Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie (obecnie czytany)
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie (obecnie czytany)
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Drżałaś jak osika stojąc na środku sali sądowej, nerwowo bawiąc się złączonymi palcami. Zdałaś sobie sprawę, że to całe zdenerwowanie jest tak naprawdę z Twojej winy. Na szali ważyło się więcej niż tylko prawne rozegranie sprawy, a kiedy poznałaś się z adwokatem, nie brałaś na poważnie całej tej sprawy. Wszystko wydawało się takie nierealne, tak jakby ten dzień nigdy miał się nie stać. Kiedy pierwszy raz weszłaś do sądu, czułaś się... dziwnie. Nie umiałaś się powstrzymać przed zaciąganiem rękawów bluzki. Nie umiałaś przestać się rozglądać. Tutaj jest tak wiele osób. Są twoi przyjaciele, znajomi z uczelni i kilka osób z sąsiedztwa. Potworów było więcej niż się spodziewałaś, praktycznie każdy z okolicy był na sali. To dla nich typowe. Potwory razem świętują dobre rzeczy i są ze sobą w złych chwilach by dać wsparcie pozostałym. Wiedziałaś też, że na sali są członkowie grupy Komitet Obrony Przeciwko Potworom, których członkowie będą sądzeni za włamanie i wandalizm. Miałaś nadzieję, że za fakt doszczętnego zdemolowania mieszkania trafią za kratki na kilka lat. W najgorszym razie przegrasz i wyjdą wolno. Zadrżałaś. Nie chciałaś myśleć o tych co naruszyli Twoją przestrzeń osobistą i mieli tyle złych uczuć względem potworów. To sprawiało, że bolało Cię serce. Nie chciałaś zadręczać się myślą, że tak samo wiele osób jest w organizacji KOPP, jak i przeciwko niej. Ostatecznie, niewielka sprawa o włamanie przez Ciebie i Sansa stała się bardzo ważna dla mediów oraz dla Ciebie samej i potworów jakie was wspierały. Jeżeli się wam uda, to zdarzenie będzie tylko precedensem, a grupy jakie będą miały zamiar tworzyć się w przyszłości, dwa razy się zastanowią nim zrobią cokolwiek. Starałaś się wyglądać pewnie. Byłaś przekonana, że wszystko pójdzie po Twojej myśli jeżeli tylko system sprawiedliwości będzie... sprawiedliwy. Siliłaś się na uśmiech zajmując miejsce. Będzie dobrze. Wierzyłaś w ludzkość. Lecz z każdą kolejną chwilą czekania na wejście sędziego czułaś się coraz bardziej niepewnie. Drżałaś, brzuch Ci się skręcał. Nagle, poczułaś coś ciepłego na ramieniu. Odwróciłaś się, Sans miał ponurą minę.
-cześć
-Cześć – uśmiechnęłaś się
-to wielki dzień – nie mówił do Ciebie. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie, ale rozumiałaś jego położenie. Zadrżałaś niepewnie
-No nie? W telewizji przyznali się do tego, prawda? Mamy dowód, że …
-a czy to ma znaczenie?
-Jasne, że ma – Sans poruszył się niezręcznie i usiadł. Nie odpowiedział, ale słowa nie były potrzebne, miał odpowiedź wypisaną na twarzy. Nie wierzył, że z tej rozprawy wyjdzie coś dobrego. - Ma znaczenie – powtórzyłaś starając się nadać słowom odrobinę prawdy. Czułaś jak żołądek Ci się przekręca. Ma znaczenie. Tamci są źli. Źli ludzie idą do więzienia.
-znajdą sposób, aby ich uwolnić, albo zmniejszyć karę, nie obraź się, ale nie jestem fanem waszego systemu sprawiedliwości
-Potwory wygrywały wcześniej sprawy – Sans popatrzył na Ciebie i uśmiechnął się kwaśno
-jasne, a zaraz potem nagle prawo się zmieniało, aby w przyszłości nie mogły wygrać. - Czułaś się odrobinę zła na jego słowa, za wszelką cenę chciałaś udowodnić mu błąd. Zasługiwałaś na wygraną. Sans zasługiwał na wygraną. Potwory powinny wygrać. Lecz pomijając to, słowa Sansa odbijały się echem po Twojej głowie. Kiedy zostałaś wezwana na wydanie wyroku, popatrzyłaś na ławę przysięgłych. Dwunastu ludzi i ani jednego potwora. Westchnęłaś, wiedziałaś już co się stanie, nic nie powinno Cię zaskoczyć. Rozprawa zaczęła się na nowo. Oskarżałaś KOPP o włamanie się do mieszkania, wandalizm, no i rasizm z zagrożeniem zdrowia i życia osobistego. Pokazywałaś zdjęcia mieszkania, nagrania z restauracji z włoskim żarciem, oraz kilka scen z programu Mettatona. Twoi przeciwnicy zaczęli przedstawiać swoje dowody
-Szanowni członkowie rady przysięgłych. Zaręczam, że to nie jest przejaw działalności organizacji, czy tym bardziej nienawiść wymierzona w stronę potworów. To są wpadki tej konkretnej dziewczyny, która swoje życie postanowiła upubliczniać w socjal-media. Mój klient nie ma z tym nic wspólnego. Poza tym, przez tą kobietą stracił pracę, żonę...
-Sprzeciw
-Odrzucony. Panowie i panie przysięgli, musicie zrozumieć, że mój klient oraz członkowie organizacji korzystali z ich prawa do wolnego wyrażania własnego zdania – Właśnie w taki sposób. Dawałaś swoje dowody. Sans dawał swoje. Undyne swoje. Ludzie z KOPP swoje. Wiele było tych dowodów w tak niewielkiej sprawie. Miałaś wrażenie, że to ciągnie się godzinami. Kiedy Rada ponownie wyszła, wzięłaś oddech. Będzie dobrze. Rada wyglądała na racjonalną grupę ludzi i wierzyłaś w to. Musiałaś uspokoić swoje serce. A kiedy wrócili...
-Uznaliśmy, że oskarżeni nie są winni. - Nie są winni. Nie. Są. Winni. Serce Ci się zatrzymało. Czułaś jakbyś zapadła się pod ziemię. Zamrugałaś nie rozumiejąc słów jakie w tym momencie do Ciebie nabiegły. Nie wierzyłaś w to co się dzieje. Oderwałaś wzrok by poszukać Sansa. Zniknął. Cudownie. Kiedy wyszłaś z sali, otoczyli Cię reporterzy.
-Jak się czujesz po przegranej?
-Co planujesz? Złożysz apelację?
-Gdzie Sans? Dlaczego cię nie wspiera?
-NGHAA! EJ! Słuchajcie, odpowiemy na wasze pytania, kiedy odpoczniemy – krzyknęła Undyne otaczając Cię ramionami – Chodź, idziemy – gapiła się na reporterów eskortując Cię do samochodu. Milczałaś w drodze do domu. Kiedy weszłaś do środka zobaczyłaś Sansa opierającego się o ścianę. Nie umiałaś być teraz na niego zła. Też byś tak zrobiła, gdybyś umiała się teleportować.
-nadal chcesz abyśmy się pokazali wieczorem? - Planowałaś świętować w Grillby's. Zaprosiłaś przyjaciół, potworzych i ludzkich. Teraz nie będziecie świętować tak jak planowałaś, choć i tak wszyscy mają zamiar się pojawić. Przytaknęłaś – ok. - I znikł. Westchnęłaś i udałaś się do łóżka pod kołdrę marząc, że też umiesz znikać. Kiedy się obudziłaś, przebrałaś się w dżinsy, sweter i niebieską bluzę. Popatrzyłaś w odbicie i westchnęłaś. Ostatnią rzeczą którą teraz chciałaś, to swoim wyglądem wzbudzać politowanie.
snas 20:03 gotowa?
xxx-xxxx 20:03| A ty?
snas 20:03| niestety
xxx-xxxx 20:04| Zawsze możemy gdzieś uciec.
snas 20:04| chciałabyś?
xxx-xxxx 20:04| Czemu nie?
snas 20:04| a gdzie chciałabyś uciec?
xxx-xxxx 20:05| Nie wiem. Na szczyt góry? Na skraj przepaści? A może na środek oceanu? Słyszałam, że tonięcie jest ciekawe
snas 20:05| morze się skuszę
xxx-xxxx 20:05| Więęęęc szukać łódki? ;)
snas 20:05| najpierw spływajmy do grillby's
Zmarszczyłaś brwi, ale przytaknęłaś i chwyciłaś za torbę. Zamierzałaś iść po Sansa, lecz kiedy otworzyłaś drzwi, siedział pod Twoimi z zaciągniętym na głowę kapturem.
-Od jak dawna tutaj jesteś?
-to nie ma znaczenia, chodź – Unikał Twojego spojrzenia. Popatrzyłaś na telefon, a potem na niego. Hm... Ludzie którzy przyszli do Grillby's dawali wspierali was. Czułaś się dziwnie, tak wiele osób składało Ci kondolencje, ale to chyba nic złego. Lecz byłaś zajęta rozmową z innymi, że Sans zniknął Ci z oczu. Najwyraźniej nie było go nawet w środku. Grillby powinien wiedzieć, gdzie się udał, więc przepchnęłaś się przez zebranych i podeszłaś do zabieganego potwora. Ten najwyraźniej czekał na Ciebie, bo miał przygotowane dwa drinki. Wskazał głową na okno, za nim dostrzegłaś coś co miało kształt Sansa i leżało na ziemi. Podziękowałaś i wzięłaś szklanki wychodząc. Sans leżał na usypanym śniegu klepiąc białego psa po głowie i paląc. Paląc! Zatrzymałaś się, słysząc jak śnieg pod Twoimi stopami trzeszczy.
-cześć
-Cześć – uśmiechnęłaś się
-to wielki dzień – nie mówił do Ciebie. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie, ale rozumiałaś jego położenie. Zadrżałaś niepewnie
-No nie? W telewizji przyznali się do tego, prawda? Mamy dowód, że …
-a czy to ma znaczenie?
-Jasne, że ma – Sans poruszył się niezręcznie i usiadł. Nie odpowiedział, ale słowa nie były potrzebne, miał odpowiedź wypisaną na twarzy. Nie wierzył, że z tej rozprawy wyjdzie coś dobrego. - Ma znaczenie – powtórzyłaś starając się nadać słowom odrobinę prawdy. Czułaś jak żołądek Ci się przekręca. Ma znaczenie. Tamci są źli. Źli ludzie idą do więzienia.
-znajdą sposób, aby ich uwolnić, albo zmniejszyć karę, nie obraź się, ale nie jestem fanem waszego systemu sprawiedliwości
-Potwory wygrywały wcześniej sprawy – Sans popatrzył na Ciebie i uśmiechnął się kwaśno
-jasne, a zaraz potem nagle prawo się zmieniało, aby w przyszłości nie mogły wygrać. - Czułaś się odrobinę zła na jego słowa, za wszelką cenę chciałaś udowodnić mu błąd. Zasługiwałaś na wygraną. Sans zasługiwał na wygraną. Potwory powinny wygrać. Lecz pomijając to, słowa Sansa odbijały się echem po Twojej głowie. Kiedy zostałaś wezwana na wydanie wyroku, popatrzyłaś na ławę przysięgłych. Dwunastu ludzi i ani jednego potwora. Westchnęłaś, wiedziałaś już co się stanie, nic nie powinno Cię zaskoczyć. Rozprawa zaczęła się na nowo. Oskarżałaś KOPP o włamanie się do mieszkania, wandalizm, no i rasizm z zagrożeniem zdrowia i życia osobistego. Pokazywałaś zdjęcia mieszkania, nagrania z restauracji z włoskim żarciem, oraz kilka scen z programu Mettatona. Twoi przeciwnicy zaczęli przedstawiać swoje dowody
-Szanowni członkowie rady przysięgłych. Zaręczam, że to nie jest przejaw działalności organizacji, czy tym bardziej nienawiść wymierzona w stronę potworów. To są wpadki tej konkretnej dziewczyny, która swoje życie postanowiła upubliczniać w socjal-media. Mój klient nie ma z tym nic wspólnego. Poza tym, przez tą kobietą stracił pracę, żonę...
-Sprzeciw
-Odrzucony. Panowie i panie przysięgli, musicie zrozumieć, że mój klient oraz członkowie organizacji korzystali z ich prawa do wolnego wyrażania własnego zdania – Właśnie w taki sposób. Dawałaś swoje dowody. Sans dawał swoje. Undyne swoje. Ludzie z KOPP swoje. Wiele było tych dowodów w tak niewielkiej sprawie. Miałaś wrażenie, że to ciągnie się godzinami. Kiedy Rada ponownie wyszła, wzięłaś oddech. Będzie dobrze. Rada wyglądała na racjonalną grupę ludzi i wierzyłaś w to. Musiałaś uspokoić swoje serce. A kiedy wrócili...
-Uznaliśmy, że oskarżeni nie są winni. - Nie są winni. Nie. Są. Winni. Serce Ci się zatrzymało. Czułaś jakbyś zapadła się pod ziemię. Zamrugałaś nie rozumiejąc słów jakie w tym momencie do Ciebie nabiegły. Nie wierzyłaś w to co się dzieje. Oderwałaś wzrok by poszukać Sansa. Zniknął. Cudownie. Kiedy wyszłaś z sali, otoczyli Cię reporterzy.
-Jak się czujesz po przegranej?
-Co planujesz? Złożysz apelację?
-Gdzie Sans? Dlaczego cię nie wspiera?
-NGHAA! EJ! Słuchajcie, odpowiemy na wasze pytania, kiedy odpoczniemy – krzyknęła Undyne otaczając Cię ramionami – Chodź, idziemy – gapiła się na reporterów eskortując Cię do samochodu. Milczałaś w drodze do domu. Kiedy weszłaś do środka zobaczyłaś Sansa opierającego się o ścianę. Nie umiałaś być teraz na niego zła. Też byś tak zrobiła, gdybyś umiała się teleportować.
-nadal chcesz abyśmy się pokazali wieczorem? - Planowałaś świętować w Grillby's. Zaprosiłaś przyjaciół, potworzych i ludzkich. Teraz nie będziecie świętować tak jak planowałaś, choć i tak wszyscy mają zamiar się pojawić. Przytaknęłaś – ok. - I znikł. Westchnęłaś i udałaś się do łóżka pod kołdrę marząc, że też umiesz znikać. Kiedy się obudziłaś, przebrałaś się w dżinsy, sweter i niebieską bluzę. Popatrzyłaś w odbicie i westchnęłaś. Ostatnią rzeczą którą teraz chciałaś, to swoim wyglądem wzbudzać politowanie.
snas 20:03 gotowa?
xxx-xxxx 20:03| A ty?
snas 20:03| niestety
xxx-xxxx 20:04| Zawsze możemy gdzieś uciec.
snas 20:04| chciałabyś?
xxx-xxxx 20:04| Czemu nie?
snas 20:04| a gdzie chciałabyś uciec?
xxx-xxxx 20:05| Nie wiem. Na szczyt góry? Na skraj przepaści? A może na środek oceanu? Słyszałam, że tonięcie jest ciekawe
snas 20:05| morze się skuszę
xxx-xxxx 20:05| Więęęęc szukać łódki? ;)
snas 20:05| najpierw spływajmy do grillby's
Zmarszczyłaś brwi, ale przytaknęłaś i chwyciłaś za torbę. Zamierzałaś iść po Sansa, lecz kiedy otworzyłaś drzwi, siedział pod Twoimi z zaciągniętym na głowę kapturem.
-Od jak dawna tutaj jesteś?
-to nie ma znaczenia, chodź – Unikał Twojego spojrzenia. Popatrzyłaś na telefon, a potem na niego. Hm... Ludzie którzy przyszli do Grillby's dawali wspierali was. Czułaś się dziwnie, tak wiele osób składało Ci kondolencje, ale to chyba nic złego. Lecz byłaś zajęta rozmową z innymi, że Sans zniknął Ci z oczu. Najwyraźniej nie było go nawet w środku. Grillby powinien wiedzieć, gdzie się udał, więc przepchnęłaś się przez zebranych i podeszłaś do zabieganego potwora. Ten najwyraźniej czekał na Ciebie, bo miał przygotowane dwa drinki. Wskazał głową na okno, za nim dostrzegłaś coś co miało kształt Sansa i leżało na ziemi. Podziękowałaś i wzięłaś szklanki wychodząc. Sans leżał na usypanym śniegu klepiąc białego psa po głowie i paląc. Paląc! Zatrzymałaś się, słysząc jak śnieg pod Twoimi stopami trzeszczy.
-cześć – zatrzymał się na chwilę podnosząc na Ciebie wzrok, wyglądał żałośnie. Kiedy pisał z Tobą, wszystko wydawało się dobrze, ale teraz...
-Nie sądziłam, że palisz – rzuciłaś jakby nigdy nic i podałaś mu drink. Wzruszył ramionami
-popalam, od dawna jednak nie paliłem psiego smakołyka
-....Czego?! - zaśmiał się i podniósł rękę. Między jego palcami, naprawdę, był psi smakołyk w kształcie kości – To naprawdę to? - Pies podniósł łeb i zaczął węszyć tak, jakby spodziewał się, że będziesz miała coś dla niego
-nie, ale pomyśl o tym jak o prawdziwym papierosie czy coś – zaciągnął się i zaproponował Ci – chcesz? - zaprzeczyłaś
-Nie, dzięki
-ludzie są dziwni, niszczycie naturę, ale nie chcecie zniszczyć swoich płuc
-Łatwo ci mówić, skoro nie masz żadnych. Dlaczego palisz? Coś cię dręczy? - usiadłaś obok Sansa na śniegu. Wzruszył ramionami. Podniósł się opierając ręce na kolanach i wyrzucił psi smakołyk przed siebie. Pies pobiegł za nim znikając w śniegu
-mam już dość bliskości wszystkich – zaśmiał się cicho. Upiłaś łyk swojego drinka. Smakował ciepłem i … smutkiem
-Nie mogę uwierzyć, że masz siły żartować
-to prawdziwy smakołyk – pomachał ci pod nosem kolejnym psim krakersem. Pachniał spalonym żarciem.
-Jesteś dziwakiem, wiesz? Jesteś smutny. Wykończony, a żartujesz jakby nigdy nic. - upiłaś kolejny łyk cicho rechocząc pod nosem – Chciałabym tak jak ty panować nad swoimi emocjami – Jak mówiłaś, czułaś łzy spływające Ci po policzkach, wytarłaś je w rękaw wolnej ręki i odstawiłaś napój na ziemie.
-...ej
-Hm?
-chcę ci coś pokazać, ale to daleko, wybierzesz się ze mną? - Popatrzyłaś na niego zaciekawiona i przytaknęłaś
-Tak. Chcę być wszędzie, byle nie tu
-dobra – wyrzucił psi krakers do kosza – trzymaj się mocno – Poczułaś, jak śnieg spod Ciebie zniknął, zaś chłodny wiatr przeczesał Ci włosy. Kiedy otworzyłaś oczy patrzyłaś się na wielką dziurę w ziemi. W oddali świeciły się lampy niewielkiego miasteczka, a jeszcze dalej łuna większego miasta. Było też kilka drzew, gołych, pozbawionych liści, wszędzie dookoła było pusto. Popatrzyłaś na Sansa.
-Jesteśmy... tu gdzie myślę?
-góra ebott, ta – usiadł na ziemi, rozglądając się dookoła. Czułaś się dziwnie. Sans wspominał, że nigdy tutaj nie wrócił. Cicho usiadłaś obok niego, powoli przesuwając rękę w jego stronę tak, aby wasze palce się stykały. Sans odwrócił wzrok z horyzontu, popatrzył na wasze palce. Chciałaś cofnąć rękę, lecz szybko ją chwycił i splótł wasze palce. Minęła długa cisza, nim w końcu zapytałaś
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - mocniej ścisnął Twoją dłoń
-musiałem sobie przypomnieć, że cokolwiek gównianego by mnie tu nie spotkało, nie jestem uwięziony tam.
-Sans, ja... - nie wiedziałaś co powiedzieć – Przepraszam, że ja.. - westchnęłaś – Nie wiem. Myślałam, że może... może... jeżeli wygramy to zrobimy coś dobrego. Że ludzie zaczną traktować potwory poważnie. Związki między gatunkowe też. Ja wiem, że zmiany nie idą zbyt łatwo i wymagają wiele czasu i sił... Wiedziałam, że tamci długo nie powiedzą w więzieniu, ale myślałam... - Już nie wiesz do czego zmierzasz – Nie wiem co powiedzieć, aby zabrzmieć dobrze. - Sans zamknął oczy i wziął wdech
-nie... nie musisz nic mówić – otworzył oczy i popatrzył na Ciebie, jego źrenice połyskiwały w ciemnościach - dlaczego sędziowie mają czyste sumienie? - uniosłaś brwi
-Co? Sans o czym ty...
-bo jeszcze nigdy go nie używali...
-Sans
-co wspólnego ma sędzia z używanym samochodem?
-Sans...
-nie, jest tani, łatwy do osiągnięcia i nie można mu zaufać...
-Co ty...
-do czego podobny jest adwokat?
-Co?
-do papieru toaletowego, ponieważ im większe gówno, tym bardziej klei się dupy.
-Sans, przestać – położyłaś mu dłoń na ramieniu. Popatrzyliście sobie w oczy. Nie uśmiechnął się. Nie migały mu oczy tak jak zawsze kiedy żartował. Wyglądał na przygnębionego i pokonanego. - proszę, śmiej się
-Mam się śmiać dla swojego czy twojego dobra? - Cisza
-naprawdę chcę, abyś się lepiej poczuła – szepnął.
-Nie sądziłam, że palisz – rzuciłaś jakby nigdy nic i podałaś mu drink. Wzruszył ramionami
-popalam, od dawna jednak nie paliłem psiego smakołyka
-....Czego?! - zaśmiał się i podniósł rękę. Między jego palcami, naprawdę, był psi smakołyk w kształcie kości – To naprawdę to? - Pies podniósł łeb i zaczął węszyć tak, jakby spodziewał się, że będziesz miała coś dla niego
-nie, ale pomyśl o tym jak o prawdziwym papierosie czy coś – zaciągnął się i zaproponował Ci – chcesz? - zaprzeczyłaś
-Nie, dzięki
-ludzie są dziwni, niszczycie naturę, ale nie chcecie zniszczyć swoich płuc
-Łatwo ci mówić, skoro nie masz żadnych. Dlaczego palisz? Coś cię dręczy? - usiadłaś obok Sansa na śniegu. Wzruszył ramionami. Podniósł się opierając ręce na kolanach i wyrzucił psi smakołyk przed siebie. Pies pobiegł za nim znikając w śniegu
-mam już dość bliskości wszystkich – zaśmiał się cicho. Upiłaś łyk swojego drinka. Smakował ciepłem i … smutkiem
-Nie mogę uwierzyć, że masz siły żartować
-to prawdziwy smakołyk – pomachał ci pod nosem kolejnym psim krakersem. Pachniał spalonym żarciem.
-Jesteś dziwakiem, wiesz? Jesteś smutny. Wykończony, a żartujesz jakby nigdy nic. - upiłaś kolejny łyk cicho rechocząc pod nosem – Chciałabym tak jak ty panować nad swoimi emocjami – Jak mówiłaś, czułaś łzy spływające Ci po policzkach, wytarłaś je w rękaw wolnej ręki i odstawiłaś napój na ziemie.
-...ej
-Hm?
-chcę ci coś pokazać, ale to daleko, wybierzesz się ze mną? - Popatrzyłaś na niego zaciekawiona i przytaknęłaś
-Tak. Chcę być wszędzie, byle nie tu
-dobra – wyrzucił psi krakers do kosza – trzymaj się mocno – Poczułaś, jak śnieg spod Ciebie zniknął, zaś chłodny wiatr przeczesał Ci włosy. Kiedy otworzyłaś oczy patrzyłaś się na wielką dziurę w ziemi. W oddali świeciły się lampy niewielkiego miasteczka, a jeszcze dalej łuna większego miasta. Było też kilka drzew, gołych, pozbawionych liści, wszędzie dookoła było pusto. Popatrzyłaś na Sansa.
-Jesteśmy... tu gdzie myślę?
-góra ebott, ta – usiadł na ziemi, rozglądając się dookoła. Czułaś się dziwnie. Sans wspominał, że nigdy tutaj nie wrócił. Cicho usiadłaś obok niego, powoli przesuwając rękę w jego stronę tak, aby wasze palce się stykały. Sans odwrócił wzrok z horyzontu, popatrzył na wasze palce. Chciałaś cofnąć rękę, lecz szybko ją chwycił i splótł wasze palce. Minęła długa cisza, nim w końcu zapytałaś
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - mocniej ścisnął Twoją dłoń
-musiałem sobie przypomnieć, że cokolwiek gównianego by mnie tu nie spotkało, nie jestem uwięziony tam.
-Sans, ja... - nie wiedziałaś co powiedzieć – Przepraszam, że ja.. - westchnęłaś – Nie wiem. Myślałam, że może... może... jeżeli wygramy to zrobimy coś dobrego. Że ludzie zaczną traktować potwory poważnie. Związki między gatunkowe też. Ja wiem, że zmiany nie idą zbyt łatwo i wymagają wiele czasu i sił... Wiedziałam, że tamci długo nie powiedzą w więzieniu, ale myślałam... - Już nie wiesz do czego zmierzasz – Nie wiem co powiedzieć, aby zabrzmieć dobrze. - Sans zamknął oczy i wziął wdech
-nie... nie musisz nic mówić – otworzył oczy i popatrzył na Ciebie, jego źrenice połyskiwały w ciemnościach - dlaczego sędziowie mają czyste sumienie? - uniosłaś brwi
-Co? Sans o czym ty...
-bo jeszcze nigdy go nie używali...
-Sans
-co wspólnego ma sędzia z używanym samochodem?
-Sans...
-nie, jest tani, łatwy do osiągnięcia i nie można mu zaufać...
-Co ty...
-do czego podobny jest adwokat?
-Co?
-do papieru toaletowego, ponieważ im większe gówno, tym bardziej klei się dupy.
-Sans, przestać – położyłaś mu dłoń na ramieniu. Popatrzyliście sobie w oczy. Nie uśmiechnął się. Nie migały mu oczy tak jak zawsze kiedy żartował. Wyglądał na przygnębionego i pokonanego. - proszę, śmiej się
-Mam się śmiać dla swojego czy twojego dobra? - Cisza
-naprawdę chcę, abyś się lepiej poczuła – szepnął.
. -Ja też, ale... będzie dobrze. Ludzie nienawidzą zmian, tacy już jesteśmy. Pewnego dnia dostaniemy kolejną szansę. W innych okolicznościach. Inną sprawę. Może coś większego niż wandalizm. Coś co zacznie rzutować na prawa obywatelskie czy coś. I będziemy razem i wygramy. To tylko... mała bitwa – Cisza.
-możesz... posiedzieć tutaj ze mną?
-Jasne. - I tak zrobiłaś. We dwójkę opieraliście się o siebie ramionami patrząc na zachmurzone niego. Ledwo widziałaś księżyc i kilka samotnie świecących gwiazd. Wszystko napełniało Cię smutkiem, tak jakby cały świat taki był. Wiatr sprzątnął kilka ostałych liści z drzew. Przytuliłaś się bardziej do Sansa pozwalając, aby jego magia Cię ogrzała i ukołysała do snu. Kiedy się obudziłaś słońce wschodziło, niebo zaczynało się rozpogadzać. Sans nadal siedział wpatrzony w horyzont. Rozpiął swoją galaktyczną bluzę przysunęłaś się do niego bliżej pozwalając, aby wasze kolana się stykały. Ciepło i delikatne światło słońca wypełniało Cię szczęściem, duchem który opuścił Cię wczoraj
-piękne, co? - szepnął prawie niesłyszalnie, lecz nie przegapiłaś tych słów. Podniosłaś głowę by na niego spojrzeć. Patrzył na widoki, widziałaś żółć i róż oświetlający jego blade lico. Był naprawdę zmęczony, lecz leniwy, delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Westchnęłaś próbując nie zważać na własne serce, położyłaś głowę na jego ramieniu
-Tak.. piękne.
-możesz... posiedzieć tutaj ze mną?
-Jasne. - I tak zrobiłaś. We dwójkę opieraliście się o siebie ramionami patrząc na zachmurzone niego. Ledwo widziałaś księżyc i kilka samotnie świecących gwiazd. Wszystko napełniało Cię smutkiem, tak jakby cały świat taki był. Wiatr sprzątnął kilka ostałych liści z drzew. Przytuliłaś się bardziej do Sansa pozwalając, aby jego magia Cię ogrzała i ukołysała do snu. Kiedy się obudziłaś słońce wschodziło, niebo zaczynało się rozpogadzać. Sans nadal siedział wpatrzony w horyzont. Rozpiął swoją galaktyczną bluzę przysunęłaś się do niego bliżej pozwalając, aby wasze kolana się stykały. Ciepło i delikatne światło słońca wypełniało Cię szczęściem, duchem który opuścił Cię wczoraj
-piękne, co? - szepnął prawie niesłyszalnie, lecz nie przegapiłaś tych słów. Podniosłaś głowę by na niego spojrzeć. Patrzył na widoki, widziałaś żółć i róż oświetlający jego blade lico. Był naprawdę zmęczony, lecz leniwy, delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Pa bum. Pa bum.
Westchnęłaś próbując nie zważać na własne serce, położyłaś głowę na jego ramieniu
-Tak.. piękne.
Wooooow... To jest takie piękne...
OdpowiedzUsuńCoś tak czułem, że proces będzie przegrany :(
OdpowiedzUsuńte emocje... aż mam mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuń(przepraszam że pod postem)
OdpowiedzUsuńYumiś, wysłałam na twojego maila następną część komiksu i nie jestem pewna czy doszła albo została do spamu :c Mam wysłać drugi raz, czy jestem za bardzo w gorącej wodzie kompana i jeszcze nie sprawdzałaś? UnU
Nie jesteś, spokojnie, doszło i mam odebrane. Pojawi się na blogu niebawem ^^ Sporo ostatnio Waszych prac do mnie dochodzi, i wykorzystuję to mwe he he he, że kiedy nie mam dnia wolnego, to wrzucam Wasze prace. Więc~ Niedługo się pojawi, spokojnie <3
UsuńUff, to dobziu, cieszę się bardzo uwu
UsuńHej yumi nie chcę cie zmuszać czy coś ale czy mogłabyś coś przetłumaczyć z GZtale? Oglądałam właśnie zwiastun animacji https://youtu.be/4JN0N0oGhYw niestety po angielsku a nie jestem zbyt dobra w angielskim... szukałam cos z tego au po polsku ale nic nie znalazłam a jedyną osobą którą spotkałam (w internecie) to ty a twoje tłumaczenia są świetne. To tylko moja proźba nie tłumacz jeśli nie chcesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Anonimowa Asia
Oh właśnie znalazłam to w spisie au xD
UsuńTo znowu ja
~anonimowa asia
Mmm z tego co wiem, to Nessa już to przetłumaczyła
Usuńhttps://www.wattpad.com/story/124147609-gztale-%E2%80%9Ebloodshed-t%C5%82umaczenie-pl
Masz
Dzięki��
Usuń