Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka w drodze (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Ty: 16:04 | Puk puk
snas: 16:04 | kto tam
Ty: 16:04 | Mojżesz
snas: 16:05| jaki mojżesz
Ty: 16:05 | Mojżesz otworzyć drzwi?
snas: 16:05 | może jak nauczysz się opowiadać lepsze kawały ;-)
-SANS CZY ONA TAM CZEKA? - usłyszałaś Papyrusa z środka – NIE MOŻESZ POZWOLIĆ, ABY TWOJA DZIEWCZYNA CZEKAŁA. MOŻESZ IŚĆ OTWORZYĆ DRZWI?
-ok – Czekasz dalej.
-DLACZEGO SIĘ NIE RUSZASZ?
-cóż, nigdy nie powiedziałeś kiedy mam je otworzyć
-MOŻESZ IŚĆ TERAZ OTWORZYĆ TE DRZWI?
-ok
-SANS NADAL SIĘ NIE RUSZASZ.
-zapytałeś się czy mogę, a nie czy to zrobię – usłyszałaś, jak Papyrus warknął. Nie mogłaś powstrzymać śmiechu. Wejście w końcu stało otworem, zaś w progu witała Cię twarz wyższego z braci
-PRZEPRASZAM ZA JEGO ZACHOWANIE. CAŁY DZIEŃ LEŻY NA KANAPIE. TEN LEŃ NAWET BY SIĘ NIE SPAKOWAŁ GDYBYM NIE ZAINTERWENIOWAŁ.- Wychyliłaś się by zobaczyć, Sansa wylegującego się.
Pa bum.
-To nic – odparłaś – Czeka go naprawdę długi i męczący weekend. Powinien odpoczywać tyle ile się da – wyciągnęłaś z kieszeni klucze do mieszkania i podałaś je Papyrusowi – Dziękuję, że zajmiesz się moim kotem i roślinkami.
-OCZYWIŚCIE! MOŻESZ NA MNIE LICZYĆ! - mówiąc to podniósł walizki Sansa – JUŻ CZAS NA TWOJĄ WYPRAWĘ BRACIE. - ten warknął schodząc z kanapy. Zabrał pakunki
-dzięki brachu
-MASZ ZA CO DZIĘKOWAĆ! SPĘDZIŁEM CAŁY PORANEK ABY WYCZYŚCIĆ WSZYSTKIE GUZIKI, TAK BYŚ PREZENTOWAŁ SIĘ NALEZYCIE! - położył ręce na biodrach. Przypominał ci teraz trochę troskliwą mamuśkę – SZTUKA UBIERANIA SIĘ JEST BARDZO ISTOTNA JEŻELI CHODZI O RANDKI, NIE ZAPOMINAJ O TYM SANS!
-upewnię się, że wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
-SANS
-nie uważasz, że doszlifowałem ostatnio kawały? - stuknął butem o ziemię
-SANS!
-nie wiem dlaczego się wściekasz, przecież dobieram kawały na twój rozmiar
-IDŹ OPOWIADAĆ SWOJE KAWAŁY GDZIE INDZIEJ, NIE TUTAJ, NIE CHCĘ BYĆ OFIARĄ TWOJEGO HUMORU – Ty i Sans popatrzyliście po sobie z szerokim uśmiechem.
-Zły rozmiar? - powiedzieliście jednocześnie.
-IDEALNIE DO SIEBIE PASUJECIE.
Pa bum.
-T-tak – mruknęłaś – Cóż, powinniśmy już być w drodze. Czeka nas dwugodzinna jazda. Gotowy? - przytaknął – Dobra, pa Paps! Do zobaczenia w poniedziałek! - machał wam, póki nie wsiedliście do samochodu. W końcu wesele. Plan jest taki, w piątek zameldujecie się w hotelu, poczekacie na ślub w sobotę i wesele. Ekscytowałaś się waszą małą wycieczką. Nie tylko dlatego, że dobra przyjaciółka wychodzi za mąż z miłością swojego życia, ale też dlatego, że będziesz miała okazję spędzić z Sansem całe siedemdziesiąt dwie godziny. I tak, cieszyłaś się z tego powodu. Ostatnio zrozumiałaś co czujesz do niego. Czy to miało coś wspólnego z tym, że byłaś wtedy lekko pijana? Nie. Przyjęłaś do świadomości, że zakochanie w Sansie ignorowałaś od jakiegoś czasu. Obecnie jednak próbowałaś zrozumieć własne uczucia. Chciałaś, aby logika je zatrzymała. Próbowałaś pochować je żywcem. Zapomnieć. Lecz nie są to uczucia łatwe do pokonania i jak już się pojawią, to po prostu są. Niestety, teraz musisz poradzić sobie z nowymi problemami. Wyznać zauroczenie, a może milczeć? To wszystko jest ... skomplikowane. Po tym jak zapakowaliście walizki do bagażnika i usiedliście na siedzeniach, Twoje myśli pogrążyły do wyobrażenia Sansa w garniturze.... choć nie, nie byłaś w stanie sobie tego wyobrazić. To jest zbyt dziwne. To po prostu niski, spokojny gość w bluzie z kapturem. Włączyłaś radio. - Gotowy? - przytaknął opierając głowę o siedzenie
-obudź mnie jak już będziemy na miejscu – uśmiechnął się, miał już zamknięte oczy.
-O nie! - potrząsnęłaś go za ramię – Nie będziesz mi tu spać, masz dotrzymać mi towarzystwo! To... takie zasady jazdy.
-zasady jazdy? - założył ręce za czaszkę.
-Tak, dokładnie! - wyjechałaś na ulicę – Kolejna brzmi, bądź głośniejszy niż radio! Będziemy też grać w te głupie gry jak Moim Małym Okiem Widzę no i będziemy przeprowadzać porywające rozmowy. Tak to działa.
-czy to nie za dużo na dwie godziny jazdy?
-CIIIIIII – syknęłaś – Musimy jakoś zapełnić czas
-dobra, dobra, już wiem co masz na myśli – uśmiechnęłaś się nastawiając radio. No i zaczęłaś się drzeć do piosenek, bo śpiewem tego się nie nazwie. Sans udawał, że ich nie zna, ale tak naprawdę kłamał, bo dobrze widziałaś że nucił wraz z Tobą. Potem zagraliście w Moim Małym Okiem Widzę, no i zawsze wygrywał, pomijając fakt że miał zamknięte oczy!
-Opowiedz mi jakiś kawał – zaczęłaś będąc w połowie drogi.
-jak najszybciej przerwać kłótnię głuchoniemych?
-Nie wiem
-zgasić światło – odparł z uśmiechem, popatrzyłaś na niego szeroko otwartymi oczami, zaśmiał się chwytając cię za dłoń. - wiesz że ten kawał z rana jaki mi wysłałaś był najgorszy z wszystkich jakie usłyszałem od ciebie, jako maluch opowiadałem lepsze – mruknęłaś.
-Jasne, jasne. Nie wszyscy będą geniuszami komedii jak ty – Cisza...
-naprawdę uważasz, że jestem zabawny? - Zerknęłaś na niego. Nie patrzył na Ciebie, twarz miał odwróconą w stronę okna. Popatrzyłaś na drogę.
-Tak. Jesteś naprawdę zabawny. No i błyskotliwy. Zawsze wiesz jaki kawal dobrać do sytuacji. Też bym tak chciała. Kiedy ja jakiś opowiem zapada grobowa cisza, ale Ty... Ty umiesz ludzi rozśmieszyć. To dar. - Raz jeszcze na niego zerknęłaś, jego policzki zrobiły się lekko niebieskie. Ciekawe czy to przez to, że się rumieni, a może po prostu cieszy z komplementu? Może to i to?
-weź... przeceniasz mnie – mruknął jakby to było nic, lecz mina go zdradzała. Zaczęłaś się zastanawiać, jak często jest chwalony. Trzeba to sprawdzić.
-Myślę też, że jesteś świetnym bratem. Nie przypominam sobie innego starszego rodzeństwa, które tak dbałoby o młodsze jak ty o Papyrusa. Znaczy się, ten kostium na Halloween jaki dla niego zrobiłeś był niesamowity. No i w zeszłym tygodniu pierwszy raz pokazał mi swoją zbroję. To takie kochane, że mu z tym pomogłeś. I wiesz co? On ciągle o tobie mówi jak cię nie ma. Naprawdę cię kocha, wiesz? Chce abyś był szczęśliwy – zerk. Policzki ciemno niebieskie – No i jesteś mądry. Pamiętam co powiedziała Alphys. Masz doktorat, tak? To imponujące! Jestem pewna, że gdybyś wrócił do szkoły miałbyś wszystkie drzwi przed sobą otwarte. Byłbyś mistrzem wszystkiego czego byś się podjął. Zazdroszczę ci tego. Znaczy się, rysowanie jest super, świetne, ale nauka to coś co jakoś nigdy nie wchodziło mi do głowy – mówiłaś dalej – No i jesteś wspaniałym przyjacielem. Znasz się z każdym potworem no i cokolwiek byś nie mówił, wszyscy cię uwielbiają. Trudno uwierzyć, że da się być lubianym przez tyle osób. To pewnie dlatego, że tak łatwo i przyjemnie się z tobą rozmawia. Nie zatrzymujesz, nie pchasz do przodu. Używasz swoich kawałów aby poprawić każdemu humor. Nie dziwię się, że otacza cię tak wiele przyjaciół
-nie musisz.... nie musisz mówić o mnie tak słodko – mruknął. Teraz był cały czerwony na twarzy. Prawie Ci przykro, ale przecież powiedziałaś prawdę!
-Wybacz.... Czy zawstydziłam cię?
-nie – przyłożył dłoń do szyby – ale nigdy nikt wcześniej tak o mnie nie mówił. - Uśmiechnęłaś się
-Zapamiętaj to co ci powiem. Ty... - zaczęłaś – Ty jesteś naprawdę świetny – dodałaś w końcu – Zasługujesz na wszystko co najlepsze. - Tutaj chyba lekko przesadziłaś, bo sama zaczęłaś się rumienić. Wzięłaś wdech, zastanawiając się czy on to skomentuje, lecz ten tylko dalej wpatrywał się na krajobraz za oknem. Krótko po tej rozmowie zobaczyłaś szyld hotelu. - Już jesteśmy! - zaparkowałaś i wysiadłaś z samochodu. Wzięliście walizki i napisałaś szybko do mamy, aby wiedziała, że już dotarliście. Weszliście do budynku odebrać klucze. Wtedy dostrzegłaś rodziców. - Mamo! Tato! - krzyknęłaś. Podeszli do was szybciej. Pobiegłaś tylko po to aby rzucić się w ich objęcia. Bardzo się cieszyłaś, że mogłaś się z nimi spotkać. Zerknęłaś na kościotrupa i chwyciłaś go za łokieć przybliżając, tak by poznał się z resztą Twojej rodziny – To jest Sans – skinął głową. Czekałaś na wynik konfrontacji. Rodzice już wiedzieli o tym, że „umawiasz” się z potworem, ale nadal bałaś się jak zareagują stając z nim twarzą w twarz. Ale... niemal natychmiast Twoja mama również go przytuliła, zaś ojciec zaprosił na wspólną kolację, ale grzecznie odmówiłaś. Nie byłaś gotowa na to jak będzie wyglądać wasze spotkanie w czwórkę. Już widzisz matkę zalewającą pytaniami Sansa, czym się zajmuje, z kim mieszka, jak się poznaliście i tak dalej i tak dalej. Szczęście po Twojej stronie, rodzice również byli zmęczeni więc nie nalegali. Życzyłaś im dobrej nocy i razem z Sansem udaliście się do pokoju. Otworzyłaś drzwi i ... oh. Zaczęłaś się pocić. Dlaczego tutaj jest tylko jedno łóżko? Czy nie powinno zazwyczaj być dwóch? Nerwowo zaczęłaś rozglądać się po pokoju szukając jakiegoś drugiego, sekretnie schowanego pokoju. W myślach przeklinałaś pannę młodą. To ona rezerwowała hotel, ona wiedziała. Zaczęło Ci się robić gorąco.
Pa bum. Pa bum.
Wiedziałaś, że nie powinno, lecz nic nie mogłaś poradzić na reakcję organizmu na myśl o nocy spędzonej obok Sansa. Wgapiałaś się w niego. Również patrzył się na łóżko, jego twarz była błękitna. Podrapał się po tyle czaszki.
-mogę... uh... spać na podłodze, albo teleportować się do domu, to żaden pro...
-N-nie! - przerwałaś mu – To nic. Um. Nie. Uh. Nie martw się? Przecież... tak jakby... chodzimy ze sobą? Prawie? Znaczy się nie... Chodzi o to, że ... - oddech – Chcę powiedzieć, że ... uh... jest duże. Dla nas. I nie chcę.... abyś.... no wiesz... Abyś sobie poszedł czy coś. I nie mam nic przeciwko! Jest dobrze. To jak.... piżama party... To... uh... taaa... Piżama party. Nie ma się czym przejmować. - Zastanawiałaś się, gdzie cała pewność siebie, jaką jeszcze miałaś pół godziny temu, się podziała. Znacznie łatwiej było udawać silną, kiedy nie czułaś motylków w brzuchu!
-ok
-Naprawdę? - byłaś zaskoczona
-tak, piżama party
-Racja – powietrze zrobiło się jakieś gęste. - Um... to ja pójdę się przebrać w piżamy. I zamówimy coś do jedzenia, a potem obejrzymy jakiś naprawdę głupi film.
-ok – Sans zrobił się jakby bardziej wyluzowany kiedy wspomniałaś o jedzeniu. Chwyciłaś za przebranie i weszłaś do łazienki. Teraz musisz pokonać kolejny problem. Zakładać stanik, czy nie? Spanie w nie jest wygodne, no ale będziecie w jednym łóżku. Rozmyślałaś moment. Niech żyją wolne cycki, bo grunt to wygoda.
...
Czy Sans lubi cycki? Potrząsnęłaś głową. Nie myśl o tym, mówiłaś sobie. Wsunęłaś na siebie luźne spodnie oraz koszulkę z napisem „ra zem”. Tak. Teraz ci wygodnie. Wróciłaś do pokoju, Sans już leżał odprężony na łóżku. Zaśmiałaś się czule. Również miał na sobie głupią koszulkę z napisem „zrobiony z” zaś obok zdjęcie masła orzechowego. Nie planowaliście tego! Popatrzył na Twoją koszulkę i uśmiechnął się. Weszłaś na posłanie i zamówiłaś żarcie, serwowali tez to dla potworów, to cudownie. W trakcie jedzenia śmialiście się z koszmarnie beznadziejnego horroru z 2006 roku. Zrobiliście sobie wspólnie kilka zdjęć, by wysłać je Papyrusowi w dowodzie, że kwestię ubrań traktujecie bardzo poważnie. Godziny minęły szybko i w końcu nastała pora na spoczynek.
-na pewno ci to nie przeszkadza? - zapytał – nie jest to dla ciebie coś dziwnego?
-Jest dobrze – odparłaś.
Pa bum. Pa bum. Pa bum.
Wyłączył światło i schował się pod kołdrą. Tak samo jak Ty. Minęło zaledwie kilka minut, a Tobie zrobiło się gorąco.
Pa bum.
Natomiast Sans usnął bardzo szybko. Oddychał. Do tej pory nie zauważyłaś, że oddycha. To ma sens. Je. Mruga. I robi inne typowo ludzkie rzeczy. Zastanawiałaś się jak bardzo jeszcze jest podobny do ludzi. Przyglądałaś się jak nakrycie opadało i wzrastało w rytm jego oddechu. Nie mogłaś uwierzyć, że jesteś z nim w łóżku.
Pa bum. Pa bum.
Jak się przysłuchałaś, usłyszałaś ciche buczenie, narastające i malejące wraz z kolejnym wdechem i wydechem. Ciekawe czy to jego magia. Rumienisz się. Jesteś tak blisko niego. Postanowiłaś przysunąć się jeszcze o kilka centymetrów, ale tak aby go nie obudzić. Słyszałaś w uszach jak mocno wali Ci serce.
Pa bum. Pa bum. Pa bum.
Miałaś nadzieję, że on go nie słyszy. Nie chcesz aby to wszystko się zmieniło. Naprawdę lubisz być jego przyjaciółką i jeżeli tak ma zostać – serce Cię zakuło na te myśl – to niech tak będzie. Odwróciłaś się do niego plecami, pozwoliłaś aby jego spokojny oddech ululał Cię do snu.