Autor: Nessa
Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”
Within Temptation – „Jane Doe”
Was this the only way, I couldn't let you stay”
Within Temptation – „Jane Doe”
Spis treści:
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja (obecnie czytany)
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja (obecnie czytany)
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog
Jeśli do
tej pory był zdezorientowany, słowa, które padły z ust dziewczyny, całkiem
wytrąciły Damiena z równowagi. Liv…,
pomyślał w oszołomieniu i niewiele brakowało, żeby wypowiedział jej
imię na głos, jakby chcąc zapoznać się z nowym, jakże melodyjnym słowem.
Do głowy natychmiast przyszło mu, że pasowało do niej idealnie – delikatne
i dziewczęce, dokładnie tak jak ona sama.
– Więc?
– zapytała, wyraźnie zaczynając się niecierpliwić. Z opóźnieniem dotarło
do niego, że tkwił w progu jak ostatni kretyn, wpatrując się w nią
w sposób, który każdą inną osobę najpewniej już dawno doprowadziłby do
szału. Cóż, na miejscu Liv zacząłby się niepokoić, gdyby obcy facet
przypatrywał mu się w taki sposób, ale ona… Hm, najwyraźniej była zbyt
zdeterminowana, by zachować się w sposób, który z jego perspektywy
wydawał się najrozsądniejszy. – Mogę wejść? Chyba, że to jakiś twój zwyczaj
i zawsze trzymasz gości w progu… – dodała niemalże zaczepnym tonem,
jak gdyby nigdy nic zaczynając sobie żartować.
–
Dlaczego? – wyrwało mu się.
Dziewczyna
lekko przekrzywiła głowę, wciąż przypatrując mu się z zaciekawieniem.
Trudno było mu stwierdzić, co takiego w tamtej chwili musiała sobie
myśleć, tym bardziej, że ledwo nadążał za tym, co działo się wokół niego.
W głowie miał mętlik, a to zdecydowanie nie ułatwiało zrozumienia
zaistniałej sytuacji.
– Mogę
wejść? – powtórzyła cichym, o wiele bardziej stanowczym tonem głosu.
Z
jakiegoś powodu nie miał wątpliwości, że gdyby odpowiedział przecząco, wtedy by
się wycofała – po prostu odeszła i, choć to wydawało się niedorzeczne, odeszła
raz na zawsze, a on nie zobaczyłby jej już nigdy więcej. To brzmiało
przerażająco wręcz ostatecznie, poza tym nie potrafił tego wytłumaczyć, ale
przeczucie w gruncie rzeczy nie miało dla Damiena znaczenia. W tamtej
chwili potrzebował… właśnie jej, chociaż oko w oko widzieli się po raz
pierwszy. Nie miał pojęcia, czy zdawała sobie sprawę z tego, że ją
obserwował, ale odpowiedź na to pytanie na dłuższą metę wydawała się oczywista.
Co innego robiłaby w tym miejscu, jeśli nie zamierzałaby rozmawiać
o tym, że ją śledził. Swoją drogą, chyba powinien być wdzięczny, że
pofatygowała się osobiście, zamiast od razu nasłać na niego policję, chociaż
w jakimś stopniu go to zmartwiło. Skoro była taka bezmyślna, prawdopodobne
wydawało się, że łatwo mogła wpakować się w kłopoty.
Milczał,
dopiero po kilku następnych sekundach robiąc krok w tył, by pozwolić jej
przejść. Na ustach Liv jak na zawołanie pojawił się olśniewający, promienny
uśmiech, a ona bez chwili wahania wślizgnęła się do środka, wchodząc
prawie jak do siebie. W tamtej chwili zrozumiał, że mu ufała, chociaż to
wydawało się szalone, tak jak i to, że mogłaby zachowywać się jak ktoś,
kto spotykał się z nim tysiące razy wcześniej. Gdyby miał znajomych,
podejrzewał, że również oni nie zachowywaliby się w aż tak otwarty,
zdecydowany sposób, w niemalże bezczelny sposób naruszając jego
prywatność. Jakby tego było mało, dziewczynie przychodziło to naturalnie,
a ona sama wydawała się przy tym tak bardzo niewinna i pełna energii,
że nawet gdyby chciał, nie potrafiłby mieć do niej o to pretensji.
Cisza
przeciągała się, stopniowo doprowadzając Damiena do szaleństwa. Starannie
zamknął drzwi, po czym wycofał się w głąb korytarza, ostatecznie ruszając
za Liv, która jak gdyby nic udała się prosto do niewielkiej, znajdującej się
tuż obok schodów kuchni. Nie miał czasu w pełni zapoznać się
z układem domu, co samo w sobie wystarczyło, żeby czuł się co
najmniej niepewnie, z kolei patrząc na zachowanie dziewczyny, odniósł
wrażenie, że to raczej on odwiedzał ją – nie odwrotnie. Chyba jestem w szoku, uświadomił sobie
i przez krótką chwilę miał ochotę roześmiać się w nieco nerwowy
sposób. Ewentualnie wciąż śnił, co stanowiłoby chyba najbardziej oczywistą,
znośną alternatywę, gdyby już miał decydować o tym, który rodzaj wyjaśnień
satysfakcjonowałby go w największym stopniu.
– Trochę
tutaj pusto – usłyszał i aż wzdrygnął się, ponownie słysząc jej spokojny,
donośny głos. Rozsiadła się przy stole, swobodnie siedząc na krześle
i czujnie rozglądając się dookoła. Rozprostowała nogi, ale nawet to nie
sprawiło, by zaczął postrzegać ją inaczej niż z chwilą, w której
dostrzegł Liv po raz pierwszy; w jego oczach wciąż pozostawała drobna
i tak nieznośnie krucha… – Ale to nic. Mam wrażenie, że to będzie cudowny
dom, jeśli odpowiednio go zagospodarować.
–
Dopiero się wprowadziłem – odpowiedział machinalnie. Biorąc pod uwagę to, jak
wiele kwestii go rozpraszało, chyba powinien być dumny z tego, że
w ogóle zdołał powiedzieć cokolwiek, co brzmiało choć trochę sensownie.
– Wiem.
– Liv uśmiechnęła się niewinnie. – Bardzo długo stał pusty, więc nie trudno
było się zorientować. Czasami tędy przechodzę, więc…
– Tutaj?
– przerwał, zanim zdążył ugryźć się w język.
W
ostatniej chwili powstrzymał się przed zauważeniem, że jej dom znajdował się
dość daleko, w zupełnie innej części miasta. Prawda była taka, że przy tej
dziewczynie całkowicie głupiał, a to zdecydowanie mu nie sprzyjało,
zwłaszcza w tej sytuacji. Liv wciąż nie oskarżyła go o nic wprost,
ale mimo wszystko… Czy naprawdę miał do czynienia ze zwykłym przypadkiem
ciekawskiej dziewczyny, która postanowiła sprawdzić, kto sprowadził się do
miasta? Nie wierzył w zbiegi okoliczności, a ten wydawał mu się do
tego stopnia nieprawdopodobny, że nie brał go pod uwagę – i to pomimo
tego, że w ten sposób mógłby sobie bardzo wiele ułatwić.
Zabawne,
ale w tamtej chwili nawet najbardziej nieprawdopodobnie brzmiąca odpowiedź
wydawała się Damienowi równie satysfakcjonująca. Problem polegał na tym, że nie
potrafił przyjąć ich do świadomości; zbyt długo twardo stąpał po ziemi, by
teraz pozwolić sobie na coś takiego.
–
Dlaczego nie? – zapytała ze spokojem Liv, wciąż z uwagą lustrując go
wzrokiem. – Lubię poznawać ludzi, a ten dom… Hm, od zawsze miał
w sobie coś takiego, co mi się podobało. Dobrze, że znalazł nowego
właściciela – dodała beztroskim tonem.
Nie
uwierzył jej, chociaż brzmiała wyjątkowo przekonywująco. Jakkolwiek by jednak
nie było, Damien nie miał wątpliwości co do tego, że tutaj wcale nie chodziło
o budynek czy jej ciekawość – nie wyłącznie, tym bardziej, że znajdowali
się na małym osiedlu, gdzie wszystkie domki wyglądały niemalże identycznie. Tak
czy inaczej, w tamtej chwili mogłaby mówić do niego nawet wierszem,
komplementując to miejsce i zapewniając, że to jedyna przyczyna, dla
której przeszła aż tak znaczący kawałek, a on i tak by jej nie
uwierzył.
Mimo
całej miłości, którą ją darzył, nie potrafił zignorować pobrzmiewającego
w jej głosie fałszu… A może po prostu podświadomie marzył o tym,
żeby była tutaj dla niego – tylko i wyłącznie, jakakolwiek miałaby być
tego przyczyna.
–
W porządku – dał za wygraną, decydując się nie drążyć tego tematu.
Nerwowym ruchem przeczesał włosy palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze
większy bałagan. – Skoro tak uważasz… Bardzo mi miło, Liv – wyrzucił
z siebie na wydechu, w pewnym momencie zaczynając zastanawiać się nad
tym, co i dlaczego właściwie mówił.
– Nie
chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale… masz może zamiar mnie ugościć? – zapytała
nieoczekiwanie, spoglądając na niego z uśmiechem. Uniósł brwi, nie tylko
zaskoczony zmianą tematu, ale wydźwiękiem jej słów. – Nie jadłam jeszcze
śniadania, gdyby cię to interesowało. Nie, nie mam zbyt wielkich wymagań
i dobrze rozumiem, że zwłaszcza samotni faceci nie zawsze odnajdują się
w kuchni – dodała z rozbrajającym uśmiechem.
– Ehm…
Nie ma problemu?
Miał do
niej dziesiątki pytań – począwszy od tego najbardziej oczywistego, które miało
jednak wymóc na Liv wyjaśnienia – ale żadne z nich nie było w stanie
przejść mu przez usta. W zamian zaczął bez pośpiechu krążyć po kuchni,
mimowolnie zastanawiając się nad tym, jakim cudem doszło do tego, że wylądował
tutaj z właściwie obcą dziewczyną, gorączkowo zastanawiając się nad tym,
co mógłby zaoferować jej na śniadanie. Wiedział, gdzie jest herbata i to
chyba było szczytem jego świadomości tego, co takiego znajdowało się w tym
pomieszczeniu. Jeśli chodziło o wyposażenie lodówki, wszystko byłoby
o wiele prostsze, gdyby dzień wcześniej w ogóle zrobił zakupy,
zamiast uganiać się po ulicach za obcą kobietą, która…
– Jak
właściwie masz na imię, hm? – doszedł go ponownie głos Liv.
Zamarł
przy szafce, bezmyślnie wpatrując się we front mebli i ledwo będąc
w stanie powstrzymać się przed odwróceniem w jej stronę. Zaczynał
dochodzić do wniosku, że kiedy na nią nie patrzył, miał większe szanse na to,
żeby zachowywać się we względnie sensowny sposób, o ile to w ogóle
miało być możliwe.
–
Damien. – Uznał, że to jedno na pewno jest jej winien, nie tylko dlatego, że
sama mu się przedstawiła. – Jestem… Damien – powtórzył, w tamtej chwili
całym sobą żałując, że nie był w stanie przeniknąć jej myśli.
– Miło
mi cię poznać, Damien – oznajmiła pogodnym tonem, wręcz rozbrajając go swoją
bezpośredniością. Jakoś nie miał wątpliwości co do tego, że w tamtej
chwili uśmiechała się w promienny, uroczy sposób.
Ograniczył
się do skinięcia głową, dochodząc do wniosku, że tak naprawdę nie ufa ani
sobie, ani własnemu głosowi. Co takiego
jest w tobie, że czuję się, jakbym był pijany? I co właściwie tutaj
robisz…?, pomyślał gorączkowo, nie po raz pierwszy zadając sobie
dokładnie te same pytania. Wiedział, że powinien zadać je bezpośrednio Liv, ale
nie potrafił, zbytnio obawiając się prawdy i tego, jak mogłaby zareagować.
Najbardziej martwiła go myśl, że dziewczyna tak po prostu mogłaby wstać
i jak gdyby nigdy nic powędrować do wyjścia, odchodząc równie nagle, co
wcześniej się pojawiła.
Kolejne
sekundy wydawały się wlec w nieskończoność. Oboje milczeli, kiedy próbował
popisać się jakże trudną sztuką zaparzenia wody na herbatę, co w sytuacji,
w której nie miał pewności jak się myśli, mogło okazać się nader
skomplikowane. Dopiero gdy – zachowując się przy tym w nadmiernie
metodyczny sposób, starannie wykonując każdą, nawet najbardziej rutynową
czynność – przygotował dwa parujące kubki, ostatecznie doszedł do wniosku, że
dalsze unikanie spojrzenia Liv nie ma racji bytu. Z wolna odwrócił się ku
swojemu gościowi, bez pośpiechu podchodząc do stołu, by móc postawić przed nią
naczynie. Uśmiechnęła się, kolejny raz oszałamiając go nie tylko wyrazem
twarzy, ale również błyskiem w czekoladowych oczach i tym, jak
wydawała się promienieć, bynajmniej niezrażona jego milczeniem i tym, że
atmosfera była tak gęsta, że gdyby tylko zechciał, mógłby zawiesić
w powietrzu siekierę.
–
Dziękuję bardzo – powiedziała, a po jej spojrzeniu poznał, że jak
najbardziej chciała sprowokować go do odpowiedzi.
–
Proszę. – Nadmierna formalność i ciągłe uprzejmości coraz bardziej go
drażniły. Gdyby przynajmniej potrafił określić, co takiego się między nimi
działo… – Jeśli chodzi o śniadanie… to obawiam się, że tutaj może pojawić
się mały problem – przyznał niechętnie.
O dziwo,
również to wywołało na jej twarzy uśmiech.
–
Rozumiem. Przeprowadzka… Pusta kuchnia – stwierdziła i zabrzmiało to tak,
jakby od samego początku spodziewała się takiej odpowiedzi. – Jak dobrze znasz
Amhertst, hm?
–
Kiedyś… znałem je dużo lepiej – powiedział, wahając się tylko przez ułamek
sekundy. – Dawno temu – dodał jakby od niechcenia.
Sądził,
że to kolejny błąd, który mógłby sprowokować kilka niechcianych, niewygodnych
pytań, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zasadzie Liv zignorowała tę
część jego wypowiedzi, w zamian kolejny raz zaskakując go
bezpośredniością, kiedy jak gdyby nigdy nic chwyciła go za ręce. Zastygł
w bezruchu, spoglądając na jej drobne dłonie – przyjemnie ciepłe
i delikatne, jakby stworzone, żeby wpasować się w jego własne.
W tamtej chwili serce zabiło mu o wiele gwałtowniej, tak mocno
i szybko, że aż zwątpił w to, jakim cudem siedząca przed nim
dziewczyna mogła tego nie usłyszeć. Przecież była tak blisko, krucha i w
ten jakże rozkoszny sposób niewinna…
„Jesteśmy
dla siebie stworzeni – ty i ja” – powiedział mu kiedyś ktoś ważny. To było
jedno z tych wspomnień, które dla własnego dobra już dawno temu pogrzebał,
ale w tamtej chwili zapragnął tak po prostu zacytować te słowa,
w nadziei na to, że Liv jakkolwiek na nie zareaguje – że je potwierdzi,
tym samym dając mu przyzwolenie na… W zasadzie na co? Nie miał pojęcia,
czego tak naprawdę oczekiwał, ale jakie to miało znaczenie? Od zawsze wiedział,
że prędzej czy później całkiem postrada zmysły i najwyraźniej wcale się
tak bardzo nie pomylił. Cóż, jeśli do tego wszystkiego to właśnie ona była
częścią tego szaleństwa, mógł chyba założyć, że wszystko było w porządku,
niezależnie od tego, czy takimi usprawiedliwieniami nie próbował przekonać
tylko i wyłącznie samego siebie.
–
Świetnie. W takim razie… – Liv bezceremonialnie poderwała się na równe
nogi, zmuszając go do tego, żeby się odsunął.
Damien
zawahał się, w milczeniu obserwując stojącą w jego kuchni dziewczynę.
W pierwszym odruchu otworzył usta, zamierzając powiedzieć… cokolwiek,
o ile byłoby w miarę sensowne w obecnej sytuacji, ale nie miał
pojęcia, co takiego byłoby odpowiednie. Bardziej przejął się tym, że Liv
najwyraźniej zbierała się do wyjścia, bo na to zdecydowanie nie zamierzał
pozwolić. Chciał, żeby została, choć przecież nie mógł jej niczego zabronić.
Przecież do tej pory nie wiedział, dlaczego w ogóle tutaj przyszła, ale…
–
Zaczekaj! – wyrwało mu się. – Dokąd idziesz? Zobaczę cię jeszcze? – wyrzucił
z siebie na wydechu, nawet nie zastanawiając się nad doborem słów.
Uniosła
brwi, być może zaskoczona jego pytaniami. Gdyby zamienili się miejscami
i to ona mu je zadała, zdecydowanie poczułby się jeszcze bardziej
zdezorientowany, tym bardziej, że się nie znali, a całe to spotkanie
wydawało się równie szalone i nieprawdopodobne, co i uczucia, którymi
ją darzył. Podejrzewał, że gdyby do tego wszystkiego zakomunikował jej, że ją
kocha – bardziej niż kogokolwiek innego na świecie, na dodatek od chwili,
w której zobaczył ją po raz pierwszy – wyśmiałaby go albo, co bardziej
prawdopodobne, od razu uciekła. Musiał się pilnować, mając wrażenie, że stąpa
po cienkim lodzie, aż prosząc się o popełnienie jakiegoś poważnego błędu –
czegoś, czego konsekwencji nie potrafił przewidzieć, chociaż nade wszystko
pragnął ich uniknąć.
Nie mógł
jej stracić.
Uświadomił
to sobie nagle i myśl o tym dosłownie zawładnęła jego umysłem, nie
dając mu choćby chwili wytchnienia. Miał przed sobą obcą dziewczynę,
o której wiedział jedynie tyle, że miała na imię Liv, a jednak
pragnął jej dobra i bezpieczeństwa bardziej niż swoich własnych. Chciał
wziąć ją w ramiona, zatrzymać i oznajmić, że nie miała powodów do
obaw – w końcu przy nim nic złego nie miało prawa ją spotkać,
a przynajmniej on zamierzał o to zadbać. Cokolwiek by się nie
wydarzyło, zamierzał zrobić wszystko, byleby poczuła się przy nim swobodnie,
choć przynajmniej na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że to nie dziewczyna
miała z tym problem. To on potrzebował czegoś więcej – choćby zrozumienia –
choć i z tego był w stanie zrezygnować, jeśli tylko nabrałby
pewności, że dzięki temu będzie miał ją. Wiedział, że w ogóle nie miał
prawa zachowywać się tak, jakby Liv była rzeczą, którą ot tak mógł sobie
przywłaszczyć, ale mimo wszystko…
–
Dlaczego miałbyś nie zobaczyć? – obruszyła się dziewczyna, oswobadzając dłonie
z jego uścisku. Bezwiednie zacisnął własne w pięści, przyciskając je
do piersi w nadziei na to, że Liv nie zwróci na ten gest uwagi i nie
wyciągnie jakichkolwiek niewłaściwych wniosków. – Myślałam, że idziemy razem.
Znam dobre miejsce i liczę na to, że pozwolisz zaprosić się na śniadanie,
skoro tutaj nie mam na co liczyć. – Posłała mu olśniewający uśmiech. – Jest
wcześnie, ale zanim dojdziemy na miejsce, powinno być już otwarte. Nie mam
samochodu, ale to nic, bo zawsze lubiłam spacerować.
– Chcesz
iść na spacer? – powtórzył z powątpiewaniem. – Ze mną?
Spodziewał
się wielu scenariuszy tej rozmowy, odkąd tylko stanęła w progu, ale na
pewno nie czegoś takiego. Z pewnym opóźnieniem dotarło do niego, że nie
tylko wciąż nie miał pojęcia, jakie ta dziewczyna miała intencje, czego chciała
i w jaki sposób zdołała go odszukać, ale przede wszystkim, że nie miało to
dla niego najmniejszego nawet znaczenia. Wręcz przeciwnie – marzył o tym,
żeby w końcu przestać niepotrzebnie analizować wszystko to, co działo się
wokół niego i po prostu ulec Liv, zwłaszcza jeśli sama z siebie
ofiarowała mu spędzenie czasu razem.
– Jestem
zbyt śmiała? – zapytała, nagle zaniepokojona. Wyraźnie spoważniała,
najwyraźniej zmartwiona faktem, że mogłaby jakkolwiek go urazić.
Zamrugał,
co najmniej zaniepokojony wyrazem jej twarzy. Nie chciał, żeby się smuciła,
coraz bardziej doceniając fakt, że przez większość czasu się uśmiechała. Nie,
zdecydowanie nie wyobrażał sobie tego, że mogłaby przestać i to na dodatek
z jego winy, tym bardziej, że dopiero co sam ustalił, że marzy przede
wszystkim o możliwości chronienia jej. Gdzie w tym wszystkim byłoby
miejsce na te uczucia, jego pragnienia i postanowienia, które bezwiednie
podjął, jeśli największą przyczyną zmartwień Liv byłby właśnie on?
– Och,
ależ skąd – zreflektował się w pośpiechu. Nie zastanawiając się nad tym,
co robi, wyciągnął przed siebie rękę, ponownie ujmując ją za dłoń. Pozwoliła mu
na to, wyraźnie uspokojona tym, że zdecydował się do niej zbliżyć. – Będę
zaszczycony – stwierdził i, cholera, to jak najbardziej zgadzało się
z prawdą.
– Tak? –
Odetchnął, kiedy na jej ustach na powrót pojawił się promienny uśmiech.
Niezmiennie go tym zadziwiała, zresztą jak i energią, którą wręcz
emitowała, pomimo tak drobnego, niepozornego wyglądu. Swoisty paradoks, ale
chyba właśnie takie bywały żywioły; przynajmniej ona kojarzyła mu się
z ogniem – iskierka, która w każdej chwili mogła zamienić się
w potężny, niszczycielski płomień. – W takim razie chodźmy. To nie
jest wcale aż tak daleko…
Mówiła
coś jeszcze, ale już właściwie nie słuchał, skoncentrowany przede wszystkim na
wzajemnej bliskości i tym, że zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak się
zakochał, dziewczyna sam z siebie przyszła do jego domu. Im dłużej się nad
tym zastanawiał, tym bardziej dziwnie się czuł – jak we śnie albo transie,
trwając w jakimś innym, na swój sposób o wiele prostszym świecie,
którego zasad próbował się nauczyć. To było tak, jakby w ciągu kilku dni
zmieniło się wszystko – wraz z decyzją o przyjeździe tutaj. Od tej
chwili mógł co najwyżej w to brnąć, ale… czy to naprawdę było takie złe?
Jeśli jego przewodniczką miała okazać się Liv, jak najbardziej był skłonny się
na to godzić.
Mniej
więcej w tamtej chwili ostatecznie doszedł do wniosku, że tak naprawdę
jest mu wszystko jedno. Ta istota całkowicie go rozbroiła – czy to pierwszym
spojrzeniem, czy znów uśmiechem, który z taką łatwością zapadał
w pamięć. Damien nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy dało się uzależnić
od drugiego człowieka w tak krótkim czasie, w zasadzie po zaledwie
jednej rozmowie, ale jeśli tak, Liv najwyraźniej była na dobrej drodze do tego,
żeby owinąć go sobie wokół palca. Co więcej, on sam czuł się gotów porzucić
wszystko, czego dotychczas doświadczył, razem z wciąż towarzyszącymi mu
obawami, by tak po prostu jej na to pozwolić, chociaż to wydawało się szalone.
Z drugiej jednak strony…
Czy
istniało coś takiego, jak przeznaczenie? Być może, chociaż i nad tym nigdy
nie próbował się zastanawiać. Miał wrażenie, że wszystko działo się
zdecydowanie zbyt szybko, ale to również przestawało mieć dla niego znaczenie.
Ludzkie życie było kruche i krótkie, o czym zdążył się przekonać.
Skoro tak, ciągła ucieczka czy to przed uczuciami, czy samym sobą nie miała
sensu, a przynajmniej on nie chciał dłużej tego robić.
Kimkolwiek była Liv, zjawiła się w odpowiednim momencie,
z kolei jemu nie pozostało nic innego, jak tylko się jej poddać.