Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:: W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze.
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł.
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane.
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Ta pierwsza chwila
Niezłamany
Poranek
Coś złego?
Tak blisko, a tak daleko
Kontakt
Wiadomości
Dostawa
Ochrona
Ty i ja teraz
Więź [+18]
Ty i ja wiemy [+18]
Wracamy do początku
Porada
Brudna tajemnica (obecnie czytany)
Jego historia
Druga nad ranem
Nasz poranek [+18]
Nasze południe [+18]
Nasza noc [+18]
Ostatni raz
Ostatecznie ostatni raz
Nowy początek
Ojciec
Od ciebie z miłością
Powrót do pracy
Kolejny krok
Pomocna pielęgniarka [+18]
(Brak) zmiany
Czachy i aureole
Szkielety i aniołowie [+18]
Szept
Cisza
Brak światła
Jego imię
Lata
Razem
Niezłamany
Poranek
Coś złego?
Tak blisko, a tak daleko
Kontakt
Wiadomości
Dostawa
Ochrona
Ty i ja teraz
Więź [+18]
Ty i ja wiemy [+18]
Wracamy do początku
Porada
Brudna tajemnica (obecnie czytany)
Jego historia
Druga nad ranem
Nasz poranek [+18]
Nasze południe [+18]
Nasza noc [+18]
Ostatni raz
Ostatecznie ostatni raz
Nowy początek
Ojciec
Od ciebie z miłością
Powrót do pracy
Kolejny krok
Pomocna pielęgniarka [+18]
(Brak) zmiany
Czachy i aureole
Szkielety i aniołowie [+18]
Szept
Cisza
Brak światła
Jego imię
Lata
Razem
-Dowiedziałaś się czegoś wczoraj?
-Nie. Poszłam do biblioteki do działu z historią, ale nie znalazłam nic o Bossach czy o Duszach na poziomie Bossa. Ale nie szukałam też długo. Papy musiał zrobić zakupy, a Vara iść do lekarza.
-Szkoda. Ja przejrzałam stare woluminy w nocy, ale też nie miałam szczęścia.
-Aw, dzięki za fatygę. I dzięki, że ze mną idziesz. Wiem, że zadzwoniłam w ostatniej chwili i było ci nie po drodze.
-Oh, to nic! Swoją drogą, wszystko dobrze u kuzyna Grillbiego?
-Ta. Zbliżył się za blisko kuchenki. Grillby nalegał, aby poszedł do szpitala, a potem musiał go zmusić.
-Słyszałam, że żywiołaki lodu są delikatne.
-Cóż, nie wydawało się to poważne, nic mu nie będzie
-Ej, dasz sobie radę po południu? Nie rozmawiasz jeszcze z Sansem, prawda?
-Nie. Papyrus napisał mi, że spał jak rano wychodził
-Więc, co z Jerrym?
-Będę go uczyć w bibliotece. Jest tam trochę osób, nawet jak pójdę z nim do osobnego pokoju.
-...Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
-I tak nie mam wyboru.. Może powinnam faktycznie go zgłosić... Wiesz... Dobrze układało mi się z Sansem. Robiliśmy progres, Jerry stwarza wrażenie, jakby się go bał... Myślałam, że wszystko będzie między nami dobrze.
-Nie zadręczaj się za bardzo, kochana. Zrobiłaś kilka kroków do tyłu, ale nadal stoisz, więc możesz pognać do przodu!
-Dzięki Iris. To wiele dla mnie znaczy – obie weszłyście do szkoły. Czułaś się lepiej po rozmowie z nią, była na tyle miła, że odprowadziła Cię na ostatnią chwilę z domu do pracy. Mogłaś też zapomnieć choć na kilka minut o Sansie i o tym, że nie odzywacie się do siebie od tamtego incydentu. Teraz, musisz skupić się na pracy. Dzisiaj masz Lavendera, Moldsmol, Shuddera, Whimspur i znowu Em-Kay. Lavender chce wiedzieć, jak komunikować się z ludźmi łatwiej. Wszyscy wydają się spięci w jej towarzystwie. Moldsmol znowu ma problem z mówieniem tego co jej ślina na język przyniesie. Doradziłaś jej, aby zastanawiała się nad tym co chce powiedzieć i co chce przekazać, albo aby uprzedzała ludzi o swojej skłonności. Jeżeli nie będą wyrozumiali, nie warto z nimi rozmawiać. Shudder szepnął, że chce wiedzieć jak ludzie walczą z nieśmiałością. Nie mogłaś jednak dać odpowiedzi i idealnego rozwiązania, bo to indywidualna sprawa. Niektórzy czytają poradniki, inni chodzą na terapie a inni nawet biorą leki. Dla kogoś tak wstydliwego jak Shudder zasugerowałaś czytanie poradników i szperanie w internecie. Em-Kay był ostatnim uczniem przed przerwą obiadową. Podobnie jak ostatnio, był zainteresowany ludzką stroną internetu. Nie pamiętasz, kiedy ostatnio odbyłaś tak głęboką rozmowę na temat memów i słodkich kotków. Po porannych zajęciach, poszłaś na obiad z Somnem i Iris. Namawiali Cię, abyś anulowała zajęcia z Jerrym, ale nie zgodziłaś się. Nie chciałaś pokazać, że ten mały knypel Cię przestraszył. Właściwie, oczekiwałaś, że uda Ci się wyciągnąć z niego jakieś odpowiedzi. Piętnaście minut do trzeciej, pakowałaś torebkę kiedy poczułaś nagły wiatr w pokoju. Błysk czerwonego światła i głośny huk. Sans leżał na ziemi, wyglądał na lekko skołowanego. Gładził się po czaszce
-Raany, to było twarde lądowanie. Powinienem po prostu... - przerwałaś mu rzucając się na niego w mocnym uścisku. Padł na kręgosłup, ale objął Cię i przytulił do siebie.
-Jesteś – szepnęłaś wtulając policzek w jego.
-Oczywiście – mruknął Ci do ucha – Mówiłem, że będę z tobą. Nie pozwolę, abyś była sam na sam z tym gościem, dziecino – pogładził Cię ręką po twarzy, podciągnęłaś się i pocałowałaś jego kły. Świat przestał mieć znaczenie. Twoja ciepła dusza mruczała i pulsowała do jego. Ciało przywierało do żeber, czułaś jak się rozpływasz. Sans przyciągnął Cię całą na ziemię, przyciskając Twoje piersi i płeć, całe ciało do swoich kości. Jego kły skubały Ci kark, drażniły skórę, aż jęknęłaś. - Ah, Aniołku, dziecino, przepraszam – szeptał całując nadal
-Już dobrze, już dobrze – mruczałaś między pocałunkami – Nie masz za co. To ja... za bardzo nalegałam.. Ja tylko...
-Nie, nie – przerwał oddychając szybko – Ja... muszę... nauczyć się ci ufać. Ja tylko.. Bogowie. Tak się boję, że...
-Najdroższy, nie ma pośpiechu – pogłaskałaś go po policzku – Wszystko w swoim czasie – pocałowałaś go w kły, delikatnie i słodko. Raz jeszcze Twoja dusza rozpływała się, ciała przylgnęły do siebie.
-Kocham cię – szeptał
-Ah, Sans.. - jęknęłaś gdy polizał Twój kark i ugryzł skórę – Oooh!
-Hrm.. lubisz to? - warknął Ci do ucha, pchnął lędźwiami w stronę Twojej płci, aż jęknęłaś ocierając się o jego kości – Ah, taaak, zerżnę cię tu, na podłodze, na twoim biurku i na krzesełku – całował Cię znowu i wsunął rękę pod majteczki. Już właśnie chciał je ściągnąć, kiedy oboje zamarliście. Sans popatrzył na drzwi. - Mamy towarzystwo – wstał pomagając Ci podnieść się, wtedy drzwi otworzyły się, jedna macka wsunęła się do pomieszczenia. Po rozszerzeniu wejścia bardziej, objawił się zniesmaczony Jerry
-Ah, szczęśliwa parka – wysyczał przez zęby. Sans nie odpowiedział, poprowadził Cię za biurko, abyś zajęła swoje miejsce, sam oparł się o półkę z książkami przy oknie. Jerry patrzył się i usiadł na krzesełku przed stolikiem. Skrzyżował macki. - Dlaczego on tutaj jest?
-Wiesz dlaczego – bąknął Sans chwytając za telefon – Udawaj, że mnie tu nie ma – otworzył aplikacje w komórce, aby zająć czas. Jerry cmoknął i zwrócił się w Twoją stronę
-Cóż, skoro on tutaj jest, to może zrobimy coś innego nauczycielko? Może opowiem ci coś? - przechyliłaś głowę na bok
-Opowiesz mi coś?
-To będzie lekcja historii jeżeli jesteś zainteresowana – mierzyłaś go spojrzeniem nie będąc pewną, co planuje.
-Dobra. Opowiedz mi coś.
-Wiedziałaś, że dawno, dawno temu ludzie i potwory walczyli ze sobą?
-Walczyli?
-Nie w wojnie. To były małe potyczki, bójki to tu to tam – wyjaśnił – Jak wiesz, ludzie są o wiele lepsi w walce przez swoją odmienność od potworów. Ale było kilka z nich, które mogły stawić czoła i wygrać z człowiekiem. Znane jako Bossy. - atmosfera w pomieszczeniu zagęszczała się. Zerknęłaś na Sansa, który nie spuszczał wzroku z Jerrego – Bossy są potężne – ten mówił dalej – Lecz nawet one są w stanie przegrać z człowiekiem. Gdy ludzie zdali sobie z tego sprawę, że wszystkie potwory są tak naprawdę słabe, że nie ma czego się bać, oddzielili się od potworów. Te walczyły między sobą dalej, póki Królowa i Król nie zakazali walk i nie spróbowali na nowo spróbować szczęścia z ludzkim gatunkiem. Teraz pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie ma o tym nic w podręcznikach do historii, prawda? Cóż, powiada się, że historię piszą zwycięscy.
-To wszystko bardzo interesujące – przyznałaś – Ale mogę zapytać, po co mi to mówisz?
-Wiesz cokolwiek o Bossach, nauczycielko? - czułaś jak dusza zamarza. Nie. Dusza Sansa robi się zimniejsza. Ciasna i chłodna. Musiałaś powstrzymać Jerrego choć chciałaś wiedzieć więcej nie mogłaś ryzykować zdrowia Sansa.
-Wiem to co chcę wiedzieć – Jego dusza zapulsowała, zaś oczy Jerrego otworzyły się szerzej – No i jeżeli chciałabym wiedzieć więcej, zawsze mogę zapytać Sansa, który powie mi kiedy będzie gotowy – uśmiechnęłaś się. Jego dusza rozgrzała się, zaś Jerry wykrzywił usta w grymasie zniesmaczenia.
-Ten idiota nic ci nie powie! - wybuchł zaskakując was.
-Jerry – wstałaś – Nie pozwolę, abyś obrażał mojego Soul Mate! - knypek również się podniósł, mimo wzrostu wgapiał się w Ciebie machając mackami. Sans znalazł się między Twoim biurkiem a potworem w mgnieniu oka, wpatrując w niego groźnie. Na twarzy pokurcza pojawił się uśmiech.
-Awww, co jest Sans? Nie chcesz, aby twoja kochana Soul Mate wiedziała więcej o tobie? Nie chciałeś jej powiedzieć o swojej duszy? Z rozkoszą zacznę rozmowę, jeżeli masz związany język – wyszczerzył kły. Sans tylko patrzył zaciskając pięści. Słyszałaś jak chrupie kośćmi. Atmosfera z każdą kolejną chwilą była gęstsza. - Oh, a więc milczysz? Cóż ja zacznę rozmowę, aby wam pomóc, co ty na to? Może zacznijmy od tego, Sans powiedz kochanej nauczycielce ilu ludzi ..
-Milcz – Warknął robiąc krok do przodu, zmuszając Jerrego co cofnięcia się. Mimo to paskudny uśmiech poszerzał się. Nawet się zaśmiał
-Co jest? Jesteście Soul Mate, prawda? Jestem pewna, że i tak dowie się o twoich grzechach! Więc śmiało, Sans, powiedz jej o swojej duszy! Ufasz jej, prawda? Przecież, nie znienawidzi cię za...
-POWIEDZIAŁEM MILCZ! - wycharczał drżącym głosem. Oczy Jerrego zamigotały i zrobił kilka kroków w tył, ale śmiał się dalej
-A jeżeli nie? Mnie też zabijesz? Potwory nie dają dużo EXP, wiesz, choć dusza Bossa może być nieco więcej warta. Przekonamy się?
-Dajesz – warknął szykując swoją magię.
-Dość! - krzyknęłaś stając między nimi.
-Nie, nie! - Jerry śmiał się, czuć było w powietrzu zawiść – Niech Sans ci pokaże jakim draniem jest! Tak jak wtedy kiedy ZABIJAŁ TYCH LUDZI!
-TY SKURWIELU! - krzyknął, magia otoczyła go. W rezultacie pchnął Cię na ziemię, aż krzyknęłaś gdy uderzyłaś się o mebel. Sans przerwał i spojrzał na Ciebie – Aniołku! - padł na kolana i podszedł do Ciebie unosząc jak matka unosi dziecko – Przepraszam! Nic ci nie jest?
-N-nic – przytaknęłaś gładząc się po ręce.
-Ojej.. - pełen jadu głos Jerrego przeszył powietrze zwracając waszą uwagę na niego. Szczerzył się – Co za złość... To czułeś kiedy zabijałeś tych ludzi? - Szkielet zacisnął zęby, oczy zamigotały wściekłą czerwienią
-Sa-sans.. - zadrżałaś – O.. o czym on mówi? - ten odwrócił wzrok – Sans? - nie patrzył na Ciebie. Jerry zaśmiał się raz jeszcze.
-Nauczycielko – zawołał śpiewającym tonem. Spojrzałaś na jego paskudny uśmiech – Jestem pewien, że Sans teraz wszystko ci powie. Kiedy przestaniesz go kochać, śmiało możesz do mnie pisać. - Sans stracił panowanie. W rykiem rzucił się na Jerrego przypinając go do podłogi wielką ręką. Wielka ostra kość pojawiła się w drugiej.
-Sans nie! - krzyknęłaś chwytając go za ramię – Puść go, Sans!
-Zabiję go! ZABIJĘ GO KURWA!
-Nie możesz! Nie możesz mu pozwolić się prowokować! Przestań! Proszę, przestań! - Sans warczał i zacisnął powieki, z kolejnym rykiem rzucił kością, która chybiła głowy Jerrego o zaledwie kilka cali. Wstał patrząc się na pokurcza
-Masz szczęście, że ona tu jest, inaczej byłbyś już prochem – ten się tylko zaśmiał
-To by się okazało – podniósł się na mackach i udał w stronę drzwi, zamykając je z głośnym hukiem. Ty i Sans byliście sami, lecz atmosfera nadal gęsta. Wzięłaś głęboki wdech i poszłaś do komputera. - … Co robisz?
-Anuluję ostatnie zajęcia. Ty i ja idziemy do domu. Musimy pogadać – przez chwilę nie patrzył na Ciebie, gdy nagle spojrzał
-Do domu?
-Do ciebie, do mnie, gdzie będziesz czuł się lepiej
-...Do ciebie?
-Dobra – zamknęłaś komputer i wzięłaś torbę – Chodźmy.
-Nie. Poszłam do biblioteki do działu z historią, ale nie znalazłam nic o Bossach czy o Duszach na poziomie Bossa. Ale nie szukałam też długo. Papy musiał zrobić zakupy, a Vara iść do lekarza.
-Szkoda. Ja przejrzałam stare woluminy w nocy, ale też nie miałam szczęścia.
-Aw, dzięki za fatygę. I dzięki, że ze mną idziesz. Wiem, że zadzwoniłam w ostatniej chwili i było ci nie po drodze.
-Oh, to nic! Swoją drogą, wszystko dobrze u kuzyna Grillbiego?
-Ta. Zbliżył się za blisko kuchenki. Grillby nalegał, aby poszedł do szpitala, a potem musiał go zmusić.
-Słyszałam, że żywiołaki lodu są delikatne.
-Cóż, nie wydawało się to poważne, nic mu nie będzie
-Ej, dasz sobie radę po południu? Nie rozmawiasz jeszcze z Sansem, prawda?
-Nie. Papyrus napisał mi, że spał jak rano wychodził
-Więc, co z Jerrym?
-Będę go uczyć w bibliotece. Jest tam trochę osób, nawet jak pójdę z nim do osobnego pokoju.
-...Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
-I tak nie mam wyboru.. Może powinnam faktycznie go zgłosić... Wiesz... Dobrze układało mi się z Sansem. Robiliśmy progres, Jerry stwarza wrażenie, jakby się go bał... Myślałam, że wszystko będzie między nami dobrze.
-Nie zadręczaj się za bardzo, kochana. Zrobiłaś kilka kroków do tyłu, ale nadal stoisz, więc możesz pognać do przodu!
-Dzięki Iris. To wiele dla mnie znaczy – obie weszłyście do szkoły. Czułaś się lepiej po rozmowie z nią, była na tyle miła, że odprowadziła Cię na ostatnią chwilę z domu do pracy. Mogłaś też zapomnieć choć na kilka minut o Sansie i o tym, że nie odzywacie się do siebie od tamtego incydentu. Teraz, musisz skupić się na pracy. Dzisiaj masz Lavendera, Moldsmol, Shuddera, Whimspur i znowu Em-Kay. Lavender chce wiedzieć, jak komunikować się z ludźmi łatwiej. Wszyscy wydają się spięci w jej towarzystwie. Moldsmol znowu ma problem z mówieniem tego co jej ślina na język przyniesie. Doradziłaś jej, aby zastanawiała się nad tym co chce powiedzieć i co chce przekazać, albo aby uprzedzała ludzi o swojej skłonności. Jeżeli nie będą wyrozumiali, nie warto z nimi rozmawiać. Shudder szepnął, że chce wiedzieć jak ludzie walczą z nieśmiałością. Nie mogłaś jednak dać odpowiedzi i idealnego rozwiązania, bo to indywidualna sprawa. Niektórzy czytają poradniki, inni chodzą na terapie a inni nawet biorą leki. Dla kogoś tak wstydliwego jak Shudder zasugerowałaś czytanie poradników i szperanie w internecie. Em-Kay był ostatnim uczniem przed przerwą obiadową. Podobnie jak ostatnio, był zainteresowany ludzką stroną internetu. Nie pamiętasz, kiedy ostatnio odbyłaś tak głęboką rozmowę na temat memów i słodkich kotków. Po porannych zajęciach, poszłaś na obiad z Somnem i Iris. Namawiali Cię, abyś anulowała zajęcia z Jerrym, ale nie zgodziłaś się. Nie chciałaś pokazać, że ten mały knypel Cię przestraszył. Właściwie, oczekiwałaś, że uda Ci się wyciągnąć z niego jakieś odpowiedzi. Piętnaście minut do trzeciej, pakowałaś torebkę kiedy poczułaś nagły wiatr w pokoju. Błysk czerwonego światła i głośny huk. Sans leżał na ziemi, wyglądał na lekko skołowanego. Gładził się po czaszce
-Raany, to było twarde lądowanie. Powinienem po prostu... - przerwałaś mu rzucając się na niego w mocnym uścisku. Padł na kręgosłup, ale objął Cię i przytulił do siebie.
-Jesteś – szepnęłaś wtulając policzek w jego.
-Oczywiście – mruknął Ci do ucha – Mówiłem, że będę z tobą. Nie pozwolę, abyś była sam na sam z tym gościem, dziecino – pogładził Cię ręką po twarzy, podciągnęłaś się i pocałowałaś jego kły. Świat przestał mieć znaczenie. Twoja ciepła dusza mruczała i pulsowała do jego. Ciało przywierało do żeber, czułaś jak się rozpływasz. Sans przyciągnął Cię całą na ziemię, przyciskając Twoje piersi i płeć, całe ciało do swoich kości. Jego kły skubały Ci kark, drażniły skórę, aż jęknęłaś. - Ah, Aniołku, dziecino, przepraszam – szeptał całując nadal
-Już dobrze, już dobrze – mruczałaś między pocałunkami – Nie masz za co. To ja... za bardzo nalegałam.. Ja tylko...
-Nie, nie – przerwał oddychając szybko – Ja... muszę... nauczyć się ci ufać. Ja tylko.. Bogowie. Tak się boję, że...
-Najdroższy, nie ma pośpiechu – pogłaskałaś go po policzku – Wszystko w swoim czasie – pocałowałaś go w kły, delikatnie i słodko. Raz jeszcze Twoja dusza rozpływała się, ciała przylgnęły do siebie.
-Kocham cię – szeptał
-Ah, Sans.. - jęknęłaś gdy polizał Twój kark i ugryzł skórę – Oooh!
-Hrm.. lubisz to? - warknął Ci do ucha, pchnął lędźwiami w stronę Twojej płci, aż jęknęłaś ocierając się o jego kości – Ah, taaak, zerżnę cię tu, na podłodze, na twoim biurku i na krzesełku – całował Cię znowu i wsunął rękę pod majteczki. Już właśnie chciał je ściągnąć, kiedy oboje zamarliście. Sans popatrzył na drzwi. - Mamy towarzystwo – wstał pomagając Ci podnieść się, wtedy drzwi otworzyły się, jedna macka wsunęła się do pomieszczenia. Po rozszerzeniu wejścia bardziej, objawił się zniesmaczony Jerry
-Ah, szczęśliwa parka – wysyczał przez zęby. Sans nie odpowiedział, poprowadził Cię za biurko, abyś zajęła swoje miejsce, sam oparł się o półkę z książkami przy oknie. Jerry patrzył się i usiadł na krzesełku przed stolikiem. Skrzyżował macki. - Dlaczego on tutaj jest?
-Wiesz dlaczego – bąknął Sans chwytając za telefon – Udawaj, że mnie tu nie ma – otworzył aplikacje w komórce, aby zająć czas. Jerry cmoknął i zwrócił się w Twoją stronę
-Cóż, skoro on tutaj jest, to może zrobimy coś innego nauczycielko? Może opowiem ci coś? - przechyliłaś głowę na bok
-Opowiesz mi coś?
-To będzie lekcja historii jeżeli jesteś zainteresowana – mierzyłaś go spojrzeniem nie będąc pewną, co planuje.
-Dobra. Opowiedz mi coś.
-Wiedziałaś, że dawno, dawno temu ludzie i potwory walczyli ze sobą?
-Walczyli?
-Nie w wojnie. To były małe potyczki, bójki to tu to tam – wyjaśnił – Jak wiesz, ludzie są o wiele lepsi w walce przez swoją odmienność od potworów. Ale było kilka z nich, które mogły stawić czoła i wygrać z człowiekiem. Znane jako Bossy. - atmosfera w pomieszczeniu zagęszczała się. Zerknęłaś na Sansa, który nie spuszczał wzroku z Jerrego – Bossy są potężne – ten mówił dalej – Lecz nawet one są w stanie przegrać z człowiekiem. Gdy ludzie zdali sobie z tego sprawę, że wszystkie potwory są tak naprawdę słabe, że nie ma czego się bać, oddzielili się od potworów. Te walczyły między sobą dalej, póki Królowa i Król nie zakazali walk i nie spróbowali na nowo spróbować szczęścia z ludzkim gatunkiem. Teraz pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie ma o tym nic w podręcznikach do historii, prawda? Cóż, powiada się, że historię piszą zwycięscy.
-To wszystko bardzo interesujące – przyznałaś – Ale mogę zapytać, po co mi to mówisz?
-Wiesz cokolwiek o Bossach, nauczycielko? - czułaś jak dusza zamarza. Nie. Dusza Sansa robi się zimniejsza. Ciasna i chłodna. Musiałaś powstrzymać Jerrego choć chciałaś wiedzieć więcej nie mogłaś ryzykować zdrowia Sansa.
-Wiem to co chcę wiedzieć – Jego dusza zapulsowała, zaś oczy Jerrego otworzyły się szerzej – No i jeżeli chciałabym wiedzieć więcej, zawsze mogę zapytać Sansa, który powie mi kiedy będzie gotowy – uśmiechnęłaś się. Jego dusza rozgrzała się, zaś Jerry wykrzywił usta w grymasie zniesmaczenia.
-Ten idiota nic ci nie powie! - wybuchł zaskakując was.
-Jerry – wstałaś – Nie pozwolę, abyś obrażał mojego Soul Mate! - knypek również się podniósł, mimo wzrostu wgapiał się w Ciebie machając mackami. Sans znalazł się między Twoim biurkiem a potworem w mgnieniu oka, wpatrując w niego groźnie. Na twarzy pokurcza pojawił się uśmiech.
-Awww, co jest Sans? Nie chcesz, aby twoja kochana Soul Mate wiedziała więcej o tobie? Nie chciałeś jej powiedzieć o swojej duszy? Z rozkoszą zacznę rozmowę, jeżeli masz związany język – wyszczerzył kły. Sans tylko patrzył zaciskając pięści. Słyszałaś jak chrupie kośćmi. Atmosfera z każdą kolejną chwilą była gęstsza. - Oh, a więc milczysz? Cóż ja zacznę rozmowę, aby wam pomóc, co ty na to? Może zacznijmy od tego, Sans powiedz kochanej nauczycielce ilu ludzi ..
-Milcz – Warknął robiąc krok do przodu, zmuszając Jerrego co cofnięcia się. Mimo to paskudny uśmiech poszerzał się. Nawet się zaśmiał
-Co jest? Jesteście Soul Mate, prawda? Jestem pewna, że i tak dowie się o twoich grzechach! Więc śmiało, Sans, powiedz jej o swojej duszy! Ufasz jej, prawda? Przecież, nie znienawidzi cię za...
-POWIEDZIAŁEM MILCZ! - wycharczał drżącym głosem. Oczy Jerrego zamigotały i zrobił kilka kroków w tył, ale śmiał się dalej
-A jeżeli nie? Mnie też zabijesz? Potwory nie dają dużo EXP, wiesz, choć dusza Bossa może być nieco więcej warta. Przekonamy się?
-Dajesz – warknął szykując swoją magię.
-Dość! - krzyknęłaś stając między nimi.
-Nie, nie! - Jerry śmiał się, czuć było w powietrzu zawiść – Niech Sans ci pokaże jakim draniem jest! Tak jak wtedy kiedy ZABIJAŁ TYCH LUDZI!
-TY SKURWIELU! - krzyknął, magia otoczyła go. W rezultacie pchnął Cię na ziemię, aż krzyknęłaś gdy uderzyłaś się o mebel. Sans przerwał i spojrzał na Ciebie – Aniołku! - padł na kolana i podszedł do Ciebie unosząc jak matka unosi dziecko – Przepraszam! Nic ci nie jest?
-N-nic – przytaknęłaś gładząc się po ręce.
-Ojej.. - pełen jadu głos Jerrego przeszył powietrze zwracając waszą uwagę na niego. Szczerzył się – Co za złość... To czułeś kiedy zabijałeś tych ludzi? - Szkielet zacisnął zęby, oczy zamigotały wściekłą czerwienią
-Sa-sans.. - zadrżałaś – O.. o czym on mówi? - ten odwrócił wzrok – Sans? - nie patrzył na Ciebie. Jerry zaśmiał się raz jeszcze.
-Nauczycielko – zawołał śpiewającym tonem. Spojrzałaś na jego paskudny uśmiech – Jestem pewien, że Sans teraz wszystko ci powie. Kiedy przestaniesz go kochać, śmiało możesz do mnie pisać. - Sans stracił panowanie. W rykiem rzucił się na Jerrego przypinając go do podłogi wielką ręką. Wielka ostra kość pojawiła się w drugiej.
-Sans nie! - krzyknęłaś chwytając go za ramię – Puść go, Sans!
-Zabiję go! ZABIJĘ GO KURWA!
-Nie możesz! Nie możesz mu pozwolić się prowokować! Przestań! Proszę, przestań! - Sans warczał i zacisnął powieki, z kolejnym rykiem rzucił kością, która chybiła głowy Jerrego o zaledwie kilka cali. Wstał patrząc się na pokurcza
-Masz szczęście, że ona tu jest, inaczej byłbyś już prochem – ten się tylko zaśmiał
-To by się okazało – podniósł się na mackach i udał w stronę drzwi, zamykając je z głośnym hukiem. Ty i Sans byliście sami, lecz atmosfera nadal gęsta. Wzięłaś głęboki wdech i poszłaś do komputera. - … Co robisz?
-Anuluję ostatnie zajęcia. Ty i ja idziemy do domu. Musimy pogadać – przez chwilę nie patrzył na Ciebie, gdy nagle spojrzał
-Do domu?
-Do ciebie, do mnie, gdzie będziesz czuł się lepiej
-...Do ciebie?
-Dobra – zamknęłaś komputer i wzięłaś torbę – Chodźmy.