko, które jest pełne radości, lubi się bawić i skakać. Lecz jednocześnie bardzo wrażliwe, dlatego łatwo zranić jego uczucia.
Słońce widzę jako dorosłego umięśnionego mężczyznę, w rzymskiej todze. Brzoskwiniowa cera i brązowe włosy sięgające ramion, oczy ma złote. Cierpliwy i spokojny, można nazwać go nawet flegmatykiem. Jednak gdy się na kogoś rozgniewa, działa szybko i gwałtownie, bez litości i miłosierdzia.
123 Co sądzisz o graffiti? Sztuka, czy bezmyślne dewastowanie budynków?
Myślę, że są dwa rodzaje graffiti. Bardzo podobają mi się te z wykorzystaniem realnej sztuki. W sensie, są jak obrazki. Przedstawiają zwierzęta, ludzi, sceny z filmów, albo krajobrazy. Nie lubię natomiast graffiti rozumianych jako napisy na murach, albo też po prostu zwykłe podpisy, nawet wymyślną czcionką.
124 Czego nie potrafisz zrozumieć?
Ludzi. Dawno temu próbowałam, ale przestałam próbować, bo to chyba nie jest możliwe.
125 Jakie jest Twoje zdanie na temat usypiania zwierząt?
Jestem wielką przeciwniczką usypiania zwierząt. Czy to szczeniak, czy to stary zwierzak, czy to chory. Wielokrotnie stałam przed wyborem - uśpić, albo pozostawić przy życiu i zawsze wybierałam życie. Czasem w ten sposób zwierze przeżywało kilka lat, a czasem kilka dni, ale przeżywało.
126 Wyobraź sobie, że masz możliwość powołania do istnienia jakiegoś zwierzęcia. Przywrócisz stworzenie z baśni albo legend? A może stworzysz coś absolutnie nowego, jeżeli tak to jak będzie Twój twór wyglądał?
128 Które z mitycznych stworzeń najbardziej Ci się podoba i dlaczego?
Smoki i jednorożce. Smoki odkąd pamiętam. Bardzo podobały mi się ich oczy, historia, łuski i w ogóle smooooki. A jednorożce? Cóż, głównie po MLP polubiłam tę rasę kucyka, za ich magię i za ich osobowość. Taka kucykowa arystokracja.
130 Co Cię uspokaja?
Wdech i wydech oraz uświadomienie sobie, że to co się dzieje, to nie jest koniec świata. No i stworzenie w głowie kilku planów awaryjnych oraz odpowiedzi na pytanie "Co potem" Yhym. To uspokaja.
131 Myślisz, że portale randkowe jest to dobre miejsce w celu szukania znajomości, czy raczej przejaw desperacji?
Przejaw desperacji.
132 Jak zachowujesz się podczas seansów filmowych? Siedzisz/leżysz spokojnie i jesteś skupiony/a czy zajmujesz się czymś w międzyczasie? Współodczuwasz z bohaterem, doradzasz mu czy ze stoickim spokojem czekasz na rozwój wydarzeń? Czy Twoje zachowanie jest zależne od towarzystwa/miejsca?
Siedzę jak posąg nie ruszając się prawie w ogóle. Nie lubię jeść, czasem sięgnę po coś do picia. Jeżeli film jest naprawdę dobry, płaczę. W sensie, nie zalewam się łzami, ale po moich policzkach lecą łzy. Kiedy nie wczuwam się, ale program jest na tyle debilny, że nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, komentuję na zasadzie "Boże, ale debil" czy coś w tym stylu. Moje zachowanie nie jest zależne ani od miejsca, ani od towarzystwa.
133 Coraz więcej młodych ludzi nie potrafi grać w szachy, ba, nie znają nawet podstawowych reguł. Dziwią się słysząc, że ktoś opanował tą umiejętność. Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? Czy szachy są zbyt skomplikowane, staromodne, nudne? Czy Ty potrafisz w nie grać?
Mama gdy byłam mała mnie nauczyła. I po latach, Samael znowu wróciła do gry w szachy. Nie jestem jakoś wielką miłośniczką szachów, ale umiem w nie grać.
Co do ich popularności - zaskoczyło mnie, że kółko szachowe organizowane przez nauczyciela u którego teraz mam praktyki cieszy się wielką popularnością wśród chłopców z klas 4-7.
134 Jak wyobrażasz sobie śmierć w ludzkiej postaci? Kobieta, mężczyzna? Jak by wyglądał/wyglądała?
Waham się między dwoma wyobrażeniami.
Art by alectorfencer
Czyli Śmierć jaka jest przedstawiona w opowiadaniach Terrego Pratchetta. Zarówno pod względem duchowym jak i cielesnym. W sensie, szkielet w czarnych szatach z wielką kosą. Czasem przybywa na swoim rumaku imieniem Pimpuś. Jest wyrozumiały, troszczy się o ludzi, jest ich ciekawy i się nimi zajmuje. Zero w nim strasznego kosiarza, wiele wyrozumiałego i cierpliwego ojca.135 Wierzysz w proroczą moc snów?
Uważam, że niektóre sny mogą mieć proroczą moc, lecz nie na zasadzie że w stu procentach się spełnią. Raczej wskazują na co należy uważać i co wydarzyć się może.
137 W jakich sytuacjach stresujesz się najbardziej?
W sytuacjach w których muszę wejść w mocny konflikt z drugą osobą. Nie lubię się kłócić, ale też nie pozwalam sobie wchodzić na głowę. Dlatego stresuję się, kiedy wiem, że nie załatwię czegoś bez wdawania się w ostrą kłótnię z osobą X.
138 Samoobrona oraz sztuki samoobrony. W razie niebezpieczeństwa umiesz się sam/a obronić? Jeżeli tak, opowiedz w jaki sposób i skąd masz wiedzę na temat samoobrony/ jeżeli nie, powiedz proszę co o tym myślisz.
Nie umiem się bronić. Głównie ze względu na swoją tuszę oraz to, że po prostu nigdy się tego nie uczyłam. Uważam, że jeżeli ktoś czuje potrzebę nauki tego jak się bronić, zawsze może i powinien. Ta wiedza nie zaszkodzi.
141 Kiedy w coś mocno wierzysz, ale sprawa wydaje się przegrana to walczysz dalej czy odpuszczasz?
Zależy ile czuję sprawy. Jeżeli to o co walczę jest bliskie mojemu sercu, walczę do końca licząc na to, że w ostatniej chwili coś się zmieni i się uda. Jeżeli nie czuję sprawy, poddaję się zaraz jak zobaczę wątpliwości.
143 Co widzisz kiedy wychodzisz na ulicę? Jak postrzegasz przechodniów? Jakie masz nastawienie do wyjścia z domu? Co Cię denerwuje, albo uspokaja w "zewnętrznym życiu"?
Nie lubię wychodzić z domu, po prostu nie lubię. Gdy wychodzę, wsadzam słuchawki do uszu i głośno puszczam muzykę nie rozglądając się, nie zwracając na nikogo uwagi.
145 Zakładając słuszność reinkarnacji: Kim mogłaś/mogłeś być w poprzednim wcieleniu, a kim możesz być w następnym?
Zgodnie z tym, co ktoś mi kiedyś powiedział, kobietą rodzi się ten, kto w poprzednim wcieleniu był zły. Heh. Nie wiem ile w tym prawdy, ale musiałam być kimś złym. A kim będę później? Chciałabym zobaczyć, jak wygląda świat z lotu ptaka.
146 Masz w zwyczaju gestykulować podczas rozmowy ze znajomymi?
Taaaak.
147 Wyobraź sobie, że nagle (tak jak siedzisz) zostajesz przeniesiony/a do akcji ostatniego filmu jaki oglądałeś/aś. Dosłownie nagle pojawiasz się w kluczowym momencie fabuły. Jak zareagują bohaterowie filmu widząc Twoje "nagłe magiczne pojawienie się"? Co Ty zrobisz? I jak bardzo masz przejebane?
Nie z tego świata (Supernatural) sezon 7 odcinek 21.
Kluczowy moment to będzie chyba ten, w którym aniołowie przybywają do domu wariatów bo tam przebywa prorok Słowa Bożego. A więc mamy scenę. Castiel nieco szurnięty. Meg - demonica. Sam i Dean zagubieni i skołowani. No i licealista, który właśnie dowiedział się, że aniołowie chcą go zabrać na pustynie bo jest prorokiem. A nie zapomnijmy o Lewiatanach gdzieś tam w tyle, które tylko czają się, by zabić bohaterów.
Cóż... jak dożyłabym do 22 odcinka to byłby cud!
148 O słuszności jakiego przysłowia Twoim zdaniem przekonujemy się najczęściej?
Umiesz liczyć? Licz na siebie.
149 Co sądzisz o tatuażach?
Podobają mi się i od kilku miesięcy rozważam zrobienie sobie własnego. Póki co, pierwszy termin mam na październik. W sensie, planuję wtedy sobie zrobić.
150 Uważasz, że można stracić "człowieczeństwo", czy raczej, że cokolwiek by się nie stało, czegokolwiek ktoś by nie zrobił - na zawsze pozostanie "człowiekiem"?
Uważam, że człowieczeństwo to jest właśnie to kim się jest. Będąc człowiekiem nie straci się człowieczeństwa. Zaś człowieczeństwo nie jest cechą pozytywną.
Undertale: Naukowa gra - Rady i whisky [opowiadanie by Ksiri]
Notka do autora:
Jak wiadomo po świecie chodzi wielu geeków i nerdów. Niektórzy żyją w
miarę normalnie, inni zamykają się w swoich domach, w pełni oddając się
swoim pasjom. Do tej drugiej grupy należy Avril, dziewczyna w pełni
poświęcona e-sporcie oraz swojej drugiej pasji, o której woli nie
rozmawiać. Lecz pewnego dnia, wychodzi ze swej nory, by dostarczyć kilka
książek dla swojego taty. Jednak nie mogła przypuszczać, że podczas
swojej małej eskapady pozna dosyć specyficznego jegomościa...
Autor: Ksiri
Spis Treści:
Są takie sceny, które zostają człowiekowi w pamięci do końca życia albo utrzymując się w jego głowie przez dłuższy czas. U niektórych są to sceny traumatyczne np. związane z wypadkiem czy okrucieństwem drugiego człowieka. Dla innych natomiast, takie obrazy wiążą się z pozytywnymi emocjami. Lecz część ludzi zachowuje w głowach obraz porażki.
Avril należała do tej ostatniej grupy, jednak w jej przypadku widmo przegranej bardzo mocno wyryło się w pamięci. Dalej przed oczami miała ekran końcowy, podczas przedostatnich rozgrywek w półfinałach, który przegrała wraz z drużyną.
Pamiętała jak bardzo cieszyła się z dostania do półfinału, jednak jej entuzjazm szybko przycichł, gdy tylko nastał pierwszy mecz tego etapu. Zakończył on się niemalże masakrą jej drużyny. Niestety kolejny mecz był jeszcze większą tragedią, której po części była przyczyną. Nie wiedziała co się z nią stało, po prostu z jakiegoś powodu zaczęła popełniać podstawowe błędy jak np. dbanie o wizję* czy mylenie kolejności umiejętności, które miały złożyć się na comba*. Gdy mecz się skończył i podziękowała przeciwnikom za mecz, przeprosiła wszystkich i zamknęła się w toalecie, gdzie płakała przez kilkanaście minut, gryząc się po rękach, by nikt nie usłyszał jej szlochu. Dopiero, gdy Max zadzwonił, by sprawdzić czy wszystko z nią w porządku, zebrała się jako tako do kupy i do końca ich pobytu w San Francisco udawała, że wszystko jest w porządku.
Lecz teraz, po powrocie do własnego mieszkania, nie musiała tego robić i zwyczajnie się rozkleiła. Usiadła na kanapie, wcześniej zasłaniając wszystkie okna, jakby to miało ukryć jej w jakiś sposób pomóc. Cheschire, którym przez czas trwania mistrzostw zajmowała się sąsiadka Avril, usadowił się koło niej. Jednak nie zbliżał się zbytnio, jakby chciał dać swojej pani trochę przestrzeni, której ta, bardzo potrzebowała.
Przed nią, na kawowym stoliku stała szklanka wypełniona colą, której jak do tej pory nie tknęła, a obok niej leżała paczka pianek. Kupiła je po drodze do domu, mając nadzieję, że ich słodycz pozwoli jej jakoś pozbyć się, choć na moment, uczucia smutku i poczucia winy.
Nagle usłyszała wibrację spod jednej z poduszek na kanapie. Sięgnęła w tamtą stronę i wyciągnęła swój telefon, którego od razu odblokowała. Na ekranie pojawiło się multum powiadomień o wiadomościach od jej znajomych, czy nieodebranych połączeniach od Maxa, Marka i jej ojca. Do wszystkich wcześniej wysłała wiadomość o treści „Potrzebuję chwili dla siebie, muszę wszystko sobie przemyśleć”. Dlatego teraz, kompletnie wyciszyła telefon.
Nie miała sił na jakąkolwiek rozmowę, w ogóle na nic nie miała energii. Chciała po prostu położyć się na kanapie i płakać dopóki nie skończyłyby się jej łzy. Niestety, nauczona doświadczeniem, wiedziała, że takie coś mogłoby się bardzo źle skończyć.
Jednak nie mogła tak siedzieć w ciemnym pomieszczeniu, bo powoli zaczynała się czuć jak zwierzę w klatce. Sięgnęła po szklankę coli i wypiła jej zawartość jednym haustem, po czym zajadła to kilkoma piankami.
- Choć Cheschire – spojrzała w stronę swojego kota – Przyda nam się trochę świeżego powietrza.
Po tych słowach ruszyła ku drzwiom, a jej puchaty przyjaciel dreptał tuż za nią, jakby zrozumiał to co powiedziała. Gdy ogarnęła się do wyjścia, wyszła z mieszkania, a kot dalej jej towarzyszył. Lecz, po wyjściu na zewnątrz, ich drogi się rozeszły. Cheschire, pomimo sympatii jaką darzył Avril, był tylko kotem, a te zazwyczaj chodzą własnymi ścieżkami. Jednak nie martwiła się o swojego pupila, bo wiedziała, że umie o siebie zadbać.
Przez pewien czas snuła się bez większego celu po ulicach miasta. Zapadał już zmierzch, przez co robiło się coraz chłodniej, a co za tym idzie, chodniki coraz bardziej pustoszały, a auta coraz rzadziej ją mijały.
Jednak po pewnym czasie coś ją tknęło i sięgnęła po telefon, by sprawdzić czy są jakieś nowe wiadomości. Zauważyła ich parę, lecz jedna szczególnie przykuła jej uwagę, a mianowicie wiadomość od Shark’a, jednego z rezerwowych zawodników w jej drużynie. Nie lubiła go za bardzo, bo zawsze się pysznił, że jest lepszym adc od niej, i że to on powinien grać w głównym składzie, a nie ona. Niestety musiała mieć z nim kontakt, bo w końcu był częścią drużyny.
Choć nie spodziewała się po nim jakiejś miłej wiadomości, to tak czy siak ją otworzyła. Od razu zobaczyła dosyć pokaźną wiadomość, co nieco ją zaskoczyło, bo Shark nie należał do osób gadatliwych czy wylewnych, lecz nie przejęła się tym za bardzo i zabrała się za czytanie:
Może wszyscy będą klepać cię po główce i mówić, że nic się nie stało, ale ja nie jestem idiotą Avril. Spierdoliłaś i to mocno. Nie wiem dlaczego Max od razu cię nie wywalił z drużyny albo chociaż nie zdegradował, ale może zwyczajnie się nad tobą ulitował, bo jesteś dziewczyną i jeszcze zaczęłabyś robić sceny. Jednak dla mnie to nie masz już miejsca w e-sporcie. To przez ciebie przegraliśmy mecz i dobrze o tym wiesz. Powinnaś zejść ze sceny i dać miejsce innym osobom, znacznie bardziej utalentowanym.
Na tym kończyła się wiadomość. Z jednej strony wiedziała, że Shark pisze to głównie po to, by jej dokopać, i że zwyczajnie jest zazdrosny, ale jednak bardzo ją to zabolało. Poczuła jak do oczu napływają jej łzy, które z całych sił starała się powstrzymać. Nie mogła się teraz rozpłakać, nie na środku ulicy. Powrót do domu też nie wchodził w grę, bo tam czekała ją
tylko samotność. Do taty też nie chciała dzwonić, żeby nie przeszkadzać mu w pracy. Dlatego pozostała jej tylko jedna opcja.
Niedługo po tym, znalazła się przed księgarnią pani Medson. W środku było ciemno, bo minęło już trochę czasu od godziny zamknięcia. Jednak nie było to żadną przeszkodą, gdyż staruszka mieszkała w niewielkim mieszkaniu, które znajdowało się na tyłach księgarni.
Dziewczyna podeszła do drzwi i zastukała w nie głośno, mając nadzieję, że staruszka jeszcze nie poszła spać. Ku jej radości, po chwili za szybą w drzwiach dostrzegła idącą w jej stronę panią Medson.
- Avril, dziecko, co ty tu robisz o tej porze? – spytała staruszka, gdy tylko otworzyła drzwi.
Jednak nie odpowiedziała jej, tylko zwyczajnie zaczęła płakać i przytuliła się do kobiety. Ta przez chwilę patrzyła zdezorientowana na dziewczynę, ale po chwili się otrząsnęła i pogłaskała ją po głowie.
- Co się stało dziecko? Ktoś cię skrzywdził?
- Tak, to znaczy nie… - westchnęła ciężko i otarła łzy, puszczając przy tym staruszkę. - To trochę skomplikowane.
- No to choć, zaparzę nam herbatę i wszystko mi opowiesz…
Po tych słowach wprowadziła Avril do środka, zamykając za nimi drzwi. Potem poprowadziła ją w głąb księgarni, a następnie do salonu, który znajdował się tuż za drzwiami oddzielającymi sklep od jej mieszkania.
Było to niewielkie pomieszczenie utrzymane w beżowo-brązowej kolorystyce. Znajdowała się tu tylko trzyosobowa, stara kanapa, kominek, telewizor oraz komoda. Na ścianach wisiało sporo fotografii związanych z życiem pani Medson. Nawet wisiał tam portret Avril, gdy ta była jeszcze dzieckiem.
- Rozgość się, a ja pójdę przygotować herbatę.
- A nie pomóc pani? – spytała Avril zatroskanym głosem.
- To miłe z twojej strony dziecko, ale dam sobie radę.
Po tych słowach staruszka udała się do kuchni. Przez chwilę Avril rozglądała się po pomieszczeniu jakby nie wiedziała co powinna ze sobą począć, ale w końcu usiadła na kanapie, zdejmując przy tym buty. Podkurczyła nogi do klatki piersiowej, objęła je rękami, po czym oparła się brodą o kolana i westchnęła z ulgą.
Zawsze gdy miała jakiś problem, z którym nie mogła lub nie chciała się dzielić z tatą szła właśnie do pani Medson. Kobieta zawsze starała się jej jakoś pomóc czy to radą czy dobrym słowem. Pamiętała, że gdy była młodsza, to zwracała się do niej nawet w takich sprawach jak pierwsza miesiączka, bo za bardzo wstydziła się porozmawiać na ten temat z tatą. Teraz gdy patrzyła na to z perspektywy czasu, to było to nawet zabawne.
Po kilku minutach pani Medson wróciła o salonu, niosąc tackę z dwoma dużymi kubkami parującej herbaty oraz talerzykiem wypełnionym po brzegi ciasteczkami. Postawiła to na stoliku kawowy, po czym podała napój Avril. Ta tylko wyszeptała ciche „dziękuję”.
- No to mów moje dziecko co ci na sercu leży – mówiąc to staruszka usiadła po drugiej stronie kanapy, biorąc przy tym swoją herbatę.
Dziewczyna westchnęła ciężko i wlepiła swój wzrok w kubek, po czym zaczęła opowiadać o tym co działo się w ostatnich dniach. O mistrzostwach, o klęsce jej drużyny i o oskarżeniach Sharka. Pominęła rozmowę z Gasterem, bo o tym wolała nikomu nie mówić.
Pani Medson słuchała tego z uwagą, nie odzywając się ani słowem, póki Avril nie skończyła mówić i całkowicie zmilkła. Wtedy też odstawiła swoją herbatę na stół, po czym przysunęła się do dziewczyny i położyła swoją pomarszczoną dłoń, na jej kolanie.
- Avril, porażki to naturalna kolej rzeczy, nie da się ich uniknąć, a tak po prawdzie to nawet nie powinno się próbować tego robić. Z porażek można się bardzo wiele nauczyć, więc powinnaś je popełniać. A jeżeli chodzi o tego twojego kolegę z drużyn…Sucharka, tak?
- Sharka – Słysząc tę pomyłkę w wymowie, dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona.
- Tak, tak, Sucharka… Nie przejmuj się nim, zwyczajnie zazdrości ci pozycji i osiągnięć. Nie możesz pozwolić mu podkopać twojej wiary w siebie, bo wtedy łatwiej mu będzie cię pokonać, rozumiesz?
- Tak, chyba tak… Bardzo dziękuję pani za pomoc pani Medson, szczególnie parząc na porę dnia.
- Drobiazg dziecko, drobiazg. Jesteś dla mnie jak córka, moim obowiązkiem jest ci pomagać, niezależnie od okoliczności.
- Tak czy siak, jestem pani bardzo wdzięczna.
- Oh, daj spokój z tą panią Avril – Staruszka machnęła ręką zirytowana. – Nie musisz mnie tak tytułować. Dużo bardziej cieszyłabym się gdybyś nazywała mnie „babcią”, tak jak wtedy kiedy byłaś mała.
- Dobrze, skoro tego sobie pa… - Odchrząknęła, widząc wzrok staruszki, która spojrzała na nią znacząco - … Skoro tego sobie życzysz, to będę cię tak nazywać.
- Bardzo mnie to cieszy.
Rozmawiały potem jeszcze przez dobrą godzinę. Choć tak naprawdę to Avril mówiła, a pani Medson przysłuchiwał się temu i co pewien czas przytakiwała, bądź dodawała coś od siebie. Podczas tej konwersacji, dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czemu właściwie przestała nazywać panią Medson swoją „babcią”. Miało to miejsce chyba gdzieś na początku gimnazjum. Wtedy też… Nie, nie mogła tego wspominać, nie ma co rozdrapywać starych ran, pomimo jak rozległe i głębokie one są.
- Wszystko w porządku Avril? – spytała pani Medson – Wyglądasz na strapioną.
- Nie, wszystko w porządku, po prostu się zamyśliłam – mówiąc to zerknęła na zegar na ścianie – Chyba będę się już zbierać, bardzo dziękuję za gościnę i pomoc.
- Oh, ależ nie przejmuj się moje dziecko, to nic takiego. Choć, odprowadzę cię.
Po tych słowach obie udały się w stronę wyjścia z księgarni. Przy drzwiach przytuliły się na pożegnanie. Avril czuła, że gdyby pozostała w objęciach kobiety nieco dłużej, to znowu zaczęłaby ryczeć. Nie chciała teraz wracać do pustego domu, ale nie mogła dalej zajmować czasu staruszce. Dlatego, gdy została sama na ulicy ruszyła w stronę centrum miasta, mając nadzieję, że znajdzie tam jakieś fajne miejsce, gdzie mogłaby choć na chwilę zapomnieć o swoich smutkach.
Nie musiała długo szukać, ponieważ po niedługim czasie znalazła się przed klubem o nazwie „Grillby”. Neonowy znak raził ją po oczach, a do nosa dochodził ostry zapach alkoholu i papierosów. Jednak właśnie tego było jej potrzeba, głośnej muzyki i napojów wysoko procentowych. Musiała wytańczyć ten stres i zapić smutek, który dręczył ją od przegranej w mistrzostwach.
Dlatego, gdy udało jej wejść do środka, zostawiła kurtkę w szatni i podeszła do baru, za którym stał fioletowy żywiołak ognia, ubrany w garnitur.
- Szklankę whisky poproszę – powiedziała siadając na krześle barowym.
Potwór zmierzył ją wzrokiem, ale po chwili podał jej napój, który przyjęła z wdzięcznością, przy okazji za niego płacąc. Zerknęła na tańczących ludzi i uśmiechnęła się, przypominając sobie jak sama się tak bawiła za czasów studiów. Niestety gdy zaczęła zawodowo zajmować się e-sportem przestała wychodzić na imprezy, a większość swojego czasu poświęciła na graniu i streamowaniu. Niektórzy uznaliby, że się uzależniła od grania, ale ona uznawała to tylko za poświęcenie jakiego wymagała jej praca. Choć i tak, cała ta harówka poszła na marne.
Na wspomnienie przegranej, skrzywiła się i pociągnęła solidnego łyka whisky, przez który opróżniła niemal jedną czwartą szklanki. Jednak na tym nie poprzestała i po chwili naczynie było całkowicie puste.
- Nalej mi jeszcze raz – mruknęła, podsuwając szklankę baranowi.
Żywiołak spojrzał na nią nieco zaskoczony, ale wzruszył nieznacznie ramionami i spełnił jej prośbę. Avril skinęła głową w podzięce, zapłaciła, po czym wypiła kolejny solidny łyk alkoholu.
- Nie wyglądasz na taką co dużo pije – powiedział nagle barman. Jego głos, choć nieco podniesiony, ze względu na głośną muzykę, był spokojny, choć oziębły.
- Bo nie pije dużo zbyt często, tylko kiedy mam powód.
- A jaki on jest? – spytał jakby od niechcenia, czyszcząc jakąś szklankę. Płomienie na jego dłoniach oraz głowie falowały spokojnie.
- Eh zwyczajny, niepowodzenie w karierze.
- To powód by tyle pić?
- A żebyś wiedział – odparła, po raz kolejny wpijając swoje whisky do końca. Powoli zaczynało jej szumieć w głowie – No, polej mi jeszcze trochę, mam zamiar dziś się dobrze zabawić.
Żywiołak pokręcił głową ze zrezygnowaniem, ale na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech politowania, na który Avril nie zwróciła najmniejszej uwagi. Nie obchodziło ją już nic, chciała po prostu dobrze się zabawić i zapomnieć o dręczącą ją problemach.
__________
*Dbanie o wizję – Na głównej mapie w LoL’u (tzw. Summoner’s Rift) jest duży obszar, na którym nie wiadomo co się dzieje. Dbanie o wizję to inaczej kładzenie takich jakby latarni, dzięki którym przez pewien czas, dana część tego „zacienionego” obszaru staje się widoczna dla drużyny.
*comba – Zbiór umiejętności użytych w odpowiedniej kolejności, które wspólnie zadają większe obrażenia.
Avril należała do tej ostatniej grupy, jednak w jej przypadku widmo przegranej bardzo mocno wyryło się w pamięci. Dalej przed oczami miała ekran końcowy, podczas przedostatnich rozgrywek w półfinałach, który przegrała wraz z drużyną.
Pamiętała jak bardzo cieszyła się z dostania do półfinału, jednak jej entuzjazm szybko przycichł, gdy tylko nastał pierwszy mecz tego etapu. Zakończył on się niemalże masakrą jej drużyny. Niestety kolejny mecz był jeszcze większą tragedią, której po części była przyczyną. Nie wiedziała co się z nią stało, po prostu z jakiegoś powodu zaczęła popełniać podstawowe błędy jak np. dbanie o wizję* czy mylenie kolejności umiejętności, które miały złożyć się na comba*. Gdy mecz się skończył i podziękowała przeciwnikom za mecz, przeprosiła wszystkich i zamknęła się w toalecie, gdzie płakała przez kilkanaście minut, gryząc się po rękach, by nikt nie usłyszał jej szlochu. Dopiero, gdy Max zadzwonił, by sprawdzić czy wszystko z nią w porządku, zebrała się jako tako do kupy i do końca ich pobytu w San Francisco udawała, że wszystko jest w porządku.
Lecz teraz, po powrocie do własnego mieszkania, nie musiała tego robić i zwyczajnie się rozkleiła. Usiadła na kanapie, wcześniej zasłaniając wszystkie okna, jakby to miało ukryć jej w jakiś sposób pomóc. Cheschire, którym przez czas trwania mistrzostw zajmowała się sąsiadka Avril, usadowił się koło niej. Jednak nie zbliżał się zbytnio, jakby chciał dać swojej pani trochę przestrzeni, której ta, bardzo potrzebowała.
Przed nią, na kawowym stoliku stała szklanka wypełniona colą, której jak do tej pory nie tknęła, a obok niej leżała paczka pianek. Kupiła je po drodze do domu, mając nadzieję, że ich słodycz pozwoli jej jakoś pozbyć się, choć na moment, uczucia smutku i poczucia winy.
Nagle usłyszała wibrację spod jednej z poduszek na kanapie. Sięgnęła w tamtą stronę i wyciągnęła swój telefon, którego od razu odblokowała. Na ekranie pojawiło się multum powiadomień o wiadomościach od jej znajomych, czy nieodebranych połączeniach od Maxa, Marka i jej ojca. Do wszystkich wcześniej wysłała wiadomość o treści „Potrzebuję chwili dla siebie, muszę wszystko sobie przemyśleć”. Dlatego teraz, kompletnie wyciszyła telefon.
Nie miała sił na jakąkolwiek rozmowę, w ogóle na nic nie miała energii. Chciała po prostu położyć się na kanapie i płakać dopóki nie skończyłyby się jej łzy. Niestety, nauczona doświadczeniem, wiedziała, że takie coś mogłoby się bardzo źle skończyć.
Jednak nie mogła tak siedzieć w ciemnym pomieszczeniu, bo powoli zaczynała się czuć jak zwierzę w klatce. Sięgnęła po szklankę coli i wypiła jej zawartość jednym haustem, po czym zajadła to kilkoma piankami.
- Choć Cheschire – spojrzała w stronę swojego kota – Przyda nam się trochę świeżego powietrza.
Po tych słowach ruszyła ku drzwiom, a jej puchaty przyjaciel dreptał tuż za nią, jakby zrozumiał to co powiedziała. Gdy ogarnęła się do wyjścia, wyszła z mieszkania, a kot dalej jej towarzyszył. Lecz, po wyjściu na zewnątrz, ich drogi się rozeszły. Cheschire, pomimo sympatii jaką darzył Avril, był tylko kotem, a te zazwyczaj chodzą własnymi ścieżkami. Jednak nie martwiła się o swojego pupila, bo wiedziała, że umie o siebie zadbać.
Przez pewien czas snuła się bez większego celu po ulicach miasta. Zapadał już zmierzch, przez co robiło się coraz chłodniej, a co za tym idzie, chodniki coraz bardziej pustoszały, a auta coraz rzadziej ją mijały.
Jednak po pewnym czasie coś ją tknęło i sięgnęła po telefon, by sprawdzić czy są jakieś nowe wiadomości. Zauważyła ich parę, lecz jedna szczególnie przykuła jej uwagę, a mianowicie wiadomość od Shark’a, jednego z rezerwowych zawodników w jej drużynie. Nie lubiła go za bardzo, bo zawsze się pysznił, że jest lepszym adc od niej, i że to on powinien grać w głównym składzie, a nie ona. Niestety musiała mieć z nim kontakt, bo w końcu był częścią drużyny.
Choć nie spodziewała się po nim jakiejś miłej wiadomości, to tak czy siak ją otworzyła. Od razu zobaczyła dosyć pokaźną wiadomość, co nieco ją zaskoczyło, bo Shark nie należał do osób gadatliwych czy wylewnych, lecz nie przejęła się tym za bardzo i zabrała się za czytanie:
Może wszyscy będą klepać cię po główce i mówić, że nic się nie stało, ale ja nie jestem idiotą Avril. Spierdoliłaś i to mocno. Nie wiem dlaczego Max od razu cię nie wywalił z drużyny albo chociaż nie zdegradował, ale może zwyczajnie się nad tobą ulitował, bo jesteś dziewczyną i jeszcze zaczęłabyś robić sceny. Jednak dla mnie to nie masz już miejsca w e-sporcie. To przez ciebie przegraliśmy mecz i dobrze o tym wiesz. Powinnaś zejść ze sceny i dać miejsce innym osobom, znacznie bardziej utalentowanym.
Na tym kończyła się wiadomość. Z jednej strony wiedziała, że Shark pisze to głównie po to, by jej dokopać, i że zwyczajnie jest zazdrosny, ale jednak bardzo ją to zabolało. Poczuła jak do oczu napływają jej łzy, które z całych sił starała się powstrzymać. Nie mogła się teraz rozpłakać, nie na środku ulicy. Powrót do domu też nie wchodził w grę, bo tam czekała ją
tylko samotność. Do taty też nie chciała dzwonić, żeby nie przeszkadzać mu w pracy. Dlatego pozostała jej tylko jedna opcja.
Niedługo po tym, znalazła się przed księgarnią pani Medson. W środku było ciemno, bo minęło już trochę czasu od godziny zamknięcia. Jednak nie było to żadną przeszkodą, gdyż staruszka mieszkała w niewielkim mieszkaniu, które znajdowało się na tyłach księgarni.
Dziewczyna podeszła do drzwi i zastukała w nie głośno, mając nadzieję, że staruszka jeszcze nie poszła spać. Ku jej radości, po chwili za szybą w drzwiach dostrzegła idącą w jej stronę panią Medson.
- Avril, dziecko, co ty tu robisz o tej porze? – spytała staruszka, gdy tylko otworzyła drzwi.
Jednak nie odpowiedziała jej, tylko zwyczajnie zaczęła płakać i przytuliła się do kobiety. Ta przez chwilę patrzyła zdezorientowana na dziewczynę, ale po chwili się otrząsnęła i pogłaskała ją po głowie.
- Co się stało dziecko? Ktoś cię skrzywdził?
- Tak, to znaczy nie… - westchnęła ciężko i otarła łzy, puszczając przy tym staruszkę. - To trochę skomplikowane.
- No to choć, zaparzę nam herbatę i wszystko mi opowiesz…
Po tych słowach wprowadziła Avril do środka, zamykając za nimi drzwi. Potem poprowadziła ją w głąb księgarni, a następnie do salonu, który znajdował się tuż za drzwiami oddzielającymi sklep od jej mieszkania.
Było to niewielkie pomieszczenie utrzymane w beżowo-brązowej kolorystyce. Znajdowała się tu tylko trzyosobowa, stara kanapa, kominek, telewizor oraz komoda. Na ścianach wisiało sporo fotografii związanych z życiem pani Medson. Nawet wisiał tam portret Avril, gdy ta była jeszcze dzieckiem.
- Rozgość się, a ja pójdę przygotować herbatę.
- A nie pomóc pani? – spytała Avril zatroskanym głosem.
- To miłe z twojej strony dziecko, ale dam sobie radę.
Po tych słowach staruszka udała się do kuchni. Przez chwilę Avril rozglądała się po pomieszczeniu jakby nie wiedziała co powinna ze sobą począć, ale w końcu usiadła na kanapie, zdejmując przy tym buty. Podkurczyła nogi do klatki piersiowej, objęła je rękami, po czym oparła się brodą o kolana i westchnęła z ulgą.
Zawsze gdy miała jakiś problem, z którym nie mogła lub nie chciała się dzielić z tatą szła właśnie do pani Medson. Kobieta zawsze starała się jej jakoś pomóc czy to radą czy dobrym słowem. Pamiętała, że gdy była młodsza, to zwracała się do niej nawet w takich sprawach jak pierwsza miesiączka, bo za bardzo wstydziła się porozmawiać na ten temat z tatą. Teraz gdy patrzyła na to z perspektywy czasu, to było to nawet zabawne.
Po kilku minutach pani Medson wróciła o salonu, niosąc tackę z dwoma dużymi kubkami parującej herbaty oraz talerzykiem wypełnionym po brzegi ciasteczkami. Postawiła to na stoliku kawowy, po czym podała napój Avril. Ta tylko wyszeptała ciche „dziękuję”.
- No to mów moje dziecko co ci na sercu leży – mówiąc to staruszka usiadła po drugiej stronie kanapy, biorąc przy tym swoją herbatę.
Dziewczyna westchnęła ciężko i wlepiła swój wzrok w kubek, po czym zaczęła opowiadać o tym co działo się w ostatnich dniach. O mistrzostwach, o klęsce jej drużyny i o oskarżeniach Sharka. Pominęła rozmowę z Gasterem, bo o tym wolała nikomu nie mówić.
Pani Medson słuchała tego z uwagą, nie odzywając się ani słowem, póki Avril nie skończyła mówić i całkowicie zmilkła. Wtedy też odstawiła swoją herbatę na stół, po czym przysunęła się do dziewczyny i położyła swoją pomarszczoną dłoń, na jej kolanie.
- Avril, porażki to naturalna kolej rzeczy, nie da się ich uniknąć, a tak po prawdzie to nawet nie powinno się próbować tego robić. Z porażek można się bardzo wiele nauczyć, więc powinnaś je popełniać. A jeżeli chodzi o tego twojego kolegę z drużyn…Sucharka, tak?
- Sharka – Słysząc tę pomyłkę w wymowie, dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona.
- Tak, tak, Sucharka… Nie przejmuj się nim, zwyczajnie zazdrości ci pozycji i osiągnięć. Nie możesz pozwolić mu podkopać twojej wiary w siebie, bo wtedy łatwiej mu będzie cię pokonać, rozumiesz?
- Tak, chyba tak… Bardzo dziękuję pani za pomoc pani Medson, szczególnie parząc na porę dnia.
- Drobiazg dziecko, drobiazg. Jesteś dla mnie jak córka, moim obowiązkiem jest ci pomagać, niezależnie od okoliczności.
- Tak czy siak, jestem pani bardzo wdzięczna.
- Oh, daj spokój z tą panią Avril – Staruszka machnęła ręką zirytowana. – Nie musisz mnie tak tytułować. Dużo bardziej cieszyłabym się gdybyś nazywała mnie „babcią”, tak jak wtedy kiedy byłaś mała.
- Dobrze, skoro tego sobie pa… - Odchrząknęła, widząc wzrok staruszki, która spojrzała na nią znacząco - … Skoro tego sobie życzysz, to będę cię tak nazywać.
- Bardzo mnie to cieszy.
Rozmawiały potem jeszcze przez dobrą godzinę. Choć tak naprawdę to Avril mówiła, a pani Medson przysłuchiwał się temu i co pewien czas przytakiwała, bądź dodawała coś od siebie. Podczas tej konwersacji, dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czemu właściwie przestała nazywać panią Medson swoją „babcią”. Miało to miejsce chyba gdzieś na początku gimnazjum. Wtedy też… Nie, nie mogła tego wspominać, nie ma co rozdrapywać starych ran, pomimo jak rozległe i głębokie one są.
- Wszystko w porządku Avril? – spytała pani Medson – Wyglądasz na strapioną.
- Nie, wszystko w porządku, po prostu się zamyśliłam – mówiąc to zerknęła na zegar na ścianie – Chyba będę się już zbierać, bardzo dziękuję za gościnę i pomoc.
- Oh, ależ nie przejmuj się moje dziecko, to nic takiego. Choć, odprowadzę cię.
Po tych słowach obie udały się w stronę wyjścia z księgarni. Przy drzwiach przytuliły się na pożegnanie. Avril czuła, że gdyby pozostała w objęciach kobiety nieco dłużej, to znowu zaczęłaby ryczeć. Nie chciała teraz wracać do pustego domu, ale nie mogła dalej zajmować czasu staruszce. Dlatego, gdy została sama na ulicy ruszyła w stronę centrum miasta, mając nadzieję, że znajdzie tam jakieś fajne miejsce, gdzie mogłaby choć na chwilę zapomnieć o swoich smutkach.
Nie musiała długo szukać, ponieważ po niedługim czasie znalazła się przed klubem o nazwie „Grillby”. Neonowy znak raził ją po oczach, a do nosa dochodził ostry zapach alkoholu i papierosów. Jednak właśnie tego było jej potrzeba, głośnej muzyki i napojów wysoko procentowych. Musiała wytańczyć ten stres i zapić smutek, który dręczył ją od przegranej w mistrzostwach.
Dlatego, gdy udało jej wejść do środka, zostawiła kurtkę w szatni i podeszła do baru, za którym stał fioletowy żywiołak ognia, ubrany w garnitur.
- Szklankę whisky poproszę – powiedziała siadając na krześle barowym.
Potwór zmierzył ją wzrokiem, ale po chwili podał jej napój, który przyjęła z wdzięcznością, przy okazji za niego płacąc. Zerknęła na tańczących ludzi i uśmiechnęła się, przypominając sobie jak sama się tak bawiła za czasów studiów. Niestety gdy zaczęła zawodowo zajmować się e-sportem przestała wychodzić na imprezy, a większość swojego czasu poświęciła na graniu i streamowaniu. Niektórzy uznaliby, że się uzależniła od grania, ale ona uznawała to tylko za poświęcenie jakiego wymagała jej praca. Choć i tak, cała ta harówka poszła na marne.
Na wspomnienie przegranej, skrzywiła się i pociągnęła solidnego łyka whisky, przez który opróżniła niemal jedną czwartą szklanki. Jednak na tym nie poprzestała i po chwili naczynie było całkowicie puste.
- Nalej mi jeszcze raz – mruknęła, podsuwając szklankę baranowi.
Żywiołak spojrzał na nią nieco zaskoczony, ale wzruszył nieznacznie ramionami i spełnił jej prośbę. Avril skinęła głową w podzięce, zapłaciła, po czym wypiła kolejny solidny łyk alkoholu.
- Nie wyglądasz na taką co dużo pije – powiedział nagle barman. Jego głos, choć nieco podniesiony, ze względu na głośną muzykę, był spokojny, choć oziębły.
- Bo nie pije dużo zbyt często, tylko kiedy mam powód.
- A jaki on jest? – spytał jakby od niechcenia, czyszcząc jakąś szklankę. Płomienie na jego dłoniach oraz głowie falowały spokojnie.
- Eh zwyczajny, niepowodzenie w karierze.
- To powód by tyle pić?
- A żebyś wiedział – odparła, po raz kolejny wpijając swoje whisky do końca. Powoli zaczynało jej szumieć w głowie – No, polej mi jeszcze trochę, mam zamiar dziś się dobrze zabawić.
Żywiołak pokręcił głową ze zrezygnowaniem, ale na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech politowania, na który Avril nie zwróciła najmniejszej uwagi. Nie obchodziło ją już nic, chciała po prostu dobrze się zabawić i zapomnieć o dręczącą ją problemach.
__________
*Dbanie o wizję – Na głównej mapie w LoL’u (tzw. Summoner’s Rift) jest duży obszar, na którym nie wiadomo co się dzieje. Dbanie o wizję to inaczej kładzenie takich jakby latarni, dzięki którym przez pewien czas, dana część tego „zacienionego” obszaru staje się widoczna dla drużyny.
*comba – Zbiór umiejętności użytych w odpowiedniej kolejności, które wspólnie zadają większe obrażenia.
Gra: Pisz... - Nikt nie przeżyje... - Aria
- Otoczyły nas! - krzyknął przerażony Mark, strzelając jak największą liczbą pocisków.
- Mark, kończą mi się naboje! Masz jeszcze? - zapytała przerażona siostra mężczyzny, przeładowując broń - Proszę, powiedz, że tak!
- Zostawiłem w schronie! My-myślałem, że tyle nam wystarczy - czuł, że niedługo nadejdzie ich koniec. Bał się jak nigdy dotąd. Zbierało mu się na płacz, ale nie mógł ryczeć, a szczególnie teraz - Muszę ci powiedzieć jedno. Jak skończą nam się pociski, nie przetrwamy. Zostaniemy pożarci lub ugryzieni, a potem również staniemy się żądnymi ludzkiego mięsa kanibalami - I naboje się skończyły - Nie! Nie teraz! Proszę!
Gdy nie mieli już nadziei, że przeżyją, ludzie, należący do tej samej grupy, co Mark i jego siostra - Amy - napadli na bandę żywych trupów i zrobili przejście. Rodzeństwo nie chcąc tracić czasu szybko przebiegło obok zombie.
Dziewczyna nie poczuła kiedy została lekko muśnięta zębem w kark. Zapewne przez adrenalinę.
Biegli ile sił w nogach do schronu, znajdującego się na kilku potężnych drzewach. Kiedy dotarli na miejsce szybko wspięli się po drabinkach na samą górę, by następnie odetchnąć z ulgą.
Zaraz po nich do domu weszli: Levi, Felix, Melanie, Rick i jego wnuk - Morty.
-Co to kurwa było?! - krzyknął Morty, wymachując rękoma - Myślicie, że codziennie będziemy marnować nasze ostatnie zapasy pocisków, by ratować wam dupy?! To miał być ostatni raz, bo już więcej po was nie przyjdziemy. Zrozumiano?!
Mark pokiwał głową i udał się do pokoju, by pójść Było dość wcześnie, ale nie spał ostatnie dwa dni i zmęczenie dawało znać, a jego siostra poszła odprawić toaletę. Jako jedyni w promieniu sześćdziesięciu kilometrów mieli ciepłą wodę.
Gdyby w 2011 roku nie zaczęłaby się wojna domowa w Syrii, to prawdopodobnie siedzieliby teraz z całą rodziną przy stole, jedząc wspólnie kolację. Ale co się tak właściwie stało? Rząd syryjski miał pomysł, jak mogą wygrać wojnę. Naukowcy wymyślili mieszankę, dzięki której zmarłe osoby miały odżywać. Ale nie wypaliło. Każdy zmarły, który został tym potraktowany był straszliwie głodny. Niestety nie na owoce czy warzywa. Na ludzkie mięso. I tak oto zastosowano miksturę jako broń, a wirus zawarty w niej - rozprzestrzenił się. W zaledwie kilka dni ponad 75% całej populacji było zarażone.
Markowi na wspomnienie, poświęcającej się matki dla niego i Amy, zachciało się płakać. Wciąż ma tę sytuację przed oczami. Rodzicielka była rozrywana na strzępy, a on stał, nie mogąc nic zrobić. Do dziś obwiniał się za to, co się stało.
Zamknął oczy, udając się w krainę snów i zapomnienia.
Amy podczas kąpieli, przesuwając palcem po szyi wyczuła zadrapanie. Serce zaczęło bić jak oszalałe, oddech przyspieszył, a przerażona dziewczyna chwyciła mniejsze lusterko i stanęła przed dużym.
Na jej karku widniało lekki ugryzienie, otoczone sinym kolorem. Amy upuściła lusterko i padła na kolana. Przecież nie może umrzeć, ma brata, dla którego jest ostatnią z rodziny.
“Czemu ten jebany trup nie mógł mnie ugryźć w rękę albo w nogę? Odciełoby się i bym miała jeszcze szansę na przeżycie” - pomyślała, a po jej policzku zaczęły spływać strumienie gorzkich łez. Z każdą sekundą robiło jej się słabiej. Kiedy miała już zawołać kogokolwiek, nastała ciemność.
Zamieniła się w żywego trupa dopiero po 20 minutach od śmierci. Wstała z trudnością i chcąc otworzyć pociągnęła za klamkę. Nie mogła. Zaczęła walić, ile sił w rękach, aby wyważyć drzwi.
Marka obudziło dziwne walenie. Wstał i po cichu zaczął się kierować w stronę źródła dźwięku. Okazało się, że dochodzi on z łazienki. Pociągnął za klamkę. Zamknięte, pewnie Amy się zatrzasnęła.
- Amy? Wszystko ok? - przyłożył ucho do drzwi - Jesteś tam?
Odpowiedziało mu jeszcze silniejsze walenie. Przeszedł do kuchni po nóż, a następnie otworzył dość sprawnie zamek. Gdyby wiedział, że zaraz ma umrzeć, nie zrobiłby tego.
Gdy tylko otworzył jego zarażona siostra rzuciła się na niego z nieposkromioną siłą. Mark zawsze miał od niej większą masę, ale tym razem nie dał rady jej odepchnąć.
Zdzierała mu powoli skórę, co sprawiało mu jeszcze większy ból.
- Pomocy! - zawołał rozpaczliwie - Niech ktoś ją weźmie!
Każdy z grupy zaskoczony wołaniem o pomoc, dość sprawnie przybiegł na miejsce zdarzenia.
Amy zjadała twarz swojego brata. Stali wokół przerażeni, kiedy ich kolega umierał w cierpieniach. Dopiero po chwili dotarło do nich co się właśnie dzieje. Pobiegli po broń i zastrzelili zombie, ale… Było już za późno. Mark umarł z bólu. Krew była wszędzie, a pozostałości po gałkach ocznych wyglądały jak truskawkowy koktajl. Melanie na widok zwłok zaczęła wymiotować.
- Jak mogliśmy do tego dopuścić? - zapytał Levi, łapiąc się za głowę - Jak?!
- To nie nasza wina, Levi - odpowiedział, jak zawsze spokojny Felix - Dobra, trzeba to zastrzelić zanim nas zaatakuje - wycelował w głowę i w całym schronie rozległ się dźwięk strzału - To kto ich bierze na balkon?
Nikt nie chciał ruszać ciał, ale w końcu wypadło na Ricka, który najbardziej się ich brzydził. Chwycił za ręce Amy i zaciągnął ją na balkon, by następnie wyrzucić ją na sam dół. Z Markiem zrobił to samo. Morty wziął łopatę i zakopał zwłoki w trochę oddalonym miejscu od ich domku na drzewie.
- Przynajmniej teraz się już nie męczą. Są tam - na Górze. Razem z rodziną. Ktoś chce powiedzieć słówko o tym wspaniałym rodzeństwie? - zapytała Melanie, ale nie dostała odpowiedzi -Nie? To idziemy.
- Ja chcę - wypalił po chwili Levi - Mark był wspaniałym, odważnym i kochającym człowiekiem, który dążył do celu choćby nie wiem co. Bardzo mi przykro, że musiał umrzeć w cierpieniach… Mam nadzieję, że odnajdzie razem z siostrą wieczny spokój. Amy za to była wiecznie uśmiechniętą, młodą i piękną optymistką. Będę tęsknić za jej szczerym uśmiechem, za jej pocieszaniem, za żartami... - zbierało mu się na płacz - i za miłością, jaką do mnie darzyła, a ja do niej…
Upamiętnijmy rodzeństwo minutą ciszy, proszę…
Każdy stanął nad “grobami” i opuścił głowę, kiedy słone łzy zaczęły lecieć strumieniami. Minuta ciszy nie trwała minutę, tylko więcej. Stali nad swoimi zmarłymi przyjaciółmi przez około godzinę, wspominając te wszystkie wspaniałe rzeczy, jakie razem zrobili z Markiem i Amy.
Co się stało po tak tragicznej śmierci? Każdy poszedł w swoją stronę, nie zważając czy zginie czy nie. Levi przeżył tak bardzo śmierć swojej ukochanej, że popełnił samobójstwo poprzez powieszenie. Melanie wyszła z domu i już nie wróciła, Rick został napadnięty przez jego wroga i przewieziony nie wiadomo gdzie. Morty - jego wnuk - szuka go od dwóch lat. Felix przeniósł się do grupy silniejszej i z większymi zapasami jedzenia oraz wody.
Tęsknili za tym co było kiedyś. Byli rodziną, wspierali się nawzajem, a teraz?
Teraz tylko czekała ich pewna śmierć...
- Mark, kończą mi się naboje! Masz jeszcze? - zapytała przerażona siostra mężczyzny, przeładowując broń - Proszę, powiedz, że tak!
- Zostawiłem w schronie! My-myślałem, że tyle nam wystarczy - czuł, że niedługo nadejdzie ich koniec. Bał się jak nigdy dotąd. Zbierało mu się na płacz, ale nie mógł ryczeć, a szczególnie teraz - Muszę ci powiedzieć jedno. Jak skończą nam się pociski, nie przetrwamy. Zostaniemy pożarci lub ugryzieni, a potem również staniemy się żądnymi ludzkiego mięsa kanibalami - I naboje się skończyły - Nie! Nie teraz! Proszę!
Gdy nie mieli już nadziei, że przeżyją, ludzie, należący do tej samej grupy, co Mark i jego siostra - Amy - napadli na bandę żywych trupów i zrobili przejście. Rodzeństwo nie chcąc tracić czasu szybko przebiegło obok zombie.
Dziewczyna nie poczuła kiedy została lekko muśnięta zębem w kark. Zapewne przez adrenalinę.
Biegli ile sił w nogach do schronu, znajdującego się na kilku potężnych drzewach. Kiedy dotarli na miejsce szybko wspięli się po drabinkach na samą górę, by następnie odetchnąć z ulgą.
Zaraz po nich do domu weszli: Levi, Felix, Melanie, Rick i jego wnuk - Morty.
-Co to kurwa było?! - krzyknął Morty, wymachując rękoma - Myślicie, że codziennie będziemy marnować nasze ostatnie zapasy pocisków, by ratować wam dupy?! To miał być ostatni raz, bo już więcej po was nie przyjdziemy. Zrozumiano?!
Mark pokiwał głową i udał się do pokoju, by pójść Było dość wcześnie, ale nie spał ostatnie dwa dni i zmęczenie dawało znać, a jego siostra poszła odprawić toaletę. Jako jedyni w promieniu sześćdziesięciu kilometrów mieli ciepłą wodę.
Gdyby w 2011 roku nie zaczęłaby się wojna domowa w Syrii, to prawdopodobnie siedzieliby teraz z całą rodziną przy stole, jedząc wspólnie kolację. Ale co się tak właściwie stało? Rząd syryjski miał pomysł, jak mogą wygrać wojnę. Naukowcy wymyślili mieszankę, dzięki której zmarłe osoby miały odżywać. Ale nie wypaliło. Każdy zmarły, który został tym potraktowany był straszliwie głodny. Niestety nie na owoce czy warzywa. Na ludzkie mięso. I tak oto zastosowano miksturę jako broń, a wirus zawarty w niej - rozprzestrzenił się. W zaledwie kilka dni ponad 75% całej populacji było zarażone.
Markowi na wspomnienie, poświęcającej się matki dla niego i Amy, zachciało się płakać. Wciąż ma tę sytuację przed oczami. Rodzicielka była rozrywana na strzępy, a on stał, nie mogąc nic zrobić. Do dziś obwiniał się za to, co się stało.
Zamknął oczy, udając się w krainę snów i zapomnienia.
Amy podczas kąpieli, przesuwając palcem po szyi wyczuła zadrapanie. Serce zaczęło bić jak oszalałe, oddech przyspieszył, a przerażona dziewczyna chwyciła mniejsze lusterko i stanęła przed dużym.
Na jej karku widniało lekki ugryzienie, otoczone sinym kolorem. Amy upuściła lusterko i padła na kolana. Przecież nie może umrzeć, ma brata, dla którego jest ostatnią z rodziny.
“Czemu ten jebany trup nie mógł mnie ugryźć w rękę albo w nogę? Odciełoby się i bym miała jeszcze szansę na przeżycie” - pomyślała, a po jej policzku zaczęły spływać strumienie gorzkich łez. Z każdą sekundą robiło jej się słabiej. Kiedy miała już zawołać kogokolwiek, nastała ciemność.
Zamieniła się w żywego trupa dopiero po 20 minutach od śmierci. Wstała z trudnością i chcąc otworzyć pociągnęła za klamkę. Nie mogła. Zaczęła walić, ile sił w rękach, aby wyważyć drzwi.
Marka obudziło dziwne walenie. Wstał i po cichu zaczął się kierować w stronę źródła dźwięku. Okazało się, że dochodzi on z łazienki. Pociągnął za klamkę. Zamknięte, pewnie Amy się zatrzasnęła.
- Amy? Wszystko ok? - przyłożył ucho do drzwi - Jesteś tam?
Odpowiedziało mu jeszcze silniejsze walenie. Przeszedł do kuchni po nóż, a następnie otworzył dość sprawnie zamek. Gdyby wiedział, że zaraz ma umrzeć, nie zrobiłby tego.
Gdy tylko otworzył jego zarażona siostra rzuciła się na niego z nieposkromioną siłą. Mark zawsze miał od niej większą masę, ale tym razem nie dał rady jej odepchnąć.
Zdzierała mu powoli skórę, co sprawiało mu jeszcze większy ból.
- Pomocy! - zawołał rozpaczliwie - Niech ktoś ją weźmie!
Każdy z grupy zaskoczony wołaniem o pomoc, dość sprawnie przybiegł na miejsce zdarzenia.
Amy zjadała twarz swojego brata. Stali wokół przerażeni, kiedy ich kolega umierał w cierpieniach. Dopiero po chwili dotarło do nich co się właśnie dzieje. Pobiegli po broń i zastrzelili zombie, ale… Było już za późno. Mark umarł z bólu. Krew była wszędzie, a pozostałości po gałkach ocznych wyglądały jak truskawkowy koktajl. Melanie na widok zwłok zaczęła wymiotować.
- Jak mogliśmy do tego dopuścić? - zapytał Levi, łapiąc się za głowę - Jak?!
- To nie nasza wina, Levi - odpowiedział, jak zawsze spokojny Felix - Dobra, trzeba to zastrzelić zanim nas zaatakuje - wycelował w głowę i w całym schronie rozległ się dźwięk strzału - To kto ich bierze na balkon?
Nikt nie chciał ruszać ciał, ale w końcu wypadło na Ricka, który najbardziej się ich brzydził. Chwycił za ręce Amy i zaciągnął ją na balkon, by następnie wyrzucić ją na sam dół. Z Markiem zrobił to samo. Morty wziął łopatę i zakopał zwłoki w trochę oddalonym miejscu od ich domku na drzewie.
- Przynajmniej teraz się już nie męczą. Są tam - na Górze. Razem z rodziną. Ktoś chce powiedzieć słówko o tym wspaniałym rodzeństwie? - zapytała Melanie, ale nie dostała odpowiedzi -Nie? To idziemy.
- Ja chcę - wypalił po chwili Levi - Mark był wspaniałym, odważnym i kochającym człowiekiem, który dążył do celu choćby nie wiem co. Bardzo mi przykro, że musiał umrzeć w cierpieniach… Mam nadzieję, że odnajdzie razem z siostrą wieczny spokój. Amy za to była wiecznie uśmiechniętą, młodą i piękną optymistką. Będę tęsknić za jej szczerym uśmiechem, za jej pocieszaniem, za żartami... - zbierało mu się na płacz - i za miłością, jaką do mnie darzyła, a ja do niej…
Upamiętnijmy rodzeństwo minutą ciszy, proszę…
Każdy stanął nad “grobami” i opuścił głowę, kiedy słone łzy zaczęły lecieć strumieniami. Minuta ciszy nie trwała minutę, tylko więcej. Stali nad swoimi zmarłymi przyjaciółmi przez około godzinę, wspominając te wszystkie wspaniałe rzeczy, jakie razem zrobili z Markiem i Amy.
Co się stało po tak tragicznej śmierci? Każdy poszedł w swoją stronę, nie zważając czy zginie czy nie. Levi przeżył tak bardzo śmierć swojej ukochanej, że popełnił samobójstwo poprzez powieszenie. Melanie wyszła z domu i już nie wróciła, Rick został napadnięty przez jego wroga i przewieziony nie wiadomo gdzie. Morty - jego wnuk - szuka go od dwóch lat. Felix przeniósł się do grupy silniejszej i z większymi zapasami jedzenia oraz wody.
Tęsknili za tym co było kiedyś. Byli rodziną, wspierali się nawzajem, a teraz?
Teraz tylko czekała ich pewna śmierć...
Miałan sen! - Plany na maj
Miałam sen!
Generalnie był to ten z rodzaju "koszmarów" ale miałam sen. Śniło mi się, że wróciłam do swojego ex, albo raczej on wrócił do mnie i łysiał na tyle głowy. Ale nie o to chodzi głównie. Nawet nie o to, że klatkę schodową mojego bloku przemalowali na żółto-czerwono, gdzie żółte były ściany, zaś schody były jak te w Hogwardzie i nie mogłam dostać się na swoje czwarte piętro, na którym mieszkam (a windy brak xD). ... Hogwardzie? Tak to się odmienia? Pisze się przecież Hograwt... Mmmm dobra, mniejsza.
Generalnie chodzi mi o to, że śniło mi się, że był zlot moich czytelników! W moim mieszkaniu... i o dziwo okazało się, że przybyli tylko... chłopcy w wieku gimnazjalno-licealnym... Którzy weszli do mojego mieszkania tylko po to, aby usiąść wszędzie gdzie się da i siedzieć przed swoimi smartfonami. Zero rozmowy. Zero kontaktu. A nie, jeden, blondynek o niebieskich oczach, gdzieś tak początek gimnazjum - skakał po moim stole i przestał dopiero wtedy, kiedy zagroziłam, że przedzwonię do jego rodziców mówiąc, jak się zachowuje...
...
Dlatego proszę, nie róbcie mi nalotu na chałupę xD
Myślę, że ten sen może mieć coś wspólnego z tym co miało miejsce jakieś dwa tygodnie temu. Odległość w czasie jest, ale nic innego mi do głowy nie przychodzi.
Wiecie, siedzę sobie na kasie w Biedrze, heh, no i dwóch chłopaczków właśnie w wieku gimnazjalnym rozmawia ze sobą.
Chłopaczek1: Ty wiesz, jak się nazywa lód w Undertale?
Chłopaczek2: Nie
Ja: NiceCream, sprzedawane przez NiceGuya przed Snowdin *dalej kasuję ich zakupy, które składają się właściwie z lodów i czipsów*
Chłopaczek1: Pani gra w Undertale
Ja: Gram, a wy?
Chłopaczek1: Tak, znaczy nie, oglądaliśmy tylko, ale....
No i odeszli. Widziałam tylko jak przez ramię na mnie zerkają i słyszałam
Chłopaczek1 do Chłopaczka2: Myślisz, że to ona? *szeptem*
Chłopaczek 2 do Chłopaczka1: Chyba *szeptem*
Po kilku dniach przyszli znowu, tym razem też ich kasowałam.
Chłopaczek1: A wie pani, że tutaj pracuje pani która lubi Undertale?
Ja: Suprajz! To ja!
Zaśmiali się, a potem znowu szepcząc między sobą i zerkając na mnie doszli do wniosku, że Biedronka się zgadza, więc to pewnie ja.
Tak więc, jeżeli to czytacie teraz. Tak, to jestem ja i dzięki za drobne ;3
Kheeeem, ale wracając do bloga
Zrezygnowałam z linkowania RPG Undertale - głównie przez brak odpowiedniego wsparcia - jak wiadomo, pracuję, studiuję, mam licencjat i co tam jeszcze? Aaa puf. Dużo tego jest. Nie mam czasu angażować się w coś, co będzie wymagało mojej uwagi. Patronować mogę jasne!
Tak więc, jeżeli chcecie zająć się RPG Undertale, które miałoby dojść do skutku - śmiało. Mogę zrobić reklamę na blogu i ogólnie być administratorem - takim nieobecnym, a jednak obecnym bo w sytuacji kryzysowej przybędę. Jeżeli jest ktoś chętny na wzięcie odpowiedzialności za RPG Undertale - niech pisze do mnie na maila yumimizuno@interia.pl
Dalej!
Zmieniam Spis Treści. Znaczy się przenoszę go w inne miejsce, jak już wspomniałam wcześniej, na wikę.
Wika jeszcze nie jest kompletna i nadal przenoszę artykuły oraz informacje. Mam nadzieję, że jestem już w połowie pracy. Heh. Ale możecie już wchodzić, komentować, bawić się etc.
Jeżeli jesteś autorem komiksu/opowiadania/tłumaczenia, śmiało możesz edytować artykuł i zmienić treść np opisu, czy wstawić obrazek.
Jeżeli jesteś autorem jakiejś pracy, która nie pojawiła się w tamtejszym spisie treści, a była publikowana na blogu, napisz do mnie na maila yumimizuno@interia.pl, albo napisz w komentarzu podając link do swojej pracy. Też jestem człowiekiem i mogłam coś przeoczyć, prawda? ^^
A i mamy EVENT! O AU mowa. Czyli 31 dni z AU. Informacje są tutaj. Każdy może brać udział. Dzisiaj mamy dzień z Undertale - klasyk. Więc pojawi się kilka opowiadań właśnie z tego AU. Jutro będzie Underfresh, więc przyjmuję wszystkie prace zarówno opowiadania jak i komiksy jak i obrazki związane z tym AU.
Pojawiła się też wspólna praca czytelników bloga, oraz grupy Niecika z moim tłumaczeniem.
To teraz może plany na ten miesiąc, co?
Tłumaczenia:
-dokończyć Mam nadzieję, że mnie złamiesz
-Tłumaczyć Czy to uczyni Cię szczęśliwą i nie brać nic nowego, póki to nie zostanie zrobione! (chyba, że jakieś oneshooty)
-Handplates
-Niech pojawi się kilka komiksów!
-Systematycznie tłumaczyć nowe rozdziały już tłumaczonych opowiadań
Własne
- Pisać Do końca świata i dzień dłużej
- Uzupełnić Spis AU z przedostatnich liter
Sprawy techniczne
-Zrobić Kółko przyjaźni
-Kolejna część Pisz...
-Kolejne pytania
-Zrobić ankietę do MEP'u bo zainteresowanie było spore.
-Poprzenosić to co pojawiło się w kwietniu do spisu treści (done)
-Uzupełnić spis treści do końca
-Jak czasu starczy zacząć przenosić całą resztę
-Walczyć o swoje prawa autorskie z plagiatorami
Generalnie był to ten z rodzaju "koszmarów" ale miałam sen. Śniło mi się, że wróciłam do swojego ex, albo raczej on wrócił do mnie i łysiał na tyle głowy. Ale nie o to chodzi głównie. Nawet nie o to, że klatkę schodową mojego bloku przemalowali na żółto-czerwono, gdzie żółte były ściany, zaś schody były jak te w Hogwardzie i nie mogłam dostać się na swoje czwarte piętro, na którym mieszkam (a windy brak xD). ... Hogwardzie? Tak to się odmienia? Pisze się przecież Hograwt... Mmmm dobra, mniejsza.
Generalnie chodzi mi o to, że śniło mi się, że był zlot moich czytelników! W moim mieszkaniu... i o dziwo okazało się, że przybyli tylko... chłopcy w wieku gimnazjalno-licealnym... Którzy weszli do mojego mieszkania tylko po to, aby usiąść wszędzie gdzie się da i siedzieć przed swoimi smartfonami. Zero rozmowy. Zero kontaktu. A nie, jeden, blondynek o niebieskich oczach, gdzieś tak początek gimnazjum - skakał po moim stole i przestał dopiero wtedy, kiedy zagroziłam, że przedzwonię do jego rodziców mówiąc, jak się zachowuje...
...
Dlatego proszę, nie róbcie mi nalotu na chałupę xD
Myślę, że ten sen może mieć coś wspólnego z tym co miało miejsce jakieś dwa tygodnie temu. Odległość w czasie jest, ale nic innego mi do głowy nie przychodzi.
Wiecie, siedzę sobie na kasie w Biedrze, heh, no i dwóch chłopaczków właśnie w wieku gimnazjalnym rozmawia ze sobą.
Chłopaczek1: Ty wiesz, jak się nazywa lód w Undertale?
Chłopaczek2: Nie
Ja: NiceCream, sprzedawane przez NiceGuya przed Snowdin *dalej kasuję ich zakupy, które składają się właściwie z lodów i czipsów*
Chłopaczek1: Pani gra w Undertale
Ja: Gram, a wy?
Chłopaczek1: Tak, znaczy nie, oglądaliśmy tylko, ale....
No i odeszli. Widziałam tylko jak przez ramię na mnie zerkają i słyszałam
Chłopaczek1 do Chłopaczka2: Myślisz, że to ona? *szeptem*
Chłopaczek 2 do Chłopaczka1: Chyba *szeptem*
Po kilku dniach przyszli znowu, tym razem też ich kasowałam.
Chłopaczek1: A wie pani, że tutaj pracuje pani która lubi Undertale?
Ja: Suprajz! To ja!
Zaśmiali się, a potem znowu szepcząc między sobą i zerkając na mnie doszli do wniosku, że Biedronka się zgadza, więc to pewnie ja.
Tak więc, jeżeli to czytacie teraz. Tak, to jestem ja i dzięki za drobne ;3
Kheeeem, ale wracając do bloga
Zrezygnowałam z linkowania RPG Undertale - głównie przez brak odpowiedniego wsparcia - jak wiadomo, pracuję, studiuję, mam licencjat i co tam jeszcze? Aaa puf. Dużo tego jest. Nie mam czasu angażować się w coś, co będzie wymagało mojej uwagi. Patronować mogę jasne!
Tak więc, jeżeli chcecie zająć się RPG Undertale, które miałoby dojść do skutku - śmiało. Mogę zrobić reklamę na blogu i ogólnie być administratorem - takim nieobecnym, a jednak obecnym bo w sytuacji kryzysowej przybędę. Jeżeli jest ktoś chętny na wzięcie odpowiedzialności za RPG Undertale - niech pisze do mnie na maila yumimizuno@interia.pl
Dalej!
Zmieniam Spis Treści. Znaczy się przenoszę go w inne miejsce, jak już wspomniałam wcześniej, na wikę.
Wika jeszcze nie jest kompletna i nadal przenoszę artykuły oraz informacje. Mam nadzieję, że jestem już w połowie pracy. Heh. Ale możecie już wchodzić, komentować, bawić się etc.
Jeżeli jesteś autorem komiksu/opowiadania/tłumaczenia, śmiało możesz edytować artykuł i zmienić treść np opisu, czy wstawić obrazek.
Jeżeli jesteś autorem jakiejś pracy, która nie pojawiła się w tamtejszym spisie treści, a była publikowana na blogu, napisz do mnie na maila yumimizuno@interia.pl, albo napisz w komentarzu podając link do swojej pracy. Też jestem człowiekiem i mogłam coś przeoczyć, prawda? ^^
A i mamy EVENT! O AU mowa. Czyli 31 dni z AU. Informacje są tutaj. Każdy może brać udział. Dzisiaj mamy dzień z Undertale - klasyk. Więc pojawi się kilka opowiadań właśnie z tego AU. Jutro będzie Underfresh, więc przyjmuję wszystkie prace zarówno opowiadania jak i komiksy jak i obrazki związane z tym AU.
Pojawiła się też wspólna praca czytelników bloga, oraz grupy Niecika z moim tłumaczeniem.
To teraz może plany na ten miesiąc, co?
Tłumaczenia:
-dokończyć Mam nadzieję, że mnie złamiesz
-Tłumaczyć Czy to uczyni Cię szczęśliwą i nie brać nic nowego, póki to nie zostanie zrobione! (chyba, że jakieś oneshooty)
-Handplates
-Niech pojawi się kilka komiksów!
-Systematycznie tłumaczyć nowe rozdziały już tłumaczonych opowiadań
Własne
- Pisać Do końca świata i dzień dłużej
- Uzupełnić Spis AU z przedostatnich liter
Sprawy techniczne
-Zrobić Kółko przyjaźni
-Kolejna część Pisz...
-Kolejne pytania
-Zrobić ankietę do MEP'u bo zainteresowanie było spore.
-Poprzenosić to co pojawiło się w kwietniu do spisu treści (done)
-Uzupełnić spis treści do końca
-Jak czasu starczy zacząć przenosić całą resztę
-Walczyć o swoje prawa autorskie z plagiatorami
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
♥ Łaska ♥ Atak Autor: sanspar Tłumaczenie: Yumi Mizuno INNE KOMIKSY INTERAKTYWNE Randka z Sansem Mikołaj Sans Blue na ...
-
ristorr Witam! Jest to alfabetyczny spis AU w języku polskim. Opracowane AU posiadają miniaturkę. Jeżeli masz stworzone swoje włas...
-
Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tł...
-
Moi kochani! Dzisiaj kolega z grupy na studiach zaproponował mi współpracę, którą oczywiście - przyjęłam. Bo jakże by inaczej. Jednak b...