Notka od tłumacza:: W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze.
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł.
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
-SAAANS! - krzyczałaś z całych sił biegnąc w stronę ulicy – SANS! SAAANS!! - kiedy ciemny dym opadł, dostrzegłaś Blastera z szeroko otworzonymi oczami. Potem dostrzegłaś Sansa, ledwo trzymał się na nogach, strzępki ubrań ledwo osłaniały popękane kości, ociekające czerwoną magią. Jego oczodoły były puste. Padł na kolana. - NIE! - krzyczałaś podbiegając do niego by pomóc mu wstać. Był ciężki. Blaster drżał. - Sans! Sans, błagam, ocknij się! Proszę! - choć jego oczodoły delikatnie się rozszerzyły, nadal były puste
-A....Aniele.. u...ciekaj
-Nie zostawię cię tutaj!
-Za... za silny... staty... bez numerów.. - mamrotał
-Co? - po policzkach ciekły Ci łzy – Jak to bez numerów?
-Widziałem... jego duszę.. przez chwilę... Jest... niewyczerpana.. - Otworzyłaś szerzej oczy. Niewyczerpana? Co to ma kurwa znaczyć?! Jak silny jest Jerry, skoro jego staty mówią, że siła jest nie do wyczerpania?! - Uciekaj... z... Blasterem... obroni cie... - drżał – Do mojego... brata.. on... weźmie cie do... zamku... bądź... bezpieczna...
-Powiedziałam, że cię nie zostawię! - krzyczałaś ocierając łzy – Nie zrobię tego... Nie zostawię cię tu samego! Nie mogę!
-...A... Aniele..- Wzięłaś jego rękę i ścisnęłaś. Czułaś pył pod palcami
-Sans – załkałaś – Proszę, zostać ze mną... - zamrugałaś płacząc – Nie mogę... nie mogę..
-Aniele... - uśmiechnął się – Przepraszam... chujnia, co? W końcu zacząłem skupiać się na tym co teraz i …
-Nie umrzesz! - krzyczałaś.
-Obawiam się, że to jedyne wyjście – głos Jerrego zabrzmiał w powietrzu. Odwróciłaś się by na niego popatrzeć, Blaster przyglądał się, jak ten ląduje. Pokurcz wzruszył ramionami – Co za szkoda, wasza więź sprawia ci tyle bólu, nauczycielko. Gdyby tylko nie wchodził w moją drogę
-To ty sprawiasz mi ból! - wycedziłaś przez zęby. Czułaś jak gotuje się w Tobie wściekłość. Puściłaś dłoń Sansa i stanęłaś na równe nogi. Odwróciłaś się w stronę Jerrego posyłając mu spojrzenie pełne odrazy. Jerry zadrżał, aby Twoje spojrzenie go zabolało. Nie, nie spojrzenie. Twoje pragnienia. Wściekłość. Wstręt. Odraza. Nienawiść. Wszystkie te emocje przenikały Twoją duszę, Jerry czuł każdą z nich
-P...Przestań! Przestań! - rozkazał
-Zamknij ryj! - postanowiłaś walczyć. Jerry zadrżał ponownie – Zapomniałeś co mi powiedziałeś? Nawet Boss nie może walczyć z pragnieniami i intencjami. - Jego oczy otworzyły się szerzej, źrenice drżały – Jesteś odrażający, okropny, zły! - krzyczałaś. Każde słowo było jak fizyczny atak w jego stronę, jego skórę pokryła czarna magia.
-Nie, nie! - krzyczał – Przestań!
-Jak śmiesz próbować zabić mojego Soul Mate! Jak śmiałeś zabić tamtych ludzi?!
-Nie! Ja .. ja tylko chciałem... oni nie zasługiwali!
-A Ty zasługujesz? - wtrąciłaś się – Zasługujesz tylko na odrzucenie, odrazę i czystą nienawiść! - Raz jeszcze jego ciało zadrżało, odsunął się do tyłu
-Ah! Nie! Przestań!
-Ilu ludzi błagało cię o życie?! - mówiłaś dalej – Ilu ludzi błagało, abyś ich nie zabijał, a ty się śmiałeś?! ILU, JERRY?! - przybliżyłaś się. Czułaś jak coś unosi się dookoła Ciebie. Nie złość, to coś innego, jaśniejszego i lżejszego. Twoja.. magia? Ubrania zaczęły się unosić tak samo jak przedmioty na ulicy... kamienie, listy, śmieci w końcu latarnie uliczne i wkrótce przestrzeń była pełna przedmiotów unoszonych przez jasno-niebieską magię Twojej duszy. Jerry zrobił krok w tył, zaś Ty uniosłaś swoją i skierowałaś przedmioty w jego stronę.
-P-Przestań!
-Dlaczego?! - warczałaś – Sam postawiłeś w takiej sytuacji setki ludzi, a teraz prosisz i błagasz o to, abym przestała?! Nie zabiłeś tylko setek ludzi, ale pozbawiałeś ich Soul Mate, tylko po to, by zadać im ból! Myślałeś o tych potworach, które umarły przez to, że jesteś samolubny?!
-GAAAH!
-Chciwy!
-AAAAH!
-ZAZDROSNY!
-ARGH!
-Zasługujesz na ból który teraz czujesz! - krzyczałaś – Zasługujesz na cały ból wszystkich, których zraniłeś!
-GAH! UGAA! AHH! PROSZĘ! - ciało Jerrego padło na ziemię – PROSZĘ! PRZESTAŃ!
-NIE LEŻ NA ZIEMI I NIE ZACHOWUJ SIĘ TAK JAKBYŚ ZASŁUGIWAŁ NA DRUGĄ SZANSĘ KIEDY NIGDY NIKOMU JEJ NIE DAŁEŚ! Sam to wybrałeś Jerry! Teraz nie dziw się, że karma KOPIE CIE PO DUPIE! - czułaś, jak dusza wypełnia się wszystkim. Bólem, nienawiścią, chęcią zemsty, nawet poczucie niesprawiedliwości. Każde uczucie wiło się w niej jasnym światłem. Słyszałaś skrzyp metalu i krzyk. Kiedy światła opadły, padłaś na kolana wykończona. Gdy otworzyłaś oczy, widziałaś opadające przedmioty. Jerry był pod całym tym złomem, macki wiły się dookoła, oczy szeroko otwarte i puste. Otwierał usta i wtedy usłyszałaś jego ostatnie słowa
-Ale ja... zasługuję na...
Otworzyłaś oczy, choć nie widziałaś wyraźnie.
-Oh! Dzięki Bogom! - zadrżałaś na miły głos
-...Papyrus?
-Kochany, nie tak głośno, dopiero co się ocknęła – Grillby był w pobliżu.
-Cioteczko? Cioteczko, jak się czujesz? - Guevara jest gdzieś po lewej. Gdy odzyskałaś wzrok dostrzegłaś skupione twarze.
-...Gdzie...Sans? - zakasłałaś.
-Nic mu nie jest – zapewniał Papyrus – Oboje potrzebowaliście szybkiego transferu magii, do tego ty trochę bandaży i leków, ale Sans musiał iść na Ostry Dyżur, bo odniósł duże fizyczne uszkodzenia. Lekarze zapewniają, że dojdzie do siebie za kilka tygodni. Odpoczywa i najgorsze już za nim. On prawie.. - Papyrus odwrócił wzrok – Bogowie nad nami i pod nami, prawie straciłem was oboje. - szepnął – Gdyby twoja magia nie zareagowała, kto wie, co Jerry zrobiłby z wami. - Otworzyłaś oczy
-Co... co się z nim stało?
-Został spopielony – odpowiedział Grillby kładąc rękę na ramieniu Papyrusa – Sanitariusze znaleźli jego duszę unoszącą się nad prochami. Ci z rządu przeczytali jego wspomnienia i wiedzą, co się wam przytrafiło.
-Ale... nikogo nie było w pobliżu, więc jak...?
-Żyjesz za rogiem, Siostro – Papyrus uśmiechnął się delikatnie – Czuliśmy walkę Sansa i Jerrego i zadzwoniliśmy po Straż.
-Ta i czuliśmy też inną magię! - wtrącił się Guevara – Była.. zła i smutna, ale wielka! Pojawiła się dosłownie na chwilę!
-Chyba... to była moja... Ja... po tym co Jerry zrobił Sansowi...
-Ciiii.. - Papyrus odsunął się od męża i okrył Cię kocem – Potrzebujesz odpoczynku. Opowiesz o wszystkim, gdy się już wprowadzisz.
-Wpro...wadzę?
-Twoje mieszkanie jest zniszczone cioteczko! - odezwał się znowu Guevara – Cały podjazd, przód i dach!
-O nie.. - szepnęłaś – Naprawdę lubiłam tamten dom.
-Cóż. Myślę, że się ucieszysz wiedząc, że skoro to Jerry zaatakował pierwszy ty i Sans się broniliście, koszt szkód pokryje budżet miasta – wyjaśnił Grillby.
-Tak, ale o to będziemy się martwić później – Papyrus poprawił Ci poduszkę – Póki co, idź spać. Jak kolejnym razem spotkasz się z Sansem, będzie pewnie chciał się przytulić, a na to trzeba sił.
Jak spotkałaś się z Sansem, nie wyglądał zbyt dobrze. Blady, połamane kości pokryte czymś zielonym, ale mimo to nie wyglądał tragicznie.
-Aniele – warknął gdy weszłaś do jego pokoju. Uśmiechnęłaś się dostrzegając Blastera z walki. Czaszka podleciała i zlizała Twoje łzy.
-Witajcie oboje – szepnęłaś
-Zarazo, zostaw ją – mruknął Sans niskim głosem zaciskając kły. Uniosłaś brew
-Naprawdę nazwałeś go imieniem jednego z Czterech Jeźdźców Apokalipsy? - zaśmiałaś się podchodząc. Zaraza leciał za Tobą
-Hm, co mogę powiedzieć? - uśmiechnął się delikatnie – Nigdy nie byłem zbyt dojrzały. - Pochyliłaś się i pocałowałaś go w czoło. Gdy się podniosłaś, Sans dotknął Twojego policzka wpatrując się w Ciebie uważnie, jakby nie mógł uwierzyć, że tam jesteś. - Ah.. dzięki Bogom – szepnął – Ja... nie chciałem cię w to mieszać, ale ja....
-Wiem – znowu go pocałowałaś w czoło – Ale to już za nami. Pamiętasz jak zgodziliśmy skupiać się na tym co tu i teraz? Teraz skupmy się na tym, aby zdrowie ci się poprawiło. - Sans delikatnie przytaknął, usiadłaś na krzesełku koło łóżka i wzięłaś jego rękę
-Nic ci nie jest? - zapytał
-Nic. Prawie wyzdrowiałam
-Powiedzieli coś o twojej duszy? - patrzyłaś na niego przez chwilę
-O mojej duszy?
-Powinnaś zdobyć EXP po tym jak spopieliłaś Jerrego
-Oh... chyba masz rację – zerknęłaś na swoją pierś - … Co jeżeli... nie chcę wiedzieć? - Sans powoli mrugnął
-Dlaczego nie chcesz?
-Nie chcę pamiętać o tym co zaszło – przyznałaś – Nawet jeżeli to oznacza nie patrzenie nigdy na moje staty – Odwrócił wzrok na chwilę
-Ta... rozumiem. To nic wielkiego
-...Myślisz, że ile mógł być wart?
-Jego EXP? Boss tak silny? Kilkaset, może kilka tysięcy
-Czy... można jakoś oszacować ile kto jest wart? - pogładziłaś się po ręce odwracając wzrok – Wiem, że to dziwne pytanie
-Nie, spokojnie – zapewniał – Nie ma pewnego sposobu na ocenienie ile kto jest wart EXP. System WALKI się wszystkim zajmuje. Pewnie jest do tego jakiś algorytm, czy coś. Matma nigdy nie była moim konikiem. Ale słuchaj – wziął Cię za rękę – Jeżeli nie chcesz wiedzieć, to dobrze. Jak powiedziałem, rozumiem – uśmiechnęłaś się do niego delikatnie – Więc – zaczął – Jestem padnięty – ziewnął – I nie wiem co mi dali, ale to mocne kurestwo, bo wiem, że powinno mnie teraz nakurwiać, a czuję się jakbym siedział na chmurce. A może to przez to, że tu przyszłaś – zaśmiałaś się – Zostanę tu dłużej, tak?
-Troszeczkę – westchnął
-Cholera.. przepraszam. - Przechyliłaś głowę na bok
-Za co?
-Gdybym był silniejszy, nie byłoby nas tu
-Sans, kochany, już dobrze
-Nie prawda! - dostrzegłaś łzy w jego oczodołach – Nie mogłem cię ochronić
-Ale ja obroniłam ciebie – odpowiedziałaś – Dlatego wszystko jest dobrze. Oboje razem siebie broniliśmy Sans – szkielet przyglądał Ci się przez chwilę nim przytaknął
-Więc... powinienem chyba powiedzieć.... dziękuję.... za ratunek – bąknął. Czułaś, że jego ego ucierpiało, ale tylko na chwilę. Pocałowałaś go znowu w czoło, słyszałaś jak zamruczał Zaraza opadł na koniec łóżka. Zaśmiałaś się, gdy Sans wywrócił oczami. Nie chciałaś, aby Blaster zniszczył nastrój, dlatego pochyliłaś się i przywarłaś ustami do kłów Sansa. Odwzajemnił pocałunek, tak, jakby na świecie była tylko wasza dwójka.