30 listopada 2017
Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział V
Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12
Dochodziła już szesnasta, słońce było coraz bliżej horyzontu.
-Chryzanteemy złociste w półlitróówce po czyystej stojoo na fortepaaniee.
Twoje palce uderzały rytmicznie w struny a druga ręką zmieniała chwyty. Szkielet śpiewał z tobą, segregując twoje ciuchy. Nagle przestałaś grać, kładąc gitarę obok siebie, wzdychając ciężko.
-Co jest? -Zapytał potwór.
-Nie chce mi się już.
-Przecież nic nie robisz. -Odwróci się na chwilę w twoją stronę by zaraz znowu wrócić do roboty.
-Ale samo patrzenie na ciebie mnie zmęczyło.
-Myślałem, że to ja jestem leniem, sam siebie nie rozumiem dla czego to robię.
-Boo... jesteś moim małym słodkim murzynkiem i chcesz mi pomóc.
-Taa... fakt. - Wstał i poczochrał się -Zapomniałbym.
-Skończymy jutro? -Zaproponowałaś.
-Ależ jutro jest niedziela.
-Ojej, cóż za ambaras. Czyli jutro nie robimy nic?
-Otóż to.
-Podoba mi się ta propozycja.
-Oglądamy jakiś film? -Zaproponował siadając obok ciebie.
-Można. -Odpowiedziałaś rozciągając się, twoje kości w kręgosłupie lekko pyknęły. Szkielet drgnął i spojrzał się na ciebie. -Co?
-Jak ty?
-Co?
-Ludzie też tak umieją?
-Wiem, że może to być dla ciebie dziwne, ale ja też mam szkielet. -Sans wytrzeszczył na ciebie oczodoły. -Nie wiedziałeś?
-Znaczy, coś tam słyszałem, ale... to jest kurewsko dziwne.
-Coś ci pokaże.
-Hm?
Chwyciłaś jego rękę i pozwoliłaś mu dotknąć twojego obojczyka. Szkielet wzdrygnął się i niebieski rumieniec wyszedł na jego policzki.
-Widzisz? To. -Dotknęłaś opuszkiem palca jego obojczyka. - To to samo co twoje to. -Po chwili uniosłaś wzrok na niego spostrzegając, że rumieni się coraz bardziej. -Co jest?
-Wiesz... nie powinnaś tak dotykać moich kości, one są... wrażliwe. -Szybko zabrałaś rękę.
-Czy ja cię właśnie zmacałam?
-Zmieściłaś się na szczęście w granicy normalnego dotyku.
-Uf.
-To... co oglądamy?
Już miałaś odpowiedzieć, gdy twój telefon znów zaczął dzwonić. Chciałaś się podnieść, ale szkielet cię powstrzymał.
-Przyniosę ci.
-Dzięki.
Sans nie ruszając się z miejsca podniósł urządzenie za pomocą magii i podał ci. Przyjęłaś go wzruszając oczami widząc jego lenistwo, gdzie się tego w sumie spodziewałaś. Odebrałaś połączenie.
-Halo?
-Cześć córeczko! -Rozległ się krzyk twojej mamy aż odsunęłaś trochę telefon od ucha.
-Cz ... cześć mamo.
-No co tam? Jak tam nowy domek?
-Wiesz... spalił się.
-CO?!
-Jak tam przyjechałam to cały płonął. A pani właścicielka powiedziała, że przeprasza i żebym szybko uciekała i udawała, że nie mam z tym domem nic wspólnego, jak nie chce mieć na głowie policji.
-No ładnie... a powiedziała co się stało?
-Nie chciała. Stwierdziła, że pieniądze zwróci mi na konto.
-Rozumiem... no dobrze, lepiej się nie mieszaj. Tylko policji nam tu brakuje. Wróciłaś do domu?
-Nie, kolega, który mi pomagał w przeprowadzce powiedział, że ma duży dom i żebym u niego zamieszkała.
-Kooleega mówiisz?
-Mamo... proszę cię. On jest... -Spojrzałaś kątem oka na patrzącego się na ciebie z zaciekawieniem Sansa. -Eh... jest potworem.
-Potworem?!
-Mamo... proszę, nie denerwuj się, ja tylko...
-Żartujesz sobie?!
-Co?
-Przecież wiesz od jak dawna marzyłam, żeby poznać potwora!
-Czyli... nie jesteś zła?
-No co ty! Bardziej podekscytowana! Wyślij mi szybciutko SMS-a z adresem. Jak tylko wrócimy to przyjedziemy zobaczyć jak tam sobie mieszkacie.
-Ale mamo.
-Żadne, ale! Oczekuję od ciebie SMS-a, papa córciu.
-Mamo czekaj! -Usłyszałaś sygnał świadczący o tym, że twoja się rozłączyła. Wypuściłaś z rezygnacją powietrze.
-Jest zła? -Zapytał się potwór siedzący obok. -No wiesz..., że jestem... potworem. -Jego uśmiech coraz bardziej malał.
-Co? Nie, nie.
-Nie jest?
-Powiedziała, że od dawna chciała poznać potwora i wpada z wizytą... nieproszona.
-Naprawdę? -Sans od razu rozpromieniał.
-Taa... moja mama jest strasznie męcząca...
-No co ty. Nie wkurza się na słowo "potwór". Już ją lubię.
-To... nie będziesz miał nic przeciwko żeby tu przyszła i cię poznała?
-Pewnie, że nie.
-To... to mogę wysłać jej twój adres?
-Jasne wysyłaj.
Postukałaś coś w telefonie i wróciłaś wzrokiem na Sansa. Znów się przeciągnęłaś i położyłaś głowę na jego kolanach. Poczułaś, jak się spiął, już miałaś się podnieść nie chcąc zapędzać go do niewygodnej mu sytuacji. Ale ten położył ci delikatnie na czole rękę, powstrzymując cię od wstania.
-Um ... jak chcesz to mogę wstać, nie chciałam żebyś czuł się zakłopotany, troszkę się zapomniałam, wybacz.
-Nie, nie. Nie przepraszaj. Możesz leżeć, po prostu się tego nie spodziewałem.
-Spoko i tak nie miałoby co ci stanąć.
-Ha...ha... -Wywrócił oczami i chwycił za pilot. -To co chcesz oglądać?
-A co masz?
-Wszystko co chcesz, mam wykupiony pakiet.
-Weź ty burżuju. -Zaśmiałaś się. -Co powiesz, żeby obejrzeć coś smutnego?
-Czemu smutnego?
-Nie wiem, jakoś tak mam ochotę.
-No ok. To co?
-Dawno nie oglądałam Titanica. Bardzo stary film, zawsze mnie rozkleja.
-O czym?
-Noo …, że jest sobie statek i on wiezie ludzi iii no nie umiem opowiadać.
-Dobra zobaczymy. -Szkielet wpisał podaną przez ciebie nazwę, poustawiał coś i film się zaczął. Siedzieliście chwilę w ciszy oglądając go. -Dziecino? -Odezwał się po chwili Sans.
-Hm?
-Jak kostka?
-Och... prawie o niej zapomniałam, nie boli.
-To dobrze.
Znów siedzieliście chwilę w ciszy.
-Dziecinooo.
-Eh... Sans, jak się nudzisz to po prostu powiedz.
-Wcale niee.
-Nudzi ci się... widzę...
-Mooże trooszkę.
-Eh... -Wzdychnęłaś chwytając za pilot. -Może po prostu zobaczymy co leci.
-Ok.
Męczyłaś się chwilę naciskając randomowe guziki.
-Może...ja.
-A, racja. -Podałaś Sansowi pilot. Ten przełączył coś i co go oddał.
-Masz, wybierz sobie coś.
Poskakałaś po kanałach, zatrzymując cię na Polsacie, gdzie leciała "Szkoła"
-Serio?
-Oj no weź, pocringe-ujemy sobie razem.
Uśmiechnął się, kładąc ci rękę na czole nie mając w zasadzie co z nią zrobić.
-Sans?
-Hm?
-Mogę pobawić się twoją ręką?
-W sensie?
-Po prostu daj mi rękę jak zrobię coś co ci się nie spodoba to mnie walnij.
-Nie uderzę cię...
-Uła, jaki dżentelmen, to po prostu zabierz rękę.
-No ok. -Sans podał ci rękę. Chwyciłaś ją lekko, gładząc paliczki. Zatrzymałaś się na złączeniu i przyjrzałaś się lepiej. Zauważyłaś, że kości nie stykają się bezpośrednio ze sobą, widniały między nimi jak by takie małe scalające je punkciki przypominające świecące ścięgna. Reszta dłoni, z którą połączone były palce wyglądały jak zbitek małych kosteczek między którymi również widniała ta sama magia co w złączeniach palców.
-Moja ręka jest naprawdę taka interesująca?
-Woo... suuper.
-Cieszę się, że ci się podoba. -Zaśmiał się potwór.
Po jakimś czasie macania ręki twojego mieszkaniowego wybawiciela, zaczęło ci być niewygodnie. Próbowałaś się poprawić, ale żadna pozycja ci nie pasowała.
-Co się tak wiercisz? Owsiki masz?
-Nie, po prostu masz strasznie kościste nogi.
-Nieee, serio? Co ty. W życiu.
-Pff, ten sarkazm był niepotrzebny. -Chciałaś się podnieść, żeby wziąć poduszkę, ale Sans cię powstrzymał. -Nie martw się, nie opuszczam cię, chcę tylko sobie podłożyć poduszkę pod głowę.
-Nie, to nie to. Pokażę ci coś.
-Hm?
Potwór zamkną oczy jak by się na czymś skupiał. Po jakimś czasie pod głową zaczęło ci się robić miękko, jak by nagle urosła mu skóra na udach.
-Co do chuja?! -Zerwałaś się i bez zastanowienia podciągnęłaś nogawki jego spodni tak żeby zobaczyć jego uda. Między długimi kośćmi wirowała niebieska magia. -Woo...
-Co ty kurwa?! -Sans odruchowo zapchną cię z siebie. Nie spodziewając się tego poleciałaś jak szmaciana lalka. Gdy miałaś już uderzyć o ziemię, poczułaś mrowienie i uniosłaś się w powietrze. Potwór odwrócił cię magią w swoją stronę. Jego jedno oko świeciło na niebiesko a on sam patrzył się na ciebie ze złością w oczach.
-Em ... przepraszam? -Uśmiechnęłaś się przepraszająco. -Znowu... mnie poniosło... ja... mówiłam ci, że przyjaźń na dłuższą metę ze mną jest niemożliwa...
Złość Sansa nagle zgasła. Przypomniał sobie o twojej chorobie?
-Dziecino ja...
-Może lepiej będzie, jak wrócę do domu? -Dodałaś ledwo słyszalnie smutnym głosem patrząc w podłogę.
Wzrok Sansa zmienił się na łagodny. Zbliżył cię do siebie i wzdychną.
-Nie pierdol, nigdzie się kurwa nie wybierasz. Przestań mówić takie rzeczy, bo nie zagrasz już sobie chryzantem złocistych na swojej kochanej gitarce.
-Jak skrzywdzisz moją gitarę to ja skrzywdzę ciebie...
-Oczywiście...
-No dobra puść mnie już.
-Magiczne słowo.
-Spierdalaj.
Sans zaśmiał się i położył cię na kanapie obok siebie.
-Och... szkoła się skończyła. -Zauważyłaś chwytając za pilot z zamiarem zmiany kanału. Lecz gdy twoja ręka była już przy urządzeniu, to uniosło się w górę otoczone niebieską poświatą. -Sans...
-Teraz moja kolej.
-Pff...
Szkielet zaczął skakać po kanałach zatrzymując się na jakimś dziwnym potworzym kanale z Mettatonem.
-Znasz Mettatona?
-A pytasz dzika czy sra w lesie?
-Co?
-Co?
-...Co?
Patrzyliście się na siebie chwilę. Po jakimś czasie zaczęliście się śmiać tak mocno, że prawie się dusiliście.
-Z czego... -Próbowałaś powiedzieć między salwami śmiechu. -Z czego my się śmiejemy?
-N... -Sans też się jeszcze dusił. -Nie mam pojęcia.
Po chwili śmiania przez brak powietrza zgięło cię w pół, przechyliłaś się przez podłokietnik kanapy. Zrobiłaś fikołka do tyłu. Sans próbował cię złapać magią, ale zbyt mocno się śmiał. Leżałaś górną połową ciała na podłodze a dolną na podłokietniku nadal krztusząc się ze śmiechu.
-Dziec ...eh... -Już powoli odzyskiwał powietrze. -Dziecino, nic ci nie jest? -Wyjrzał na ciebie znad podłokietnika.
-Tak, jest ok. -Też odzyskiwałaś już oddech. -Tylko...
-Mocno walnęłaś się w głowę?... znowu... łajzo głupia...
-Pff... chciałam tylko powiedzieć, że położyłeś łokieć na mojej kostce i troszkę boli.
-Ups... -Zabrał łokieć. -Wybacz.
-A poza tym, to nie tak, że jestem łajzą.
-Och... czyżby?
-Tylko podłoga wydaje mi się samotna i chciałam ją przytulić.
-Ojej, to coś mi się wydaje, że podłoga w tym domu będzie bardzo dopieszczona.
-Ktoś to musi zrobić.
-Moja ty bohaterko. No, wstawaj już, myślę, że za dużo czułości też szkodzi. -Szkielet chwycił cię magią i posadził obok siebie.
-Pff, podłoga się nie skarży.
-Nie dziwię jej się, też by się nie skarżył na twoje podłogodne pieszczoty.
-To było całkiem niezłe. -Zachichotałaś.
-Tylko mi to nic nie paneluj.
-Mam nic nie panelować z podłogą? A co? Byłbyś zazdrosny?
-Okropnie, byłbym w stanie nawet ją uziemić.
-Ojej, w takim razie muszę się z nią gdzieś zapanelowić.
-Jestem pewien, że podło go ukryjecie.
-Dobra stop. Już mi się kończą pomysły.
-Naprawdę? Przecież jestem dla ciebie podłogodny.
-Dobra serio już dość. -Zaczynały cię już boleć mięśnie przepony.
-A może... -Zatkałaś Sansowi zęby ręką.
-Ciii. Mam pomysł co możemy obejrzeć.
-Och, cóż takiego zapanelowałaś?
-Przysięgam, że jeszcze moment i zapaneluję twoją śmierć.
-No już, już złość piękności szkodzi. Co takiego moja bohaterka smutnych podług chce obejrzeć?
-"V jak vendetta."
-O czym to?
-Ze jest taki facet i on chce się zemścić na ludziach co zabili jego rodzinę.
-Hm... brzmi nieźle. -Potwór wpisał podany przez ciebie tytuł w wyszukiwarkę i włączył film. Ten wciągną was od razu. Znowu położyłaś głowę na kolanach Sansa chwytając go za rękę bawiąc jego kośćmi paliczków.
Film powoli zbliżał się ku końcowi, nadchodził właśnie kulminacyjny moment, w którym zawsze się rozklejałaś. Zaparłaś się całą sobą by tylko nie ryczeć. Gdy do końcowych napisów zostało jakieś kilka sekund, usłyszałaś nad sobą ślumknięcie nosem, spojrzałaś się na Sansa. Gdy zobaczyłaś jego twarz, serce dosłownie pękło co na dwa kawałki. Widać było, że próbuje trzymać kamienną twarz, jednak w jego oczach widać było małe niebieskie łezki. Na dodatek z wysiłku niepłakania bardziej cały się trząsł.
-Ojeejkuu...
Potwór wzdrygnął się, otarł oczy i spojrzał się na ciebie.
-C ...co?
-Ktoś nam tu płakunia.
-Z ...zamknij się! Po prostu... coś mi się przypomniało.
-Aaaw. -Podniosłaś się i objęłaś go tuląc twarz do futerka na kapturze. Najpierw się spiął, jednak po chwili odwzajemnił przytulenie. -Możesz mi się wygadać, jak chcesz.
-Wiesz... myślę, że jeszcze za wcześnie... może kiedyś.
-Rozumiem... No to... ekhem. -Puściłaś go ze swoich objęć. -Jak podobał ci się film?
-Genialny!
-Cieszę się.
Nagle usłyszałaś dźwięk przychodzącego SMS-a. Chwyciłaś za telefon odczytując go.
-Kto to?
-Mama, powiedziała, że przyjedzie za dwa dni. Trzeba zrobić jakiś obiad.
-O to się nie martw.
-Umiesz gotować?
-Ty jeszcze o mnie wiele nie wiesz kochanie.
-Nie no tego to bym się po tobie nie spodziewała.
-No widzisz? Taki ze mnie nieprzewidywalny koleżka.
Wieczorem idąc do łazienki z zamiarem umycia się i pójścia spać, przyłapałaś Sansa na przeglądaniu "Pyszne.pl" Pokręciłaś głową i poszłaś dalej, stwierdziłaś, że nie będziesz psuć mu zabawy.
-Chryzanteemy złociste w półlitróówce po czyystej stojoo na fortepaaniee.
Twoje palce uderzały rytmicznie w struny a druga ręką zmieniała chwyty. Szkielet śpiewał z tobą, segregując twoje ciuchy. Nagle przestałaś grać, kładąc gitarę obok siebie, wzdychając ciężko.
-Co jest? -Zapytał potwór.
-Nie chce mi się już.
-Przecież nic nie robisz. -Odwróci się na chwilę w twoją stronę by zaraz znowu wrócić do roboty.
-Ale samo patrzenie na ciebie mnie zmęczyło.
-Myślałem, że to ja jestem leniem, sam siebie nie rozumiem dla czego to robię.
-Boo... jesteś moim małym słodkim murzynkiem i chcesz mi pomóc.
-Taa... fakt. - Wstał i poczochrał się -Zapomniałbym.
-Skończymy jutro? -Zaproponowałaś.
-Ależ jutro jest niedziela.
-Ojej, cóż za ambaras. Czyli jutro nie robimy nic?
-Otóż to.
-Podoba mi się ta propozycja.
-Oglądamy jakiś film? -Zaproponował siadając obok ciebie.
-Można. -Odpowiedziałaś rozciągając się, twoje kości w kręgosłupie lekko pyknęły. Szkielet drgnął i spojrzał się na ciebie. -Co?
-Jak ty?
-Co?
-Ludzie też tak umieją?
-Wiem, że może to być dla ciebie dziwne, ale ja też mam szkielet. -Sans wytrzeszczył na ciebie oczodoły. -Nie wiedziałeś?
-Znaczy, coś tam słyszałem, ale... to jest kurewsko dziwne.
-Coś ci pokaże.
-Hm?
Chwyciłaś jego rękę i pozwoliłaś mu dotknąć twojego obojczyka. Szkielet wzdrygnął się i niebieski rumieniec wyszedł na jego policzki.
-Widzisz? To. -Dotknęłaś opuszkiem palca jego obojczyka. - To to samo co twoje to. -Po chwili uniosłaś wzrok na niego spostrzegając, że rumieni się coraz bardziej. -Co jest?
-Wiesz... nie powinnaś tak dotykać moich kości, one są... wrażliwe. -Szybko zabrałaś rękę.
-Czy ja cię właśnie zmacałam?
-Zmieściłaś się na szczęście w granicy normalnego dotyku.
-Uf.
-To... co oglądamy?
Już miałaś odpowiedzieć, gdy twój telefon znów zaczął dzwonić. Chciałaś się podnieść, ale szkielet cię powstrzymał.
-Przyniosę ci.
-Dzięki.
Sans nie ruszając się z miejsca podniósł urządzenie za pomocą magii i podał ci. Przyjęłaś go wzruszając oczami widząc jego lenistwo, gdzie się tego w sumie spodziewałaś. Odebrałaś połączenie.
-Halo?
-Cześć córeczko! -Rozległ się krzyk twojej mamy aż odsunęłaś trochę telefon od ucha.
-Cz ... cześć mamo.
-No co tam? Jak tam nowy domek?
-Wiesz... spalił się.
-CO?!
-Jak tam przyjechałam to cały płonął. A pani właścicielka powiedziała, że przeprasza i żebym szybko uciekała i udawała, że nie mam z tym domem nic wspólnego, jak nie chce mieć na głowie policji.
-No ładnie... a powiedziała co się stało?
-Nie chciała. Stwierdziła, że pieniądze zwróci mi na konto.
-Rozumiem... no dobrze, lepiej się nie mieszaj. Tylko policji nam tu brakuje. Wróciłaś do domu?
-Nie, kolega, który mi pomagał w przeprowadzce powiedział, że ma duży dom i żebym u niego zamieszkała.
-Kooleega mówiisz?
-Mamo... proszę cię. On jest... -Spojrzałaś kątem oka na patrzącego się na ciebie z zaciekawieniem Sansa. -Eh... jest potworem.
-Potworem?!
-Mamo... proszę, nie denerwuj się, ja tylko...
-Żartujesz sobie?!
-Co?
-Przecież wiesz od jak dawna marzyłam, żeby poznać potwora!
-Czyli... nie jesteś zła?
-No co ty! Bardziej podekscytowana! Wyślij mi szybciutko SMS-a z adresem. Jak tylko wrócimy to przyjedziemy zobaczyć jak tam sobie mieszkacie.
-Ale mamo.
-Żadne, ale! Oczekuję od ciebie SMS-a, papa córciu.
-Mamo czekaj! -Usłyszałaś sygnał świadczący o tym, że twoja się rozłączyła. Wypuściłaś z rezygnacją powietrze.
-Jest zła? -Zapytał się potwór siedzący obok. -No wiesz..., że jestem... potworem. -Jego uśmiech coraz bardziej malał.
-Co? Nie, nie.
-Nie jest?
-Powiedziała, że od dawna chciała poznać potwora i wpada z wizytą... nieproszona.
-Naprawdę? -Sans od razu rozpromieniał.
-Taa... moja mama jest strasznie męcząca...
-No co ty. Nie wkurza się na słowo "potwór". Już ją lubię.
-To... nie będziesz miał nic przeciwko żeby tu przyszła i cię poznała?
-Pewnie, że nie.
-To... to mogę wysłać jej twój adres?
-Jasne wysyłaj.
Postukałaś coś w telefonie i wróciłaś wzrokiem na Sansa. Znów się przeciągnęłaś i położyłaś głowę na jego kolanach. Poczułaś, jak się spiął, już miałaś się podnieść nie chcąc zapędzać go do niewygodnej mu sytuacji. Ale ten położył ci delikatnie na czole rękę, powstrzymując cię od wstania.
-Um ... jak chcesz to mogę wstać, nie chciałam żebyś czuł się zakłopotany, troszkę się zapomniałam, wybacz.
-Nie, nie. Nie przepraszaj. Możesz leżeć, po prostu się tego nie spodziewałem.
-Spoko i tak nie miałoby co ci stanąć.
-Ha...ha... -Wywrócił oczami i chwycił za pilot. -To co chcesz oglądać?
-A co masz?
-Wszystko co chcesz, mam wykupiony pakiet.
-Weź ty burżuju. -Zaśmiałaś się. -Co powiesz, żeby obejrzeć coś smutnego?
-Czemu smutnego?
-Nie wiem, jakoś tak mam ochotę.
-No ok. To co?
-Dawno nie oglądałam Titanica. Bardzo stary film, zawsze mnie rozkleja.
-O czym?
-Noo …, że jest sobie statek i on wiezie ludzi iii no nie umiem opowiadać.
-Dobra zobaczymy. -Szkielet wpisał podaną przez ciebie nazwę, poustawiał coś i film się zaczął. Siedzieliście chwilę w ciszy oglądając go. -Dziecino? -Odezwał się po chwili Sans.
-Hm?
-Jak kostka?
-Och... prawie o niej zapomniałam, nie boli.
-To dobrze.
Znów siedzieliście chwilę w ciszy.
-Dziecinooo.
-Eh... Sans, jak się nudzisz to po prostu powiedz.
-Wcale niee.
-Nudzi ci się... widzę...
-Mooże trooszkę.
-Eh... -Wzdychnęłaś chwytając za pilot. -Może po prostu zobaczymy co leci.
-Ok.
Męczyłaś się chwilę naciskając randomowe guziki.
-Może...ja.
-A, racja. -Podałaś Sansowi pilot. Ten przełączył coś i co go oddał.
-Masz, wybierz sobie coś.
Poskakałaś po kanałach, zatrzymując cię na Polsacie, gdzie leciała "Szkoła"
-Serio?
-Oj no weź, pocringe-ujemy sobie razem.
Uśmiechnął się, kładąc ci rękę na czole nie mając w zasadzie co z nią zrobić.
-Sans?
-Hm?
-Mogę pobawić się twoją ręką?
-W sensie?
-Po prostu daj mi rękę jak zrobię coś co ci się nie spodoba to mnie walnij.
-Nie uderzę cię...
-Uła, jaki dżentelmen, to po prostu zabierz rękę.
-No ok. -Sans podał ci rękę. Chwyciłaś ją lekko, gładząc paliczki. Zatrzymałaś się na złączeniu i przyjrzałaś się lepiej. Zauważyłaś, że kości nie stykają się bezpośrednio ze sobą, widniały między nimi jak by takie małe scalające je punkciki przypominające świecące ścięgna. Reszta dłoni, z którą połączone były palce wyglądały jak zbitek małych kosteczek między którymi również widniała ta sama magia co w złączeniach palców.
-Moja ręka jest naprawdę taka interesująca?
-Woo... suuper.
-Cieszę się, że ci się podoba. -Zaśmiał się potwór.
Po jakimś czasie macania ręki twojego mieszkaniowego wybawiciela, zaczęło ci być niewygodnie. Próbowałaś się poprawić, ale żadna pozycja ci nie pasowała.
-Co się tak wiercisz? Owsiki masz?
-Nie, po prostu masz strasznie kościste nogi.
-Nieee, serio? Co ty. W życiu.
-Pff, ten sarkazm był niepotrzebny. -Chciałaś się podnieść, żeby wziąć poduszkę, ale Sans cię powstrzymał. -Nie martw się, nie opuszczam cię, chcę tylko sobie podłożyć poduszkę pod głowę.
-Nie, to nie to. Pokażę ci coś.
-Hm?
Potwór zamkną oczy jak by się na czymś skupiał. Po jakimś czasie pod głową zaczęło ci się robić miękko, jak by nagle urosła mu skóra na udach.
-Co do chuja?! -Zerwałaś się i bez zastanowienia podciągnęłaś nogawki jego spodni tak żeby zobaczyć jego uda. Między długimi kośćmi wirowała niebieska magia. -Woo...
-Co ty kurwa?! -Sans odruchowo zapchną cię z siebie. Nie spodziewając się tego poleciałaś jak szmaciana lalka. Gdy miałaś już uderzyć o ziemię, poczułaś mrowienie i uniosłaś się w powietrze. Potwór odwrócił cię magią w swoją stronę. Jego jedno oko świeciło na niebiesko a on sam patrzył się na ciebie ze złością w oczach.
-Em ... przepraszam? -Uśmiechnęłaś się przepraszająco. -Znowu... mnie poniosło... ja... mówiłam ci, że przyjaźń na dłuższą metę ze mną jest niemożliwa...
Złość Sansa nagle zgasła. Przypomniał sobie o twojej chorobie?
-Dziecino ja...
-Może lepiej będzie, jak wrócę do domu? -Dodałaś ledwo słyszalnie smutnym głosem patrząc w podłogę.
Wzrok Sansa zmienił się na łagodny. Zbliżył cię do siebie i wzdychną.
-Nie pierdol, nigdzie się kurwa nie wybierasz. Przestań mówić takie rzeczy, bo nie zagrasz już sobie chryzantem złocistych na swojej kochanej gitarce.
-Jak skrzywdzisz moją gitarę to ja skrzywdzę ciebie...
-Oczywiście...
-No dobra puść mnie już.
-Magiczne słowo.
-Spierdalaj.
Sans zaśmiał się i położył cię na kanapie obok siebie.
-Och... szkoła się skończyła. -Zauważyłaś chwytając za pilot z zamiarem zmiany kanału. Lecz gdy twoja ręka była już przy urządzeniu, to uniosło się w górę otoczone niebieską poświatą. -Sans...
-Teraz moja kolej.
-Pff...
Szkielet zaczął skakać po kanałach zatrzymując się na jakimś dziwnym potworzym kanale z Mettatonem.
-Znasz Mettatona?
-A pytasz dzika czy sra w lesie?
-Co?
-Co?
-...Co?
Patrzyliście się na siebie chwilę. Po jakimś czasie zaczęliście się śmiać tak mocno, że prawie się dusiliście.
-Z czego... -Próbowałaś powiedzieć między salwami śmiechu. -Z czego my się śmiejemy?
-N... -Sans też się jeszcze dusił. -Nie mam pojęcia.
Po chwili śmiania przez brak powietrza zgięło cię w pół, przechyliłaś się przez podłokietnik kanapy. Zrobiłaś fikołka do tyłu. Sans próbował cię złapać magią, ale zbyt mocno się śmiał. Leżałaś górną połową ciała na podłodze a dolną na podłokietniku nadal krztusząc się ze śmiechu.
-Dziec ...eh... -Już powoli odzyskiwał powietrze. -Dziecino, nic ci nie jest? -Wyjrzał na ciebie znad podłokietnika.
-Tak, jest ok. -Też odzyskiwałaś już oddech. -Tylko...
-Mocno walnęłaś się w głowę?... znowu... łajzo głupia...
-Pff... chciałam tylko powiedzieć, że położyłeś łokieć na mojej kostce i troszkę boli.
-Ups... -Zabrał łokieć. -Wybacz.
-A poza tym, to nie tak, że jestem łajzą.
-Och... czyżby?
-Tylko podłoga wydaje mi się samotna i chciałam ją przytulić.
-Ojej, to coś mi się wydaje, że podłoga w tym domu będzie bardzo dopieszczona.
-Ktoś to musi zrobić.
-Moja ty bohaterko. No, wstawaj już, myślę, że za dużo czułości też szkodzi. -Szkielet chwycił cię magią i posadził obok siebie.
-Pff, podłoga się nie skarży.
-Nie dziwię jej się, też by się nie skarżył na twoje podłogodne pieszczoty.
-To było całkiem niezłe. -Zachichotałaś.
-Tylko mi to nic nie paneluj.
-Mam nic nie panelować z podłogą? A co? Byłbyś zazdrosny?
-Okropnie, byłbym w stanie nawet ją uziemić.
-Ojej, w takim razie muszę się z nią gdzieś zapanelowić.
-Jestem pewien, że podło go ukryjecie.
-Dobra stop. Już mi się kończą pomysły.
-Naprawdę? Przecież jestem dla ciebie podłogodny.
-Dobra serio już dość. -Zaczynały cię już boleć mięśnie przepony.
-A może... -Zatkałaś Sansowi zęby ręką.
-Ciii. Mam pomysł co możemy obejrzeć.
-Och, cóż takiego zapanelowałaś?
-Przysięgam, że jeszcze moment i zapaneluję twoją śmierć.
-No już, już złość piękności szkodzi. Co takiego moja bohaterka smutnych podług chce obejrzeć?
-"V jak vendetta."
-O czym to?
-Ze jest taki facet i on chce się zemścić na ludziach co zabili jego rodzinę.
-Hm... brzmi nieźle. -Potwór wpisał podany przez ciebie tytuł w wyszukiwarkę i włączył film. Ten wciągną was od razu. Znowu położyłaś głowę na kolanach Sansa chwytając go za rękę bawiąc jego kośćmi paliczków.
Film powoli zbliżał się ku końcowi, nadchodził właśnie kulminacyjny moment, w którym zawsze się rozklejałaś. Zaparłaś się całą sobą by tylko nie ryczeć. Gdy do końcowych napisów zostało jakieś kilka sekund, usłyszałaś nad sobą ślumknięcie nosem, spojrzałaś się na Sansa. Gdy zobaczyłaś jego twarz, serce dosłownie pękło co na dwa kawałki. Widać było, że próbuje trzymać kamienną twarz, jednak w jego oczach widać było małe niebieskie łezki. Na dodatek z wysiłku niepłakania bardziej cały się trząsł.
-Ojeejkuu...
Potwór wzdrygnął się, otarł oczy i spojrzał się na ciebie.
-C ...co?
-Ktoś nam tu płakunia.
-Z ...zamknij się! Po prostu... coś mi się przypomniało.
-Aaaw. -Podniosłaś się i objęłaś go tuląc twarz do futerka na kapturze. Najpierw się spiął, jednak po chwili odwzajemnił przytulenie. -Możesz mi się wygadać, jak chcesz.
-Wiesz... myślę, że jeszcze za wcześnie... może kiedyś.
-Rozumiem... No to... ekhem. -Puściłaś go ze swoich objęć. -Jak podobał ci się film?
-Genialny!
-Cieszę się.
Nagle usłyszałaś dźwięk przychodzącego SMS-a. Chwyciłaś za telefon odczytując go.
-Kto to?
-Mama, powiedziała, że przyjedzie za dwa dni. Trzeba zrobić jakiś obiad.
-O to się nie martw.
-Umiesz gotować?
-Ty jeszcze o mnie wiele nie wiesz kochanie.
-Nie no tego to bym się po tobie nie spodziewała.
-No widzisz? Taki ze mnie nieprzewidywalny koleżka.
Wieczorem idąc do łazienki z zamiarem umycia się i pójścia spać, przyłapałaś Sansa na przeglądaniu "Pyszne.pl" Pokręciłaś głową i poszłaś dalej, stwierdziłaś, że nie będziesz psuć mu zabawy.
29 listopada 2017
Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy ROZMOWIE [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The TALK Incident] - tłumaczenie PL
Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka przy ROZMOWIE (obecnie czytany)
...
Nerwowo chodziłaś po mieszkaniu. Co to było, to wczoraj? Czy Sansowi chciał... czegoś? Co to znaczy dla Ciebie Chodziłaś dalej. Oboje uznaliście, że naprawdę musicie pogadać i wyjaśnić sprawy między wami. Sans powiedział, że wpadnie dzisiaj popołudniu, a jest pierwsza trzydzieści. Zerknęłaś na zegarek. Nadal pierwsza trzydzieści. Hnngh. Nie wiesz nawet co powiedzieć, co czuć.
Snas: 13:34 | puk puk
Patrzyłaś na telefon, palcami stukając w klawisze. Robiłaś to przecież miliony razy, przypominałaś sobie. Lecz z dziwnych powodów zrobiło Ci się niedobrze.
Ty: 13:36 | Kto tam?
snas: 13:36 | mojżesz
Podeszłaś do drzwi. Czekał po drugiej stronie, ale nie otworzyłaś. Wdech i wydech. To tylko Sans.
Ty: 13:39 | Jaki Mojżesz?
snas: 13:39 | mojżesz mnie wpuścić?
Dobra. Otworzyłaś drzwi. Sans patrzył na Ciebie niczym jeleń zdybany przez auto na środku ulicy. Może nie oczekiwał, że naprawdę to zrobisz. Przesunęłaś się lekko.
-Cześć
-cześć.
-Um, tak... uh... wchodzisz? - Nie odpowiedział, ale wpełzł do środka. Zauważyłaś, że miał ze sobą wielki plik papierów. Wskazałaś na kanapę i usiadł na niej bez słowa. Poszłaś za nim siadając na drugim końcu. Powietrze można było krajać nożem, cisza tak donośna, że słyszałaś kapanie kranu w kuchni. Zaczynałaś panikować. Ostatnio kiedy miałaś z nim szczerą pogadankę na kanapie wszystko poszło dobrze. Może... może tym razem nie będzie aż tak źle...
-Um ja – powiedziałaś wtedy kiedy on – więc my – oboje zamilkliście
-śmiało – powiedział kiedy ty – Zacznij.
Wskazał ręką na Ciebie. Dobra, Ty pierwsza. Wdech i wydech.
-Um... więc, myślałam o tym co wcześniej powiedziałeś i muszę przyznać, że jestem... zmieszana? Powiedziałeś, że nie chcesz związku, ale kogoś z kim będziesz się przytulać, dotykać, i przyjaźnić? Robić kawały? Głupie rzeczy? Trzymać? Szczerze i od serca rozmawiać? Głaskać po plecach? Chodzić bez celu po mieście? Spać na łyżeczkę?
-...tak
-To jest związek – Sansa aż wzdrygnęło. Ałć. - Nie wiem co innego ci powiedzieć. Dlaczego masz minę jakbym właśnie splunęła Ci w twarz? - starałaś się nie okazywać zranienia w głosie – Czym dla ciebie jestem? - mruknął coś – Przepraszam, nie usłyszałam, co mówiłeś?
-podusią.
-Czym?
-uh... - zaczął grzebać w papierach – to zauroczenie kimś z kim chcesz być bliską.
-Taki... najlepszy przyjaciel? O to chodzi?
-n-nie. uh... - skupił się na papierach – to znacznie bardziej intensywne – pauza. Widziałaś jak wziął głęboki wdech – i.. jestem naprawdę szczęśliwy kiedy pokazujesz jak bardzo ci na mnie zależy – Podusia. Jesteś jego podusią. Chce być blisko Ciebie. Jest szczęśliwy kiedy pokazujesz jak bardzo Ci na nim zależy. Ciepłe motylki przeleciały Ci przez brzuszek. Nie umiałaś nic poradzić na to co czułaś, choć nie było to czego chciałaś. Podusia.
-Więc coś między przyjaźnią, a miłością?
-tak, chyba tak
-Od kiedy?
-....już jakiś czas – zaczął nerwowo drapać się po tyle głowy – zaczęło się gdzieś tak kiedy ty.. uh... wyznałaś swoje uczucia, ale nie byłem pewny póki nie zachorowałaś wtedy w grudniu – To było dwa miesiące temu. Dwa miesiące trzymał w sobie te uczucia a Ty nic nie zauważyłaś. Co z Ciebie za przyjaciel.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Cisza. - Sans, dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
-bałem się, że nie zrozumiesz, nie mogę być tym czego potrzebujesz, nie wiem sam czego chcę, nie wiem co robić, nigdy wcześniej tak się nie czułem – pauza. Wyglądał bardzo niezręcznie – nie wiedziałem jak ci powiedzieć – Nagle sobie przypomniałeś
-Więc... Sylwester... To było... co? - wyglądał na zawstydzonego, jasno-niebieski rumieniec pojawił się na jego policzkach, wzrok utkwił w podłodze, unikał Twojego spojrzenia.
-myślałem, że może się mylę i może czuję do ciebie to samo co ty czujesz do mnie więc... zrobiłem test... ale było tak jak wcześniej – pauza – przepraszam, nie powinienem – wspomnienia tamtego wieczoru przyleciały do Ciebie. Byliście na wzgórzu, całowaliście się w świetle fajerwerków i wiedziałaś, że coś tam było. Starałaś się o tym nie myśleć, on był pijany, ty byłaś smutna, ale teraz... stanowczo za bardzo o tym myślałaś. To utkwiło. Czułaś się na swój sposób wykorzystana. Wiedziałaś już za co przepraszał. Wszystko miało swój sens, ale … to bolało – kurwa, proszę nie płacz – Nie zdałaś sobie sprawy, że łzy ciekną Ci po policzkach. Szybko je wytarłaś
-Nic mi nie jest. - wzięłaś kilka głębokich wdechów nim znowu się odezwałaś – Więc po teście. Nadal byłam … podusią?
-podusią.
-Rozumiem – myślałaś przez minutę, analizując to co Ci powiedział. Nadal bolało – Wiesz... dobra, podusia. Dobra, możemy nad tym popracować. Dlaczego tak bardzo się boisz? Ja nie... ja nie zerwę naszej przyjaźni i nie uznam, że jesteś dziwakiem czy coś. Nie... nie poradzisz na to co czujesz – Wiedziałaś o tym lepiej niż ktokolwiek. Sans był bardzo cicho. Wyglądał na przytłoczonego, tak jakby chciał zapaść się pod ziemie i jednocześnie coś powiedzieć. Czekałaś cierpliwie kiedy on grzebał w papierach. Nie byłaś pewna, czy ich nawet potrzebował, czy zabrał je niczym tarczę. Po kilku minutach niezręcznej ciszy przepełnionej szelestem papieru odezwał się
-to było wtedy... ale teraz... nie wiem co czuję - …. Że co?
-Co masz na myśli?
-ja.. myślałem, że jesteś podusią, byłaś podusią wcześniej, ale coś się zmieniło i ja – znowu pauza, przyłożył rękę do swojego mostka – czuję się inaczej, to dziwne uczucie, zdałem sobie sprawę jak bardzo mnie kochasz i …
-I? - naciskałaś, czułaś jak coś uwiera Cię w gardle. Coraz ciężej oddychałaś
-...i nie jestem w stanie powiedzieć, czy moje uczucia są dlatego, że jesteś pierwszą osobą która okazuje mi takie zainteresowanie, czy dlatego że naprawdę … czuję do ciebie coś więcej niż wcześniej... - Serce Ci szalało. Czułaś, jakbyś nie mogła oddychać. Twarz miałaś gorącą. Tak długo czekałaś, aby to usłyszeć. Dobrze w ogóle go usłyszałaś? Przełknęłaś ślinę
-...Uh-huh... Wiesz... Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałam
-heh, ja też – Twój kot wszedł do pokoju i usiadł na Sansie, który automatycznie zaczął go głaskać. Wyglądał jakby cierpiał fizycznie. Nie miałaś mu tego za złe. Prawie wszystkie wasze rozmowy na poważnie miały jakieś drugie smutne dno. Co powinnaś teraz powiedzieć? Co powinnaś teraz zrobić?
-Uh.. wybacz... Ja tylko... nie wiem co powiedzieć. To... dużo. Ja nie... nie spodziewałam się tego. Chciałabym wiedzieć co powiedzieć
-nic nie szkodzi – Właśnie, że szkodzi. Byłaś szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa, ale nie umiałaś się uśmiechać. Nie chciałaś go przestraszyć czy zmartwić. A więc może cię kocha? A może nie? To było jednocześnie wspaniałe i smutne. Czułaś radość w sercu i jednocześnie niepokój. Ale zdecydowanie lubił Cię na swój sposób.
-Czy romantyczny związek ze mną cię obrzydza?
-...
-Sans, proszę
-nie – Nie
-...Więc... tego właśnie chcesz... teraz?
-...nie? - Nie. Nie???
-Wiesz, czego w ogóle chcesz?
-chciałem do tego dojść nim zaczniemy taką pogadankę
-Nie musisz mi mówić
-jakby muszę – Czułaś, że tak nigdzie nie zajdziesz. Usiadłaś po turecku na kanapie
-Nie pomogę póki nie powiesz mi czego chcesz. Nie dręcz się już.
-nigdy nie rozumiałem tego całego randkowania, dobra? próbowałem kilka razy ale nic się nie udawało, więc znam tylko te złą stronę chodzenia ze sobą i wiesz, ja nie... ja nie jestem kimś kogo stać na jakieś wielkie romantyczne gesty, jestem dziwakiem, wiem o tym, że jestem dziwakiem, no i nigdy nie byłem nikim zainteresowany i naprawdę nie lubię ludzi, ale ty... ty jesteś enigmą, nie wiem co to jest, zależy mi na tobie, l-lubię cię, a kiedy wyznałaś swoje uczucia myślałem... myślałem że zrozumiałaś, że potwory są o wiele lepsze i wiele dla ciebie znaczę w … platoniczny sposób... a potem zrozumiałem, że nie to miałaś na myśli.
-Oh – cóż kurwa.
-i miło było myśleć w ten sposób, rozumiem już dlaczego papyrus lubi jak się ktoś nim interesuje, mną nigdy.. nikt wcześniej mnie tak nie traktował, nie naprawdę, i myślałem że to minie, że zrozumiesz że nie jestem wart twojego czasu, albo się mną znudzisz, ale to się nie stało, i... byłem naprawdę samolubny, wykorzystałem cię kiedy nie powinienem, i zacząłem coś czuć i ja nie chcę... nie chce tego spierdolić, przez to, że jestem samolubną świnią spragnioną cudzej uwagi. - przywykłaś do tego, że widziałaś Sansa zawsze takiego wyluzowanego. To, że robił się coraz bardziej nerwowy im dłużej mówił to dziwne doświadczenie i robiło Ci się niezręcznie widząc, jak jemu jest niezręcznie. Czułaś się z tego powodu nawet trochę źle, ale jednocześnie wiedziałaś, że robicie jakiś progres.
-Jak chcesz się przekonać?
-huh?
-O swoich uczuciach. Nie możesz siedzieć i czekać. Jak chcesz się przekonać czego chcesz?
-um... - zerknął na papiery – teraz kiedy o tym myślę, to to naprawdę głupi pomysł.
-Jaja sobie robisz? - chwycił za kaptur tak jakby chciał się zaraz w nim schować. Wzięłaś wdech – Sans, cokolwiek to jest, będzie dobrze. Obiecuję. Musisz się dowiedzieć, czy jestem dalej podusią czy czymś więcej, czy niczym, i cokolwiek masz na myśli, to nie będzie nic głupiego. Powiedz. - chwycił za kilka złączonych papierów i praktycznie rzucił nimi w Twoją stronę. Zerknęłaś na nie. Są w linie i … puste. Um...?
-myślałem.. może powinniśmy podejść do tego jak naukowcy i … zrobić eksperyment?
-Eksperyment? - uśmiechnęłaś się lekko. Mówił poważnie? Co za nerd! Dlaczego to takie słodkie? Wyglądał na bardzo zawstydzonego.
-ta... spróbujemy różnych rodzajów... relacji... napiszemy jak się z nimi czujemy i zobaczymy... która... jest... najlepsza? - z każdym kolejnym słowem był coraz mniej pewien swojego – wiem, że to nie fair w stosunku do ciebie, ale...
-Dobrze
-ale
-Dobrze – powtórzyłaś – Sam fakt że tutaj jesteś i mówisz co czujesz to wiele dla ciebie. Wielu uczuć nie rozumiesz. Dobrze. Więc, co, będziemy teraz... przyjaciółmi przez jakiś czas? A potem... sprawdzimy o co chodzi z tą podusią? A potem... co... randka? A potem zobaczymy co najbardziej nam odpowiada?
-....to brzmi głupio kiedy mówisz to głośno.
-Mi to nie przeszkadza
-ale...
-Nie. Wchodzę w to. Zrobimy tak
-ja...
-To właściwie dobry pomysł.
-...naprawdę? - zapytał niepewnie
-Tak, naprawdę – uśmiechnęłaś się – Ostatecznie nic się nie zmieni i przynajmniej będziemy wiedzieć na czym stoimy. Więc.. nie martw się, dobra?
-dobra – Oboje siedzieliście w ciszy. Mruczenie kota było jedynym dźwiękiem jakie teraz słyszałaś. To było... miłe. Ta rozmowa. Miałaś nadzieję, że Sans czuł to samo.
-Zostaniesz na obiad?
-chciałbym, ale paps pewnie teraz na mnie czeka, więc będę się musiał zbierać, co masz na obiad?
-Um... mam jakieś mango, chrupki, jogurt... więc pewnie to – Sans myślał przez chwilę, a potem wystrzelił w Twoją stronę z palca. Oboje wstaliście i odprowadziłaś do go drzwi. Odwrócił się w Twoją stronę – uh wiesz.. chcę … podziękować – przytaknęłaś i pomachałaś kiedy zaczął iść w stronę własnego mieszkania. Zrobił ledwo dwa kroki kiedy go zawołałaś. Ledwo miał czas, aby się odwrócić, nim owinęłaś go ramionami i mocno przytuliłaś. Zamarł ale po chwili odwzajemnił uścisk
-Nie masz za co, Sans
-heh, dobra, jak chcesz.
Snas: 13:34 | puk puk
Patrzyłaś na telefon, palcami stukając w klawisze. Robiłaś to przecież miliony razy, przypominałaś sobie. Lecz z dziwnych powodów zrobiło Ci się niedobrze.
Ty: 13:36 | Kto tam?
snas: 13:36 | mojżesz
Podeszłaś do drzwi. Czekał po drugiej stronie, ale nie otworzyłaś. Wdech i wydech. To tylko Sans.
Ty: 13:39 | Jaki Mojżesz?
snas: 13:39 | mojżesz mnie wpuścić?
Dobra. Otworzyłaś drzwi. Sans patrzył na Ciebie niczym jeleń zdybany przez auto na środku ulicy. Może nie oczekiwał, że naprawdę to zrobisz. Przesunęłaś się lekko.
-Cześć
-cześć.
-Um, tak... uh... wchodzisz? - Nie odpowiedział, ale wpełzł do środka. Zauważyłaś, że miał ze sobą wielki plik papierów. Wskazałaś na kanapę i usiadł na niej bez słowa. Poszłaś za nim siadając na drugim końcu. Powietrze można było krajać nożem, cisza tak donośna, że słyszałaś kapanie kranu w kuchni. Zaczynałaś panikować. Ostatnio kiedy miałaś z nim szczerą pogadankę na kanapie wszystko poszło dobrze. Może... może tym razem nie będzie aż tak źle...
-Um ja – powiedziałaś wtedy kiedy on – więc my – oboje zamilkliście
-śmiało – powiedział kiedy ty – Zacznij.
Wskazał ręką na Ciebie. Dobra, Ty pierwsza. Wdech i wydech.
-Um... więc, myślałam o tym co wcześniej powiedziałeś i muszę przyznać, że jestem... zmieszana? Powiedziałeś, że nie chcesz związku, ale kogoś z kim będziesz się przytulać, dotykać, i przyjaźnić? Robić kawały? Głupie rzeczy? Trzymać? Szczerze i od serca rozmawiać? Głaskać po plecach? Chodzić bez celu po mieście? Spać na łyżeczkę?
-...tak
-To jest związek – Sansa aż wzdrygnęło. Ałć. - Nie wiem co innego ci powiedzieć. Dlaczego masz minę jakbym właśnie splunęła Ci w twarz? - starałaś się nie okazywać zranienia w głosie – Czym dla ciebie jestem? - mruknął coś – Przepraszam, nie usłyszałam, co mówiłeś?
-podusią.
-Czym?
-uh... - zaczął grzebać w papierach – to zauroczenie kimś z kim chcesz być bliską.
-Taki... najlepszy przyjaciel? O to chodzi?
-n-nie. uh... - skupił się na papierach – to znacznie bardziej intensywne – pauza. Widziałaś jak wziął głęboki wdech – i.. jestem naprawdę szczęśliwy kiedy pokazujesz jak bardzo ci na mnie zależy – Podusia. Jesteś jego podusią. Chce być blisko Ciebie. Jest szczęśliwy kiedy pokazujesz jak bardzo Ci na nim zależy. Ciepłe motylki przeleciały Ci przez brzuszek. Nie umiałaś nic poradzić na to co czułaś, choć nie było to czego chciałaś. Podusia.
-Więc coś między przyjaźnią, a miłością?
-tak, chyba tak
-Od kiedy?
-....już jakiś czas – zaczął nerwowo drapać się po tyle głowy – zaczęło się gdzieś tak kiedy ty.. uh... wyznałaś swoje uczucia, ale nie byłem pewny póki nie zachorowałaś wtedy w grudniu – To było dwa miesiące temu. Dwa miesiące trzymał w sobie te uczucia a Ty nic nie zauważyłaś. Co z Ciebie za przyjaciel.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Cisza. - Sans, dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
-bałem się, że nie zrozumiesz, nie mogę być tym czego potrzebujesz, nie wiem sam czego chcę, nie wiem co robić, nigdy wcześniej tak się nie czułem – pauza. Wyglądał bardzo niezręcznie – nie wiedziałem jak ci powiedzieć – Nagle sobie przypomniałeś
-Więc... Sylwester... To było... co? - wyglądał na zawstydzonego, jasno-niebieski rumieniec pojawił się na jego policzkach, wzrok utkwił w podłodze, unikał Twojego spojrzenia.
-myślałem, że może się mylę i może czuję do ciebie to samo co ty czujesz do mnie więc... zrobiłem test... ale było tak jak wcześniej – pauza – przepraszam, nie powinienem – wspomnienia tamtego wieczoru przyleciały do Ciebie. Byliście na wzgórzu, całowaliście się w świetle fajerwerków i wiedziałaś, że coś tam było. Starałaś się o tym nie myśleć, on był pijany, ty byłaś smutna, ale teraz... stanowczo za bardzo o tym myślałaś. To utkwiło. Czułaś się na swój sposób wykorzystana. Wiedziałaś już za co przepraszał. Wszystko miało swój sens, ale … to bolało – kurwa, proszę nie płacz – Nie zdałaś sobie sprawy, że łzy ciekną Ci po policzkach. Szybko je wytarłaś
-Nic mi nie jest. - wzięłaś kilka głębokich wdechów nim znowu się odezwałaś – Więc po teście. Nadal byłam … podusią?
-podusią.
-Rozumiem – myślałaś przez minutę, analizując to co Ci powiedział. Nadal bolało – Wiesz... dobra, podusia. Dobra, możemy nad tym popracować. Dlaczego tak bardzo się boisz? Ja nie... ja nie zerwę naszej przyjaźni i nie uznam, że jesteś dziwakiem czy coś. Nie... nie poradzisz na to co czujesz – Wiedziałaś o tym lepiej niż ktokolwiek. Sans był bardzo cicho. Wyglądał na przytłoczonego, tak jakby chciał zapaść się pod ziemie i jednocześnie coś powiedzieć. Czekałaś cierpliwie kiedy on grzebał w papierach. Nie byłaś pewna, czy ich nawet potrzebował, czy zabrał je niczym tarczę. Po kilku minutach niezręcznej ciszy przepełnionej szelestem papieru odezwał się
-to było wtedy... ale teraz... nie wiem co czuję - …. Że co?
-Co masz na myśli?
-ja.. myślałem, że jesteś podusią, byłaś podusią wcześniej, ale coś się zmieniło i ja – znowu pauza, przyłożył rękę do swojego mostka – czuję się inaczej, to dziwne uczucie, zdałem sobie sprawę jak bardzo mnie kochasz i …
-I? - naciskałaś, czułaś jak coś uwiera Cię w gardle. Coraz ciężej oddychałaś
-...i nie jestem w stanie powiedzieć, czy moje uczucia są dlatego, że jesteś pierwszą osobą która okazuje mi takie zainteresowanie, czy dlatego że naprawdę … czuję do ciebie coś więcej niż wcześniej... - Serce Ci szalało. Czułaś, jakbyś nie mogła oddychać. Twarz miałaś gorącą. Tak długo czekałaś, aby to usłyszeć. Dobrze w ogóle go usłyszałaś? Przełknęłaś ślinę
-...Uh-huh... Wiesz... Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałam
-heh, ja też – Twój kot wszedł do pokoju i usiadł na Sansie, który automatycznie zaczął go głaskać. Wyglądał jakby cierpiał fizycznie. Nie miałaś mu tego za złe. Prawie wszystkie wasze rozmowy na poważnie miały jakieś drugie smutne dno. Co powinnaś teraz powiedzieć? Co powinnaś teraz zrobić?
-Uh.. wybacz... Ja tylko... nie wiem co powiedzieć. To... dużo. Ja nie... nie spodziewałam się tego. Chciałabym wiedzieć co powiedzieć
-nic nie szkodzi – Właśnie, że szkodzi. Byłaś szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa, ale nie umiałaś się uśmiechać. Nie chciałaś go przestraszyć czy zmartwić. A więc może cię kocha? A może nie? To było jednocześnie wspaniałe i smutne. Czułaś radość w sercu i jednocześnie niepokój. Ale zdecydowanie lubił Cię na swój sposób.
-Czy romantyczny związek ze mną cię obrzydza?
-...
-Sans, proszę
-nie – Nie
-...Więc... tego właśnie chcesz... teraz?
-...nie? - Nie. Nie???
-Wiesz, czego w ogóle chcesz?
-chciałem do tego dojść nim zaczniemy taką pogadankę
-Nie musisz mi mówić
-jakby muszę – Czułaś, że tak nigdzie nie zajdziesz. Usiadłaś po turecku na kanapie
-Nie pomogę póki nie powiesz mi czego chcesz. Nie dręcz się już.
-nigdy nie rozumiałem tego całego randkowania, dobra? próbowałem kilka razy ale nic się nie udawało, więc znam tylko te złą stronę chodzenia ze sobą i wiesz, ja nie... ja nie jestem kimś kogo stać na jakieś wielkie romantyczne gesty, jestem dziwakiem, wiem o tym, że jestem dziwakiem, no i nigdy nie byłem nikim zainteresowany i naprawdę nie lubię ludzi, ale ty... ty jesteś enigmą, nie wiem co to jest, zależy mi na tobie, l-lubię cię, a kiedy wyznałaś swoje uczucia myślałem... myślałem że zrozumiałaś, że potwory są o wiele lepsze i wiele dla ciebie znaczę w … platoniczny sposób... a potem zrozumiałem, że nie to miałaś na myśli.
-Oh – cóż kurwa.
-i miło było myśleć w ten sposób, rozumiem już dlaczego papyrus lubi jak się ktoś nim interesuje, mną nigdy.. nikt wcześniej mnie tak nie traktował, nie naprawdę, i myślałem że to minie, że zrozumiesz że nie jestem wart twojego czasu, albo się mną znudzisz, ale to się nie stało, i... byłem naprawdę samolubny, wykorzystałem cię kiedy nie powinienem, i zacząłem coś czuć i ja nie chcę... nie chce tego spierdolić, przez to, że jestem samolubną świnią spragnioną cudzej uwagi. - przywykłaś do tego, że widziałaś Sansa zawsze takiego wyluzowanego. To, że robił się coraz bardziej nerwowy im dłużej mówił to dziwne doświadczenie i robiło Ci się niezręcznie widząc, jak jemu jest niezręcznie. Czułaś się z tego powodu nawet trochę źle, ale jednocześnie wiedziałaś, że robicie jakiś progres.
-Jak chcesz się przekonać?
-huh?
-O swoich uczuciach. Nie możesz siedzieć i czekać. Jak chcesz się przekonać czego chcesz?
-um... - zerknął na papiery – teraz kiedy o tym myślę, to to naprawdę głupi pomysł.
-Jaja sobie robisz? - chwycił za kaptur tak jakby chciał się zaraz w nim schować. Wzięłaś wdech – Sans, cokolwiek to jest, będzie dobrze. Obiecuję. Musisz się dowiedzieć, czy jestem dalej podusią czy czymś więcej, czy niczym, i cokolwiek masz na myśli, to nie będzie nic głupiego. Powiedz. - chwycił za kilka złączonych papierów i praktycznie rzucił nimi w Twoją stronę. Zerknęłaś na nie. Są w linie i … puste. Um...?
-myślałem.. może powinniśmy podejść do tego jak naukowcy i … zrobić eksperyment?
-Eksperyment? - uśmiechnęłaś się lekko. Mówił poważnie? Co za nerd! Dlaczego to takie słodkie? Wyglądał na bardzo zawstydzonego.
-ta... spróbujemy różnych rodzajów... relacji... napiszemy jak się z nimi czujemy i zobaczymy... która... jest... najlepsza? - z każdym kolejnym słowem był coraz mniej pewien swojego – wiem, że to nie fair w stosunku do ciebie, ale...
-Dobrze
-ale
-Dobrze – powtórzyłaś – Sam fakt że tutaj jesteś i mówisz co czujesz to wiele dla ciebie. Wielu uczuć nie rozumiesz. Dobrze. Więc, co, będziemy teraz... przyjaciółmi przez jakiś czas? A potem... sprawdzimy o co chodzi z tą podusią? A potem... co... randka? A potem zobaczymy co najbardziej nam odpowiada?
-....to brzmi głupio kiedy mówisz to głośno.
-Mi to nie przeszkadza
-ale...
-Nie. Wchodzę w to. Zrobimy tak
-ja...
-To właściwie dobry pomysł.
-...naprawdę? - zapytał niepewnie
-Tak, naprawdę – uśmiechnęłaś się – Ostatecznie nic się nie zmieni i przynajmniej będziemy wiedzieć na czym stoimy. Więc.. nie martw się, dobra?
-dobra – Oboje siedzieliście w ciszy. Mruczenie kota było jedynym dźwiękiem jakie teraz słyszałaś. To było... miłe. Ta rozmowa. Miałaś nadzieję, że Sans czuł to samo.
-Zostaniesz na obiad?
-chciałbym, ale paps pewnie teraz na mnie czeka, więc będę się musiał zbierać, co masz na obiad?
-Um... mam jakieś mango, chrupki, jogurt... więc pewnie to – Sans myślał przez chwilę, a potem wystrzelił w Twoją stronę z palca. Oboje wstaliście i odprowadziłaś do go drzwi. Odwrócił się w Twoją stronę – uh wiesz.. chcę … podziękować – przytaknęłaś i pomachałaś kiedy zaczął iść w stronę własnego mieszkania. Zrobił ledwo dwa kroki kiedy go zawołałaś. Ledwo miał czas, aby się odwrócić, nim owinęłaś go ramionami i mocno przytuliłaś. Zamarł ale po chwili odwzajemnił uścisk
-Nie masz za co, Sans
-heh, dobra, jak chcesz.
28 listopada 2017
Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w Walentynki [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Valentine's Day Incident] - tłumaczenie PL
Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki (obecnie czytany)
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki (obecnie czytany)
~Rozdziały od 41 i dalej~
Minęło kilka tygodni i starałaś się jak mogłaś, aby nie zachowywać się dziwnie przy Sansie. Po pracy i kilku rzeczach, byłaś prawie pewna, że o niczym nie wie, a Ty jesteś tylko paranoiczką. A jeżeli wie, to dobrze to ukrywa, a przecież ta po prostu o to nie zapytasz. Postanowiłaś spróbować zignorować całą sprawę ze snem, tym bardziej, że nic z niej nie wniknęło. To będzie Twoja tajemnica. Luty malował się całkiem dobrze. Dekoracje w sklepach przypominały o zbliżających się Walentynkach. Zastanawiałaś się, czy potwory też je świętują, wiadomość od Sansa rozwiała Twoje wątpliwości.
snas: 15:09 | właśnie sobie przypomniałem, że wisisz mi za tę akcję ze zdjęciami
Ty: 15:09 | O nie. Czego chcesz?
Ty: 15:09 | Dziesięć milionów G?
Ty: 15:09 | A może mojego szpiku kostnego?
Ty: 15:09 | A nie, czekaj, już wiem. Chcesz mojego pierworodnego!
snas: 15:10 | lol
Ty: 15:10 | Jaką wyznaczasz cenę za wpadkę?
snas: 15:11 | oh, a mam uwzględnić je wszystkie?
snas: 15:11 | to będzie dług nie go spłacenia
snas: 15:11 | skoro spędzasz cały czas na robieniu u mnie takich długów, nawet twoi znajomi nie wyciągną cię z debetu
Ty: 15:12 | Wow.
snas: 15:12 | :D
Ty: 15:13 | Rany, emotikon? Musisz być z siebie dumny.
snas: 15:13 | już widzę te miliony monet
Ty: 15:27 | Lepsze już miliony monet niż twoje suchary
snas: 15:28 | nie możesz przeboleć faktu, że jestem w nich lepszy od ciebie
Ty: 15:28 | Ugh.
Ty: 15:28 | Dobra, czego chcesz?
snas: 15:29 | wszyscy wybierają się na wycieczkę w jedno fajne miejsce z którego można oglądać gwiazdy w ten weekend
snas: 15:29 | chodź z nami
Ty: 15:30 | Haha, tylko tyle? Przyjacielski wypad?
snas: 15:30 | zabierz ze sobą też milion g
Ty: 15:31 | Z przyjemnością się z wami zabiorę.
Jakoś tak wypadło, że wasz grupowy wypad miał odbyć się w Walentynki. Oglądanie gwiazd pachniało jak jakaś randka, ale skoro to wypad z innymi, nie czujesz się niezręcznie. Zastanawiałaś się, czy potwory nie rozumieją specyficzności tego dnia, bo jeżeli byłoby inaczej, to Toriel, Asgore i Frisk (może i Flowey...?) nie chcieliby wam przeszkadzać. Postanowiłaś i tak uczcić ten dzień robiąc dla wszystkich naprawdę przyjazne, zabawne ręcznie robione walentynki. Wycięłaś serca i pokolorowałaś je na fioletowo, wiedziałaś też, że potwory uwielbiają zagadki i łamigłówki, dlatego życzenia zamknęłaś właśnie w takich zabawach. Wzięłaś plecak i poszłaś na parking. Sans i Papyrus stali przy aucie młodszego z braci. Sans wsadzał do bagażnika drona, czułaś radość, widząc że prezent jaki mu dałaś będzie użyty.
-Wesołych Walentynek! - powiedziałaś
-heh, wesołe co? - Sans zamknął bagażnik i popatrzył na Ciebie.
-SANS! NIE UDAWAJ GŁUPKA! FRISK DAJE NAM TE ŚMIESZNE KARTKI W KSZTAŁCIE SERCA CO ROK! ROK TEMU DAŁ MI NAWET Z NAPISEM „ZBYT CZADOWY” CHOĆ NIEMOŻLIWYM JEST DLA MNIE, ABY BYĆ ZBYT CZADOWYM!
-Ah, fajnie! A więc wiecie o święcie – uśmiechałaś się – Zastanawiałam się nad tym. No i właściwie mam też dla was coś
-OH? JEDNĄ Z TYCH TRÓJWYMIAROWYCH KARTEK JAKĄ SPRZEDAJĄ W SKLEPACH? SĄ CAŁKIEM FAJNE – wyciągnęłaś walentynkę Papyrusa
-Nie, sama zrobiłam. Masz. - Podałaś mu ją.
-W KAWAŁKACH?
-To puzzle, ułóż a będziesz miał wiadomość
-OH! PUZZLE! NAJLEPSZA FORMA PREZENTU. NIE LĘKAJ SIĘ, UŁOŻĘ JE W CHWILĘ NYEH-HEH-HEH! - usiadł na ziemi i zaczął układać kawałki papieru. Z Sansem przyglądaliście mu się co jakiś czas zerkając na siebie. Po chwili puzzle przybrały kształt serca z napisem
Jesteś niewiarygodnie czadową Walentynką! <3
Patrzył się na prezent długą minutę, nic nie mówił. Sans zaczął drżeć. Patrzyłaś na ich dziwne miny i reakcję niepewna co się dzieje. Dlaczego nic nie mówi? Zazwyczaj makaron sprawiał, że się cieszył, no i jest w kształcie serca i ma napis i to puzzle. Dlaczego Sans się śmieje? Przegapiłaś jakiś kawał? Tego się nie spodziewałaś.
-UH. TAK. TO PUZZLE WALENTYNKOWE. KTÓRE ZROBIŁAŚ. DLA MNIE. NO I. TEN KOLOR. AHEM. JEST ŁADNE. PIĘKNE. DZIĘKUJĘ. I NIE MA W TYM NIC DZIWNEGO. PRAWDA, SANS?
-a no – prychnięcie
-WŁAŚNIE. WIĘC JA... WEZMĘ TO I … ZNAJDĘ DLA TEGO... DOBRE MIEJSCE.. W MOIM POKOJU... GDZIE BĘDZIE BEZPIECZNIE SCHOWANE, TAK ABY ŻADEN POTWÓR TEGO NIE ZNALAZŁ. PROSZĘ, WYJAŚNIJ JEJ CO ZASZŁO, JAK MNIE NIE BĘDZIE – powiedział podnosząc walentynkę z ziemi i pobiegł do mieszkania. Widziałaś pomarańczowe światło na jego twarzy. Popatrzyłaś na Sansa
-Jaki faux pas zrobiłam tym razem? - nadal się uśmiechał, ale i jego twarz była nieco niebieska.
-uh, hehhehe, naprawdę chcesz wiedzieć?
-Wiesz, po tym co teraz powiedziałeś, to nie, nie za bardzo
-eh, to głupie, ale to przez to, że zrobiłaś z tego puzzle
-Przepraszam, że co? Myślałam, że Papyrus je lubi. Powiedział, że puzzle to najlepsza forma prezentu. - Sans drapał się po tyle karku.
-chodzi o... kształt i kolor..
-Fioletowe serce?
-tak?
-Sans, musisz to lepiej wyjaśnić. Nie wiem co myśleć. O co chodzi? To dlatego, że wygląda jak dusza? Bo wiesz, wszędzie dookoła wiszą serduszka na sklepach i na ulicach i jakoś żaden potwór od tego nie ześwirował. No i Frisk też takie wam daje i ….
-ale ty zrobiłaś to w romantyczny sposób.
-Nadal nie łapię – wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął telefon
-dobra, puzzle, zagadki i łamigłówki zrobione w kształcie serca są symbolem romantycznych uczuć, patrz, tutaj pudełko zagadek jakie aplhys zrobiła dla undyne w zeszłoroczne święto miłości – zamilkł na chwilę– to jakby nasz odpowiednik waszych walentynek – Wzięłaś z jego rąk telefon by zobaczyć nagranie z Alphys wręczającą pudełko zagadek. Było znacznie bardziej złożone niż Twoja papierowa zabawka. Sans starał się jak mógł, aby wyjaśnić Ci, że reagowało na magię Undyne, musiała stworzyć swoją włócznię, aby je otworzyć, a kiedy się to udało, z wnętrza wyłoniło się małe serce. - jeżeli zrobisz dla kogoś jakąś łamigłówkę, to znaczy, że ta osoba jest dla ciebie wyjątkowa, ale jeżeli wynikiem będzie dusza ty.. uh... - drapał się po czaszce próbując dobrać słowa - …. niektóre potwory... właściwie to wszystkie... to nasz sposób oświadczyn
-Oh – czułaś się zawstydzona – Nadal nie do końca rozumiem, ale przepraszam, że przez przypadek oświadczyłam się twojemu bratu. - Sans prychnął znowu
-nie jestem pewien, jakim sposobem takie akcje spotykają ciebie
-Nie śmiej się ze mnie! Skąd niby miałam wiedzieć? - Nadal nie łapiesz tego dziwnego zwyczaju. Do wiedzy publicznej przeciekło tak mało informacji o potworzej kulturze...
-zrobiłaś takie coś dla wszystkich? - zapytał zerkając na Twój plecak. Przytuliłaś go protekcjonalnie bliżej do siebie
-Cóż. Każdy ma inną, ale nikomu nie dam po tym wszystkim...
-awww, no weź, chcę zobaczyć jak mi się przypadkowo oświadczasz
-Jesteś najgorszy – ścisnęłaś mocniej plecak – Śmiejesz się z tego choć wiesz, że nic nie robiłam specjalnie.
-heh
-WRÓCIŁEM
-Ah, Papyrus, przepraszam, że przez przypadek ci się oświadczyłam.
-NIE MASZ ZA CO, NIE MARTW SIĘ, CHOĆ PRZYZNAM, ŻE TO BYŁO BARDZO ROZCZULAJĄCE DOSTAĆ TAK NIESPODZIEWANY PREZENT. JESTEM PEWIEN, ŻE JA WIELKI PAPYRUS BYŁBYM NAJLEPSZYM NA ŚWIECIE MĘŻEM NYEH HEH HEH
-niewątpliwie
-JEŻELI TO POPRAWI CI HUMOR, UKRYŁEM WALENTYNKĘ W SEKRETNYM MIEJSCU. NO I WYCIĄGNĄŁEM ZE ŚMIECIOWEGO TORNADA PODRĘCZNIK SANSA DO RANDKOWANIA, TO POMOŻE CI ZROZUMIEĆ NAS LEPIEJ
-nie byłbym tego taki pewien, bracie – zdzieliłaś Sansa spojrzeniem
-Co? Dzisiaj dzień z dręczenia głupiego człowieka? - Sans patrzył na Ciebie, przez chwilę jego źrenice zajaśniały bardziej, a potem dźgnął cię lekko palcem w policzek
-a no. - odepchnęłaś jego rękę i zabrałaś książkę od Papyrusa. Schowałaś ją w plecaku, przeczytasz ją i może w ten sposób zaoszczędzisz sobie więcej takich kulturowych wpadek. … Akurat. Ale jesteś pewna, że książka pomoże Ci lepiej zrozumieć niektóre rzeczy. Chrząknęłaś.
-Dziękuję. Um. To gdzie jedziemy teraz? Dom Undyne i Alphys?
-UM, WŁAŚCIWIE, UNDYNE ZOSTAŁA NAGLE WEZWANA SO PRACY I ALPHYS MUSI PRZETESTOWAĆ JAKIEŚ NOWE MEDYKAMENTY.
-Oh – z trudem ukrywałaś rozczarowanie – Cóż, zdarza się, obie mają ważne prace. Choć szkoda. To do Dreemurrów?
-FRISK ZACHOROWAŁ NA GRYPĘ I ASGORE I TORIEL ZOSTAJĄ Z NIM W DOMU
-naprawdę? - zapytał Sans.
-CÓŻ, ZNASZ LUDZI, ICH MIĘSISTE CIAŁA SĄ BARDZO WRAŻLIWE. NIE JESTEM JAKOŚ ZASKOCZONY, WIĘC, ICH TEŻ NIE BĘDZIE.
-A więc nasza trójka. Dobrze. Porobimy sobie zdjęcia i wszyscy będą żałować, że z nami nie pojechali.
-TAK. CÓŻ. WIDZISZ. SKORO ASGORE ZOSTAJE W DOMU BY ZAJĄĆ SIĘ FRISK... KTOŚ MUSI POPROWADZIĆ KWIACIARNIE I JA, WSPANIAŁY PAPYRUS, ZAPROPONOWAŁEM MOJE USŁUGI KRÓLOWI W CHWILI POTRZEBY. JAK KAŻDY WSPANIAŁY SZKIELET BY ZROBIŁ NA MOIM MIEJSCU. PRZYSZEDŁEM TYLKO WAS SPAKOWAĆ I DAĆ SANSOWI KLUCZE.
-Więc, mówisz mi, że ten wielki plan o wspólnym wypadzie jest odwołamy bo wszyscy nagle mają coś do zrobienia?
-DOKŁADNIE, CIESZĘ SIĘ, ŻE ZROZUMIAŁAŚ
-paps, cieszyłeś się z nas wszystkich najbardziej, mogę iść do sklepu za ciebie jeżeli chcesz jechać
-TO NIE JEST PRAWDA SANSA, TO TY CAŁY CZAS MÓWIŁEŚ O NASZEJ WYCIECZCE. TO TY OKAZYWAŁEŚ RADOŚĆ NAJBARDZIEJ Z NAS WSZYSTKICH. NIE MARTW SIĘ O MNIE. POPROWADZĘ SKLEP JAK JULIA ANDREWS. - Sans najwyraźniej chciał się nie zgodzić, ale zerknął na załadowany samochód i na bagażnik, w którym miał schowanego drona. Westchnął.
-jesteś pewien?
-DUH, PRZECIEŻ DAŁEM CI JUŻ KLUCZYKI – Sans otworzył dłoń. Jasne, były tam klucze
-heh, nawet nie wiem kiedy to zrobiłeś – popatrzył na Ciebie – odpowiada ci … co? - Ah. Tak. Prawdziwy dylemat. Spędzenie trochę wolnego czasu z Sansem i nikim więcej, wiedząc że odwalisz. Biorąc do pod uwagę, że i tak byś zrobiła coś głupiego, bo zawsze robisz, to nic nowego. Ale pierwszy raz od czasu … no... tego.... snu... tak... będziesz sam na sam z Sansem. Ale z drugiej strony... lubisz spędzać czas z Sansem.
-Jasne.
-dobrze.
-WSPANIALE. WIĘC JEDŹCIE JUŻ ZANIM ZROBIĄ SIĘ KORKI. SPAKOWAŁEM WAM OBIAD I KOLACJĘ, PRZEKĄSKI TEŻ SIĘ ZNAJDĄ. OH, NO I KSIĄŻKI I PTASZKACH I KWIATKACH JEŻELI CHCIELIBYŚCIE DOWIEDZIEĆ SIĘ NAZWY TEGO NA CO PATRZYCIE. BAWCIE SIĘ DOBRZE, PAPA! - I z tymi słowami, wbiegł do mieszkania.
-Też masz wrażenie, że to jakoś ukartowali? - Przez chwilę Sans zamyślił się, uśmiechnął się lekko
-nieee
-...Naprawdę? To dziwny zbieg okoliczności.
-paps nigdy nie kłamie – Nie byłaś tego taka pewna, ale mniejsza. Sans przecież zna o lepiej no i może to po prostu seria niefortunnych wypadków. Każdy w tym tygodniu miał po prostu pecha. No i Dreemurrowie nie wiedzieli jak ma się naprawdę Twoja i Sansa sprawa, więc nie chcieliby specjalnie wkopać was w chwilę sam na sam. Tak. Przesadzasz. Jest pewnie tak jak Papyrus powiedział.
-Chodźmy już – weszłaś do pojazdu siadając na miejscu dla pasażera. Wrzuciłaś plecak na tylne siedzenia. Sans usiadł za kółkiem. Zauważyłaś, że nie mógł dosięgnąć pedałów, różnica wzrostu między nim, a jego bratem była aż zbyt wyraźna. Robiłaś bo mogłaś, aby nie zalać się śmiechem, ale niezręczna cisza była jeszcze gorsza.
-ta, ta, możesz się śmiać
-Podsadzić cię?
-ha. ha.
-Jesteś pewien, że jesteś szkieletem nie krasnoludem?
-ha.
-...Jak pogoda tam na dole?
-to był twój najgorszy.
-Eh. Nie znam za wiele krótkich kawałów. Wygląda na to, że...
-ani się waż.
-...są za małe!- zalałaś się śmiechem, ciesząc jednocześnie, że to Ty teraz możesz sobie z niego porobić jaja. Aww. Sans rumienił się aż po sam kark. Zawstydziłaś go? Nie był aż tak bardzo niższy od Ciebie, to Papyrus był wielgaśny. - Nie martw się – pocieszałaś go – Twój wzrost pasuje do twojej osobowości. Jeżeli mnie rozumiesz – zamilkłaś na chwilę nim dodałaś – Jest słodki. - Milczał przez chwilę i wyprowadził auto na ulicę.
-wiesz, że niscy najlepiej patrzą na życie?
-Tak? Dlaczego? - uśmiechnął się
-Bo zawsze podnosimy głowy do góry. - zaśmiałaś się
-Masz rację. Przepraszam.
-meh
-Mówisz tak, abym przestała gadać?
-meh – uznałaś to za „tak” i rozsiadłaś się wygodnie w siedzeniu. Auto było miłe. Uwielbiałaś, kiedy pojazd Papyrusa, bo miał wszystkie udogodnienia. Zastanawiałaś się ile kosztowało. No i to pierwszy raz widzisz kiedy Sans prowadzi samochód.
-Dlaczego się nie teleportujemy?
-co? myślisz, że gdybym mógł teleportować się gdzie chce, siedziałbym w małym mieszkaniu? - Racja – muszę gdzieś już być, aby się przenieść, a jedziemy w nowe miejsce
-To ma sens. - Po jakimś czasie, włączył radio i próbowałaś go namówić, aby śpiewał, ale nie wysłuchał Twoich modłów. Cóż... Rozmawialiście o miejscu do którego jedziecie, potem Sans postanowił ubogacić Twoją wiedzę na temat gwiazd. Przeczytałaś też kilka stron podręcznika randkowego. Sans powiedział, abyś nie brała tej pozycji zbyt poważnie. Po niedługim czasie odłożyłaś wolumin. Wjechaliście leśną drogą na górę, tam na łące roztaczał się przepiękny widok na oświetlone gwiazdami niebo. Część Ciebie cieszyła się, że jesteście tutaj tylko we dwójkę, ale większa chciała, aby wszyscy z wami byli. Rozpakowaliście samochód. Koce, kosz piknikowy, głośniki na baterie, teleskop Sansa i jego drona. Sans podłączył głośniki do swojego telefonu i podał Ci
-masz, wybierz coś – zaczęłaś przeglądać jego bibliotekę. Było kilka utworów jakich nie znasz i kilka jakie znasz, z jazzu. Wybrałaś, ustawiłaś głośność i pozwoliłaś, aby muzyka wyleciała cicho z głośników.
-Nie wiedziałam, że lubisz jazz
-to mój ulubiony rodzaj muzyki
-To jakoś pasuje do ciebie... i nie pasuje jednocześnie. - nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął. Usiadłaś na kocu wsłuchując się w saksofon i niski głos piosenkarza. Przyglądałaś się, jak Sans włącza swojego drona i bierze pilota w ręce – Widzę, że jesteś w tym całkiem dobry
-moje talenty wzrastają
-Często go używasz?
-prawie codziennie odkąd go dostałem – Oh. Aż zrobiło Ci się w środku ciepło.
-Naprawdę? Nigdy nie widziałam
-eh, nie chcę przypadkowo zniszczyć prezent od ciebie... przed tobą, ale wiesz, chodź tutaj, zobacz na podgląd z kamery – Podczołgałaś się do niego i popatrzyłaś na ekran. Byłaś oczarowana jak wysoko się wzniósł. Czułaś się malutka, ale w dobrym znaczeniu.
-To mi przypomniało jak wielki świat jest, ale jednocześnie tak, jakbym mogła zobaczyć go w całości.
-Wesołych Walentynek! - powiedziałaś
-heh, wesołe co? - Sans zamknął bagażnik i popatrzył na Ciebie.
-SANS! NIE UDAWAJ GŁUPKA! FRISK DAJE NAM TE ŚMIESZNE KARTKI W KSZTAŁCIE SERCA CO ROK! ROK TEMU DAŁ MI NAWET Z NAPISEM „ZBYT CZADOWY” CHOĆ NIEMOŻLIWYM JEST DLA MNIE, ABY BYĆ ZBYT CZADOWYM!
-Ah, fajnie! A więc wiecie o święcie – uśmiechałaś się – Zastanawiałam się nad tym. No i właściwie mam też dla was coś
-OH? JEDNĄ Z TYCH TRÓJWYMIAROWYCH KARTEK JAKĄ SPRZEDAJĄ W SKLEPACH? SĄ CAŁKIEM FAJNE – wyciągnęłaś walentynkę Papyrusa
-Nie, sama zrobiłam. Masz. - Podałaś mu ją.
-W KAWAŁKACH?
-To puzzle, ułóż a będziesz miał wiadomość
-OH! PUZZLE! NAJLEPSZA FORMA PREZENTU. NIE LĘKAJ SIĘ, UŁOŻĘ JE W CHWILĘ NYEH-HEH-HEH! - usiadł na ziemi i zaczął układać kawałki papieru. Z Sansem przyglądaliście mu się co jakiś czas zerkając na siebie. Po chwili puzzle przybrały kształt serca z napisem
Jesteś niewiarygodnie czadową Walentynką! <3
Patrzył się na prezent długą minutę, nic nie mówił. Sans zaczął drżeć. Patrzyłaś na ich dziwne miny i reakcję niepewna co się dzieje. Dlaczego nic nie mówi? Zazwyczaj makaron sprawiał, że się cieszył, no i jest w kształcie serca i ma napis i to puzzle. Dlaczego Sans się śmieje? Przegapiłaś jakiś kawał? Tego się nie spodziewałaś.
-UH. TAK. TO PUZZLE WALENTYNKOWE. KTÓRE ZROBIŁAŚ. DLA MNIE. NO I. TEN KOLOR. AHEM. JEST ŁADNE. PIĘKNE. DZIĘKUJĘ. I NIE MA W TYM NIC DZIWNEGO. PRAWDA, SANS?
-a no – prychnięcie
-WŁAŚNIE. WIĘC JA... WEZMĘ TO I … ZNAJDĘ DLA TEGO... DOBRE MIEJSCE.. W MOIM POKOJU... GDZIE BĘDZIE BEZPIECZNIE SCHOWANE, TAK ABY ŻADEN POTWÓR TEGO NIE ZNALAZŁ. PROSZĘ, WYJAŚNIJ JEJ CO ZASZŁO, JAK MNIE NIE BĘDZIE – powiedział podnosząc walentynkę z ziemi i pobiegł do mieszkania. Widziałaś pomarańczowe światło na jego twarzy. Popatrzyłaś na Sansa
-Jaki faux pas zrobiłam tym razem? - nadal się uśmiechał, ale i jego twarz była nieco niebieska.
-uh, hehhehe, naprawdę chcesz wiedzieć?
-Wiesz, po tym co teraz powiedziałeś, to nie, nie za bardzo
-eh, to głupie, ale to przez to, że zrobiłaś z tego puzzle
-Przepraszam, że co? Myślałam, że Papyrus je lubi. Powiedział, że puzzle to najlepsza forma prezentu. - Sans drapał się po tyle karku.
-chodzi o... kształt i kolor..
-Fioletowe serce?
-tak?
-Sans, musisz to lepiej wyjaśnić. Nie wiem co myśleć. O co chodzi? To dlatego, że wygląda jak dusza? Bo wiesz, wszędzie dookoła wiszą serduszka na sklepach i na ulicach i jakoś żaden potwór od tego nie ześwirował. No i Frisk też takie wam daje i ….
-ale ty zrobiłaś to w romantyczny sposób.
-Nadal nie łapię – wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął telefon
-dobra, puzzle, zagadki i łamigłówki zrobione w kształcie serca są symbolem romantycznych uczuć, patrz, tutaj pudełko zagadek jakie aplhys zrobiła dla undyne w zeszłoroczne święto miłości – zamilkł na chwilę– to jakby nasz odpowiednik waszych walentynek – Wzięłaś z jego rąk telefon by zobaczyć nagranie z Alphys wręczającą pudełko zagadek. Było znacznie bardziej złożone niż Twoja papierowa zabawka. Sans starał się jak mógł, aby wyjaśnić Ci, że reagowało na magię Undyne, musiała stworzyć swoją włócznię, aby je otworzyć, a kiedy się to udało, z wnętrza wyłoniło się małe serce. - jeżeli zrobisz dla kogoś jakąś łamigłówkę, to znaczy, że ta osoba jest dla ciebie wyjątkowa, ale jeżeli wynikiem będzie dusza ty.. uh... - drapał się po czaszce próbując dobrać słowa - …. niektóre potwory... właściwie to wszystkie... to nasz sposób oświadczyn
-Oh – czułaś się zawstydzona – Nadal nie do końca rozumiem, ale przepraszam, że przez przypadek oświadczyłam się twojemu bratu. - Sans prychnął znowu
-nie jestem pewien, jakim sposobem takie akcje spotykają ciebie
-Nie śmiej się ze mnie! Skąd niby miałam wiedzieć? - Nadal nie łapiesz tego dziwnego zwyczaju. Do wiedzy publicznej przeciekło tak mało informacji o potworzej kulturze...
-zrobiłaś takie coś dla wszystkich? - zapytał zerkając na Twój plecak. Przytuliłaś go protekcjonalnie bliżej do siebie
-Cóż. Każdy ma inną, ale nikomu nie dam po tym wszystkim...
-awww, no weź, chcę zobaczyć jak mi się przypadkowo oświadczasz
-Jesteś najgorszy – ścisnęłaś mocniej plecak – Śmiejesz się z tego choć wiesz, że nic nie robiłam specjalnie.
-heh
-WRÓCIŁEM
-Ah, Papyrus, przepraszam, że przez przypadek ci się oświadczyłam.
-NIE MASZ ZA CO, NIE MARTW SIĘ, CHOĆ PRZYZNAM, ŻE TO BYŁO BARDZO ROZCZULAJĄCE DOSTAĆ TAK NIESPODZIEWANY PREZENT. JESTEM PEWIEN, ŻE JA WIELKI PAPYRUS BYŁBYM NAJLEPSZYM NA ŚWIECIE MĘŻEM NYEH HEH HEH
-niewątpliwie
-JEŻELI TO POPRAWI CI HUMOR, UKRYŁEM WALENTYNKĘ W SEKRETNYM MIEJSCU. NO I WYCIĄGNĄŁEM ZE ŚMIECIOWEGO TORNADA PODRĘCZNIK SANSA DO RANDKOWANIA, TO POMOŻE CI ZROZUMIEĆ NAS LEPIEJ
-nie byłbym tego taki pewien, bracie – zdzieliłaś Sansa spojrzeniem
-Co? Dzisiaj dzień z dręczenia głupiego człowieka? - Sans patrzył na Ciebie, przez chwilę jego źrenice zajaśniały bardziej, a potem dźgnął cię lekko palcem w policzek
-a no. - odepchnęłaś jego rękę i zabrałaś książkę od Papyrusa. Schowałaś ją w plecaku, przeczytasz ją i może w ten sposób zaoszczędzisz sobie więcej takich kulturowych wpadek. … Akurat. Ale jesteś pewna, że książka pomoże Ci lepiej zrozumieć niektóre rzeczy. Chrząknęłaś.
-Dziękuję. Um. To gdzie jedziemy teraz? Dom Undyne i Alphys?
-UM, WŁAŚCIWIE, UNDYNE ZOSTAŁA NAGLE WEZWANA SO PRACY I ALPHYS MUSI PRZETESTOWAĆ JAKIEŚ NOWE MEDYKAMENTY.
-Oh – z trudem ukrywałaś rozczarowanie – Cóż, zdarza się, obie mają ważne prace. Choć szkoda. To do Dreemurrów?
-FRISK ZACHOROWAŁ NA GRYPĘ I ASGORE I TORIEL ZOSTAJĄ Z NIM W DOMU
-naprawdę? - zapytał Sans.
-CÓŻ, ZNASZ LUDZI, ICH MIĘSISTE CIAŁA SĄ BARDZO WRAŻLIWE. NIE JESTEM JAKOŚ ZASKOCZONY, WIĘC, ICH TEŻ NIE BĘDZIE.
-A więc nasza trójka. Dobrze. Porobimy sobie zdjęcia i wszyscy będą żałować, że z nami nie pojechali.
-TAK. CÓŻ. WIDZISZ. SKORO ASGORE ZOSTAJE W DOMU BY ZAJĄĆ SIĘ FRISK... KTOŚ MUSI POPROWADZIĆ KWIACIARNIE I JA, WSPANIAŁY PAPYRUS, ZAPROPONOWAŁEM MOJE USŁUGI KRÓLOWI W CHWILI POTRZEBY. JAK KAŻDY WSPANIAŁY SZKIELET BY ZROBIŁ NA MOIM MIEJSCU. PRZYSZEDŁEM TYLKO WAS SPAKOWAĆ I DAĆ SANSOWI KLUCZE.
-Więc, mówisz mi, że ten wielki plan o wspólnym wypadzie jest odwołamy bo wszyscy nagle mają coś do zrobienia?
-DOKŁADNIE, CIESZĘ SIĘ, ŻE ZROZUMIAŁAŚ
-paps, cieszyłeś się z nas wszystkich najbardziej, mogę iść do sklepu za ciebie jeżeli chcesz jechać
-TO NIE JEST PRAWDA SANSA, TO TY CAŁY CZAS MÓWIŁEŚ O NASZEJ WYCIECZCE. TO TY OKAZYWAŁEŚ RADOŚĆ NAJBARDZIEJ Z NAS WSZYSTKICH. NIE MARTW SIĘ O MNIE. POPROWADZĘ SKLEP JAK JULIA ANDREWS. - Sans najwyraźniej chciał się nie zgodzić, ale zerknął na załadowany samochód i na bagażnik, w którym miał schowanego drona. Westchnął.
-jesteś pewien?
-DUH, PRZECIEŻ DAŁEM CI JUŻ KLUCZYKI – Sans otworzył dłoń. Jasne, były tam klucze
-heh, nawet nie wiem kiedy to zrobiłeś – popatrzył na Ciebie – odpowiada ci … co? - Ah. Tak. Prawdziwy dylemat. Spędzenie trochę wolnego czasu z Sansem i nikim więcej, wiedząc że odwalisz. Biorąc do pod uwagę, że i tak byś zrobiła coś głupiego, bo zawsze robisz, to nic nowego. Ale pierwszy raz od czasu … no... tego.... snu... tak... będziesz sam na sam z Sansem. Ale z drugiej strony... lubisz spędzać czas z Sansem.
-Jasne.
-dobrze.
-WSPANIALE. WIĘC JEDŹCIE JUŻ ZANIM ZROBIĄ SIĘ KORKI. SPAKOWAŁEM WAM OBIAD I KOLACJĘ, PRZEKĄSKI TEŻ SIĘ ZNAJDĄ. OH, NO I KSIĄŻKI I PTASZKACH I KWIATKACH JEŻELI CHCIELIBYŚCIE DOWIEDZIEĆ SIĘ NAZWY TEGO NA CO PATRZYCIE. BAWCIE SIĘ DOBRZE, PAPA! - I z tymi słowami, wbiegł do mieszkania.
-Też masz wrażenie, że to jakoś ukartowali? - Przez chwilę Sans zamyślił się, uśmiechnął się lekko
-nieee
-...Naprawdę? To dziwny zbieg okoliczności.
-paps nigdy nie kłamie – Nie byłaś tego taka pewna, ale mniejsza. Sans przecież zna o lepiej no i może to po prostu seria niefortunnych wypadków. Każdy w tym tygodniu miał po prostu pecha. No i Dreemurrowie nie wiedzieli jak ma się naprawdę Twoja i Sansa sprawa, więc nie chcieliby specjalnie wkopać was w chwilę sam na sam. Tak. Przesadzasz. Jest pewnie tak jak Papyrus powiedział.
-Chodźmy już – weszłaś do pojazdu siadając na miejscu dla pasażera. Wrzuciłaś plecak na tylne siedzenia. Sans usiadł za kółkiem. Zauważyłaś, że nie mógł dosięgnąć pedałów, różnica wzrostu między nim, a jego bratem była aż zbyt wyraźna. Robiłaś bo mogłaś, aby nie zalać się śmiechem, ale niezręczna cisza była jeszcze gorsza.
-ta, ta, możesz się śmiać
-Podsadzić cię?
-ha. ha.
-Jesteś pewien, że jesteś szkieletem nie krasnoludem?
-ha.
-...Jak pogoda tam na dole?
-to był twój najgorszy.
-Eh. Nie znam za wiele krótkich kawałów. Wygląda na to, że...
-ani się waż.
-...są za małe!- zalałaś się śmiechem, ciesząc jednocześnie, że to Ty teraz możesz sobie z niego porobić jaja. Aww. Sans rumienił się aż po sam kark. Zawstydziłaś go? Nie był aż tak bardzo niższy od Ciebie, to Papyrus był wielgaśny. - Nie martw się – pocieszałaś go – Twój wzrost pasuje do twojej osobowości. Jeżeli mnie rozumiesz – zamilkłaś na chwilę nim dodałaś – Jest słodki. - Milczał przez chwilę i wyprowadził auto na ulicę.
-wiesz, że niscy najlepiej patrzą na życie?
-Tak? Dlaczego? - uśmiechnął się
-Bo zawsze podnosimy głowy do góry. - zaśmiałaś się
-Masz rację. Przepraszam.
-meh
-Mówisz tak, abym przestała gadać?
-meh – uznałaś to za „tak” i rozsiadłaś się wygodnie w siedzeniu. Auto było miłe. Uwielbiałaś, kiedy pojazd Papyrusa, bo miał wszystkie udogodnienia. Zastanawiałaś się ile kosztowało. No i to pierwszy raz widzisz kiedy Sans prowadzi samochód.
-Dlaczego się nie teleportujemy?
-co? myślisz, że gdybym mógł teleportować się gdzie chce, siedziałbym w małym mieszkaniu? - Racja – muszę gdzieś już być, aby się przenieść, a jedziemy w nowe miejsce
-To ma sens. - Po jakimś czasie, włączył radio i próbowałaś go namówić, aby śpiewał, ale nie wysłuchał Twoich modłów. Cóż... Rozmawialiście o miejscu do którego jedziecie, potem Sans postanowił ubogacić Twoją wiedzę na temat gwiazd. Przeczytałaś też kilka stron podręcznika randkowego. Sans powiedział, abyś nie brała tej pozycji zbyt poważnie. Po niedługim czasie odłożyłaś wolumin. Wjechaliście leśną drogą na górę, tam na łące roztaczał się przepiękny widok na oświetlone gwiazdami niebo. Część Ciebie cieszyła się, że jesteście tutaj tylko we dwójkę, ale większa chciała, aby wszyscy z wami byli. Rozpakowaliście samochód. Koce, kosz piknikowy, głośniki na baterie, teleskop Sansa i jego drona. Sans podłączył głośniki do swojego telefonu i podał Ci
-masz, wybierz coś – zaczęłaś przeglądać jego bibliotekę. Było kilka utworów jakich nie znasz i kilka jakie znasz, z jazzu. Wybrałaś, ustawiłaś głośność i pozwoliłaś, aby muzyka wyleciała cicho z głośników.
-Nie wiedziałam, że lubisz jazz
-to mój ulubiony rodzaj muzyki
-To jakoś pasuje do ciebie... i nie pasuje jednocześnie. - nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął. Usiadłaś na kocu wsłuchując się w saksofon i niski głos piosenkarza. Przyglądałaś się, jak Sans włącza swojego drona i bierze pilota w ręce – Widzę, że jesteś w tym całkiem dobry
-moje talenty wzrastają
-Często go używasz?
-prawie codziennie odkąd go dostałem – Oh. Aż zrobiło Ci się w środku ciepło.
-Naprawdę? Nigdy nie widziałam
-eh, nie chcę przypadkowo zniszczyć prezent od ciebie... przed tobą, ale wiesz, chodź tutaj, zobacz na podgląd z kamery – Podczołgałaś się do niego i popatrzyłaś na ekran. Byłaś oczarowana jak wysoko się wzniósł. Czułaś się malutka, ale w dobrym znaczeniu.
-To mi przypomniało jak wielki świat jest, ale jednocześnie tak, jakbym mogła zobaczyć go w całości.
-ta, myślę dokładnie tak samo – Sans latał dronem chwilę, zatrzymując się to tu to tam, aby zerknąć w książki jakie Papyrus wam spakował. Co jakiś czas znalazł też coś fajnego, co chciał i Tobie pokazać. Byłaś szczęśliwa, widząc, że się tak ekscytuje. Okryłaś się kocem, rozkoszując się delikatnym słonecznym ciepłem. Muzyka była fajna, towarzystwo wyborowe i czułaś się... zadowolona.
-Jestem głodna. Chcesz czegoś?
-cześć głodna chcesz czegoś, jestem sans- rzucił bez chwili zawahania
-Bez sucharów. Jestem nimi zmęczona.
-a więc jesteś nimi zmęczona? a ja myślałem, że jesteś głodna chcesz czegoś
-Zamknij się
-łoł, bez takich mi tu
-A co mi zrobisz co? Zamienisz mnie w kamień czy co? - Sans zerknął za Ciebie na kilka kamieni a potem na Twoja twarz, by następnie na plecak. O ni. Widziałaś jak szczerzy się szeroko. Chwyciłaś więc natychmiast za plecak. - Ugh. Dobra. Wal sucharami jakimi chcesz.
-wiesz, wyleciały mi z głowy, wolałbym zobaczyć co tam chowasz
-Sans, umrę ze wstydu.
-napisałaś dla mnie wiersz godny shakespira na temat swojej wielkiej miłości do mnie?
-Nie
-jest tam kompromitujące zdjęcie?
-Co? Nie!
-wsadziłaś tam pierścionek?
-Kiepska byłaby z ciebie panna młoda
-no i...?
-Dlaczego chcesz to zobaczyć?
-nie wiem
-Kiepska odpowiedź, spróbuj jeszcze raz
-jestem ciekaw łamigłówki jaką przygotowałaś dla mnie, paps dostał puzzle, wyraźnie przyłożyłaś się do detali, były bardzo obrazowe i spersonalizowane, bardzo papsowe, naprawdę myślałaś o nim kiedy je robiłaś, tak aby mu się spodobały
-Wiesz to wszystko po chwili gapienia się na to?
-traktujemy łamigłówki bardzo poważnie
-Potwory są dziwne
-więc, zobaczę moją?
-Dobra. - Sans otworzył plecak i zaczął przegrzebywać opakowania póki nie znalazł to zaadresowane do niego. Ty otworzyłaś kosz piknikowy na części z napisem CZŁOWIEK i zaczęłaś jeść – huh, krzyżówka?
-Zawiedziony?
-wybrałaś to, bo myślałaś, że to dla mnie jakieś wyzwanie?
-Nie, wybrałam to bo myślałam, że jest łatwe i nie wymaga wysiłku – Sans wyglądał na zadowolonego z tej odpowiedzi i zaczął rozwiązywać krzyżówkę. Cała składała się z sucharów i kawałów. Niektóre słowa się krzyżowały tworząc inne gry słowne. Starałaś się jak mogłaś, aby wszystko było ułożone jak trzeba. Zachodziłaś też w głowę co o tym myśli. Ostatecznie okazała się dość romantyczna dla potworów, ale jak wszystkie Twoje walentynki, których pozostali nie muszą widzieć.
-heh, co mówi ludzka dziewczyna do szkieleta przed sobą? uwielbiam kościstych, jestem zaskoczony, tego jeszcze nie użyłem
-Więc ci się podoba?
-tak
-Nie czujesz się dziwnie? - machnął ręką
-ludzie dają walentynki wszystkim?
-Mogą. Wiele dzieciaków kupuje kartki walentynkowe w sklepach i rozdają je przyjaciołom. Członkowie rodziny też sobie kupują. Przyjaciele przyjaciołom. Oczywiście niektórzy kupują jakieś upominki jeżeli chcą.
-i wszystkie są takie same? …. w kształcie serca?
-Tak jakby? Nie znaczą tego samego co u was. Naprawdę. Ale wiesz. Chłopak czy mąż może kupić róże albo pudełko czekoladek albo jeszcze coś. Tak robią ludzie. Wiesz. Bez łamigłówek. A jak wygląda Dzień Miłości?
-potwory dają sobie łamigłówki, dzieci robią co chcą, przyjaciele i rodzina zazwyczaj tworzy je osobiście pod każdego, pary też, czasami są ciekawe, wyjść z pokoju zagadek, czasami zagadkowe pudełka, czasami z kartek wyskakuje kawałek duszy
-Więc łamigłówki bez duszy to przyjaźń. A serca bez łamigłówek?
-ehh można to dać dobrym przyjaciołom i członkom rodziny
-Dobra. Łamigłówki bez serc są ok. Serca i brak łamigłówek są ok. Ale łamigłówki i serca to romantyczna forma oświadczyn?
-a no.
-To dziwne. - westchnął. Podejrzewasz, że to nie jest dziwne dla niego, przecież dorastał z tymi zwyczajami. Jesteś całkiem pewna, że myśli to samo o wielu ludzkich zwyczajach, a więc nie będziesz próbowała zbytnio osądzać go za coś, czego nie pojmujesz. Sans wziął swoją porcję jedzenia i rozmawialiście i jedliście. Pytał o Kupidyna i o to, czy jest to prawdziwe dziecko strzelające z łuku do ludzi. Ty pytałaś o inne zwyczaje związane z Dniem Miłości. Próbowałaś namówić Sansa, aby pośpiewał do jazzowych utworów, tym bardziej, że jego niski głos bardzo by do nich pasował.... ale nie udało się. Próbowałaś też nakłonić go do tańca. Lecz jak tylko wstał natychmiast zmiękł i ostatecznie bujałaś się z czymś w rodzaju bezwładnej lalki w rękach. Chamskie. Potem Sans pokazał Ci jak steruje się dronem, pomagał nawigować nim. Było zajebiście, ale bałaś się, że zniszczysz jego prezent. Teraz rozumiesz jego podekscytowanie. Wczesnym wieczorem uznałaś, że dzień był udany. Niedaleko płynęła mała rzeczka, skakałaś po jej kamykach i zrobiliście sobie wiele wspólnych zdjęć by załadować je do neta (#vday #randka #mójchłopakjestlepszyniżtwój i tego typu rzeczy). Jak zawsze, większość komentarzy była po waszej stronie. Dobrze wiedzieć, że społeczeństwo sieci traktuje was.. normalnie. Jak tylko zaszło słońce, pojawiły się gwiazdy.
-Najlepsze miejsce do oglądania gwiazd, co? - To prawda. Ani śladu świateł miasta, czy bloków zasłaniających widok. - Jestem zaskoczona, że nigdy tutaj nie byłeś.
-zawsze byłem zbyt zajęty, no i nie miałem z kim
-Cieszę się, że w końcu tutaj przyjechałeś, nawet jeżeli tylko ze mną
-jak to tylko? - wzruszyłaś ramionami
-Wiesz, chodzi mi o to, że wolałbyś chyba być tutaj ze swoimi przyjaciółmi z jakimi przyjaźnisz się od dawna. Są dla ciebie ważni
-ty też jesteś dla mnie ważna.
Pa bum. Pa bum.
-Oh?- Sans patrzył na Ciebie tak, jakby powiedział najbardziej oczywistą oczywistość na świecie. Naciągnęłaś rękawy bluzy. Dobra. Akceptujesz to. Potem tłumaczył różnice między poszczególnymi widocznymi konstatacjami, pokazywał je. Rozumiałaś niewiele z tego co mówił, ale oczarowała Cię jego pasja. Większość gwiazd wyglądała dla Ciebie tak samo. Jednak.... Sans był tak szczęśliwy, że nie chciałaś mu przerywać. Patrząc przez teleskop pokazywał swoje ulubione grupy gwiazd, i wskazywał te jakich imiona biorą się od psów. Zerkając przez teleskop zadawałaś pytania i miałaś nadzieję, że nie są głupie. - Chciałabym być bliżej nich – odsunęłaś się – Znaczy się. Twój teleskop i dron mogą przenieść dość blisko, ale... chciałabym bliżej.
-hm.. - zamyślił się.
-Co? Nie mów mi, że za pomocą magii możesz latać.
-heh, niezupełnie, ale mam kilka asów w rękawie które mogą sprawić, że będziemy bliżej – Twoje serce zaczęło mocniej bić. Sans pokaże Ci trochę swojej magii? Zawsze pokazywał coś, co Cię zaskakiwało.
-Zawsze poważnie traktuję tematy magii. Oooh, błagam, powiedz że umiesz zrobić jakieś skrzydła! Byłoby zajebiście! - zaśmiał się
-nie, nie aż tak – podał Ci swoją rękę – połóż się i nie puszczaj – Chwyciłaś jego dłoń mocno i maznęłaś oczy. Poczułaś coś zimnego i ciężkiego na .. sercu? A potem, coś delikatnie Cię uniosło. Twarda ziemia znikała, zaś muzyka z głośników poniosła was. Otworzyłaś oczy i patrzyłaś na Sansa zachwycona. Uśmiechał się szeroko. Jedna jego źrenica błyszczała na niebiesko. Huh
-Jest cudownie! Latamy!
-właściwie to tylko zmieniłem troszeczkę grawitację
-Umiesz tak zrobić?
-paps też, możesz powiedzieć, że to sztuczka nie z tej ziemi – zaśmiałaś się. Co za nerd. - nie mogę uwierzyć, że to zadziałało na kimś innym
-Co, nie byłeś pewien, czy to zadziała?!
-nie
-Sans!
-nie umarłaś.
-Sans!!!
-co? latasz, dosłownie i w przenośni. - Nie wiedziałaś czy być bardziej zachwyconą czy złą. Ufałaś mu, miał rację. Byłaś szczęśliwa. Wszystko było takie... bliższe. To co widziałaś przez szkiełko teleskopu miałaś przed własnymi oczami. Choć wiedziałaś, że gwiazdy są miliony lat świetlnych od Ciebie, to teraz wydawały się bliższe, jakby na wyciągnięcie ręki – więc, jak ci się podoba? - szepnął.
-To jedna z najwspanialszych rzeczy jakie widziałam – odszeptałaś. Ścisnęłaś jego rękę – Dziękuję za zaproszenie, Sans. Kocham to miejsce – byłaś taka spokojna unosząc się w powietrzu, przy gwiazdach i księciu, w miejscu niedostępnym dla zwykłego człowieka – Pięknie tu
-tak, pięknie tu
tak, jesteś piękna
Nagle, to co Cię otaczało oraz sen scaliły się. Nie myśl o tym. Nie myśl. Ale za późno. Zaraz za wspomnieniem snu pojawiła się niepewność i strach, że ON MUSI WIEDZIEĆ, PRAWDA? No i na niego nie patrzyłaś. Tylko na gwiazdy.
-uh, wszystko dobrze?
Tak, chciałaś odpowiedzieć.
-Miałam o tobie sen erotyczny. - Poczułaś, jakby coś pociągnęło waszą dwójkę w stronę ziemi. Przerażona chwyciłaś się za cokolwiek Sansa co miałaś na wyciągnięcie ręki modląc się by nie umrzeć. Zimne powietrze przepłynęło, prawie uderzając Cię w twarz. No i nie spadałaś. Sans przytulił Cię mocniej i powoli zaczęliście opadać na ziemię. Trzymał Cię póki bezpiecznie nie znaleźliście się na twardym gruncie. Odsunęłaś się od niego natychmiast i odwróciłaś tak, aby nie patrzeć mu w twarz. Idiotko! Pieprzona idiotko!
-raaany, uprzedzaj następnym razem, dobra? - Czułaś jak do ust napływają Ci przeprosiny. Twoja twarz była gorąca od rumieńców. Dlaczego to powiedziałaś? Dlaczego akurat to wyszło z Twoich ust? Nie chciałaś tego powiedzieć! Mogłaś powiedzieć cokolwiek innego „Kocham cię, pobierzmy się” i byłoby o wiele lepiej! Chciałaś zapaść się pod ziemię. Sans też milczał. Zastanawiałaś się o czym myśli. Brzydzi się? - uh, więc....
-Nie musisz nic mówić, przepraszam tak strasznie przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć, nie chciałam o tym myśleć nie naprawdę nie chciałam i nie miałam tego na myśli. Przepraszam wiem że to pogorszy sprawy między nami i zrozumiem że się mnie brzydzisz i nie będziesz chciał ze mną rozmawiać bo jasna cholera myślałam, tylko może, troszeczkę, że choć raz będę miała dzień kiedy nie zrobię z siebie idiotki, ale oto jestem. Ja tylko ah.. nie wiem... W moim śnie lataliśmy na niebie w taki romantyczny sposób a nie seksualny, to było totalnie romantyczne i przypomniałam sobie ale nie tak abym chciała abyś robił to co i o mój boże, przepraszam proszę nie znienawidź mnie... - W tej chwili odwróciłaś się, aby na niego spojrzeć, ale ten miał odwróconą głowę. Przełknęłaś głośno ślinę.
-ja.. uh... nie wiem co powiedzieć, aby nie było jeszcze bardziej niezręcznie.
-Racja … Ja też. - Cisza.
-uh... znaczy się... też mogę ci powiedzieć coś wstydliwego o mnie.. jeżeli... jeżeli chcesz – mruknął
-Nie musisz um nie musisz nic mówić. Proszę. Nie chcę, abyś czuł się źle – Choć na to pewnie za późno, dodałaś w myślach.
-nie, to .. ja... - Sans schował czaszkę pod kapturem – uh, pamiętasz kiedy miałem ten koszmar?
-....Tak?
-i... poprosiłem, abyś została?
-Tak? - nie wiedziałaś do czego zmierza
-cóż, nie poprosiłem bo się bałem, poprosiłem bo.. - pauza – bo... bo... nie wiem... lubię kiedy mnie dotykasz i nie chciałem, abyś przestawała.
-Co?!
-proszę, nie każ mi tego powtarzać
-Przepraszam, ale pogubiłam się – nie ukrywałaś zaskoczenia – Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Warknął. Ojej. Nie powinnaś pytać. - Wybacz, nie musisz odpowiadać.
-to... ja nie .. - znowu warknął – nie jestem kimś kto... nie mam zbyt dużego doświadczenia w... nie jestem jednym z tych co chodzą i lubią się przytulać, jasne? ale.. chcę... tego...
-Oh – Totalnie nie wiedziałaś co powiedzieć. Przypomniało Ci się, kiedy powiedział, że lubi jak go dotykasz. O to chodziło? Chciał się poprzytulać? Nie byłaś na to gotowa. Dawno temu miała akcja z koszmarami i to siedziało w nim od tak dawna? Ale chodzi mu o tulenie z kimkolwiek czy tylko z Tobą? Dlaczego nie może się określić? - Tego się nie spodziewałam
-heh, ja też nie, zaufaj mi – miałaś nadzieję, że nie przesadzasz, ale przysunęłaś się do niego i objęłaś go od tyłu rękami
-...Czy to dziwne?
-bardzo dziwne – nie próbował odejść. Ale tutaj. Pod księżycem i gwiazdami, daleko od kogokolwiek, dziwactwo nie było niczym złym. Oboje patrzyliście na niebo. Przez chwilę panowała błoga cisza, a potem słodka muzyka wypełniła powietrze.
Polećmy na księżyc
Pozwól pobawić się z gwiazdami
-...kocham tę piosenkę – szepnął
Innymi słowy, potrzymaj mnie za rękę
-Tak... ja też.
Innymi słowy, skarbie, pocałuj mnie
Miałaś wrażenie, że kiedy wrócicie do domu, Ty i Sans będziecie musieli pogadać. Nie byłaś pewna czego oczekuje, ale najwyraźniej coś więcej niż to co macie. Nie umiałaś powstrzymać mocno bijącego serca.
Innymi słowy, proszę, bądź szczera
-ej, uh... wiesz... dzięki.. za dzisiaj, za wszystko
Innymi słowy, kocham cię
-Tak, jasne
Innymi słowy, kocham cię
-Jestem głodna. Chcesz czegoś?
-cześć głodna chcesz czegoś, jestem sans- rzucił bez chwili zawahania
-Bez sucharów. Jestem nimi zmęczona.
-a więc jesteś nimi zmęczona? a ja myślałem, że jesteś głodna chcesz czegoś
-Zamknij się
-łoł, bez takich mi tu
-A co mi zrobisz co? Zamienisz mnie w kamień czy co? - Sans zerknął za Ciebie na kilka kamieni a potem na Twoja twarz, by następnie na plecak. O ni. Widziałaś jak szczerzy się szeroko. Chwyciłaś więc natychmiast za plecak. - Ugh. Dobra. Wal sucharami jakimi chcesz.
-wiesz, wyleciały mi z głowy, wolałbym zobaczyć co tam chowasz
-Sans, umrę ze wstydu.
-napisałaś dla mnie wiersz godny shakespira na temat swojej wielkiej miłości do mnie?
-Nie
-jest tam kompromitujące zdjęcie?
-Co? Nie!
-wsadziłaś tam pierścionek?
-Kiepska byłaby z ciebie panna młoda
-no i...?
-Dlaczego chcesz to zobaczyć?
-nie wiem
-Kiepska odpowiedź, spróbuj jeszcze raz
-jestem ciekaw łamigłówki jaką przygotowałaś dla mnie, paps dostał puzzle, wyraźnie przyłożyłaś się do detali, były bardzo obrazowe i spersonalizowane, bardzo papsowe, naprawdę myślałaś o nim kiedy je robiłaś, tak aby mu się spodobały
-Wiesz to wszystko po chwili gapienia się na to?
-traktujemy łamigłówki bardzo poważnie
-Potwory są dziwne
-więc, zobaczę moją?
-Dobra. - Sans otworzył plecak i zaczął przegrzebywać opakowania póki nie znalazł to zaadresowane do niego. Ty otworzyłaś kosz piknikowy na części z napisem CZŁOWIEK i zaczęłaś jeść – huh, krzyżówka?
-Zawiedziony?
-wybrałaś to, bo myślałaś, że to dla mnie jakieś wyzwanie?
-Nie, wybrałam to bo myślałam, że jest łatwe i nie wymaga wysiłku – Sans wyglądał na zadowolonego z tej odpowiedzi i zaczął rozwiązywać krzyżówkę. Cała składała się z sucharów i kawałów. Niektóre słowa się krzyżowały tworząc inne gry słowne. Starałaś się jak mogłaś, aby wszystko było ułożone jak trzeba. Zachodziłaś też w głowę co o tym myśli. Ostatecznie okazała się dość romantyczna dla potworów, ale jak wszystkie Twoje walentynki, których pozostali nie muszą widzieć.
-heh, co mówi ludzka dziewczyna do szkieleta przed sobą? uwielbiam kościstych, jestem zaskoczony, tego jeszcze nie użyłem
-Więc ci się podoba?
-tak
-Nie czujesz się dziwnie? - machnął ręką
-ludzie dają walentynki wszystkim?
-Mogą. Wiele dzieciaków kupuje kartki walentynkowe w sklepach i rozdają je przyjaciołom. Członkowie rodziny też sobie kupują. Przyjaciele przyjaciołom. Oczywiście niektórzy kupują jakieś upominki jeżeli chcą.
-i wszystkie są takie same? …. w kształcie serca?
-Tak jakby? Nie znaczą tego samego co u was. Naprawdę. Ale wiesz. Chłopak czy mąż może kupić róże albo pudełko czekoladek albo jeszcze coś. Tak robią ludzie. Wiesz. Bez łamigłówek. A jak wygląda Dzień Miłości?
-potwory dają sobie łamigłówki, dzieci robią co chcą, przyjaciele i rodzina zazwyczaj tworzy je osobiście pod każdego, pary też, czasami są ciekawe, wyjść z pokoju zagadek, czasami zagadkowe pudełka, czasami z kartek wyskakuje kawałek duszy
-Więc łamigłówki bez duszy to przyjaźń. A serca bez łamigłówek?
-ehh można to dać dobrym przyjaciołom i członkom rodziny
-Dobra. Łamigłówki bez serc są ok. Serca i brak łamigłówek są ok. Ale łamigłówki i serca to romantyczna forma oświadczyn?
-a no.
-To dziwne. - westchnął. Podejrzewasz, że to nie jest dziwne dla niego, przecież dorastał z tymi zwyczajami. Jesteś całkiem pewna, że myśli to samo o wielu ludzkich zwyczajach, a więc nie będziesz próbowała zbytnio osądzać go za coś, czego nie pojmujesz. Sans wziął swoją porcję jedzenia i rozmawialiście i jedliście. Pytał o Kupidyna i o to, czy jest to prawdziwe dziecko strzelające z łuku do ludzi. Ty pytałaś o inne zwyczaje związane z Dniem Miłości. Próbowałaś namówić Sansa, aby pośpiewał do jazzowych utworów, tym bardziej, że jego niski głos bardzo by do nich pasował.... ale nie udało się. Próbowałaś też nakłonić go do tańca. Lecz jak tylko wstał natychmiast zmiękł i ostatecznie bujałaś się z czymś w rodzaju bezwładnej lalki w rękach. Chamskie. Potem Sans pokazał Ci jak steruje się dronem, pomagał nawigować nim. Było zajebiście, ale bałaś się, że zniszczysz jego prezent. Teraz rozumiesz jego podekscytowanie. Wczesnym wieczorem uznałaś, że dzień był udany. Niedaleko płynęła mała rzeczka, skakałaś po jej kamykach i zrobiliście sobie wiele wspólnych zdjęć by załadować je do neta (#vday #randka #mójchłopakjestlepszyniżtwój i tego typu rzeczy). Jak zawsze, większość komentarzy była po waszej stronie. Dobrze wiedzieć, że społeczeństwo sieci traktuje was.. normalnie. Jak tylko zaszło słońce, pojawiły się gwiazdy.
-Najlepsze miejsce do oglądania gwiazd, co? - To prawda. Ani śladu świateł miasta, czy bloków zasłaniających widok. - Jestem zaskoczona, że nigdy tutaj nie byłeś.
-zawsze byłem zbyt zajęty, no i nie miałem z kim
-Cieszę się, że w końcu tutaj przyjechałeś, nawet jeżeli tylko ze mną
-jak to tylko? - wzruszyłaś ramionami
-Wiesz, chodzi mi o to, że wolałbyś chyba być tutaj ze swoimi przyjaciółmi z jakimi przyjaźnisz się od dawna. Są dla ciebie ważni
-ty też jesteś dla mnie ważna.
Pa bum. Pa bum.
-Oh?- Sans patrzył na Ciebie tak, jakby powiedział najbardziej oczywistą oczywistość na świecie. Naciągnęłaś rękawy bluzy. Dobra. Akceptujesz to. Potem tłumaczył różnice między poszczególnymi widocznymi konstatacjami, pokazywał je. Rozumiałaś niewiele z tego co mówił, ale oczarowała Cię jego pasja. Większość gwiazd wyglądała dla Ciebie tak samo. Jednak.... Sans był tak szczęśliwy, że nie chciałaś mu przerywać. Patrząc przez teleskop pokazywał swoje ulubione grupy gwiazd, i wskazywał te jakich imiona biorą się od psów. Zerkając przez teleskop zadawałaś pytania i miałaś nadzieję, że nie są głupie. - Chciałabym być bliżej nich – odsunęłaś się – Znaczy się. Twój teleskop i dron mogą przenieść dość blisko, ale... chciałabym bliżej.
-hm.. - zamyślił się.
-Co? Nie mów mi, że za pomocą magii możesz latać.
-heh, niezupełnie, ale mam kilka asów w rękawie które mogą sprawić, że będziemy bliżej – Twoje serce zaczęło mocniej bić. Sans pokaże Ci trochę swojej magii? Zawsze pokazywał coś, co Cię zaskakiwało.
-Zawsze poważnie traktuję tematy magii. Oooh, błagam, powiedz że umiesz zrobić jakieś skrzydła! Byłoby zajebiście! - zaśmiał się
-nie, nie aż tak – podał Ci swoją rękę – połóż się i nie puszczaj – Chwyciłaś jego dłoń mocno i maznęłaś oczy. Poczułaś coś zimnego i ciężkiego na .. sercu? A potem, coś delikatnie Cię uniosło. Twarda ziemia znikała, zaś muzyka z głośników poniosła was. Otworzyłaś oczy i patrzyłaś na Sansa zachwycona. Uśmiechał się szeroko. Jedna jego źrenica błyszczała na niebiesko. Huh
-Jest cudownie! Latamy!
-właściwie to tylko zmieniłem troszeczkę grawitację
-Umiesz tak zrobić?
-paps też, możesz powiedzieć, że to sztuczka nie z tej ziemi – zaśmiałaś się. Co za nerd. - nie mogę uwierzyć, że to zadziałało na kimś innym
-Co, nie byłeś pewien, czy to zadziała?!
-nie
-Sans!
-nie umarłaś.
-Sans!!!
-co? latasz, dosłownie i w przenośni. - Nie wiedziałaś czy być bardziej zachwyconą czy złą. Ufałaś mu, miał rację. Byłaś szczęśliwa. Wszystko było takie... bliższe. To co widziałaś przez szkiełko teleskopu miałaś przed własnymi oczami. Choć wiedziałaś, że gwiazdy są miliony lat świetlnych od Ciebie, to teraz wydawały się bliższe, jakby na wyciągnięcie ręki – więc, jak ci się podoba? - szepnął.
-To jedna z najwspanialszych rzeczy jakie widziałam – odszeptałaś. Ścisnęłaś jego rękę – Dziękuję za zaproszenie, Sans. Kocham to miejsce – byłaś taka spokojna unosząc się w powietrzu, przy gwiazdach i księciu, w miejscu niedostępnym dla zwykłego człowieka – Pięknie tu
-tak, pięknie tu
tak, jesteś piękna
Nagle, to co Cię otaczało oraz sen scaliły się. Nie myśl o tym. Nie myśl. Ale za późno. Zaraz za wspomnieniem snu pojawiła się niepewność i strach, że ON MUSI WIEDZIEĆ, PRAWDA? No i na niego nie patrzyłaś. Tylko na gwiazdy.
-uh, wszystko dobrze?
Tak, chciałaś odpowiedzieć.
-Miałam o tobie sen erotyczny. - Poczułaś, jakby coś pociągnęło waszą dwójkę w stronę ziemi. Przerażona chwyciłaś się za cokolwiek Sansa co miałaś na wyciągnięcie ręki modląc się by nie umrzeć. Zimne powietrze przepłynęło, prawie uderzając Cię w twarz. No i nie spadałaś. Sans przytulił Cię mocniej i powoli zaczęliście opadać na ziemię. Trzymał Cię póki bezpiecznie nie znaleźliście się na twardym gruncie. Odsunęłaś się od niego natychmiast i odwróciłaś tak, aby nie patrzeć mu w twarz. Idiotko! Pieprzona idiotko!
-raaany, uprzedzaj następnym razem, dobra? - Czułaś jak do ust napływają Ci przeprosiny. Twoja twarz była gorąca od rumieńców. Dlaczego to powiedziałaś? Dlaczego akurat to wyszło z Twoich ust? Nie chciałaś tego powiedzieć! Mogłaś powiedzieć cokolwiek innego „Kocham cię, pobierzmy się” i byłoby o wiele lepiej! Chciałaś zapaść się pod ziemię. Sans też milczał. Zastanawiałaś się o czym myśli. Brzydzi się? - uh, więc....
-Nie musisz nic mówić, przepraszam tak strasznie przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć, nie chciałam o tym myśleć nie naprawdę nie chciałam i nie miałam tego na myśli. Przepraszam wiem że to pogorszy sprawy między nami i zrozumiem że się mnie brzydzisz i nie będziesz chciał ze mną rozmawiać bo jasna cholera myślałam, tylko może, troszeczkę, że choć raz będę miała dzień kiedy nie zrobię z siebie idiotki, ale oto jestem. Ja tylko ah.. nie wiem... W moim śnie lataliśmy na niebie w taki romantyczny sposób a nie seksualny, to było totalnie romantyczne i przypomniałam sobie ale nie tak abym chciała abyś robił to co i o mój boże, przepraszam proszę nie znienawidź mnie... - W tej chwili odwróciłaś się, aby na niego spojrzeć, ale ten miał odwróconą głowę. Przełknęłaś głośno ślinę.
-ja.. uh... nie wiem co powiedzieć, aby nie było jeszcze bardziej niezręcznie.
-Racja … Ja też. - Cisza.
-uh... znaczy się... też mogę ci powiedzieć coś wstydliwego o mnie.. jeżeli... jeżeli chcesz – mruknął
-Nie musisz um nie musisz nic mówić. Proszę. Nie chcę, abyś czuł się źle – Choć na to pewnie za późno, dodałaś w myślach.
-nie, to .. ja... - Sans schował czaszkę pod kapturem – uh, pamiętasz kiedy miałem ten koszmar?
-....Tak?
-i... poprosiłem, abyś została?
-Tak? - nie wiedziałaś do czego zmierza
-cóż, nie poprosiłem bo się bałem, poprosiłem bo.. - pauza – bo... bo... nie wiem... lubię kiedy mnie dotykasz i nie chciałem, abyś przestawała.
-Co?!
-proszę, nie każ mi tego powtarzać
-Przepraszam, ale pogubiłam się – nie ukrywałaś zaskoczenia – Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Warknął. Ojej. Nie powinnaś pytać. - Wybacz, nie musisz odpowiadać.
-to... ja nie .. - znowu warknął – nie jestem kimś kto... nie mam zbyt dużego doświadczenia w... nie jestem jednym z tych co chodzą i lubią się przytulać, jasne? ale.. chcę... tego...
-Oh – Totalnie nie wiedziałaś co powiedzieć. Przypomniało Ci się, kiedy powiedział, że lubi jak go dotykasz. O to chodziło? Chciał się poprzytulać? Nie byłaś na to gotowa. Dawno temu miała akcja z koszmarami i to siedziało w nim od tak dawna? Ale chodzi mu o tulenie z kimkolwiek czy tylko z Tobą? Dlaczego nie może się określić? - Tego się nie spodziewałam
-heh, ja też nie, zaufaj mi – miałaś nadzieję, że nie przesadzasz, ale przysunęłaś się do niego i objęłaś go od tyłu rękami
-...Czy to dziwne?
-bardzo dziwne – nie próbował odejść. Ale tutaj. Pod księżycem i gwiazdami, daleko od kogokolwiek, dziwactwo nie było niczym złym. Oboje patrzyliście na niebo. Przez chwilę panowała błoga cisza, a potem słodka muzyka wypełniła powietrze.
Polećmy na księżyc
Pozwól pobawić się z gwiazdami
-...kocham tę piosenkę – szepnął
Innymi słowy, potrzymaj mnie za rękę
-Tak... ja też.
Innymi słowy, skarbie, pocałuj mnie
Miałaś wrażenie, że kiedy wrócicie do domu, Ty i Sans będziecie musieli pogadać. Nie byłaś pewna czego oczekuje, ale najwyraźniej coś więcej niż to co macie. Nie umiałaś powstrzymać mocno bijącego serca.
Innymi słowy, proszę, bądź szczera
-ej, uh... wiesz... dzięki.. za dzisiaj, za wszystko
Innymi słowy, kocham cię
-Tak, jasne
Innymi słowy, kocham cię
~~
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
♥ Łaska ♥ Atak Autor: sanspar Tłumaczenie: Yumi Mizuno INNE KOMIKSY INTERAKTYWNE Randka z Sansem Mikołaj Sans Blue na ...
-
ristorr Witam! Jest to alfabetyczny spis AU w języku polskim. Opracowane AU posiadają miniaturkę. Jeżeli masz stworzone swoje włas...
-
Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tł...
-
Moi kochani! Dzisiaj kolega z grupy na studiach zaproponował mi współpracę, którą oczywiście - przyjęłam. Bo jakże by inaczej. Jednak b...