Jeżeli spodziewałaś się opowiadania z rodzaju „Ty x Postać”, to się grubo przeliczyłaś. Muszę cię rozczarować, ale jedyne shipy, jakie będą tu występować, to te, które „Ty” lubisz i masz zamiar pomóc w ich realizacji (spodziewajcie się EddMatt i TomTord).
Autor: EvilAngel
Spis treści:
Uwaga, waza leci!
Nie taka przeszłość straszna, jak ją pokazują
Tylko przyjaciele?
Bethany (obecnie czytany)
Zemsta jest słodka
Wesołe miasteczko
Nie taka przeszłość straszna, jak ją pokazują
Tylko przyjaciele?
Bethany (obecnie czytany)
Zemsta jest słodka
Wesołe miasteczko
Obudził cię piękny zapach czegoś słodkiego. Kiedy otworzyłaś oczy, twój wzrok natychmiast powędrował w stronę zegarka wiszącego w twoim pokoju. 7:15. Zajęcia na 9. Później praca na 15:20. Wstałaś z łóżka tak szybko, jak pozwolił ci na to organizm zaraz po pobudce i porozciągałaś się trochę. Podeszłaś do okien swojego pokoju i rozsunęłaś rolety. Przywitało cię zachmurzone niebo i delikatny deszcz. Westchnęłaś ciężko. Wiedziałaś, po prostu wiedziałaś, że długo nie pocieszysz się słońcem. Ostatnie dwa dni były ładne, więc logicznym było, że teraz będzie przez długi czas brzydka pogoda. W końcu - czym byłaby typowa angielska pogoda bez deszczu i szarych chmur, zasłaniających całe niebo? Ah, uroki mieszkania na Wyspach Brytyjskich… Niby byłaś przyzwyczajona, bo mieszkasz tu praktycznie całe życie, ale nadal pamiętasz ciepłe wakacje i miłe, zimowe i śnieżne święta Bożego Narodzenia, na które zawsze jeździłaś do rodziny w Polsce. No cóż, koniec rozmyślania. Poszłaś do łazienki, umyłaś ręce i buzie. Wychodząc z łazienki, zapach, który czułaś po przebudzeniu, uderzył w twoje nozdrza jeszcze bardziej i kusił smakowitym śniadaniem. Zajrzałaś delikatnie do kuchni i bardzo się zdziwiłaś na widok tego, co ujrzałaś. Bowiem widziałaś Toma i Torda robiących naleśniki. Nie kłócących się. Robiących to razem i w zgodzie. Bez przepychanek. No i dom jeszcze stoi i nie wybuchł pożar. Gdybyś wiedziała, że żeby ich pogodzić, musiałaś dostać drobnego załamania psychicznego, to już wcześniej byś to zrobiła. Chciałaś wejść po cichu i ich zaskoczyć, jednak gdy tylko postawiłaś stopę na kafelkach w kuchni, Tom odwrócił się w twoją stronę. Mogłaś przysiąc, że on ma jakiś szósty zmysł, albo to, że przez jego czarne oczy może widzieć więcej, niż normalny człowiek.
- Hej – przywitał się z tobą chłopak w niebieskie bluzie. Kiedy tylko to zrobił, Tord odwrócił się w stronę, w którą mówił Tom i zobaczył ciebie.
- Cześć – powitał cię niższy z chłopaków. – Siadaj do stołu, zaraz będzie gotowe – wskazał głową na jedno z krzeseł przy stole.
Byłaś zdziwiona. Twoje brwi powędrowały wysoko do góry, a twoje rzęsy trzepotały przez chwilę jak skrzydła motyli.
- Dzień dobry? – powiedziałaś, co bardziej brzmiało jak pytanie, jednak powędrowała do stołu i siadłaś na krześle. Obserwowałaś chłopaków, jak się krzątali po kuchni, czasami rzucając sobie uszczypliwymi komentarzami. Zaśmiałaś się delikatnie pod nosem, stukając palcami o stół.
- Cóż to takiego się dzisiaj stało, że oboje wstaliście tak wcześnie i na dodatek robicie śniadanie? – spytałaś. – Jakieś święto narodowe, czyjeś urodziny, czy…
- To tak w ramach przeprosin za to, co się ostatnio stało – przerwał ci Tord. Spojrzałaś na nich z podniesioną brwią, po czym tylko machnęłaś dłonią lekceważąco.
- Przecież już mówiłam Eddowi, żeby wam przekazał, że nie musicie przepraszać. Stało się, trudno – powiedziałaś ze wzrokiem utkwionym w stół. Palcem zataczałaś na nim drobne kółka i opierałaś się na drugiej ręce.
- Ta, słyszeliśmy, ale nadal zasługujesz na coś w ramach przeprosin – powiedział Tom stawiając przed tobą talerz z naleśnikami. Były ładnie przyozdobione bitą śmietaną i malinami, co cię zdziwiło, zważywszy na to, że jedzenie w lodówce się kończyło. No ale cóż, nie będziesz wybrzydzać – jest, to zjesz. Tom przysiadł się do stołu naprzeciw ciebie, a Tord siadł obok niego, podając ci sztućce. Spojrzałaś na nich, a wyraz twojej twarzy wyrażał wielkie zdziwienie. Ukroiłaś kawałek i włożyłaś do ust. Twoje kupki smakowe natychmiast rozpoznały smak twojej ulubionej białej czekolady, która w naleśnikach prezentowała się w rozpuszczonej formie, a ty przymknęłaś oczy z uśmiechem zadowolenia i delektowałaś się smakiem.
- Mówiłem, że to dobry pomysł – powiedział Tord szturchając delikatnie Toma łokciem w ramię czarnookiego i przerywając orgazm dla twoich kupek smakowych. Otworzyłaś oczy, spojrzałaś na nich, widząc, że na ustach obu z nich błąkał się cień uśmiechu.
- Okay, przyznaję, jedne z lepszych, jakie kiedykolwiek jadłam – powiedziałaś ze śmiechem. – Dzięki chłopaki – dodałaś z czułym uśmiechem.
Po twoich słowach nastała cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem tykającego zegara, czy odgłosem rytmicznego uderzania palcami o stół.
- Mam rozumieć, że zostaliście Mary Sue? - powiedziałaś, wypychając usta ostatnim kawałkiem twojego apetycznego śniadania. Tom i Tord spojrzeli na ciebie zdziwionym wzrokiem, zastanawiając się, o co ci chodzi.
- W jakim sensie? - zadał pytanie Tord.
- No wiecie, każda Marysia Sójka wstaje wcześniej, niż inni, schodzi ze swojego pokoju na piętrze, idzie do kuchni i szykuje naleśniki dla wszystkich - powiedziałaś, zataczając widelcem kółka w powietrzu.
- Ty się lepiej ciesz, że dostałaś żarcie. Podczas ich robienia to ja ucierpiałem - czarnooki spojrzał na Torda oskarżycielsko, podczas gdy Norweg patrzył się na niego niewinnie i z uniesionym kącikiem ust. Spojrzałaś na Toma z podniesioną brwią w formie niemego pytania. On tylko wzruszył ramionami i wskazał Torda.
- Jego pytaj - powiedział zirytowany ze wzrokiem wlepionym w zadowolonego z siebie szarookiego. Wodziłaś wzrokiem od jednego do drugiego, zatrzymując go na Tordzie.
- Coś mu zrobił? - spytałaś tonem zmęczonej matki.
- Ja? Nic - powiedział niewinnie Norweg, przeciągając ostatnie słowo.
- Nic?! A kto mnie sklepał łopatką po dupie?! - krzyknął Tom, a ty zaczęłaś się dusić ze śmiechu.
- Nie przesadzaj, delikatnie dostałeś - odpowiedział na swoją obronę Tord. Ty miałaś drobne problemy z utrzymaniem się na krześle, kiedy śmiech wstrząsał całym twoim ciałem. Tom patrzył na ciebie karcącym spojrzeniem, a jego policzki nabrały delikatniej różowej barwy. Tord po chwili także zaczął się śmiać, za co został nagrodzony uderzeniem w ramię. Niby nie było ono jakieś mocne, ale i tak trzymał się za rękę w miejscu, na które padł cios Toma i śmiał się trochę ciszej z wplecionymi w niego jękami bólu.
- Jesteście siebie warci –warknął zirytowany Tom i odsunął niedbale krzesło, wstając. Po chwili już go nie było w pokoju, a ty zaczęłaś odzyskiwać kontrolę nad sobą. Wzięłaś kilka głębokich oddechów i siedziałaś z brodą opartą na rękach, patrząc, jak Tord odprowadzał Toma wzrokiem.
- Po co ci te końskie zaloty, co? – rzuciłaś rozbawiona, a szarooki wrócił do rzeczywistości i odwrócił się i spojrzał na ciebie nieobecnym oraz rozkojarzonym wzrokiem.
- Hm? – mruknął roztargniony Norweg. Prychnęłaś pod nosem z uśmiechem na twarzy.
- Końskie zaloty? Nie stać cię na nic lepszego, Tord? – powiedziałaś i zachichotałaś na widok przybierających czerwoną barwę policzków i oburzonej miny chłopaka.
- Że niby ja?! Końskie zaloty?! – zapytał zdenerwowany, jednak rumieniec na jego policzkach wskazywał prędzej na zażenowanie, niż złość.
- Tak. To właśnie powiedziałam. Nie spodziewałam się, że podoba ci się Tom – powiedziałaś machając brwiami i patrząc się na niego wymownie. Tord wyglądał na poddenerwowanego, kolor jego policzków dorównywał temu, jaki miała jego bluza i wyglądał, jakby próbował z całych sił zapanować nad swoimi emocjami.
- Niby jak? Jeszcze niedawno się nienawidziliśmy – powiedział, unikając kontaktu wzrokowego z tobą. Postanowiłaś na razie odpuścić mu, lecz nie masz zamiaru zostawić tego. Prędzej czy później wyciśniesz to z niego, choćbyś miała skonać. Wstałaś od stołu i za cel obrałaś sobie swój pokój. Po drodze poklepałaś Torda po ramieniu.
- Relacja „nienawiść – miłość”, kochany… - rzuciłaś, zostawiając go samego i uśmiechając się usatysfakcjonowana, kiedy kontem oka widziałaś, jak naciągnął kaptur na głowę i zaciągnął sznurki tak, że nie dało się zobaczyć jego twarzy. Weszłaś do pokoju i natychmiast podeszłaś do szafy, wyjmując kilka rzeczy, rzucając je na łóżko i później ubierając się w nie. Wybór padł na ciemno zieloną pilotkę, brązowe leginsy z materiału podobnego do skóry i czarnej bluzki z nadrukiem białego motyla na niej. Poszłaś do łazienki, umyłaś zęby i przykryłaś kilka niedoskonałości na twojej twarzy korektorem. Przeczesałaś szybko włosy i związałaś je w luźny kucyk. Wyszłaś z łazienki, chwyciłaś swoją torbę i telefon wraz ze słuchawkami z pokoju i popędziłaś w stronę przedpokoju. Zarzuciłaś na nogi ciemnobrązowe botki. Kolor butów był zdecydowanie ciemniejszy, niż kolor twoich spodni. Wzięłaś swoją parasolką, zarzuciłaś torbę na ramię, zapięłaś pilotkę pod samą szyję i dodatkowo narzuciłaś czarną apaszkę.
- Dzisiaj mogę wrócić trochę później, niż zazwyczaj, więc nie martwcie się, że mnie nie będzie - powiedziałaś na tyle głośno, żeby szarooki w salonie mógł cię usłyszeć. - Na razie! - rzuciłaś wychodząc z domu, rozkładając parasol, a o jego powierzchnię natychmiast zaczęły uderzać krople drobnego deszczu.
Wychodząc z uczelni zauważyłaś, że deszcz ani trochę się nie uspokoił. W takim wypadku postanowiłaś złapać taksówkę, którą właśnie teraz jechałaś do księgarni, twojego miejsca zatrudnienia i także pewnego rodzaju ostoi, prowadząc miłą rozmowę z taksówkarzem.
- A co taka śliczna panienka ma do roboty w tej okolicy? - spytał zaciekawiony taksówkarz po podaniu nazwy ulicy, na której stała księgarnia. Taksówkarz był mężczyzną na oko w podeszłym wieku, z delikatnym, tygodniowym zarostem i siwiejącymi czarnymi włosami, zaczesanymi do tyłu. Czarna, skórzana kurtka była zarzucona na niezbyt muskularne ramiona mężczyzny.
- Praca. Właścicielka tej księgarni jest dobrą przyjaciółką mojej matki, więc trafiła mi się oferta nie do odrzucenia. Zawsze to dodatkowe grosze dla studenta na zupki chińskie - zażartowałaś, a taksówkarz zaśmiał się. Rozglądałaś się przez okno, podziwiając stare, niektóre nawet zabytkowe budynki w stylu wiktoriańskim i obserwując przejeżdżające czerwone, piętrowe autobusy, taksówki, czy po prostu auta osobowe, śpieszące do domu.
- Ma panienka ciekawe poczucie humoru, muszę przyznać - powiedział, a ty zauważyłaś, że zbliżaliście się już do miejsca, w którym stała księgarnia. Tak, ulica z wąskim chodnikiem, ten czerwony znak stopu, w który raz przywaliłaś, próbując ominąć ludzi w tłumie, stara, wykonany z osikowego drewna tabliczka z nazwą księgarni. Tak, to tu.
- Proszę się tu zatrzymać - wskazałaś miejsce postoju. Mężczyzna według twojego rozkazu wjechał na jedno z wolnych miejsc.
- Funt pięćdziesiąt, poproszę - powiedział taksówkarz odwracając się w twoją stronę. Pogrzebałaś trochę w torebce i wyjęłaś trzy funty. Położyłaś je na wyciągniętej dłoni mężczyzny.
- Reszty nie trzeba - powiedziałaś uśmiechając się ciepło, a kierowca popatrzył na ciebie ze zdziwieniem, a na jego usta wpłynął uśmiech wdzięczności. Może i nie było to wiele, ale zważając na to, że miałaś do zrobienia później zakupy, a jako studentka kokosów nie zarabiasz, to jednak każdy grosz się liczył.
- Dziękuję. Miłego dnia, młoda damo - powiedział, kiedy wysiadałaś z auta.
- Nawzajem - odpowiedziałaś, zamykając drzwi czarnej taksówki. Po chwili samochód znów jechał po ulicach miasta, a ty nie fatygując się, by rozłożyć parasol na taki krótki odcinek drogi, przybiegłaś do księgarni. Wpadłaś przez drzwi, omijając kilku kręcących się po sklepie klientów, rzucając ciche ”przepraszam”, kiedy kogoś nadepnęłaś i weszłaś na zaplecze. Na razie nie napotkałaś nikogo z pracowników sklepu, ani nie widziałaś właścicielki, jednak gdy zdjęłaś kurtkę i apaszkę, zostając w samej koszulce i zmieniałaś buty, dwie damskie ręce objęły cię w pasie od tyłu i czułaś jak ktoś cię przytula. Na twojej twarzy natychmiast pojawił się duży uśmiech, kiedy odwróciłaś się przodem do swojej niskiej przyjaciółki i odwzajemniłaś uścisk.
- Hejka, Beth, miło cię widzieć - powiedziałaś, puszczając brunetkę wolno.
- Mi ciebie też miło widzieć - powiedziała Bethany z szerokim uśmiechem, a jej oczy w kolorze zimnego, błękitnego nieba błyszczały szczęśliwie. Zaśmiałaś się delikatnie.
-Macie jeszcze długo zamiar się obściskiwać? – usłyszałaś denerwujące narzekanie dochodzące z wejścia do składziku. Zauważyłaś wysokiego szatyna o zielonych oczach, krzywiącego się na wasz widok i patrzącego z pogardą. Spojrzałaś na niego niechętnie i zirytowana.
- Też cię lubię, Mike - powiedziałaś, jednak bardzo prawdopodobne, że nie usłyszał tego, bo zniknął z pola waszego wzroku. "Co za cholerny dupek" pomyślałaś, wystawiając środkowy palec w stronę wejścia do pomieszczenia w nadziei, że może ujrzy twój serdeczny gest. Bethany zachichotała.
- Daj spokój, nie przejmuj się nim, nie jest wart twoich nerwów - powiedziała brunetka, opuszczając twoją rękę. Spojrzałaś na nią, a twój nienawistny wzrok zmiękł, by po chwili na twoje wargi wpłynął delikatny, ciepły uśmiech.
- Ta, chyba masz rację - westchnęłaś zrezygnowana i wyszłaś ze składziku, Bethany zaraz za tobą. „Życie jest za krótkie, by przejmować się jakimiś rozpuszczonymi bachorami” pomyślałaś, przywołując na twarz uśmiech i zajmując się swoją robotą w sklepie.
***
- Kurczę, w takim razie żal mi twojego taty. Zdenerwowana kobieta to demon - zaśmiałaś się przykładając telefon do ucha. Deszcz przestał padać, niebo na horyzoncie było już ciemne, lampy na ulicach włączały się, a wystawy sklepowe kusiły ofertami, przecenami i ciepłymi sklepowymi światłami. Twoja jedna ręka była obwieszona torbami z rzeczami spożywczymi i kilkoma drobiazgami dla ciebie, takimi jak guma balonowa, smakowa pomadka (uwielbiałaś je), tusz do rzęs i korektor. W drugiej ręce obwieszonej twoją torebką i parasolką trzymałaś swój telefon komórkowy. Szłaś chodnikiem, mijając różnej maści sklepy, wymijając ludzi i rozmawiając z Bethany.
- Myślę, że powinien przygotować kolację - powiedziałaś i zatrzymałaś się. Jeden mężczyzna wpadł na ciebie, ale nie zatrzymał się, tylko mamrocząc przekleństwa pod nosem, pośpieszył dalej. Cofnęłaś się kilka kroków i spojrzałaś na wystawę, która przyciągnęła twoją uwagę - męski manekin ubrany w idealnie dopasowany strój francuskiej pokojówki, a na głowie była narzucona opaska z kocimi uszami. Całość była oświetlona ciepłym światłem czerwonej barwy. Na twoich ustach pojawił się złośliwy uśmieszek i mogłaś przysiąc, że właśnie wyrosły ci rogi i ogon. „Chyba znajdę zastosowanie dla tego stroju” pomyślałaś diabolicznie.
- Hej, słonko, jesteś tam? - usłyszałaś głos dochodzący ze słuchawki. Przywrócił cię on do rzeczywistości.
- Tak, tak, jestem... Słuchaj Beth, ja chyba będę kończyć – zaczęłaś, potrząsając delikatnie głową, ale dziewczyna ci przerwała.
- Ja już znam ten twój ton. Cokolwiek diabolicznego chcesz zrobić, wiedz, że nie popieram cię w tym - powiedziała surowo. Zaśmiałaś się.
- Jak ty mnie świetnie znasz. Na razie - powiedziałaś. Bethany mruknęła coś na pożegnanie i rozłączyłaś się. Chwilę potem przechodziłaś przez drzwi sklepu, nad którego wystawą sterczałaś.
Około dwudziestu minut później byłaś już w swojej okolicy. Obłożona zakupami jakoś zdołałaś sięgnąć w stronę klamki i ją nacisnąć, wpadając do domu.
- Witajcie, moi drodzy! Zawleczcie tu swoje szanowne dupy i brać się za rozpakowywanie zakupów! - krzyknęłaś od razu, wchodząc do domu. Postawiłaś większość toreb na ziemi i ściągnęłaś buty, przy okazji odkładając parasol.
- Przyszłaś w końcu. Już zaczęliśmy się martwić – powiedział Edd, pojawiając się z rudowłosym u boku. Po chwili zauważyłaś też stającego w przedpokoju Toma.
- Mówiłam rano Tordowi i Tomowi, że przyjdę później. Poza tym – myślicie, że nie dałabym się rady obronić? – spytałaś, jednak nie dostałaś odpowiedzi, bo po chwili torby zostały zabrane przez Edda i Matta, jednak Tom został przez chwilę, patrząc na torbę, którą chowałaś za sobą.
- Może wezmę od ciebie też to - zaczął, wyciągając w tamtą stronę rękę, jednak natychmiast ją cofnął, kiedy pacnęłaś go swoją dłonią w jego dłoń.
- Niepotrzebnie, to tylko kilka moich pierdół - powiedziałaś niewinnym uśmiechem, czując, jak Ringo ociera ci się o nogi. Wzięłaś torbę w której zabrzęczała szklana butelka i przeklęłaś w myślach. Na drugą rękę wzięłaś kota i pośpieszyłaś do swojego pokoju. Czułaś palące spojrzenie czarnookiego na swoich plecach przez całą drogę do pokoju. Położyłaś torbę z ostatnimi zakupami i swoją własną torbę na łóżku, zaś kota postawiłaś na podłodze, co i tak niewiele dało, bo po chwili już wylegiwał się na twoich poduszkach. Zdjęłaś pilotkę i zawiesiłaś ją w szafie. Usiadłaś na skraju łóżka i wyjęłaś z torby z „zakupami” butelkę ulubionego trunku Toma. Przejechałaś kciukiem po szklanej powierzchni, na której zaczęły się skraplać krople wody, ponieważ wódka stała z lodówce w sklepie. Pomyślałaś o tym, to zamierzasz zrobić. Pomyślałaś o tym, za co zamierzasz się zemścić. Przypomniał ci się ten dzień, w którym brałaś kąpiel i chciałaś wysuszyć włosy, ale gdy tylko włączyłaś suszarkę, czekała cię niemiła niespodzianka w postaci talku dla dzieci na całej twojej twarzy i włosach. Kiedy tylko usłyszałaś umierającego ze śmiechu Toma, poprzysięgłaś zemstę. I to był właśnie ten dzień. Z uśmieszkiem odstawiłaś butelkę na biurko i po cichu skierowałaś się do pokoju Torda, słysząc, jak Edd krzyknął z zachwytem „COLA!”, a ty nie mogłaś nic poradzić na to, że się uśmiechnęłaś i zaśmiałaś. Naprawdę, mogłaś przysiąc, że żeby uszczęśliwić Edda, wystarczyło mu kupić colę. No, i może zeswatać z Mattem, ale tym zajmiesz się później, na razie masz misje do wykonania. Zapukałaś do drzwi Torda, by po chwili słyszenia jego mamrotania zza drzwi, stanąć z nim oko w oko. No, może oko w podbródek, no ale sens jeden. Do twoich nozdrzy dotarł zapach tytoniu i domyśliłaś się, że pewnie znów palił, ale teraz nie masz czasu na reprymendy dla niego za palenie, zrobisz to później.
- Słuchaj mam do ciebie sprawę – powiedziałaś może trochę za poważnym tonem. Tord spojrzał na ciebie z uniesioną brwią, a później pokazał ci ręką, żebyś weszła do pokoju. Zrobiłaś, co ci kazał i zauważyłaś, że wziął do ręki broń i zaczął się jej przyglądać.
- Więc kto sprawił ci jakiś problem? - spytał niczym Ojciec Chrzestny, trzymając spluwę i polerując niektóre miejsca rękawem bluzy.
- Nie, nie taką sprawę! - powiedziałaś pośpiesznie. Wiedziałaś, że Tord był zdolny do takich rzeczy, więc wolałaś nie kusić losu. Kiedy spojrzał na ciebie pytająco, wzięłaś głęboki oddech i zaczęłaś ponownie mówić: - Potrzebuję pewnej specyficznej substancji.
Chłopak w czerwonej bluzie patrzył ci w oczy przez chwilę, po czym pokiwał powoli głową ze zrozumieniem i skierował się do jednej ze swoich komód, grzebiąc po różnych szufladach.
- Ta substancja powinna być przezroczysta. Powinna być też bezzapachowa i bezsmakowa, albo żeby przynajmniej smak i zapach alkoholu mógł to zamaskować - ciągnęłaś swój wywód, żwawo gestykulując. - Potrzebne jest to, żeby powodowała senność u osoby, która spożyje coś z nią. Tak, że nawet osoba posiadająca bardzo lekki sen, nie obudziła się nawet w wypadku trzęsienia ziemi i...
- Masz - uciął krótko, wystawiając w twoją stronę przezroczystą fiolkę, w środku była także jakaś przezroczysta ciecz. Spojrzałaś podejrzliwie na szklane naczynie w dłoni chłopaka, po czym wyciągnęłaś ostrożnie rękę i wzięłaś fiolkę. Poczułaś jak na twoich ustach pojawia się pełen satysfakcji, upiorny uśmiech.
- Pod słowem honoru, czasami mnie przerażasz - powiedział Tord, patrząc na ciebie. Zaśmiałaś się, on jednak kontynuował, nie zważając na twój złowieszczy śmiech. - Po co ci to, tak w ogóle?
- Oh, za niedługo się dowiesz... - obdarowałaś go najbardziej uroczym uśmiechem, jakim potrafiłaś i wyszłaś z jego pokoju, zostawiając go sam na sam z pytaniami kłębiącymi się w jego głowie. Powoli zaczął żałować, że ci to w ogóle dał. Ty tymczasem pognałaś do swojego pokoju, wzięłaś butelkę wódki, którą wcześniej postawiłaś na biurku i ją otworzyłaś. Od razu uderzył cię mocny zapach alkoholu. Otworzyłaś flakonik, który dostałaś od Torda, zastanawiając się przy okazji, skąd ten chłopak to ma i wlałaś kilka kropel substancji do butelki, po czym wymieszałaś. Zakręciłaś ją i usiadłaś na chwilę na brzegu łóżka. Pogłaskałaś Ringo, wylegującego się na twojej czerwonej kołdrze, słysząc, jak mruczy z rozkoszy. Spojrzałaś na butelkę w swojej dłoni. „Ostatni alkohol, jaki miałam w ustach, to ten szampan dla dzieci z przyjęcia u mojej siostry ciotecznej…” pomyślałaś i wstałaś z łóżka. Miałaś nadzieję, że Tord cię nie wykiwał i dał ci to, co ci było potrzebne, bo inaczej twój plan w łeb strzelił. Po chwili wyszłaś z pokoju i poszłaś do salonu połączonego z kuchnią. Stanęłaś w progu łuku prowadzącego do pomieszczenia i widziałaś jak Matt i Edd cicho rozmawiają w kuchni i śmieją się. Od czasu do czasu na policzkach jednego z nich pojawiał się delikatny rumieniec i widać było tą chwilową niezręczność, która jednak szybko znikała, jak smuga światła. Z delikatnie przyśpieszonym rytmem bicia serca poszłaś w stronę kanapy, na której siedział znudzony Tom i oglądał coś w telewizji.
- Hej, Tom – powiedziałaś, stając za tyłem kanapy i przykuwając jego uwagę.
- Co chcesz? – spytał, odwracając się w twoją stronę przez oparcie kanapy i patrząc na ciebie podejrzliwie.
- Proszę, takie małe co nie co dla ciebie – powiedziałaś i położyłaś flaszkę na jego kolanach. Podejrzliwość zmieniła się w zaskoczenie, by ostatecznie zostać zastąpiona wdzięcznością i zadowoleniem.
- Dzięki wielkie – powiedział, uśmiechając się, a ty siadłaś na kanapie obok niego.
- To drobiazg – uśmiechnęłaś się słodko i uroczo. Być może czułabyś grzechy łażące ci po plecach, gdyby nie przylegający do twoich pleców pancerz zrobiony z uczucia słodkiej jak maliny latem zemsty.
Po około dziesięciu minut zaczęłaś zauważać efekty działania tego płynu, który dał ci Tord. Głowa Toma samoistnie zaczęła lecieć na twoje prawe ramię, a ty za każdym razem podnosiłaś ją ze swojego ramienia zirytowana, chociaż w duchu twój wewnętrzny diabełek skakał z radości i zacierał rączki. Czarnooki zmył się do swojego pokoju, a ty wyszłaś z salonu kilka minut po nim. Weszłaś do pokoju, wzięłaś torbę z rzeczami, które kupiłaś i pośpieszyłaś na górę. Otworzyłaś delikatnie drzwi i zobaczyłaś śpiącego na łóżku Toma. Na szczęście był w samych bokserkach, co dodatkowo ułatwiało ci sprawę.
- Zabawę czas zacząć – powiedziałaś, a na twoje usta wpłynął złośliwy uśmiech. Zabrałaś się do roboty.
Po około godzinie później leżałaś w swoim łóżku, biorąc wcześniej prysznic i zjadając kolację. Trzymałaś w rękach telefon, na którym znajdowało się teraz kilka zdjęć twojego pięknego dzieła. Wracając z pokoju Toma poszłaś także sprawdzić, co tam u Torda. Zastałaś go śpiącego, więc postanowiłaś wyciąć mały numer i jemu, ustawiając budzik w jego telefonie na godzinę 8:00, a na sygnał budzika ustawiłaś piosenkę „Sunshine, Lolipops and Rainbows”, którą szybko pobrałaś. To się zdziwi Słoneczko Cukiereczek*, jak go obudzą te słodkie słowa piosenki. Czytałaś książkę, głaszcząc kota, który (o dziwo) cały czas siedział u ciebie, a kiedy ją skończyłaś, uznałaś, że książka nawet fajna i ciekawa, jednakże, przysłowiowo, dupy nie urywa i poszłaś spać.
*tak, mam świadomość, że tłumaczy się „Słoneczko Lizaczek”, jednak „Cukiereczek” pasowało mi bardziej.
- Hej – przywitał się z tobą chłopak w niebieskie bluzie. Kiedy tylko to zrobił, Tord odwrócił się w stronę, w którą mówił Tom i zobaczył ciebie.
- Cześć – powitał cię niższy z chłopaków. – Siadaj do stołu, zaraz będzie gotowe – wskazał głową na jedno z krzeseł przy stole.
Byłaś zdziwiona. Twoje brwi powędrowały wysoko do góry, a twoje rzęsy trzepotały przez chwilę jak skrzydła motyli.
- Dzień dobry? – powiedziałaś, co bardziej brzmiało jak pytanie, jednak powędrowała do stołu i siadłaś na krześle. Obserwowałaś chłopaków, jak się krzątali po kuchni, czasami rzucając sobie uszczypliwymi komentarzami. Zaśmiałaś się delikatnie pod nosem, stukając palcami o stół.
- Cóż to takiego się dzisiaj stało, że oboje wstaliście tak wcześnie i na dodatek robicie śniadanie? – spytałaś. – Jakieś święto narodowe, czyjeś urodziny, czy…
- To tak w ramach przeprosin za to, co się ostatnio stało – przerwał ci Tord. Spojrzałaś na nich z podniesioną brwią, po czym tylko machnęłaś dłonią lekceważąco.
- Przecież już mówiłam Eddowi, żeby wam przekazał, że nie musicie przepraszać. Stało się, trudno – powiedziałaś ze wzrokiem utkwionym w stół. Palcem zataczałaś na nim drobne kółka i opierałaś się na drugiej ręce.
- Ta, słyszeliśmy, ale nadal zasługujesz na coś w ramach przeprosin – powiedział Tom stawiając przed tobą talerz z naleśnikami. Były ładnie przyozdobione bitą śmietaną i malinami, co cię zdziwiło, zważywszy na to, że jedzenie w lodówce się kończyło. No ale cóż, nie będziesz wybrzydzać – jest, to zjesz. Tom przysiadł się do stołu naprzeciw ciebie, a Tord siadł obok niego, podając ci sztućce. Spojrzałaś na nich, a wyraz twojej twarzy wyrażał wielkie zdziwienie. Ukroiłaś kawałek i włożyłaś do ust. Twoje kupki smakowe natychmiast rozpoznały smak twojej ulubionej białej czekolady, która w naleśnikach prezentowała się w rozpuszczonej formie, a ty przymknęłaś oczy z uśmiechem zadowolenia i delektowałaś się smakiem.
- Mówiłem, że to dobry pomysł – powiedział Tord szturchając delikatnie Toma łokciem w ramię czarnookiego i przerywając orgazm dla twoich kupek smakowych. Otworzyłaś oczy, spojrzałaś na nich, widząc, że na ustach obu z nich błąkał się cień uśmiechu.
- Okay, przyznaję, jedne z lepszych, jakie kiedykolwiek jadłam – powiedziałaś ze śmiechem. – Dzięki chłopaki – dodałaś z czułym uśmiechem.
Po twoich słowach nastała cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem tykającego zegara, czy odgłosem rytmicznego uderzania palcami o stół.
- Mam rozumieć, że zostaliście Mary Sue? - powiedziałaś, wypychając usta ostatnim kawałkiem twojego apetycznego śniadania. Tom i Tord spojrzeli na ciebie zdziwionym wzrokiem, zastanawiając się, o co ci chodzi.
- W jakim sensie? - zadał pytanie Tord.
- No wiecie, każda Marysia Sójka wstaje wcześniej, niż inni, schodzi ze swojego pokoju na piętrze, idzie do kuchni i szykuje naleśniki dla wszystkich - powiedziałaś, zataczając widelcem kółka w powietrzu.
- Ty się lepiej ciesz, że dostałaś żarcie. Podczas ich robienia to ja ucierpiałem - czarnooki spojrzał na Torda oskarżycielsko, podczas gdy Norweg patrzył się na niego niewinnie i z uniesionym kącikiem ust. Spojrzałaś na Toma z podniesioną brwią w formie niemego pytania. On tylko wzruszył ramionami i wskazał Torda.
- Jego pytaj - powiedział zirytowany ze wzrokiem wlepionym w zadowolonego z siebie szarookiego. Wodziłaś wzrokiem od jednego do drugiego, zatrzymując go na Tordzie.
- Coś mu zrobił? - spytałaś tonem zmęczonej matki.
- Ja? Nic - powiedział niewinnie Norweg, przeciągając ostatnie słowo.
- Nic?! A kto mnie sklepał łopatką po dupie?! - krzyknął Tom, a ty zaczęłaś się dusić ze śmiechu.
- Nie przesadzaj, delikatnie dostałeś - odpowiedział na swoją obronę Tord. Ty miałaś drobne problemy z utrzymaniem się na krześle, kiedy śmiech wstrząsał całym twoim ciałem. Tom patrzył na ciebie karcącym spojrzeniem, a jego policzki nabrały delikatniej różowej barwy. Tord po chwili także zaczął się śmiać, za co został nagrodzony uderzeniem w ramię. Niby nie było ono jakieś mocne, ale i tak trzymał się za rękę w miejscu, na które padł cios Toma i śmiał się trochę ciszej z wplecionymi w niego jękami bólu.
- Jesteście siebie warci –warknął zirytowany Tom i odsunął niedbale krzesło, wstając. Po chwili już go nie było w pokoju, a ty zaczęłaś odzyskiwać kontrolę nad sobą. Wzięłaś kilka głębokich oddechów i siedziałaś z brodą opartą na rękach, patrząc, jak Tord odprowadzał Toma wzrokiem.
- Po co ci te końskie zaloty, co? – rzuciłaś rozbawiona, a szarooki wrócił do rzeczywistości i odwrócił się i spojrzał na ciebie nieobecnym oraz rozkojarzonym wzrokiem.
- Hm? – mruknął roztargniony Norweg. Prychnęłaś pod nosem z uśmiechem na twarzy.
- Końskie zaloty? Nie stać cię na nic lepszego, Tord? – powiedziałaś i zachichotałaś na widok przybierających czerwoną barwę policzków i oburzonej miny chłopaka.
- Że niby ja?! Końskie zaloty?! – zapytał zdenerwowany, jednak rumieniec na jego policzkach wskazywał prędzej na zażenowanie, niż złość.
- Tak. To właśnie powiedziałam. Nie spodziewałam się, że podoba ci się Tom – powiedziałaś machając brwiami i patrząc się na niego wymownie. Tord wyglądał na poddenerwowanego, kolor jego policzków dorównywał temu, jaki miała jego bluza i wyglądał, jakby próbował z całych sił zapanować nad swoimi emocjami.
- Niby jak? Jeszcze niedawno się nienawidziliśmy – powiedział, unikając kontaktu wzrokowego z tobą. Postanowiłaś na razie odpuścić mu, lecz nie masz zamiaru zostawić tego. Prędzej czy później wyciśniesz to z niego, choćbyś miała skonać. Wstałaś od stołu i za cel obrałaś sobie swój pokój. Po drodze poklepałaś Torda po ramieniu.
- Relacja „nienawiść – miłość”, kochany… - rzuciłaś, zostawiając go samego i uśmiechając się usatysfakcjonowana, kiedy kontem oka widziałaś, jak naciągnął kaptur na głowę i zaciągnął sznurki tak, że nie dało się zobaczyć jego twarzy. Weszłaś do pokoju i natychmiast podeszłaś do szafy, wyjmując kilka rzeczy, rzucając je na łóżko i później ubierając się w nie. Wybór padł na ciemno zieloną pilotkę, brązowe leginsy z materiału podobnego do skóry i czarnej bluzki z nadrukiem białego motyla na niej. Poszłaś do łazienki, umyłaś zęby i przykryłaś kilka niedoskonałości na twojej twarzy korektorem. Przeczesałaś szybko włosy i związałaś je w luźny kucyk. Wyszłaś z łazienki, chwyciłaś swoją torbę i telefon wraz ze słuchawkami z pokoju i popędziłaś w stronę przedpokoju. Zarzuciłaś na nogi ciemnobrązowe botki. Kolor butów był zdecydowanie ciemniejszy, niż kolor twoich spodni. Wzięłaś swoją parasolką, zarzuciłaś torbę na ramię, zapięłaś pilotkę pod samą szyję i dodatkowo narzuciłaś czarną apaszkę.
- Dzisiaj mogę wrócić trochę później, niż zazwyczaj, więc nie martwcie się, że mnie nie będzie - powiedziałaś na tyle głośno, żeby szarooki w salonie mógł cię usłyszeć. - Na razie! - rzuciłaś wychodząc z domu, rozkładając parasol, a o jego powierzchnię natychmiast zaczęły uderzać krople drobnego deszczu.
Wychodząc z uczelni zauważyłaś, że deszcz ani trochę się nie uspokoił. W takim wypadku postanowiłaś złapać taksówkę, którą właśnie teraz jechałaś do księgarni, twojego miejsca zatrudnienia i także pewnego rodzaju ostoi, prowadząc miłą rozmowę z taksówkarzem.
- A co taka śliczna panienka ma do roboty w tej okolicy? - spytał zaciekawiony taksówkarz po podaniu nazwy ulicy, na której stała księgarnia. Taksówkarz był mężczyzną na oko w podeszłym wieku, z delikatnym, tygodniowym zarostem i siwiejącymi czarnymi włosami, zaczesanymi do tyłu. Czarna, skórzana kurtka była zarzucona na niezbyt muskularne ramiona mężczyzny.
- Praca. Właścicielka tej księgarni jest dobrą przyjaciółką mojej matki, więc trafiła mi się oferta nie do odrzucenia. Zawsze to dodatkowe grosze dla studenta na zupki chińskie - zażartowałaś, a taksówkarz zaśmiał się. Rozglądałaś się przez okno, podziwiając stare, niektóre nawet zabytkowe budynki w stylu wiktoriańskim i obserwując przejeżdżające czerwone, piętrowe autobusy, taksówki, czy po prostu auta osobowe, śpieszące do domu.
- Ma panienka ciekawe poczucie humoru, muszę przyznać - powiedział, a ty zauważyłaś, że zbliżaliście się już do miejsca, w którym stała księgarnia. Tak, ulica z wąskim chodnikiem, ten czerwony znak stopu, w który raz przywaliłaś, próbując ominąć ludzi w tłumie, stara, wykonany z osikowego drewna tabliczka z nazwą księgarni. Tak, to tu.
- Proszę się tu zatrzymać - wskazałaś miejsce postoju. Mężczyzna według twojego rozkazu wjechał na jedno z wolnych miejsc.
- Funt pięćdziesiąt, poproszę - powiedział taksówkarz odwracając się w twoją stronę. Pogrzebałaś trochę w torebce i wyjęłaś trzy funty. Położyłaś je na wyciągniętej dłoni mężczyzny.
- Reszty nie trzeba - powiedziałaś uśmiechając się ciepło, a kierowca popatrzył na ciebie ze zdziwieniem, a na jego usta wpłynął uśmiech wdzięczności. Może i nie było to wiele, ale zważając na to, że miałaś do zrobienia później zakupy, a jako studentka kokosów nie zarabiasz, to jednak każdy grosz się liczył.
- Dziękuję. Miłego dnia, młoda damo - powiedział, kiedy wysiadałaś z auta.
- Nawzajem - odpowiedziałaś, zamykając drzwi czarnej taksówki. Po chwili samochód znów jechał po ulicach miasta, a ty nie fatygując się, by rozłożyć parasol na taki krótki odcinek drogi, przybiegłaś do księgarni. Wpadłaś przez drzwi, omijając kilku kręcących się po sklepie klientów, rzucając ciche ”przepraszam”, kiedy kogoś nadepnęłaś i weszłaś na zaplecze. Na razie nie napotkałaś nikogo z pracowników sklepu, ani nie widziałaś właścicielki, jednak gdy zdjęłaś kurtkę i apaszkę, zostając w samej koszulce i zmieniałaś buty, dwie damskie ręce objęły cię w pasie od tyłu i czułaś jak ktoś cię przytula. Na twojej twarzy natychmiast pojawił się duży uśmiech, kiedy odwróciłaś się przodem do swojej niskiej przyjaciółki i odwzajemniłaś uścisk.
- Hejka, Beth, miło cię widzieć - powiedziałaś, puszczając brunetkę wolno.
- Mi ciebie też miło widzieć - powiedziała Bethany z szerokim uśmiechem, a jej oczy w kolorze zimnego, błękitnego nieba błyszczały szczęśliwie. Zaśmiałaś się delikatnie.
-Macie jeszcze długo zamiar się obściskiwać? – usłyszałaś denerwujące narzekanie dochodzące z wejścia do składziku. Zauważyłaś wysokiego szatyna o zielonych oczach, krzywiącego się na wasz widok i patrzącego z pogardą. Spojrzałaś na niego niechętnie i zirytowana.
- Też cię lubię, Mike - powiedziałaś, jednak bardzo prawdopodobne, że nie usłyszał tego, bo zniknął z pola waszego wzroku. "Co za cholerny dupek" pomyślałaś, wystawiając środkowy palec w stronę wejścia do pomieszczenia w nadziei, że może ujrzy twój serdeczny gest. Bethany zachichotała.
- Daj spokój, nie przejmuj się nim, nie jest wart twoich nerwów - powiedziała brunetka, opuszczając twoją rękę. Spojrzałaś na nią, a twój nienawistny wzrok zmiękł, by po chwili na twoje wargi wpłynął delikatny, ciepły uśmiech.
- Ta, chyba masz rację - westchnęłaś zrezygnowana i wyszłaś ze składziku, Bethany zaraz za tobą. „Życie jest za krótkie, by przejmować się jakimiś rozpuszczonymi bachorami” pomyślałaś, przywołując na twarz uśmiech i zajmując się swoją robotą w sklepie.
***
- Kurczę, w takim razie żal mi twojego taty. Zdenerwowana kobieta to demon - zaśmiałaś się przykładając telefon do ucha. Deszcz przestał padać, niebo na horyzoncie było już ciemne, lampy na ulicach włączały się, a wystawy sklepowe kusiły ofertami, przecenami i ciepłymi sklepowymi światłami. Twoja jedna ręka była obwieszona torbami z rzeczami spożywczymi i kilkoma drobiazgami dla ciebie, takimi jak guma balonowa, smakowa pomadka (uwielbiałaś je), tusz do rzęs i korektor. W drugiej ręce obwieszonej twoją torebką i parasolką trzymałaś swój telefon komórkowy. Szłaś chodnikiem, mijając różnej maści sklepy, wymijając ludzi i rozmawiając z Bethany.
- Myślę, że powinien przygotować kolację - powiedziałaś i zatrzymałaś się. Jeden mężczyzna wpadł na ciebie, ale nie zatrzymał się, tylko mamrocząc przekleństwa pod nosem, pośpieszył dalej. Cofnęłaś się kilka kroków i spojrzałaś na wystawę, która przyciągnęła twoją uwagę - męski manekin ubrany w idealnie dopasowany strój francuskiej pokojówki, a na głowie była narzucona opaska z kocimi uszami. Całość była oświetlona ciepłym światłem czerwonej barwy. Na twoich ustach pojawił się złośliwy uśmieszek i mogłaś przysiąc, że właśnie wyrosły ci rogi i ogon. „Chyba znajdę zastosowanie dla tego stroju” pomyślałaś diabolicznie.
- Hej, słonko, jesteś tam? - usłyszałaś głos dochodzący ze słuchawki. Przywrócił cię on do rzeczywistości.
- Tak, tak, jestem... Słuchaj Beth, ja chyba będę kończyć – zaczęłaś, potrząsając delikatnie głową, ale dziewczyna ci przerwała.
- Ja już znam ten twój ton. Cokolwiek diabolicznego chcesz zrobić, wiedz, że nie popieram cię w tym - powiedziała surowo. Zaśmiałaś się.
- Jak ty mnie świetnie znasz. Na razie - powiedziałaś. Bethany mruknęła coś na pożegnanie i rozłączyłaś się. Chwilę potem przechodziłaś przez drzwi sklepu, nad którego wystawą sterczałaś.
Około dwudziestu minut później byłaś już w swojej okolicy. Obłożona zakupami jakoś zdołałaś sięgnąć w stronę klamki i ją nacisnąć, wpadając do domu.
- Witajcie, moi drodzy! Zawleczcie tu swoje szanowne dupy i brać się za rozpakowywanie zakupów! - krzyknęłaś od razu, wchodząc do domu. Postawiłaś większość toreb na ziemi i ściągnęłaś buty, przy okazji odkładając parasol.
- Przyszłaś w końcu. Już zaczęliśmy się martwić – powiedział Edd, pojawiając się z rudowłosym u boku. Po chwili zauważyłaś też stającego w przedpokoju Toma.
- Mówiłam rano Tordowi i Tomowi, że przyjdę później. Poza tym – myślicie, że nie dałabym się rady obronić? – spytałaś, jednak nie dostałaś odpowiedzi, bo po chwili torby zostały zabrane przez Edda i Matta, jednak Tom został przez chwilę, patrząc na torbę, którą chowałaś za sobą.
- Może wezmę od ciebie też to - zaczął, wyciągając w tamtą stronę rękę, jednak natychmiast ją cofnął, kiedy pacnęłaś go swoją dłonią w jego dłoń.
- Niepotrzebnie, to tylko kilka moich pierdół - powiedziałaś niewinnym uśmiechem, czując, jak Ringo ociera ci się o nogi. Wzięłaś torbę w której zabrzęczała szklana butelka i przeklęłaś w myślach. Na drugą rękę wzięłaś kota i pośpieszyłaś do swojego pokoju. Czułaś palące spojrzenie czarnookiego na swoich plecach przez całą drogę do pokoju. Położyłaś torbę z ostatnimi zakupami i swoją własną torbę na łóżku, zaś kota postawiłaś na podłodze, co i tak niewiele dało, bo po chwili już wylegiwał się na twoich poduszkach. Zdjęłaś pilotkę i zawiesiłaś ją w szafie. Usiadłaś na skraju łóżka i wyjęłaś z torby z „zakupami” butelkę ulubionego trunku Toma. Przejechałaś kciukiem po szklanej powierzchni, na której zaczęły się skraplać krople wody, ponieważ wódka stała z lodówce w sklepie. Pomyślałaś o tym, to zamierzasz zrobić. Pomyślałaś o tym, za co zamierzasz się zemścić. Przypomniał ci się ten dzień, w którym brałaś kąpiel i chciałaś wysuszyć włosy, ale gdy tylko włączyłaś suszarkę, czekała cię niemiła niespodzianka w postaci talku dla dzieci na całej twojej twarzy i włosach. Kiedy tylko usłyszałaś umierającego ze śmiechu Toma, poprzysięgłaś zemstę. I to był właśnie ten dzień. Z uśmieszkiem odstawiłaś butelkę na biurko i po cichu skierowałaś się do pokoju Torda, słysząc, jak Edd krzyknął z zachwytem „COLA!”, a ty nie mogłaś nic poradzić na to, że się uśmiechnęłaś i zaśmiałaś. Naprawdę, mogłaś przysiąc, że żeby uszczęśliwić Edda, wystarczyło mu kupić colę. No, i może zeswatać z Mattem, ale tym zajmiesz się później, na razie masz misje do wykonania. Zapukałaś do drzwi Torda, by po chwili słyszenia jego mamrotania zza drzwi, stanąć z nim oko w oko. No, może oko w podbródek, no ale sens jeden. Do twoich nozdrzy dotarł zapach tytoniu i domyśliłaś się, że pewnie znów palił, ale teraz nie masz czasu na reprymendy dla niego za palenie, zrobisz to później.
- Słuchaj mam do ciebie sprawę – powiedziałaś może trochę za poważnym tonem. Tord spojrzał na ciebie z uniesioną brwią, a później pokazał ci ręką, żebyś weszła do pokoju. Zrobiłaś, co ci kazał i zauważyłaś, że wziął do ręki broń i zaczął się jej przyglądać.
- Więc kto sprawił ci jakiś problem? - spytał niczym Ojciec Chrzestny, trzymając spluwę i polerując niektóre miejsca rękawem bluzy.
- Nie, nie taką sprawę! - powiedziałaś pośpiesznie. Wiedziałaś, że Tord był zdolny do takich rzeczy, więc wolałaś nie kusić losu. Kiedy spojrzał na ciebie pytająco, wzięłaś głęboki oddech i zaczęłaś ponownie mówić: - Potrzebuję pewnej specyficznej substancji.
Chłopak w czerwonej bluzie patrzył ci w oczy przez chwilę, po czym pokiwał powoli głową ze zrozumieniem i skierował się do jednej ze swoich komód, grzebiąc po różnych szufladach.
- Ta substancja powinna być przezroczysta. Powinna być też bezzapachowa i bezsmakowa, albo żeby przynajmniej smak i zapach alkoholu mógł to zamaskować - ciągnęłaś swój wywód, żwawo gestykulując. - Potrzebne jest to, żeby powodowała senność u osoby, która spożyje coś z nią. Tak, że nawet osoba posiadająca bardzo lekki sen, nie obudziła się nawet w wypadku trzęsienia ziemi i...
- Masz - uciął krótko, wystawiając w twoją stronę przezroczystą fiolkę, w środku była także jakaś przezroczysta ciecz. Spojrzałaś podejrzliwie na szklane naczynie w dłoni chłopaka, po czym wyciągnęłaś ostrożnie rękę i wzięłaś fiolkę. Poczułaś jak na twoich ustach pojawia się pełen satysfakcji, upiorny uśmiech.
- Pod słowem honoru, czasami mnie przerażasz - powiedział Tord, patrząc na ciebie. Zaśmiałaś się, on jednak kontynuował, nie zważając na twój złowieszczy śmiech. - Po co ci to, tak w ogóle?
- Oh, za niedługo się dowiesz... - obdarowałaś go najbardziej uroczym uśmiechem, jakim potrafiłaś i wyszłaś z jego pokoju, zostawiając go sam na sam z pytaniami kłębiącymi się w jego głowie. Powoli zaczął żałować, że ci to w ogóle dał. Ty tymczasem pognałaś do swojego pokoju, wzięłaś butelkę wódki, którą wcześniej postawiłaś na biurku i ją otworzyłaś. Od razu uderzył cię mocny zapach alkoholu. Otworzyłaś flakonik, który dostałaś od Torda, zastanawiając się przy okazji, skąd ten chłopak to ma i wlałaś kilka kropel substancji do butelki, po czym wymieszałaś. Zakręciłaś ją i usiadłaś na chwilę na brzegu łóżka. Pogłaskałaś Ringo, wylegującego się na twojej czerwonej kołdrze, słysząc, jak mruczy z rozkoszy. Spojrzałaś na butelkę w swojej dłoni. „Ostatni alkohol, jaki miałam w ustach, to ten szampan dla dzieci z przyjęcia u mojej siostry ciotecznej…” pomyślałaś i wstałaś z łóżka. Miałaś nadzieję, że Tord cię nie wykiwał i dał ci to, co ci było potrzebne, bo inaczej twój plan w łeb strzelił. Po chwili wyszłaś z pokoju i poszłaś do salonu połączonego z kuchnią. Stanęłaś w progu łuku prowadzącego do pomieszczenia i widziałaś jak Matt i Edd cicho rozmawiają w kuchni i śmieją się. Od czasu do czasu na policzkach jednego z nich pojawiał się delikatny rumieniec i widać było tą chwilową niezręczność, która jednak szybko znikała, jak smuga światła. Z delikatnie przyśpieszonym rytmem bicia serca poszłaś w stronę kanapy, na której siedział znudzony Tom i oglądał coś w telewizji.
- Hej, Tom – powiedziałaś, stając za tyłem kanapy i przykuwając jego uwagę.
- Co chcesz? – spytał, odwracając się w twoją stronę przez oparcie kanapy i patrząc na ciebie podejrzliwie.
- Proszę, takie małe co nie co dla ciebie – powiedziałaś i położyłaś flaszkę na jego kolanach. Podejrzliwość zmieniła się w zaskoczenie, by ostatecznie zostać zastąpiona wdzięcznością i zadowoleniem.
- Dzięki wielkie – powiedział, uśmiechając się, a ty siadłaś na kanapie obok niego.
- To drobiazg – uśmiechnęłaś się słodko i uroczo. Być może czułabyś grzechy łażące ci po plecach, gdyby nie przylegający do twoich pleców pancerz zrobiony z uczucia słodkiej jak maliny latem zemsty.
Po około dziesięciu minut zaczęłaś zauważać efekty działania tego płynu, który dał ci Tord. Głowa Toma samoistnie zaczęła lecieć na twoje prawe ramię, a ty za każdym razem podnosiłaś ją ze swojego ramienia zirytowana, chociaż w duchu twój wewnętrzny diabełek skakał z radości i zacierał rączki. Czarnooki zmył się do swojego pokoju, a ty wyszłaś z salonu kilka minut po nim. Weszłaś do pokoju, wzięłaś torbę z rzeczami, które kupiłaś i pośpieszyłaś na górę. Otworzyłaś delikatnie drzwi i zobaczyłaś śpiącego na łóżku Toma. Na szczęście był w samych bokserkach, co dodatkowo ułatwiało ci sprawę.
- Zabawę czas zacząć – powiedziałaś, a na twoje usta wpłynął złośliwy uśmiech. Zabrałaś się do roboty.
Po około godzinie później leżałaś w swoim łóżku, biorąc wcześniej prysznic i zjadając kolację. Trzymałaś w rękach telefon, na którym znajdowało się teraz kilka zdjęć twojego pięknego dzieła. Wracając z pokoju Toma poszłaś także sprawdzić, co tam u Torda. Zastałaś go śpiącego, więc postanowiłaś wyciąć mały numer i jemu, ustawiając budzik w jego telefonie na godzinę 8:00, a na sygnał budzika ustawiłaś piosenkę „Sunshine, Lolipops and Rainbows”, którą szybko pobrałaś. To się zdziwi Słoneczko Cukiereczek*, jak go obudzą te słodkie słowa piosenki. Czytałaś książkę, głaszcząc kota, który (o dziwo) cały czas siedział u ciebie, a kiedy ją skończyłaś, uznałaś, że książka nawet fajna i ciekawa, jednakże, przysłowiowo, dupy nie urywa i poszłaś spać.
*tak, mam świadomość, że tłumaczy się „Słoneczko Lizaczek”, jednak „Cukiereczek” pasowało mi bardziej.
Jak i poprzednie części, bardzo fajne i przyjemne, jednak przez cały czas rozwalały mnie "kupki smakowe" xD chociaż można było to wziąć za jednorazowy błąd, to z "kupek smakowych" już nie wyrabiałam 😂
OdpowiedzUsuń