Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:❧
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie:
Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa
OnaDacora.
SPIS TREŚCI:
-SANS! WSTAWAJ LENIUCHU! - podniósł się szybko, donośny głos Papyrusa dobiegający zza drzwi nie pozwalał mu spać. Ciągle przeczycie deja vu zmroziło go. Jak wiele razy słyszał te słowa? Nowy koszmar zaświtał w jego jaźni, uczucie, że Cię stracił odbiło się rwącym bólem w jego piersi. Wiedział, że to się stanie! Opuścił gardę, pozwolił sobie na zaangażowanie, no i teraz to wszystko go dobija! Ale dlaczego? Dlatego teraz? Sans schował twarz w dłoniach warcząc z wściekłości. Kurwa, kurwa, kurwa... Nie! Trząsł się, był zagubiony, niepewnie, bardzo powoli podszedł do lampki znajdującej się na jego biurku. Znajomy bałagan w niewielkim pokoju tylko potęgował strach. Musiało dojść do resetu. Był tego pewny. Papyrus zawsze budził go w ten sam sposób, na dzień przed przybyciem Frisk do Ruin. Będzie musiał czekać całą dobę by upewnić się, że znowu się pojawiłaś, i nie był pewien czy to zniesie. Czuł jak jego magia wzbierała w ciele. Pochłaniała duszę. Oczy zaczęły świecić niebieskawym światłem. Powietrze zrobiło się ciężkie, niewielkie przedmioty unosiły się nad ziemią dryfując powoli. Stał tak chwil parę, póki... coś ściągnęło jego uwagę. Twoja kurtka nadal była na jego bieżni. Moc zniknęła, rzeczy opadły. Przez chwile nie wiedział co zrobić. Miał miękkie kolana. Chwycił za kurtkę i usiadł na skraju łóżka, dłońmi badając jej materiał. Krótki, maniakalny śmiech wydostał się z niego, znowu schował twarz za palcami. Wszystko jest dobrze. Wszystko jest dobrze. Twoja osoba sprawia, że nadal wie co jest realne. W chwilę potem, znowu czuł się silny.
Byłaś w kuchni, siedziałaś i jadłaś śniadanie z Frisk, kiedy poczułaś jak Sans owija swoje ramiona dookoła Ciebie mocno się wtulając. Przyłożył swoje czoło do tyłu Twojego karku i westchnął głęboko. Dziecko wywróciło oczami na ten gest. Chrząknęłaś, czując jak robisz się rumiana.
-Um, dzień dobry – pogładziłaś go po rękach
-dobry – jego ton był normalny. Odprężył się i jeszcze chwilę Cię przytulał, położył brodę na Twoim ramieniu. Czułaś jak jego kości drżą kiedy mówił – paps i ja mamy dzisiaj sporo roboty, chcecie do nas wpaść?
-Obiecałam Frisk, że razem dzisiaj spędzimy dzień – odparłaś przepraszająco – Zrobimy zakupy na obiad, mam coś dla ciebie kupić?
-nie, dziecino, nie trzeba – nim Cię uwolnił ze swojego uścisku, raz jeszcze mocniej ścisnął. Frisk przyglądał się Wam w skupieniu.
-Siorka... - zaczął – Czy Sans jest teraz twoim chłopakiem? - praktycznie zakrztusiłaś się omletem, musiałaś poklepać się kilka razy w pierś by go przełknąć. Szkielet stał teraz obok Ciebie. Popatrzyliście po sobie. Czy jest? Cóż, gdyby wam nie przerwano, z pewnością oboje byście ze sobą poszli spać... Byłaś pewna tego, lecz nie do końca zrozumiałaś zachowanie Sansa. Zaśmiał się lekko, a potem odwrócił w stronę dziecka. Bawiło się ono śniadaniem przyglądając Ci się z uwagą, nadział omlet na widelec i puścił go.
-ej dzieciaku, co o tym myślisz? - zapytał podając mu rękaw swojej bluzy. Frisk wyglądał na zagubionego, Ty też nie miałaś pojęcia co się dzieje. Sans przystawił go bliżej. Dziecko zdziwione zerknęło na Ciebie szukając odpowiedzi, jednak nie znajdując jej chwycił i pomacał, by potem znowu popatrzeć na szkielet.
-To twoja kurtka – wzruszył lekko ramionami
-jesteś pewien? moim zdaniem jest to idealny materiał na chłopaka – mrugnął do Ciebie. Schowałaś twarz za rękami, ramiona drżały Ci przez powstrzymywanie śmiechu. Dlaczego na to nie wpadłaś?
-Nie wiem jaki to jest materiał na chłopaka – zachichotał Frisk
-To dobrze, musisz na to poczekać jeszcze jakieś dziesięć lat – starałaś się nabrać poważnego tonu głosu łapiąc jednocześnie oddech.
-więc zapytajmy twoją siorkę – Sans wystawił rękę w Twoją stronę. Poruszał brwiami – co myślisz? - chwyciłaś go za rękę, potarłaś powoli materiał przygryzając delikatnie wartę udając, że myślisz
-Hm... - Widziałaś, że każda chwila dłużej sprawia, że mina mu rzednieje. Nic nie mogłaś poradzić na to, że się uśmiechałaś – Uważam, że to jest materiał na chłopaka. - Frisk warknął kiedy Sans szybko pocałował cię w policzek.
-Całusy są obrzydliwe! - popatrzyłaś na kościotrupa by szybko cmoknąć go w usta.
-Absolutnie obrzydliwe. Jesteś zniesmaczony? Bo ja tak.
-okropnie.
-Przeeeeestańcie! - dziecko zawyło – albo zmienię zdanie i nie będzie mi się to podobać! - pogładziłaś Sansa kiedy się śmialiście, jego palce muskały Twoje ramie nim całkowicie je zabrał. Zauważyłaś, że odkąd się pojawił to cały czas Cię dotykał, chyba nawet nie chciał wyjść z kuchni. W tej chwili jednak musiałaś skupić się na dziecku, które zwisało w dramatycznej pozie z krzesełka.
-Więc, nie przeszkadza ci to, kochanie? - zapytałaś. Może powinnaś na ten temat z nim porozmawiać? Wszystko działo się tak szybko. Frisk myślał, zerknął na Sansa, który wyraźnie w zniecierpliwieniu i zaniepokojeniu czekał na werdykt. Wsunął też ręce do kieszeni. Dzieciak popatrzył na śniadanie, wbijając widelec w omlet
-Nie przeszkadza mi – szepnął cicho wyraźnie zawstydzony – Lubię Sansa – wymieniłaś się spojrzeniami z potworem, chyba chciał coś powiedzieć, ale wtedy głośny głos Papyrusa odbił się echem po domu.
-SANS! MUSIMY IŚĆ INACZEJ SIĘ SPÓŹNIMY! - Ten westchnął i dał Ci kolejnego cmoka w policzek. Zaśmiałaś się lekko kiedy podchodził do dzieciaka.
-choć, dla ciebie też mam – Frisk protestował i próbował uciec, ale Sans był szybszy. Kiedy zniknął, zobaczyłaś niewielki uśmiech na twarzy dziecka, potem wrócił jeść dalej śniadanie. Ciepła fala przelała się przez Twoje serce. Od kiedy to życie jest takie normalne? Wszystko wydaje się być idealne.
Sans zrobił ze swojego ramienia poduszkę, kiedy siedział w
budce, oglądając jak kilka płatków śniegu tańczy na wietrze by
potem opaść na ziemie. Właśnie się zbudził z miłej drzemki.
Chwycił za telefon, chciał do Ciebie napisać, ale ostatecznie tego
nie zrobił. Przez większość czasu to Frisk bawił się Twoją
komórką, no i nie miał niczego konkretnego na myśli. Opuszczenie
domu rano było trudne, lecz nie chciał martwić ani Ciebie ani
brata. Musiał udawać, jakby nic się nie stało, wtedy nikt nie
zauważy, że coś jest nie tak. No, a po rozmowie z Tobą i
dzieckiem, nie miał ochoty w ogóle cokolwiek robić. Świadomość,
że jesteś i nic nie zresetowało się... pomagała. Nadal co prawda
bał się, że robi wielki błąd, ale nie umiał się powstrzymać.
Wszystko co dotyczyło Ciebie było nowe. Mimo strachu, czuł się
odnowiony. Nawet Frisk jest inny. Szczęśliwszy, bardziej pewny
siebie. Może coś naprawdę zmieni się tym razem na dobre? Po
większej części – nie wierzył w to, ale fajnie pomarzyć.
Usłyszał chrupot znajomych kroków, wyrwało go to z myśli.
Podniósł się by dostrzec Papyrusa. No i tyle z kolejnej drzemki.
Poprawił się kładąc brodę na ręce.
-co tam? - ten puffną i potrząsnął głową.
-WIDZĘ, ŻE SIEDZISZ I NIC NIE ROBISZ. JAK ZAWSZE. BRACIE, NIE
MOŻEMY SOBIE POZWOLIĆ NA ZANIEDBANIE NASZYCH OBOWIĄZKÓW, NADAL
JEST SZANSA ŻE KOLEJNY NIE-TAKI-MIŁY CZŁOWIEK MOŻE ZNALEŹĆ SIĘ
W PODZIEMIU! A JEŻELI TAK, TO MUSIMY BYĆ GOTOWI!
-masz rację
-OCZYWIŚCIE, ŻE MAM! JEŻELI POCHWYCĘ INNEGO CZŁOWIEKA, WTEDY
MOŻE UNDYNE WYBACZY MI TO, ŻE JĄ OKŁAMAŁEM – na jego czole
pojawił się się pot z nerwów – NIE BĘDĘ MÓGŁ ROBIĆ TEGO
ZAWSZE, SANS, JA NIE UMIEM OKŁAMYWAĆ PRZYJACIÓŁ BY INNI
PRZYJACIELE BYLI BEZPIECZNI. - Gdyby to było tak proste. Sans był
pewien, że gdyby Papyrus wiedział po co Undyne i Asgore chcą ludzi
to nie byłby tak chętny do pomocy. On nigdy nie chciał niczyjej
śmierci, bez względu jak szlachetnymi pobudkami się kto kierował.
Sans po prostu nie umiał powiedzieć mu prawdy.
-będziemy musieli jej to powiedzieć prędzej czy później, nie
wydaje mi się aby ludzie nas szybko opuścili – Papyrus znowu
westchnął, wyglądał na zagubionego. Po chwili zmarszczył brwi
przyglądając się w skupieniu Sansowi. W jednej chwili ten poczuł,
że zaczyna się stresować
-A SKORO MOWA O LUDZIACH... CO ROBILIŚCIE W TWOIM POKOJU
OSTATNIEJ NOCY? - Sans zaśmiał się słabo odwracając wzrok
-nie wiem o czym mówisz bracie
-OH DOKŁADNIE WIESZ O CZYM MÓWIĘ – wlepiał w niego swoje
spojrzenie – POSZLIŚCIE NA RANDKĘ, A POTEM WRÓCILIŚCIE DO
TWOJEGO POKOJU, PIEŚCILIŚCIE SIĘ. - Sans zamarł, wiedział że
jego mina jest wystarczającym potwierdzeniem.
-s-skąd wiedziałeś, że poszliśmy na randkę? - Papyrus
wyglądał na dumnego z siebie
-NYEH HEH HEH! ZNAM CIĘ BRACIE I WIDZĘ, ŻE NIE MOŻESZ ODERWAĆ
OD NIEJ WZROKU! LUUUUUBISZ JĄ! - Sans schował twarz w ramionach,
starając się ignorować przyjacielskich klepnięć w ramię przez
brata – A JA MYŚLAŁEM, ŻE BĘDZIESZ ZBYT LENIWY BY COKOLWIEK
ZROBIĆ!
-brat...
-NIGDY NIE PRZYPUSZCZAŁEM, ŻE TEN DZIEŃ NADEJDZIE!
-papyrus
-JESTEM SZCZEŚLIWY NAWET MIMO TEGO, ŻE ZAWIODŁEM W ŁAPANIU
CZŁOWIEKA!
-bracie
-TAK SANS?
-teraz, skoro już wiesz, pomożesz mi pozbyć się dzieciaka z
domu abyśmy mogli spędzić trochę czasu sami?
-TO BRZMI RACZEJ JAK PRZYZWOLENIE CI NA BYCIE LENIWYM, ALE! ZROBIĘ
CO MOGĘ BY POMÓC. PONIEWAŻ MNIE, WSPANIAŁEMU PAPYRUSOWI, ZALEŻY
NA TOBIE I TWOIM SZCZĘŚCIU! - Sans uśmiechnał się lekko.
-jesteś najlepszy
-WIEM – Nim jednak Sans palnął jakiś kawał, telefon Papyrusa
zadzwonił. Sans uniósł brew do góry. - OH TO LUDŹ! - wcisnął
przycisk i przystawił komórkę do czaszki – WITAJ! - niższy
szkielet nie słyszał dokładnie rozmowy ponieważ Frisk krzyczał.
Szczęka jego brata opadła i jeżeli miałby ciało czy krew, jego
twarz zrobiłaby się teraz blada.
-Pomóżcie nam---! - Koniec połączenia.
-papyrus... - Sans wstał i chwycił brata za ramię. Nerwy
pulsowały w jego kościach. Strach paraliżował kręgosłup.
Papyrus próbował zadzwonić do Frisk, ale nie było sygnału.
Chrząknął, popatrzył na dół na brata i zaczął biec.
-MYŚLĘ, ŻE TO DOBRY MOMENT NA JEDEN Z TWOICH SKRÓTÓW, SANS!
Wracałaś razem z Frisk z zakupów na kilka dni. Miałaś pełne ręce i nawet dziecko niosło pakunki. Bez przymusu i w ramach wdzięczności za możliwość mieszkania z braćmi obiecałaś gotować dla wszystkich. W kuchni jednak był sos pomidorowy i tony makaronu, dlatego musiałaś szybko uzupełnić zapasy. Para młodych potworów minęła was, krzycząc i śmiejąc się głośno. Na początku nie wiedziałaś o co chodzi, dostrzegłaś kolegów z jakimi bawił się Frisk. Stali przy wysokiej kobiecie, wyższej niż Papyrus, z czerwonymi włosami związanymi w koński ogon, oraz niebiesko-zieloną łuską na ciele. Para dzieci zwisała z jej bicepsów, uśmiechała się przy tym szeroko.
-Na co czekacie małe smarki? Mogę unieść was wszystkie naraz! - krzyknęła śmiejąc się. Dodatkowa dwójka chwyciła ją za kurtkę, podciągnęła je do góry. Dlaczego to wszystko dzieje się... przed domem kościotrupów? Sans i Papyrus nie wspominali nigdy o jakiś przyjaciołach poza... O nie... Chciałaś zawrócić, ale było już za późno. Kobieta i dzieci popatrzyli na was. Dzieci zawołały Frisk aby dołączył do zabawy, natomiast wyraz twarzy wojowniczki zmieniał się. Rzuciłaś siatki i chwyciłaś Friska za rękę ciągnąc go za siebie.
-Siorka?
-To co kurwa ma być?! - sapnęła, jak makiem zasiał, dzieci milczały. Ściągnęła z siebie wszystkie i odgoniła je, by potem iść w waszym kierunku. - Ludzie w Snowdin?! - w jej głosie przebrzmiewała prawdziwa furia, kilka brzdąców uciekło w popłochu. Wiedziałaś, że i tak żadne z nich nie byłoby żadną pomocą. Oczywiście, coś takiego musiało się stać, kiedy nie było w pobliżu ani Sansa, ani Papyrusa! - ARGH! Powinnam się zorientować, że Papyrus coś przede mną ukrywa! Ale nigdy nie spodziewałabym się, że chodzi o TO – wyciągnęła dłoń, świecąca włócznia pojawiła się w jej pięści.
-Jesteśmy przyjaciółmi Papyrusa! - Frisk starał się wychylić zza Ciebie, widziałaś jak z jego piersi wychodzi czerwona dusza.
-Nie! - krzyknęłaś pchając go bardziej w tył. To nie będzie jak „walka” z Papyrusem. Ta kobieta... Undyne, ona naprawdę was zabić.
-Nie musimy walczyć! - nalegał Frisk zaciskając pięści na Twojej kurtce. Undyne prychnęła mierząc was złotym okiem.
-Oh jestem pewna że nie będziemy za długo walczyć. Potrzebujemy tylko jednej duszy, ale myślę że Król Asgore nie pogniewa się za dodatkową – wskazała ostrzem włóczni na Ciebie – Człowieku, z twoją duszą nasz król w końcu uwolni nas z tego więzienia! Twoje życie jest przeszkodą stojącą na drodze do naszej wolności! Wszyscy tutaj obecni czekali całe życie na ten moment! - Naprawdę chce Cię zabić. To właśnie jej chce zaimponować Papyrus? Zabić człowieka aby dołączyć do Królewskiej Gwardii? Nie, on mówił że miał was tylko złapać i dostarczyć jej... nie ma możliwości aby zdawał sobie sprawę z rzeczywistości. Zrobiłaś krok w tył, jedną ręką nadal broniąc Frisk przed wysunięciem się na przód. -Teraz! Człowieku! Zakończmy to, tu i teraz! - przesunęła się o krok w waszą stronę. Poczułaś coś w piersi. Po tym jak pierwszy raz widziałaś duszę dziecka, zastanawiałaś się jak wygląda Twoja. Teraz już wiesz. Jest czerwona, ale ciemniejsza, mroczniejsza, koloru wina. Twoja dusza jest... popękana, z wielkim uszczerbkiem na środku. Nie w całości, lecz wygląda koszmarnie. Zrobiłaś krok z tył, podążyła za Tobą. Undyne westchnęła zamierając tylko na chwilę. Następnie prychnęła i wskazała włócznią na was – Twoja dusza nie ma dla mnie żadnej wartości! Ale za to ta druga jest idealna!
-Nie pozwolę ci go dotknąć! - zwolniłaś uścisk na Frisku i rozpostarłaś ramiona na boki czując rosnącą w piersi wściekłość. Może to przez szybko płynącą krew, wzrost adrenaliny, ale myśl że Undyne mogłaby skrzywdzić Twoje dziecko... wypełniła Cię determinacją.
-Walcz więc WALCZ ZE MNĄ – warknęła marszcząc brwi. Jasne zielone światło pojawiło się w Twoich rękach tworząc coś na wzór tarczy, dzięki której mogłaś się bronić. Popękana dusza zamieniła się na zieloną, poczułaś jak nogi wrastają Ci w ziemię. Undyne uniosła wysoko włócznie, za jej plecami pojawiło się kilka kolejnych. Słyszałaś jej głośny śmiech. - Barwo, brawo, ciekawe co powiesz na to!