13 maja 2018

Undertale: Prędzej czy później będziesz moja - Czerwony dym 01 [Sooner od Later You're Gonna be Mine - Red Smoke - tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Mobfell. Frisk zarabia na przeżycie śpiewaniem. Daje występy w barach licznie odwiedzanych przez kryminalistów, morderców i najbardziej spaczonych dewiantów jakie miasto ma do zaoferowania. Sądziła, że życie nie może potoczyć się jej gorzej, póki szczerzący się szkielet nie wszedł z buciorami w jej życie. Nazywa się Sans. Próbowała przed nim uciec, lecz bez względu na to gdzie się udała, zawsze ją znajdował.
Komiks na podstawie opowiadania Staringback o tym samym tytule, możecie go przeczytać tutaj
Autorem komiksu jest cursetale
Oryginał komiksu możecie przeczytać tutaj
Polska wersja okładki - Shiro Higurashi
Autor tłumaczenia - Yumi Mizuno

 Spis treści
Czerwony dym 01 (obecnie czytany)








Share:

Undertale: Do końca świata i dzień dłużej - Kawa na ławę i ognisty wieczór [opowiadanie interaktywne]

Autor okładki: Reitiri
Notka od autora:  Jest to opowiadanie interaktywne. Pod niektórymi notkami znajdować się będą pytania do czytelników, ich odpowiedzi będą miały wpływ na fabułę. 
Akcja dzieje się na powierzchni. Wojny z potworami nigdy nie było bo... ich też nie było. Jest za to coś innego... Nagle całe Twoje życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, po tym jak przeprowadzasz się do swojej babci, która umiera wkrótce potem i pozostawia Ci niezwykły spadek. Stajesz się opiekunką czterech żywiołaków ognia!
Opowiadanie w którym z wyjątkiem postaci czytelniczki (opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika) występują jeszcze postacie Grillbiego (Undertale), Fella (Grillby z Underfell), Gri (Grillby z Underswap) oraz Curly (BittyBones). Czytelnicy będą mieć wpływ na to co wydarzy się dalej z postaciami. Swoje sugestie mogą umieszczać w komentarzach nawet jak pytań do rozdziału nie będzie

Spis treści:
Na sam przód chcę pochwalić się genialnym fanartem od Risanny przedstawiającym Gri w kiecce! Jestem bardzo wdzięczna za ten obrazek. Waaaah. No i za komentarze, dzięki nim wpadłam na pomysł jak dalej potoczyć akcję. By zobaczyć obrazki w lepszej rozdzielczości radzę kliknąć na nie ;)
Potrzebowałaś kilka dni, dobra. Kilkanaście dni aby dojść do siebie, głównie pod względem mentalnym. Przez ten czas nie rozmawiałaś z Gri, miałaś do niego żal no i byłaś na niego zła. Uznałaś, że koniec końców, może być niebezpieczny, albo głupi... albo jedno i drugie, co by w sumie Cię nie zdziwiło.
Twoja relacja z Grillbym i Fellem pozostała bez zmian, zaś Curly całkowicie się do Ciebie przywiązał, a Ty do niego. Już nie tylko wspólnie spaliście, ale także zabierałaś go ze sobą na uczelnię. Nie, aby się pochwalić, nie, po prostu dobrze się przy nim czułaś, jakby był częścią Ciebie o której do tej pory nie miałaś pojęcia.
Podczas wykładów siedział w Twojej torbie, w ubikacji przechodził do kieszeni bluzy, albo chował się we włosach kiedy miałaś je rozpuszczone. Lecz to było niebezpieczne, raz mało nie wpadłaś kiedy nagle Kondzio podszedł z tyłu i klepnął Cię w ramię chcąc się przywitać i zagaić rozmowę nie-tak-bezpośrenio by poprosić Cię o notatki z ostatnich zajęć.
Początkowo chciałaś porzucić cały plan babki, aby się z nimi zakumplować, lecz im czas mijał, tym mniej gniewu i złości w sobie miałaś i tym bardziej chciałaś do tego wrócić. Przecież żyliście pod jednym dachem i czy wam się to podoba, czy nie, jesteście na siebie skazani.
Jednego z wieczorów siedziałaś na ziemi z laptopem na kolanach, na Twoim ramieniu siedział Curly.
-Myślę, że wspólne oglądanie to będzie dobry pomysł - mówił spokojnie. To on wpadł na ten pomysł - Bo wiesz... - chrząknął odwracając głowę na bok - ...nie spędzacie ze sobą za dużo czasu.
-Minimalna konieczność, wiem - przytaknął głową. Miał rację. Dlatego pomysł ze wspólnym oglądaniem był naprawdę dobry, nic tak nie jednoczyło ludzi jak coś do żarcia, picia i jakiś film w tle. A jako, że już jest środek zimy, kakao i koc były niezastąpione. Oczami wyobraźni już snułaś plany, jak to w otoczeniu swoich sąsiadów siedzisz pod kocem z kubkiem popcornu na kolanach i śmiejesz się z czegoś na ekranie. W Twoim wyobrażeniu, wszyscy byli dla siebie mili, wszyscy się śmiali i wszystko było takie nieprawdopodobne, że zapragnęłaś, aby się ziściło! Taki mały cud!
Pierwszy problem jednak pojawił się przy wyborze tego, co moglibyście pierwszy raz oglądać. Chciałaś dobrać coś, co spodoba się wszystkim. Coś, co przyciągnie ich uwagę i sprawi, że zapragną więcej takich wieczorów. Wtedy nawet oni będą mogli wybierać to co chcą wszystkim pokazać. Może nawet jakiś serial by się trafił w międzyczasie? A kto wie?
-Co powiesz na to? - pokazałaś maluchowi okładkę Króla Lwa - To klasyk i wszyscy to lubią - Curly pomyślał i pokręcił głową
-Obawiam się, że ... - zaśmiał się nerwowo - ... Fell wyjdzie po pierwszych kilku minutach - Zmarszczyłaś brwi
-Co? Ale KAŻDY lubi Króla Lwa
-No ale... uhhhhh.... - westchnął - Widzieliśmy ten film raz z twoją babcią i ... Fell nigdy go nie skończył, raz był bliski, ale nigdy nie skończył
-Uh... Dobra, to może ten? - pokazałaś na okładkę Gdzie jest Nemo?.
-Ummm tego chyba nie widzieliśmy, a o czym jest?
-O małej rybce która została porwana i jej ojciec wyrusza w podróż by ją znaleźć.
-To może spodobać się Grillbiemu, ale nie wiem czy Gri będzie chciał oglądać.
-To może to? - Mulan.
-To o walczącej księżniczce z Chin?
-Yhym
-Fellowi się spodoba, ale nie wiem czy Grillby...
-Uhhh dobra - z rezygnacją przeglądałaś dalej. Może animacja to zły pomysł? Spróbowałaś kolejnego klasyka. Titanic. Lecz jak tylko pokazałaś okładkę Curly cicho jęknął z przejęciem - Nie lubisz? - pokręcił głową. Westchnęłaś. - To może ty zaproponuj?
-Ale nie wiem co, lepiej ty wybierz - Spojrzałaś na niego marszcząc brwi - No co!
-Nic, nic... uh.... Wiem! - przeszłaś na inną stronę i wybrałaś jeden z lepszych filmów jaki widziałaś, kij, że animacja, ale za to fabuła. Jest walka, nie jest brutalny, jest polityka i są demony.
-Księżniczka Mononoke? - przeczytał tytuł - O czym to?
-O konflikcie ludzi z demonami, ale nie bój się! Spodoba się. Chyba. Nic innego mi do głowy nie przychodzi. Ryzyk fizyk - byłaś zrezygnowała, a to Twój ostatni strzał. Curly myślał chwilę ale przytaknął ostatecznie. Dobra. Masz zielone światło. Teraz tylko rozegrać to jakoś z pozostałymi.

Mroźny wieczór, za oknem padał śnieg, w mieszkaniu jednak było przytulnie i ciepło. Fakt, faktem, mogłaś zaoszczędzić na ogrzewaniu od kiedy mieszkałaś z czterema żywiołakami ognia. Stałaś przed nimi przy telewizorze, zaś oni zajęli miejsca na kanapie. Wzięłaś głęboki oddech i paradoksalnie czułaś się spięta. Curly siedząc na ramieniu Grillbiego trzymał za Ciebie kciuki i dopingował.
-Postanowiłam położyć kawę na ławę - zaczęłaś i natychmiast ci przerwano
-O! To będziemy pić kawę?! - Gri wyskoczył z szerokim uśmiechem lekko podnosząc się ze swojego miejsca. Siedział przy podłokietniku, koło Grillbiego.
-Nie, za późno na to - skarciłaś go spojrzeniem, lecz potwór nic sobie z tego nie robił. Wzięłaś kolejny wdech próbując pozbierać myśli po tym jak Ci przerwano - Chciałabym zacząć być z wami szczerą... Znaczy się, nie abym wcześniej nie była, ale... - spojrzałaś na Curlego który był nieco zmieszany, o tej części swojego planu mu nie wspominałaś, ale nie chciałaś też, aby wiedział o wszystkim, skoro i jego cała sprawa dotyczy. Czułaś, że masz ich uwagę i nie poprawiało to w ogóle atmosfery, nadal czując na sobie presję przełknęłaś ślinę. - Nie tak dawno temu, znalazłam stary pamiętnik babci na strychu. Wyczytałam w nim o Fuku - atmosfera w powietrzu zrobiła się ciężka, choć żaden z nich się nawet nie poruszył, tylko Curly wyglądał na zbolałego. Podejrzewasz, że to dlatego iż znasz go na tyle, aby wiedzieć kiedy coś mu dolega, no i jest on najbardziej... emocjonalnym typem spośród nich wszystkich? Tak można to określić. To potwór, który wszystkie swoje myśli i uczucia nosi wymalowane na twarzy, nic nie ukrywa. Jak jest smutny, to jest smutny. Podejrzewałaś jednak, słusznie w całej rozciągłości, że choć pozostali tego po sobie nie pokazywali, również czuli żal i ból z powodu wymówienia tego imienia, i być może wspomnień jakie pojawiły się w ich głowach. - Wiem kim dla was była i jak skończyła - Fell na chwilę spojrzał na Curly jakby ten był małym zdrajcą. Lecz nikt nie ośmielił Ci się tym razem przerwać - Wiem też ile dla was znaczyła moja babcia i ... - westchnęłaś - Chciałabym wam zaproponować dwie rzeczy.
-Dwie? - Grillby zmarszczył brwi
-Tak dwie - przytaknęłaś - Jak wiecie, jesteśmy na siebie skazani. Ja na was, wy na mnie. I musimy nauczyć się razem żyć. Babcia mówiła, że kluczem jest zdobycie waszego zaufania. Gri mówił, że chcę waszej mocy. Poprawcie mnie, jeżeli się mylę. Czy jeżeli mi zaufacie to oznacza, że będę w stanie korzystać z waszej mocy?
-O, głupi człowiek pokazał, że nie jest aż tak głupi - Fell wywrócił oczami krzyżując ręce na piersi
-Nie, po prostu pokazała, że umie łączyć punkt A z punktem B. - Gri zaklaskał
-Czy spotkało was kiedyś z tego powodu coś złego? W sensie - zamrugałaś kilka razy próbując dobrać myśli w słowa - Czy któraś z moich poprzedniczek wykorzystała zaufanie jakie jej daliście przeciwko wam?
-A po chuj mamy ci o tym mówić? - warknął Fell - Gówno cię to tak naprawdę interesuje
-Dobra koleś - powoli zaczynałaś tracić nerwy, wzięłaś krzesełko i usiadłaś na nim tak, by zrównać się poziomem z nimi - Udajmy że tamtego wszystkiego nie było. Zaczynamy naszą znajomość tu i teraz i chcę się dowiedzieć tyle ile mogę, aby lepiej was zrozumieć.
-By zdobyć naszą moc - warknął Gri, w jego głosie słyszałaś czający się gniew
-Nie - popatrzyłaś na niego. To wasza pierwsza rozmowa od czasu tamtej herbatki - Nie zależy mi na waszej mocy, czy cokolwiek tam macie. Zależy mi na życiu... takim no nie wiem... rodzinnym? Nie będę na siłę zdobywała waszego zaufania. Jeżeli ja wam nie ufam, to jak wy macie zaufać mi. - Cisza, nikt nic nie powiedział, dlatego wzięłaś głęboki wdech opuszczając głowę - Podejrzewam, że skoro nic mi nie mówicie, to w przeszłości ktoś... nadużył zaufania. Prawda? - Dalej cisza - Jeżeli się mylę, to poprawcie mnie. - Cisza. Dobra, nie da się z nimi rozmawiać. Nic na ten temat się nie dowiesz. Zaciskając mocniej usta, postanowiłaś zmienić temat. Po co właściwie się z nimi tutaj spotkałaś? Nie po to, aby gadać o przeszłości, prawda? - Zaczynamy od nowa. Dobra? Jestem ____. Miło mi was poznać.
-To głupie, wiemy jak się nazywasz.- Fell syknął na Ciebie, płomyki na jego głowie zatańczyły mocniej
-I wiemy też, że jesteś debilką - Gri powiedział to tak, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość we wszechświecie i w dodatku nie było w tym nic obrażającego. Przystawił palec do ust robiąc niewinną minę - Kochanie, powiedz mi jak ci się żyje z połową mózgu? Musi ci być naprawdę ciężko.
-Przestańcie - wtrącił się Grillby karcąc obu braci. - ____ próbuje. Dajcie jej szansę.
-Jeżeli zaraz nie przejdzie do konkretów to sobie pójdę. W dupie mam dawanie komukolwiek czegokolwiek.
-Dobra! - krzyknęłaś - Chcecie szybko? Dobra, będzie szybko. Pomyślałam o wspólnym oglądaniu! Właściwie, to pomysł Curly - poprawiłaś się szybko - Ale wspólne oglądanie będzie fajne. Znaczy się, może być fajne. Prawda? Poznamy się lepiej, dogadamy się, lepiej ... wszystko będzie lepiej. Pobądźmy trochę razem, dobrze?

Udało się? Nie. Tego wieczora siedziałaś sama w salonie. Dobra, nie całkiem sama. Curly siedział razem z Tobą. No i Grillby. Jako pierwszy dał Ci szansę i doceniałaś to. Jednak, jako, że nie było ich wszystkich postanowiłaś puścić Gdzie jest Nemo?. Faktycznie, spodobała mu się bajka, zaproponował takie wspólne oglądanie raz w tygodniu i przyznał, że nie mógł doczekać się na kolejny seans.
Twoja relacja z nim od tamtego momentu była.. lżejsza. No i rozmawialiście więcej. Zdecydowanie więcej. Dowiedziałaś się, że Grillby lubi oglądać filmy o mafii i jego ulubionym jest Ojciec Chrzestny, jakoś Cię to nie zaskoczyło. Bardzo przypadł mu do gustu też film Omen. Tak bardzo, że kolejnego tygodnia go powtarzaliście. Wszystkie części. Nawet nie wiesz kiedy usnęłaś na kanapie. Lecz gdy się obudziłaś, pozycja była naprawdę miła. Spałaś na jego kolanie, on obejmował Cię ramieniem. Sam też spał. Żywiołaki mogą się ślinić? Hah, chyba tak. Grillby w każdym razie ślinił się śpiąc z otwartymi ustami i głową opartą o tył kanapy. Curly drzemał pod kocem na Twoich kolanach. Za bardzo się bał, więc schował się jeszcze na pierwszej części, ale nie chciał też przegapić wspólnego oglądania.
Sądzisz, że Grillby musiał coś powiedzieć Fellowi, bo w kolejnym tygodniu i ten się zjawił. Co więcej, jak to powiedział, w dupie miał to co wybraliście. On pokaże wam coś co się wam spodoba. Gdy na monitorze pojawił się początek filmu Auta, tak tego animowanego, parsknęłaś śmiechem. Fell spojrzał na Ciebie tak, jakbyś zabiła mu brata wykałaczką i musiałaś przeprosić. Nie spodziewałaś się, że będą mu się podobać animacje tego typu.
Ostatni był Gri i jak zawsze musiał coś odwalić. Sądzisz, że to dlatego iż został, jakby nie patrzeć, sam. Tak więc po miesiącu na kolejnym wieczorze filmowym, oglądaliście Ludzką Stonogę. Widząc co to za film, szybko zasłoniłaś Curlemu oczy i uszy rękami, sama co chwilę chowając się za Grillbiego, który siedział sztywno. Nie wiesz, czy był w szoku, czy bardziej ukrywał obrzydzenie, ale mocno go wmurowało. Fell znowu śmiał się raz z Gri, lecz przy motywie z robieniem kupy i on wymiękł wychodząc z pomieszczenia.

Ostatecznie, osiągnęłaś swój cel. Oglądanie filmów co tydzień stało się rutyną. Szybko tygodniowe spotkania były też w połowie tygodnia, aż w końcu co drugi dzień, by z czasem stać się codziennością. Zawsze po uczelni wracałaś do mieszkania i po prysznicu wskakiwałaś pod kocyk na kanapie wraz ze swoimi żywiołakami ognia. Nadal Ci nie ufali, Ty nie ufałaś im w całości, ale byli jakby... bliżsi.

Nim się spostrzegłaś święta Bożego Narodzenia zapukały do waszych drzwi. A właściwie to zadzwonił telefon.
-Córeczko! - usłyszałaś głos matki w słuchawce
-O cześć. Co tam?
-Jak to co tam? Dzwonię z pytaniem, kiedy wpadniesz na święta!
-Co?
-Nie mów tylko, że jak babcia nie będziesz do nas przyjeżdżać. Stęskniliśmy się za tobą!
-Wiesz ja....
-I nie przyjmuję odmowy. Sprawdzałam ci już autobusy
-Co?
-No autokary - słyszałaś jak się cicho śmieje - Za dwa dni masz bezpośredni. Zarezerwowałam ci już i opłaciłam bilety
-Ale mamo... - nie wiesz dlaczego, ale nie czułaś potrzeby jechać, szukałaś szybko wymówki - Ja nie mam dla was nic, więc...
-Nonsens córeczko. Twoja obecność będzie wystarczającym prezentem
-Ale...
-Bez ale mi tu! Masz być na świętach. - i się rozłączyła.
Kurwa.


Teraz pytanie do was! 
Jakie macie pomysły na przygody Żywiołaków w naszym rodzinnym domu?!
Share:

Undertale: Historia z Handlarza Iluzji (Toby - część 4 - Idę z tobą) [opowiadanie interaktywne]


Propozycja potwora wydała ci się całkiem miła. Z niewiadomych przyczyn jego wygląd wprawił cię w dziwny spokój.
-Zgoda. Idę z tobą. - Powiedziałeś.
-Ekstra! Obiecuję, będzie naprawdę fajnie. - Futrzak bardzo ucieszył się. Złapał cię za rękę i zaczął iść. Poczułeś, że jego futro jest bardzo miękkie. Po chwili zauważyłeś, że próbowałeś go przytulić. On też to zauważył, ale tylko się uśmiechał. Puścił twoją rękę i spróbował cię objąć. Zaczęło cię to trochę martwić, ale było już późno i dosyć chłodno, więc nie protestujesz. Spacer poszedł szybko. Po chwili doszliście do miejsca w którym stało parę domów. Asriel przestał cię obejmować i zaczął szukać czegoś w spodniach. Podeszliście do drzwi jednego z domów i wyjął klucz. Weszliście. Dom był dosyć mały, ale całkiem ładny. Zauważyłaś, że przy wejściu na wieszaku wisiała tylko jedna kurtka.
-Mieszkasz sam? - spytałeś.
-Tak. Moi rodzice są strasznie zajęci pracą, więc rzadko ich widuję. - Odpowiedział Asriel.
Zacząłeś rozglądać się po domu. Na dole znajdował się salon połączony z kuchnią, schody prowadzące na górę i dwoje drzwi. W salonie stała kanapa, telewizor, stół i kilka rozrzuconych rzeczy. Widocznie Asriel nie spodziewał się gości. Szybko pozbierał rzeczy i zostawił je na stole. Potem poszedł do kuchni.
-Jesteś głodny? - spytał.
-Trochę. - Przypomniało ci się, że nie zjadłeś jeszcze nawet obiadu, a pora była bardziej na kolację.
-Ok, daj mi chwilę. - Asriel wyjął parę rzeczy z lodówki i zrobił kanapki. Postawił je na stole. Wydały ci się trochę... dziwne.
Asriel usiadł na kanapie i patrzył na ciebie. Nie chcąc być nieuprzejmym, no i, że jesteś dosyć głodny decydujesz się zjeść. Wziąłeś jedną kanapkę, włożyłeś ją do ust i... zniknęła. Poczułeś tylko, że była smaczna i przestałeś być głodny.
-Sorki, zapomniałem, że nie jesteś stąd. Tutejsze jedzenie ma to do siebie, że bardzo szybko się zjada. - Asriel zaśmiał się cicho.
-Nic nie szkodzi. Są całkiem smaczne. - Uśmiechnąłeś się i ,,zjadłeś'' kolejną.
-Ekstra. W kuchni jestem dosyć kiepski. Ok, skoro zostajesz na noc to musisz gdzieś spać. Emm... Na górze jest mój pokój i łazienka. Czuj się swobodnie. Jeśli chcesz możesz spać ze mną w pokoju, mi to nie przeszkadza. Jednak jeśli wolisz spać samemu to możesz spać tutaj, a ja przyniosę ci pościel. Ja idę się umyć. Możesz robić co chcesz. Zwykle schodzi mi to dłuższą chwilę. - Po tych słowach wstał z kanapy, zabrał rzeczy które wcześniej zostawił na stole i poszedł na górę. Ty zostałeś w salonie razem z paroma kanapkami. Możesz robić co chcesz. Pooglądać telewizję, rozejrzeć się po domu, zajrzeć do pokoju Asriela (no przecież powiedział ,,rób co chcesz''), czy porobić coś innego.

Share:

12 maja 2018

O AU mowa - 12 maja - Undernovela - Te amo - Yumi Mizuno

Notka od autora: Jak wiadomo, Undernovela to specyficzne AU, gdzie cokolwiek by się nie działo, postacie mówią po hiszpańsku. Jaa nie mówię po hiszpańsku. Ale jestem odpowiedzialnym pisarzem i wiem jak sobie poradzić. I nie, nie prosiłam o pomoc żadnego specjalisty hiszpańskiego, aby pomógł mi przetłumaczyć dialogi. Użyłam google tłumacza. Odpowiedzialnie. Heh.
Ale spokojnie, myślę, że się połapiecie. 
Chyba.
A jak nie to nic. O to w tym AU chodzi. Nikt nie wie o czym gadają, ale i tak się czyta/ogląda. 

Asgorro szedł z wynikami swoich badać przez piaszczyste uliczki położone między staqdninami koni. Miał chore serce i niebawem umrze. Taka była diagnoza lekarska. Nic się na to nie poradzi, czas umierać. Westchnął ciężko.
-Una cosa que lamento más es que maté a esos niños. - mówił do siebie nie rozglądając się po ulicy. Zacisnął ręce w pięści. - ¡Si no los matara, mi esposa no me dejaría por mi viejo amigo!- W jego głosie słychać było gniew. To prawda. Nie mylił się. Toriel zostawiła go zaraz po tym, gdy wyszło, że jest odpowiedzialny za śmierć dzieci, ale... Ale gdyby tego nie zrobił, to mafia by go dopadła. - ¿Por qué?! - uniósł głowę wysoko i wykrzyknął w stronę Boga - ¿Por qué?! - Ale wiedział dlaczego. Wiedział przez co go to wszystko spotyka.
Nie mogąc dłużej znieść męki, która przytłaczała jego serce, skierował się w stronę domu swojej dawnej przyjaciółki.
Oh, poznał ją przez przez swojego starego przyjaciela, Gasterra, na jednym z przyjęć jakie ksiądz Gasterro organizował. Była nieśmiała, miała piękną czarną sukienkę w białe grochy, delikatny rumieniec schowany pod grubymi okularami.
Ich romans był wielką tajemnicą, nie tylko dlatego, że kochali się jak szaleni pod bożym sklepieniem, ale także dlatego, że Asgorro miał przecież żonę. Jeszcze wtedy było między nimi naprawdę dobrze, lecz się pokłócili. Pokłócili się o to, że Toriel spędza za dużo czasu ze swoim przyjacielem Sinem. Kościsty potwór był stanowczo za bardzo... jednoznaczny jeżeli chodzi o relację jego znajomości z żoną Asgorro. A przecież ksiądz Gasterro mówił, że nie wolno, bo Bóg patrzy i osądza sprawiedliwie.
-Estoy seguro de que ella me traicionó. - mówił do siebie wznawiając kroku. Nawet nie wiedział kiedy się zatrzymał - Fue una coincidencia - Na wyniki badań skapywały krople łez - No quería esto - Był coraz bliżej domu, a im bliżej się znajdował tym serce biło mu głośniej - Pero sucedió - Chwycił za klamkę. Wiedział, że tamtego dnia zniszczy resztki szacunku jaki jego zona miała w stosunku do niego po tym, jak dowiedziała się, że to on odpowiedzialny jest za morderstwa tych wszystkich dzieci. Wiedział też, że choć ta faktycznie związała się z Sinem, tak ich związek nie jest popierany przez księdza. Formalnie jego zona nadal jest z nim w stanie związku małżeńskiego, a on, choć teraz już umierający, nadal żyje i będzie żył. Tak to więc jego żona wychodzi na tą złą. Lecz nie na długo. Asgorro pchnął drzwi i wszedł do mieszkania, ujrzał obraz karygodny. Sin obłapiający jego zonę, która aż wiła się pod nim, choć nadal jeszcze miała ubrania.
-¡Nuestro hijo adoptado es mi hijo y alphys! - wykrzyczał bez pomyślunku. Sin i żona Asgorro osłupieli spoglądając na męczennika w progu, który z rozpaczy wyrywał sobie futro z głowy i wył głośno - Este es mi hijo! - Widząc przyglądającego się temu wszystkiemu Friskowi, podbiegł do niego i ujął mocno. - ¡Eres mi hijo! - krzyczał, po policzkach lały mu się łzy - Usted no es adoptado Eres mi hijo Mi y Alphys. Usted dio a luz a la lujuria que surgió durante el servicio del sacerdote Gasterro en esa memorable noche a la luz de las velas. Es una coincidencia Pero eres querido. Te amo Pero me estoy muriendo No llores por mí porque no fui digno de tus lágrimas y tu amor. Quédate con tu madre adoptiva, porque ella no es tu madre biológica. Tu madre biológica es lesbiana y tiene un amante. así que no la lastimes y déjala en paz. Voy a morir pronto, así que te salvaré mi ganadería en el otoño. Te amo - I umarł.

Koniec odcinka 13 895
W kolejnym odcinku

Frisk po otrzymaniu spadku od Asgorro, próbuje wygrzebać się z długów w jakich pozostawił go ojciec. Nie udaje mu się to jednak. Albowiem, ze względu na wzgląd, Gasterro widząc możliwość przejęcia stadniny koni, postanawia udać, że akceptuje związek Sina z wdową po Asgorro, tylko po to, aby nakłonić ich do potajemnego wzięcia ślubu, by potem adoptować Friska i przejąć spadek po Asgorro.
Share:

Gra: Pisz... - Ćwiczenie Drugie - NIE IGNORUJ MNIE - Nessa

Alice wiedziała, że ten dzień będzie… bardzo zły.
Czuła to od samego rana, marząc o zakopaniu się pod pościelą i przeczekaniu tak do wieczora, bez konieczności wstawania z łóżka. Myśl o wyjściu na zewnątrz przerażała, choć ciepło wpadających przez okno promieni słonecznych aż zachęcał, by przejść się choćby i na krótki spacer. Wiosenna aura czyniła wszystko wokół bardziej znośnym, wręcz przyjemnym, przez co siedzenie w domu zaczynało jawić się jako prawdziwy grzech.
Mimo wszystko Alice długo wahała się nad wyjściem, kilkukrotnie obracając w rękach telefon i walcząc z potrzebą wybrania numeru Zoey. Niepotrzebnie obiecała jej te wspólne zakupy. Przecież wiedziała, że to skończy się w ten sposób – wątpliwościami i pośpiesznym szukaniem wymówki, byleby jednak nigdzie się nie ruszać. Jak mogłaby spokojnie spacerować sobie po centrum handlowym, skoro w każdej chwili…?
Nie chciała o tym myśleć.
Nie miała pojęcia, co ostatecznie skusiło ją, żeby zaryzykować. W zasadzie od rana miała spokój, prawda? Może to dziwne napięcie tak naprawdę nie oznaczało niczego złego, a ona była przewrażliwiona. Zoey miała rację, kiedy raz po raz powtarzała, że izolowanie się od ludzi to zły pomysł. Alice tęskniła za wspólnymi wyjściami i bliskością innych – za normalnością, którą mogła cieszyć się zaledwie rok wcześniej.
Cholerna dorosłość. Przeklęte urodziny, które ściągnęły na nią coś, czego absolutnie nie chciała. Gdyby przynajmniej ktoś wcześniej zapytał ją o zdanie, może to wszystko nie byłoby aż takie frustrujące… Z drugiej strony, co by to zmieniło, skoro tak naprawdę nie miała wyboru? Genów nie dało się oszukać i zażyła się już o tym przekonać.
Dziewczyna nerwowo zacisnęła palce wokół papierowego kubka z kawą. Nie żeby potrzebowała kofeiny, by podnieść sobie ciśnienie, ale przyzwyczajenie okazało się silniejsze. Raz po raz popijając wciąż parującą zawartość, przekroczyła próg centrum. Z zaciekawieniem rozglądała się dookoła, zadziwiona spokojem, który panował w jej umyśle, pomimo tego, że dookoła ludzie rozmawiali, śmiali się i w pośpiechu zmierzali w swoje strony. Tak dawno z własnej woli nie znalazła się w miejscu publicznym, że aż poczuła się przytłoczona nadmiarem bodźców. Znów zawahała się, w pierwszym odruchu cofając o krok i w pośpiechu szukając choć odrobiny wolnej przestrzeni.
W porządku, więc była tutaj. Co więcej, mimo wszystko czuła się dobrze, a świat jak na razie się nie skończył. Chyba mogła uznać to za mały sukces, chociaż nie przywykła chwalić dnia przed zachodem słońca. Dopiero miała zobaczyć się z Zoey, więc zbyt wczesne świętowanie zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. To zamierzała zostawić sobie na później, o ile faktycznie miała szansę, żeby…
Dokąd idziemy, Alice?
Poczuła, że zimny dreszcz przebiega jej po plecach. Nie, nie, nie… Nie tutaj! Dłoń Alice nieznacznie zadrżała, przez co prawie wylała na siebie kawę. W ostatniej chwili powstrzymała się przed poluzowaniem uścisku, by nie zmiażdżyć papierowego kubeczka.
Z bijącym sercem ruszyła przed siebie, ignorując pobrzmiewającew głowie pytanie. Na całe szczęście przez ostatnie miesiące niemalże do perfekcji dopracowała panowanie nad emocjami – przynajmniej w kwestii mimiki i gestów, bo w środku panikowała nie mniej, co i za pierwszym razem. Dlaczego? Czemu tutaj? Jak powinna się zachować, żeby nie zrobić z siebie idiotki w miejscu publicznym?
Zerknęła na zegarek, chcąc upewnić się, ile jeszcze zostało jej czasu. Niecały kwadrans… Ale mogła się założyć, że Zoey jak zwykle miała pojawić się wcześniej. Chciała, żeby tak było – by mogły przyśpieszyć spotkanie i mieć to z głowy. W zasadzie czuła, że powinna jak najszybciej wrócić do domu i wymyślić jakąś sensowną wymówkę, ale nie chciała tego. Nie znowu, zwłaszcza że już odważyła się przyjść do centrum, w myślach nastawiając na przyjemnie spędzony czas z przyjaciółką. Może nie miało być aż tak idealnie, jak tego oczekiwała, ale przecież mogła to wytrzymać, prawda? Wystarczyło, by udawała, że nic szczególnego nie miało miejsca.
To nie mogło być aż takie trudne…
Chyba.
Alice?
Zignorowała naglący, bezcielesny szept. „A wal się!” – miała ochotę powiedzieć, ale ostatecznie zadowoliła się milczeniem. W zamian upiła łyk kawy, zupełnie jakby w ten sposób mogła usprawiedliwić przeciągającą się ciszę. Nie sądziła, żeby to zadowoliło jej niechcianego towarzysza, ale co ją to obchodziło? Przecież nie musiał z nią być akurat teraz!
Skierowała się ku windom, chcąc zaoszczędzić choć trochę czasu. O ile się nie myliła, kawiarenka, którą Zoey zaproponowała jako miejsce spotkania, znajdowała się na czwartym piętrze. W obecnej sytuacji Alice zdecydowanie nie miała cierpliwości, by biegać po całym centrum, szukać ruchomych schodów i zastanawiać nad tym, czy przypadkiem mijający ją ludzie nie zauważyli w jej zachowaniu czegoś niepokojącego. Chciała jak najszybciej znaleźć się na miejscu, w duchu modląc o to, by Zo faktycznie przyszła przed czasem.
Podrygiwała nerwowo, obserwując jak licznik nad windą powoli odlicza do zera. Wślizgnęła się do środka, ledwo tylko drzwi się rozsunęły, po czym zajęła miejsce w kącie, plecami opierając o ścianę. Kątem oka spojrzała na współpasażerów, ale nie poświęciła im zbyt wiele uwagi. Zauważyła jedynie, że stojąca najbliżej panelu z przyciskami kobieta, wcisnęła przycisk z czwórką. Dobrze, więc nie będzie musiała o nic prosić, ani przepychać się pomiędzy ludźmi. Tym lepiej, skoro milczenie nagle zaczęło jawić jej się jako coś na wagę złota.
Wbiła wzrok w kubek z kawą, raz po raz przechylając go i obserwując, jak resztki napoju obmywają ścianki. Czuła, że winda z delikatnym szarpnięciem ruszyła, miarowym tempem zmierzając ku górze. Było w tym coś kojącego, zresztą jak i w świadomości, że niedługo miała dotrzeć na miejsce. Za chwilę zobaczy się z Zoey, a później…
Dlaczego mi nie odpowiadasz?! Alice!, usłyszała i z wrażenia omal nie wypuściła kubka. Głos już nie tyle się niecierpliwił, co wręcz żądał od niej uwagi. Zamierzasz mnie ignorować?
Czy to nie było oczywiste? Czy nie mógł zrozumieć, że w takich miejscach potrzebowała spokoju? „Do cholery, inni cię nie słyszą! Jestem jedyna!” – miała ochotę na niego warknąć, ale przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w ciasnej windzie, gdzie każdy mógł ją usłyszeć i dojść do wniosku, że całkiem już postradała zmysły.
Kto wie, może tak było? Może w końcu powinna to przyznać i poszukać pomocy, przy odrobinie szczęścia znajdując wybawienie w jakichś cudownych tabletkach, którymi regularnie mogłaby się naćpać.
Może wtedy zamknąłby się na dobre.
Może…
NIE IGNORUJ MNIE!
Winda gwałtownie szarpnęła i nagle się zatrzymała, co na krótką chwilę wytrącając zaskoczoną dziewczynę z równowagi. Światła zamigotały i zgasły; wnętrze windy w ułamku sekundy pogrążyło się w niemalże egipskich ciemnościach. Ktoś chyba krzyknął, a przynajmniej takie miała wrażenie, jednak kiedy rozejrzała się dookoła, z przerażeniem uświadomiła sobie, że jest sama. Współpasażerowie najzwyczajniej w świecie zniknęli, a może tak naprawdę nigdy ich nie było –w tamtej chwili nie potrafiła tego stwierdzić.
W panice rzuciła się ku panelowi, nerwowo wciskając kolejne przyciski. Nie świeciły się, choć powinny – w końcu wcześniej widziała podświetlenie przy numerach pięter, które wybrali pasażerowie. Na oślep próbowała znaleźć guzik, który odpowiadał za wezwanie pomocy w razie awarii, ale w ciemnościach nie potrafiła odnaleźć właściwego symbolu. Zresztą skoro panel najpewniej nie działał, co by jej to dało? Była tutaj, całkiem sama, odcięta od zewnętrznego świata i…
Coś poruszyło się za jej plecami. Alice jęknęła, zamierając w bezruchu i niemalże spazmatycznie łapiąc oddech. Wiedziała, że ktoś za nią stoi, dosłownie przeszywając wzrokiem na wskroś. Co więcej, nie miała wątpliwości co do tego, kto to jest, ale nie wyobrażała sobie, że mogłaby się odwrócić.
Nie zrobi tego. Słodki Jezu, za żadne skarby…
– Spójrz na mnie.
Tym razem głos nie rozbrzmiał w jej głowie. Pierwszy raz słyszała go tak wyraźnie, jakby przemawiająca osoba stała tuż obok niej, szepcąc wprost do ucha roztrzęsionej Alice. Na policzku poczuła lodowaty oddech i…
Krzyknęła.
I pewnie krzyczałaby dalej, gdyby ktoś nie chwycił ją za ramiona. Nagle doszedł ją inny głos, zupełnie obcy i zaniepokojony. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, po czym otworzyła oczy, spoglądając wprost na stojącego tuż przed nią mężczyznę. Z pewnością spotkała go po raz pierwszy, a przynajmniej tak pomyślała, póki nie uprzytomniła sobie, że widziała go pośród osób, wraz z którymi wsiadała do ciasnej kabiny. Ledwo to do niej dotarło, zdołała zapanować nad sobą na tyle, by skoncentrować się na poszczególnych słowach i zrozumieć, że wszystko wróciło do normy – znów otaczali ją ludzie, a drzwi windy powoli się rozsuwały, kiedy ta zatrzymała się na kolejnym piętrze.
– Proszę pani… Proszę pani! – zaczął raz jeszcze stojący najbliżej mężczyzna. Alice czuła, że wszyscy na nią patrzą, ale starała się o tym nie myśleć. – Już w porządku. Jesteśmy na miejscu.
– J-ja… – Zamrugała w oszołomieniu, po czym w pośpiechu odepchnęła zalegające na jej ramionach dłonie. – Przepraszam – wymamrotała i zaczęła przepychać się ku wejściu, korzystając z tego, że obecni w windzie ludzie odsunęli się, by zrobić jej miejsce.
Na drżących nogach dotarła do najbliżej stojącej ławki. Serce tłukło jej się w piersi tak mocno, że okazało się to niemalże bolesne. Obraz raz po raz rozmazywał się Alice przed oczami, ale starała się o tym nie myśleć, tak jak i próbowała za wszelką cenę zignorować to, czego doświadczyła chwilę wcześniej.
 Już rozumiesz, prawda? Zrozumiałaś lekcję, Alice?, zapytał łagodnym, niemalże uprzejmym tonem głos.
Spuściła wzrok, wbijając go we własne dłonie. W którymś momencie upuściła kubek, wyłącznie po ciemnych plamach na spodniach poznając, że oblała się kawą. Zabawne, bo wcześniej nawet tego nie zauważyła.
– Tak – szepnęła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. Palce zacisnęła na krawędzi ławki, próbując zapanować nad drżeniem. – Tak, rozumiem.
Nigdy więcej mnie nie ignoruj.
Wciąż świadoma rozbrzmiewających w jej głowie słów, wyjęła telefon i wybrała numer Zoey. Najwyższa pora, żeby uświadomić jej to, co Alice wiedziała od rana: że nie przyjdzie.

Od autorki:
Widziałam, że wszyscy podeszli do tematu żartobliwie, więc sama oczywiście poszłam w zupełnie innym kierunku. Moje zamiłowanie do Kinga i jego podejścia „nieważne jak, ważne co” kiedyś musiało dać od siebie znać. Tak więc wyszło jak wyszło, taki krótki horror. ¯\_(ツ)_/¯ Swoją drogą, dziękuję bardzo za ten temat, bo z chwilą, w której przysiadłam do tego pomysłu, już wiedziałam, że kiedyś rozwinę to pełnoprawnego, długiego opowiadania. Jakby mi mało aktualnych konceptów było… :D
Share:

Gra: Pisz... - Ćwiczenie Drugie - Scylla

Yato nie nie wiedział, która z broni (albo z bogów!), wpadła na pomysł, aby pójść do opuszczonej galerii. Idea ani trochę mu się nie podobała, ale Hiyori i Yukine skutecznie wciągnęli go w wyprawę. Dziewczyna zadeklarowała, że zrobi i kupi mnóstwo jedzenia, więc nie miał wyjścia. Z początku był zły, bo nikt mu nie powiedział, że idzie również Bishamon, ale ostatecznie zrozumiał, że wszyscy bardzo chcą tam być. Oprócz bogini wojny i Kazumy, szli również Daikoku i Kofuku. Co dziwne, bóg nauki, oraz Mayu postanowili się przyłączyć.
 Byli na miejscu, a stara galeria, której wyburzeniu nikt nie podołał, okazała się być mniej straszna, niż na początku przypuszczano. Była nieco oddalona od miasta i zarośnięta drzewami, które swoją drogą wyglądały, jakby zostały umieszczone tam celowo, więc logiczne, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że istnieje.
 Po tym, jak weszli do środka, Kazuma zaczął się nerwowo oglądać, świecąc latarką trzymaną w lewej dłoni.
 - Może najpierw znajdźmy zasilanie, czy coś podobnego - zaproponował.
 Zgodnie z jego instrukcją podzielili się na trzy trzyosobowe grupy. Yato ze swoimi przyjaciółmi, pozostali bogowie razem, a do ostatniego składu były przydzielone ostrza. Według przewidywań, magazynek jako pierwsi znaleźli Kazuma z drużyną. Niedługo po nich pozostali również weszli do pokoiku. Drogowskaz robił coś chwilę i odsunął się od zasilania. Minęło kilka sekund, a wszytko pojaśniało.
 - To teraz wyżej, bo na tym piętrze po drodze nie widzieliśmy nic fajnego! - krzyknął Yato wychodząc z pomieszczenia.
 W poprzednich składach przeszli cały parter w poszukiwaniu ruchomych schodów, ale gdy znaleźli jedyne na tym piętrze, okazały się popsute. Nie chodziło tylko o to, że nie jeżdżą. Już z dołu było widać, że w pewnym miejscu były zapadnięte, a nikt przecież nie chciał ryzykować kontuzją.
 - Po drodze widzieliśmy windę i drzwi, chyba ze schodami - powiedziała radośnie Kofuku.
 - Wychodzi na to, że to nasze jedyne wyjście - mruknęła Mayu.
 Wszyscy razem ruszyli w stronę transportu prowadzeni przez bogów. Gdy dotarli, a nie zajęło im to więcej niż trzy minuty, drzwi od schodów były zamknięte. Nikt nie podejrzewał, że winda działa, ale gdy Hiyori ją przywołała, okazało się, że jednak jest sprawna. Z pozoru była duża, więc postanowili, że wejdą wszyscy. Gdy drzwi się zamknęły, Kofuku zaczęła klikać guziki. Pierwsze trzy piętra nie reagowały, ale gdy nacisnęła ostatni - czwarty, winda pojechał w górę.
 Nagle wszyscy poczuli szarpnięcie. Bynajmniej nie był to wstrząs spowodowany dotarciem na miejsce. Yato kalkulował, że są pomiędzy trzecim, a czwartym piętrem. Użycie Yukine w tym momencie było by głupie, bo choć przy upadku boga nic by się nie stało, o tyle Iki mogłaby tego nie przeżyć. Kobiety (nie licząc Bishamon) zaczęły trząść się i przybliżyły do siebie.
 - Nie panikujmy. Pomyślmy racjonalnie. Nie wiemy, ile będziemy w tym stanie ani czy lina wytrzyma, nie znamy też wysokości na jakiej jesteśmy - Yato powiedział, a zdawać by się mogło, że on jako jedyny niezawładnięty strachem pomyślał o tym.
 Wszyscy mu przytaknęli, choć niektórzy niepewnie. Bogini nieszczęścia nieznacznie skrzywiła się, bo wiedziała, że to jej po części jej wina. Zastanawiała się teraz, czy gdyby została w swojej świątyni, to czy jej przyjaciele mogliby bezpiecznie pojechać na górne piętro.
 - Przepraszam - odezwała się nagle. Wszystkie oczy były skierowane na nią. - To przeze mnie i mojego pecha tutaj utknęliśmy.
  - Nie, to moja wina - zaczęła Iki. - Gdybym was tu nie zaciągnęła, nic by się nie stało.
 - Przestań Hiyori, powinienem się domyślić, że winda się popsuje - dołączył się Kazuma.
 - To ja jestem za to odpowiedzialny, jako błogosławiona broń powinienem przypilnować, aby nikomu nic się nie stało - ku zdziwieniu wszystkich Daikoku również się odezwał.
 - Ja chciałam tu przyjść, a mistrz przez to musiał iść ze mną, więc gdyby nie to, obciążenie byłoby normalne i moglibyście bez problemu pojechać - dodała Mayu.
 Bogowie na ich słowa nie potrafili odpowiedzieć. Zupełnie tak, jakby nic nie słyszeli.
 - O czym wy mówicie?! Przestańcie! Nie widzicie, że waszych bogów to rani?! - Yukine spytał kierując swe słowa do oręży. - A wy - tu popatrzył na Kofuku i Iki - nie zachowujcie się jak dzieci, to nie wina pecha ani tego, że tu przyszliśmy!
 Yato uśmiechnął się na jego słowa. Chłopak miał rację, zamartwiając się na pewno nic nie zdziałają. Teraz jednak lepiej było by pomyśleć jak stąd wyjść. Odchrząknął by się uspokić i westchnął szykując na najgorsze.
 - Ma ktoś z was pomysł jak się uwolnić? - spytał.
  - Mam pewien plan, ale musimy wszyscy się w niego zaangażować - pierwszy raz od dłuższego czasu Tenjin zabrał głos. - Jest bardzo ryzykowny i nie wiem, czy się powiedzie, więc muszę wiedzieć, czy się zgadzacie. Minusem jest to, że możemy spaść razem z windą.
 - Damy radę! - krzyknęła Hiyori zdając sobie dopiero teraz sprawę, że ponownie wypadła z ciała, które leży teraz na parterze galerii. Co za tym idzie, jej telefon i plecak również.
 Zaraz po dziewczynie wszyscy się odezwali jednogłośnie zgadzając. Znaczy nie  byłby to zgodny werdykt, gdyby bóg wojny doszedł do głosu. Nie licząc Yukine był prawdopodobnie jedyną osobą martwiącą się o Hiyori.
 - Więc, co mamy robić? - spytała pełna determinacji bogini szczęścia.
 - A więc - zaczął, ale odgłos pocierania stali o metal wytrącił go z równowagi.  Jednocześnie wszyscy poczuli, że spadają. Strach, który zawładnął ich umysły był ogromny, a każda milisekunda zwiastowała ich koniec.
 Yato zrobił to co najszybciej wpadło mu do głowy.
 - Sekki! - krzyknął wzywając boskie oręże. Dwa ostrza, jedno nieco krótsze, zmaterializowały się w jego rękach.
 Bóg próbując zapanować nad równowagą wbił jedno z mieczy w ścianę od drzwi po prawej, pozbawiając przy tym Hiyori kilka włosów, a drugie z nich w równoległy bok. Był pewien, że ścianki szybu uległy uszkodzeniu, ale nie przejmował się tym, gdyż winda zatrzymała się. Wszyscy wzięli kilka głębokich wdechów, by zapanować nad strachem. Wiedzieli, że elewator w każdej chwili może znów ruszyć.
 - Wiem, że wciąż masz do mnie żal, ale musisz wyważyć te drzwi - powiedział i choć stał do nich tyłem, byli pewni, że mówi do Bishamon.
 Nie wiedzieli, na którym poziomie byli ani jak blisko drugiego wylotu, ale uznali, że warto go posłuchać. Bisha odeszła od drzwi, po czym z całych sił na nie naparła. Ku ich zdziwieniu przeleciała i przez kolejne. Podłoże zadrżało, a winda nieco się osunęła.
 - Musicie teraz wyjść, ja i Yukki będziemy ją wciąż trzymać, ale któś musi iść conajmniej dwa piętra wyżej i nas wciągnąć, tylko na mój znak - powiedział szybko.
 Bishamon otworzyła klatkę schodową z hukiem i pobiegła wyżej. Zaraz za nią poszedł również Daikoku. Reszta osób niepewnie wyszła nie chcąc dłużej obciążać boga. Oni także ruszyli na piętro nad sobą.
 - Wybacz Yukki - odezwał się gdy zostali sami. - To było pierwszym, co przyszło mi do głowy. Yukine zaśmiał się.
 - Spokojnie, przecież nic mi się nie stało - powiedział ciągnąć niżej rękaw swojej zielonej kurtki. Nawet bóg nie musi wiedzieć o wszyskim.
  - Wywłoko! - Yato usłyszał dobrze znany damski głos. - Trzymamy linę!
 Yato oderwał miecze od ścian i pokierował swój wzrok wyżej.
 - Możecie wciągać - odkrzyknął. W mniej niż dwie minuty znaleźli się na górze, a bóg mógł odwołać oręż. - Dzięki - mruknął.
 Żwawym krokiem podeszła do niego Hiyori. Spodziewał się, że dziewczyna będzie chciała spoliczkować go, albo zrobić coś gorszego, co było dla niej dość typowe. Uczennica jednak zamiast wyżywać się na bogu przytuliła go łkając cicho.
 - Przepraszam.
Share:

Gra: Pisz... - Ćwiczenie Drugie - Steve, czarownica i stara winda - Scylla

 
 W tak piękny dzień, Steve Rogers zdecydowanie nie spodziewał się, że utknie w dużej, lustrzanej windzie z magikem i rudą czarodziejką. Znaczy, mężczyznę kojarzył tylko z opowieści Smarka, jak w myślach nazywał miliardera, a z kobietą zdarzyło mu się pracować. Poza nimi, był tu również jakiś zaczytany facet w garniturze. Książka, jaką delikatnie trzymał w rękach opisywała różne europejskie kraje. Tak przynajmniej po tytule wywnioskował Steve. Rogers żałował, że nie wszedł na to czwarte piętro schodami. Były jednak plusy, że znalazł się właśnie z nimi, właściwie był tylko jeden. Nikt nie krzyczał, dzięki czemu jego bębenki słuchowe jeszcze się nie rozpadły.
 Ziewnął przeciągle i wykonał bliżej nieokreślony ruch rękami, obserwując jednocześnie wskazówki zegarka. Popatrzył w jeden z rogów, gdzie powinna znajdować się kamera. Gdy niczego nie zauważył wykonał obrót wokół własnej osi. Była przy drzwiach.
 - Naprawi ktoś w końcu tę windę?! Siedzimy tu już siedem minut! - krzyknął.
 - Dokładniej sześć minut i czterdzieści pięć sekund - mruknął mężczyzna w czerwonej pelerynie nie odwracając wzroku od talii kart.
 Steve zmarszczył brwi. Zdecydowanie nie lubił przemądrzałych typków, których spotyka w windach. Był skłonny powiedzieć, że bardziej od Stanka, co było kolejnym przezwiskiem Tony'ego. Takie osoby zawsze mówią najwięcej, ale praktycznie nic nie wiedzą. Choć mógł trafić gorzej, bo tu na szczęście nikt nie pali. Przewrócił oczami i nieco głośno odchrząknął.
 - Cóż, skoro pomoc nie nadciąga, to może porozmawiamy? - spytał, a oczy wszystkich obecnych zwróciły się ku niemu. - To co tu robicie?
 - Jesteśmy na zakupach, zresztą tak, jak ty Rogers - zirytowany i znudzony głos mężczyzny w garniturze rozniósł się bez echa.
 To było normalne, że ludzie znali jego nazwisko i imię, przecież jest bohaterem. Steve jednak liczył na inną odpowiedź, więc nieco zmieszany ponownie odchrząknął i zaczął mówić:
 - Cóż, ja właściwie nie, miałem spotkać się na drugim piętrze z - tu omal się nie zadławił - przyjacielem, Anthonym Starkiem.
 - Tak ja ten ród z Gry o Tron? - kobieta spytała, ale została zignorowana.
Steve skrzywił się słysząc śmiech. Nie był jednak zbyt radosny, raczej pełen drwiny.
 - Od kiedy Tony jest pana przyjacielem, panie Steve? - magik, który wciąż nieco się śmiał, wydawał się nieco poruszony słowami "wielkiego" superbohatera.
 - Co pana to interesuje? - spytał zły zapominając, że sam podzielił się ową informacją.
 - Tony nie zadaje się z takimi idiotami i heretykami jak pan.
 - Tak? Z egoistycznymi, snobistycznymi, głupimi ludźmi również.
  Przekomarzanka mężczyzn wydawała się nie mieć końca. Dlatego nikogo nie zdziwiło, że jedyna kobieta w windzie miała tego dość. Skupiła się i przymknęła oczy. W tej chwili nawet wrzaski nie były w stanie jej przeszkodzić. Spomiędzy jej delikatnych, długich palców wyłaniała się energia, która kolorem łudząco przypominała jej usta. Magia rozeszła się w kilka stron i zahaczyła o drzwi. Te z trzaskiem otworzyły się, a zadowolona z siebie kobieta wyszła przepychając się między piętrami. Drzwi zamknęły się za nią z hukiem dając znak, że nikt inny nie przejdzie.
 Loki i Strange głęboko westchnęli. Zdając sobie z tego sprawę również jednocześnie zaśmiali.
 - To co Steven, jutro znów herbata u ciebie? Tylko może przeproś Wandę, bo jeszcze nam się klub rozpadnie - As przemówił z nutką nadziei na podtrzymanie dobrych relacji.
 - Tak, masz rację. Grupę trzeba trzymać w ryzach! I wybacz za moje zachowanie, ciebie też musiało to zdenerwować.
 Po swoich słowach ułożył dłonie w prawdopodobnie typowy dla siebie sposób i wykonał niezrozumiałą, zawiłą sekwencję. Przeszedł przez stworzony portal i z uniesioną dłonią krzyknął:
 - Wanda! Zaczekaj!
 Nim Rogers zdał sobie sprawę, czym był dziwny okrąg, zdążył zniknąć. Zmarszczył brwi i popatrzył na Lokiego, jakby chciał, aby wytłumaczył mu, co się stało. On tylko wzruszył ramionami.
 - Bywa - chciał coś jeszcze dodać, ale przerwała mu zabawna melodia. - Te wasze urządzenia są całkiem znośne.
 Wyjął i odbierał telefon, a jego usta rozszerzyły w delikatnym uśmiechu. Wyglądał, jakby słuchał bardzo zabawnej historii, która jednak mogła być prawdą.
 - Coś się stało? - spytał Steve.
 - Wybacz Thor, ale chyba trochę się spóźnię i pozdrów młodego Petera - mruknął rozłączając się. - Cóż, żegnaj Rogers.
 Kończąc swe słowa rozmył się w kłębie zielonego dymu. Steve poczuł się, jakby właśnie konał w samotności pośród czterech ścian, które niebezpiecznie się do niego zbliżały. Westchnął patrząc w kamerę. Nie. Przecież nie może rozwalić drzwi. Znaczy mógłby, ale czy to nie łamanie prawa? Odetchnął głęboko. Chyba trochę tu jeszcze posiedzi, szkoda tylko, że Nokia, którą do niedawna miał w kieszeni, wypadła mu prawdopodobnie przed drzwiami.
Share:

Gra: Pisz... - Ćwiczenie Drugie - Kota

Śmierć. Całkiem opłacany zawód - minimum obowiązków, stała pensja i ubezpieczenie na życie. Nawet dorzucili pakiet medyczny! Był tylko jeden mały haczyk, niewielki, haczątko w zasadzie. Absolutny, kategoryczny zakaz ingerencji. Jakiejkolwiek. Nic, zero, null. Przyjmujesz klienta i kierujesz go dalej. Nie ma zmiany zdania, nie ma powrotu. Ani łzy, ani krzyki, ani błagania. Nie masz prawa przywrócisz życia. Nie masz również prawa szybciej to życie odebrać. Nie i koniec.

Tamten dzień był taki jak inne. Z listy została właśnie skreślona kolejna duszyczka, a według rozpiski powinien teraz lecieć do pobliskiej galerii handlowej. Za jakieś pięć minut urwie się winda zabijając trzy osoby. Zawiedzie wadliwa lina, co chwila jakaś pękała. Jakaś taka felerna partia.

Winda stanęła. Ludzie jeszcze go nie widzieli. Dostrzegalny stanie się dopiero za parę minut, gdy będą spadać. Na razie jeszcze nie wiedzą co ich czeka. Na razie jest to zwykła awaria. Lina jeszcze trzyma.

No dobra, niepokojący trzask, teraz panika, drugi trzask, wrzask i wkraczamy do akcji! Jeden trup zebrany, drugi trup zebrany, trzeci trup zebr... Wróć! Trzeci trup jeszcze dycha. Trzeba będzie chwilę poczekać.

- Pomóż - błagalne spojrzenie prawie go wzruszyło - proszę...

Dziewczynka mogła mieć jakieś jedenaście, może dwanaście lat. Blond włosy i niebieskie oczy. Wzorcowy słodki aniołek.

- Proszę, to tak bardzo boli...

Noooo, pręt wbity na wylot z reguły jest bolesny. Według harmonogramu powinna wyzionąć ducha za jakieś pięć minut i trzydzieści dwie sekundy. Chyba może nagiąć trochę przepisy. W końcu te parę minut w tą czy w tamtą nie zrobi różnicy, prawda?

Śmierć. Całkiem opłacany zawód - minimum obowiązków, stała pensja i ubezpieczenie na życie. Był tylko jeden mały haczyk. Zakaz ingerencji, a karą za jego złamanie jest śmierć.
Share:

Undertale: HappiestTale: Siemka Night: Trening (część 2)


Autor: Fenfral
Spis treści:
Nieco inna historia Asriela i Chary.
 (Nie)ostatni korytarz
 Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
  Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
 Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!"
 Spełnione marzenia i nadzieje.
 Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
 Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
 Cały świat i cała wieczność!
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
 Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
 Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
 Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu!
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
 Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość 
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
 Siemka Night: Trening (część 2) (obecnie czytany)
 Siemka Night: Nowy Dom 
Lista

Zjedliśmy szybko śniadanie i wyszliśmy. Night strasznie się denerwował.
-Jaka jest ta Undyne? - Night ciągle zadawał pytania Hiper Asrielowi.
-Fajna, ale jak zaproponuje sparing to lepiej uważaj. Jest bardzo silna i wesoła. Chodzący żywioł. - Hiper Asriel spokojnie odpowiadał na jego pytania.
-Nie mogę się doczekać.
-Spokojnie, już jesteśmy. Widzę pozostałych. - Powiedział Hiper Asriel wskazując na wejście do szkoły. Weszliśmy.
,,Szkoła'' w praktyce była sporą salą która dzieliła się na bibliotekę w którym trzymano książki o magii, oraz salę treningową w której ustawiono tarcze służące za cele do ataków. W sali treningowej stali Undyne, Papyrus i Asriel. Z biblioteki dochodziły głosy Alphys, Frisk i Chary.
-Cześć Undyne. - Powiedziałem.
-W końcu jesteście. Domyślam się, że to jest Night. - Undyne zaczęła uważnie przyglądać się potworowi.
-Tak proszę pani. - Night lekko się trząsł.
-Nie bądź taki oficjalny, jestem Undyne. Więc... nigdy nie używałeś magii?
-Tak, ale bardzo chciałbym spróbować. A wy jesteście...
-Ja jestem Frisk, a to jest Asriel, mój brat. - Frisk wyszła z biblioteki.
-Chwila, jesteście rodzeństwem?! - Night był lekko skołowany.
-Tak, czemu się dziwisz? - Spytał Asriel.
-Emm. Nieważne. To jak, możecie mi pomóc? - Night zmienił temat.
-Spokojnie futrzaku. Jesteś Boss Monsterem dlatego poprosiłam Asriela żeby przyszedł. Każdy rodzaj potwora używa innej magii.
-Więc Hiper Asriel ma ten sam rodzaj magii? - spytał Night.
-On to kompletnie inna sprawa. Ty chcesz się nauczyć używać normalnej magii. A ta jego z pewnością do standardowych nie należy. - Powiedziała Undyne patrząc podejrzliwie na Hiper Asriela.
-Potwierdzam, jestem unikatowy. - Hiper Asriel wyszczerzył kły dumny z siebie.
-Dobra, to jakiej magii używa mój rodzaj? - Spytał Night.
-Na pewno magii ognia. To umiem ja i moi rodzice. Jednak każdy z nas ma też jakiś swój unikatowy atak. Mój to spadające gwiazdy. - Powiedział Asriel.
-Spadające gwiazdy?! Brzmi ekstra!
-No tak właściwie to tylko pociski w kształcie gwiazd. Ale i tak wyglądają świetnie.
-Z kolei ja umiem sprawić by naprawdę spadła gwiazda. - Powiedział Hiper Asriel.
-Nawet nie próbuj! Nie potrzebuję byś udowadniał mi to drugi raz. - Undyne prawie krzyknęła.
-Czemu? - Spytał Night.
-Bo robotnikom zajęło tydzień posprzątać gruzy tamtego budynku!
-Łał! Tym bardziej nie mogę się doczekać aż użyję magii!- Night już nie mógł wytrzymać.
-Dobra, zaczynajmy. Najpierw ja ci pokarzę jak używam swojej magii, a potem Asriel.
Undyne trochę się przeciągnęła, stanęła na wprost tarczy, uniosła rękę i od razu pojawiła się włócznia którą złapała. Wzięła zamach i z całej siły rzuciła włócznią w tarczę. Włócznia uderzyła w sam środek, przecięła tarczę na pół i zniknęła.
-Patrzyłeś uważnie? Dobrze, twoja kolej Asriel. Może zacznij od magii ognia?
Asriel stanął przed drugą tarczą. Chwilę się skoncentrował i machnął ręką. W powietrzu pojawiła się kula ognia która uderzyła w tarczę. Na tarczy został czarny ślad po uderzeniu ognia.
-Dobra, twoja kolej. Skup się i to zrób. - Powiedziała Undyne wskazując na trzecią tarczę.
Night cały się trząsł. Stanął przed tarczą. Starał się uspokoić. Wziął głęboki oddech, spróbował się skoncentrować, wziął zamach i... stracił równowagę.
-Spokojnie, dasz radę. Tylko spokojnie. - Undyne uspokoiła Nighta.
Potwór podniósł się z podłogi i spróbował ponownie. Teraz poszło lepiej. Nie przewrócił się. Jednak tarcza nadal stała nienaruszona. Wtedy do sali weszły Alphys i Chara. Alphys trzymała jakąś książkę.
-Dzień dobry. Jestem Alphys, królewski naukowiec. Undyne poprosiła mnie bym spróbowała ci jakoś pomóc. Znalazłam tą książkę. Służy do nauki zaklęć. Powinna ci pomóc. Znajdują się tam dwa ataki których mogą używać Boss Monstery, oba to ataki ogniem. - Alphys podała książkę Nightowi.
Night szybko ją otworzył i zaczął po cichu czytać.
-I jak? - Alphys patrzyła uważnie na Nighta.
-Nie wiem. Nie czuję żadnej zmiany. - Night machnął przypadkiem ręką. Undyne odskoczyła w ostatniej chwili unikając kuli ognia.
-Uważaj! - Undyne lekko się zdenerwowała.
-ŁAŁ! Ja to zrobiłem?! EKSTRA! - Night aż podskoczył z radości.
-Dobra, ale uważaj trochę. Ok? Najlepiej będzie jeśli poćwiczysz. I pamiętaj, celuj w TARCZĘ! - Powiedziała Undyne odsuwając się trochę dalej od Nighta.
Share:

11 maja 2018

Prośba o pomoc

Uh uh uh, zajmowanie się spisem treści jest trudniejsze niż początkowo zakładałam. Hah, a roboty jeszcze tyyyyle, no ale nie narzekam.
Bo sama tego chciałam
Ale i tak jest czytelniejsze
Teraz śledzę wszystkie wpisy z bloga od początku uzupełniając spis treści o te pozycje, których we wcześniejszym zapomniałam uwzględnić.
Trochę ich jest.
Sami zobaczcie, a doszłam dopiero do października 2016

Ale siedzenie w starych komiksach uzmysłowiło mi, jak wielka radość z tego czerpałam. 

Nie chcę jednak teraz tłumaczyć małych komiksów. 

Ja wiecie Handplates idzie mi jak krew z nosa. Już wielokrotnie o tym wspominałam, ale ten komiks działa na mnie wyjątkowo bardzo depresogennie. Dlatego staram się go nie tłumaczyć kiedy mam zbyt dobry humor, albo zbyt zły, by nie dodawać oliwy do ognia. 
Więc idzie wolno

Ale zapragnęłam tłumaczyć!

Komiksy w sensie.

Chcę wziąć się za tłumaczenie AxeTale

Oooooraz za jeszcze jeden komiks - i to właśnie w jego sprawię piszę tego posta. Mianowicie, będzie mi potrzebna pomoc w przerobieniu tytułu z okładki z angielskiego na polski.

Problem polega na tym, że oryginalna okładka to naprawdę bardzo fajny gif i nie chciałabym go zniszczyć - a bym to zrobiła znając mnie - dlatego potrzebuję pomocy kogoś, kto podjąłby się przerobienia dla mnie tej okładki tak, aby wyglądało to dobrze/znośnie/na-bank-lepiej-niż-gdybym-robiła-to-ja. 

Początkowo nie chciałam ujawniać za co chcę się wziąć, ale ... nie chcę też dawać komuś kota w worku. Dlatego wrzucę okładkę o którą się rozchodzi


Jak widzimy nie tylko oko Reda się rusza i żarzy jego cygaro, ale też ten dym. Dym unoszący się za tytułem

Tytuł brzmi
Prędzej czy później
Będziesz moja

Tak więc prosiłabym o wielką pomoc w przerobieniu tej okładki! 

W ramach zapłaty oferuję dozgonny zapas tęczy i gwiazd, oraz w gratisie dorzucę jeszcze panowanie nad Kanadą, RPA i Australią. 

Jeżeli ktoś by się podjął przerobienia okładki, prosiłabym aby napisał o tym w komentarzu, tak aby kilka osób tego nie robiło jednocześnie - i aby gotową przerobioną okładkę wysłał mi na maila
yumimizuno@interia.pl
Share:

POPULARNE ILUZJE