23 kwietnia 2018

Opowiadanie: Her Final Destination - Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią [by Nessa]

Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:

Liv znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki – chorobliwie blada, poważna i wyraźnie podenerwowana. Kiedy ją zobaczył, pierwszy raz doświadczył czegoś, o co zdecydowanie by się nie podziewał: poczuł strach. To skutecznie wytrąciło Damiena z równowagi, wzbudzając w nim ni mniej, ni więcej, ale wątpliwości. Ze wszystkich możliwych emocji doświadczył akurat tej, która nie powinna mieć racji bytu – nie w przypadku dziewczyny, której dotychczas był gotów bronić na wszystkie możliwe sposoby, darząc ją uczuciem o wiele silniejszym, niż jakiekolwiek inne, którego przyszło doświadczyć mu w życiu.
A jednak widząc ją tamtego wieczora, tak nienaturalnie wręcz skupioną, naprawdę zaczął się bać. W pamięci wciąż miał przebieg rozmowy z Adeline – każde słowo, które padło z ust kobiety, jakimś cudem wzbudzając w nim wątpliwości. Wszystko to, czego był świadom do tej pory, zniknęło równie nagle, co wcześniej się pojawiło, a Damien przekonał się, że nieświadomie dotarł do swego rodzaju granicy. Wcześniej w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że w przypadku czegokolwiek, co dotyczyło Liv, mogłaby istnieć, a jednak kiedy znalazł się tuż przy niej, bliski tego, żeby posunąć się krok dalej i ją przekroczyć…
Czuł, że jeśli sobie na to pozwoli, wtedy zmieni się wszystko. Problem polegał na tym, że zdecydowanie nie był na takie posunięcie gotowy.
Milczał zdecydowanie zbyt długo, by okazało się to naturalne. Czuł na sobie przenikliwe spojrzenie Liv; te dziwne, obce tęczówki wydawały się go przenikać, jedynie podsycając odczuwane przez mężczyznę wątpliwości. Choć wiedział, że to wina soczewek – tak przynajmniej twierdziła dziewczyna, a on nie miał podstaw, żeby jej nie wierzyć – coś w zieleni jej oczu niezmiennie przyprawiało go o dreszcze. Zwłaszcza po tym, co powiedziała mu Adeline, mógł spodziewać się dosłownie wszystkiego, jednak z drugiej strony… to przecież o niczym nie świadczyło, prawda?
Nie mogło, ale…
– Słyszałeś o co cię zapytałam, Damien? – Głos Liv wyrwał go z zamyślenia. Brzmiał zupełnie inaczej niż zazwyczaj, na swój sposób chłodny i co najmniej… niepokojący. – Gdzie byłeś? Martwiłam się – dodała, ale coś w jej tonie sprawiło, że zorientował się, że chodzi o coś więcej.
Instynktownie napiął mięśnie, kiedy dziewczyna z wolna ruszyła w jego stronę. Przez twarz Liv przemknął cień, ale nie skomentowała zachowania Damiena ani słowem, w zamian udając, że niczego nie dostrzega. Poruszała się ostrożnie, z gracją, która z jakiegoś powodu wprawiła go w konsternację. Być może to rozmowa z Adeline oraz fakt, że ostatecznie znaleźli się z Liv sam na sam w ciemnościach, sprawiły, że czuł się aż tak nieswojo, niemniej nie podobało mu się to. Pierwszy raz nie chciał, żeby dziewczyna znalazła się blisko, choć jeszcze godzinę wcześniej dałby się pokroić, byleby tylko móc wziąć ją w ramiona i mieć pewność, że nic jej nie groziło.
– Przepraszam cię – odezwał się z opóźnieniem, decydując się wziąć w garść. Wciąż uważnie obserwował Liv, podświadomie woląc kontrolować każdy kolejny krok. W oszołomieniu uświadomił sobie, że czuł się trochę tak, jakby nagle znalazł się sam na sam z dzikim zwierzęciem, które w każdej chwili mogło pokusić się o skoczenie mu do gardła. – Zniknęłaś mi z oczu i tak jakoś… Szukałem cię – dodał, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– U Adeline? – rzuciła takim tonem, że już nie miał najmniejszych nawet wątpliwości co do tego, że mu nie wierzyła.
Liv przystanęła w niewielkim oddaleniu od niego, gniewnie mrużąc oczy i nawet na moment nie odrywając od Damiena wzroku. Choć to wydawało się bez sensu, w tamtej chwili był gotów przysiąc, że jej zielone tęczówki dosłownie jarzyły się w ciemnościach, trochę jak u kota.
– Liv… – zaczął, po czym zamarł, bo tym razem po prostu się roześmiała.
Ten dźwięk okazał się zupełnie inny od tego, którego mógłby się po niej spodziewać, tym bardziej, że w niczym nie przypominał tego melodyjnego, niewinnego śmiechu, którym oczarowała go już podczas pierwszej rozmowy. Jakby tego było mało, wydał mu się znajomy – i to nie tylko dlatego, że już miał okazję go usłyszeć podczas jednego ze snów, które dręczyły go od chwili przyjazdu do tego miejsca. To było coś więcej, choć za wszelką cenę usiłował o tym zapomnieć, uparcie odpychając od siebie te najgorsze, dawno zepchnięte w zakamarki umysłu wspomnienia.
Niemożliwe. Po prostu nie, ale…
– Liv, posłuchaj… – zaczął raz jeszcze, ale tym razem dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć.
– Daj mi spokój z tym imieniem! – wybuchła, w ułamku sekundy tracąc cierpliwość. Tym razem już nie miał wątpliwości co do tego, że najpewniej dobrze wiedziała o czym rozmawiał z Adeline. Nie miał pojęcia jakim cudem mogła tego dokonać, ale jakie to właściwie miało znaczenie? – Wciąż to robisz i… Ach, Damien, jak długo jeszcze będziemy to ciągnąć? – zapytała niemalże ze smutkiem, tym samym jeszcze bardziej go dezorientując.
– Nie rozumiem – oznajmił, ale z jakiegoś powodu własne słowa wydały mu się brzmieć niczym wierutne kłamstwo. – Nie wiem, co w tej chwili masz na myśli… Hej, Liv, wróćmy na imprezę – dodał spiętym tonem, choć aż nazbyt oczywiste było to, że dziewczyna nie miała ochoty na dalszą zabawę. Już się nie śmiała, a tym bardziej nie przypominała mu radosnego chochlika, który byłby w stanie tańczyć do rana, gdyby tylko dać jej po temu okazję. Nie zmieniało to jednak faktu, że nade wszystko pragnął znaleźć się w towarzystwie ludzi – tak dla pewności, gdyby… stało się coś wyjątkowo nieprzewidywalnego. – Przepraszam cię, że tak zniknąłem, ale ja naprawdę…
– Dosyć! – zażądała i to jedno słowo wystarczyło, żeby skutecznie go uciszyć.
Jej oczy znów zabłysły w ten niepokojący, przyprawiający o dreszcze sposób. Właściwie nie zarejestrował momentu, w którym Liv dosłownie zmaterializowała się przed nim, rzucając nań jak jakaś dzika, rozjuszona kotka. W pośpiechu chwycił ją za oba nadgarstki, stanowczo unieruchamiając, kiedy spróbowała się na niego zamachnąć, za wszelką cenę usiłując trafić go w twarz. Jej rysy wykrzywił grymas, a oczy zaszkliły się, choć tym razem łzy zdecydowanie nie miały związku z tym, że poczuła się zraniona – nie tak po prostu, bo zdecydowanie bardziej wyrazistym, niemalże namacalnym uczuciem okazała się wściekłość.
Oparł się plecami o ścianę pobliskiego budynku, kiedy naparła na niego całym ciałem. Usiłował trzymać ją na dystans, choć zarazem nie mógł tak po prostu pozwolić na to, żeby się do niego zbliżyła. Czuł, że gdyby tylko stracił czujność, wtedy wydarzyłoby się coś niedobrego, a na to zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić.
– Dlaczego? Dlaczego znowu mi to robisz, co Damien? – Jej gorączkowy szept miał w sobie coś desperackiego, zresztą tak jak i spojrzenie, którym zdecydowała się go obdarować. Z chwilą, w której spojrzał prosto w lśniące, szmaragdowe tęczówki, ostatecznie uprzytomnił sobie, że nie było mowy o żadnych soczewkach. Ten kolor był naturalny, ale… to najzwyczajniej w świecie nie miało sensu. – Raz po raz, a teraz jeszcze udajesz, że niczego nie pamiętasz… Naprawdę sądzisz, że tak po prostu ci uwierzę? – zapytała z goryczą, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– O czym ty…?
Tym razem zaczęła płakać, jednocześnie gwałtownym ruchem usiłując oswobodzić się z jego uścisku. Nie pozwolił jej na to, zbyt zdeterminowany, by zmusić ją do pozostania w miejscu. W takim stanie co najwyżej mogła zrobić krzywdę sobie albo jemu, a to zdecydowanie nie wchodziło w grę.
– Przestań! – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Nie igraj ze mną, bo nie jestem głupia! Wiem, że Adeline… – Zacisnęła usta, przez krótką chwilę koncentrując się przede wszystkim na złapaniu oddechu. Drżała niespokojnie, wytrącona z równowagi nawet bardziej niż wtedy, gdy tłumaczyła mu, że przewidziała, iż mógłby nadejść. – Oczywiście, że nie mogła zostawić mnie w spokoju. Drążyła od samego początku, ale… – Nagle roześmiała się w co najmniej niepokojący, wręcz szalony sposób. – Jej biedna Chloe! Ale hej, ja niczego nie żałuję! Żadnej z nich…
– O czym teraz, do jasnej cholery, mówisz?! – nie wytrzymał, już nawet nie próbując jej uspokajać. Zdecydowanym ruchem odepchnął ją od siebie na tyle, by móc wyprostować się i chwycić za ramiona. – Liv, na litość Boską…
– Boga w to nie mieszaj! – zadrwiła, nie szczędząc sobie złośliwości. – I Liv… Liv, Liv, Liv, Liv… Ciągle Liv – wycedziła przez zaciśnięte zęby, z niedowierzaniem potrząsając głową. – Kiedyś w ten sposób wypowiadałeś inne imię, prawda?
Coś w jej pytaniu sprawiło, że poczuł się dosłownie tak, jakby ktoś go uderzył. Gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc, próbując się uspokoić, ale to okazało się niemożliwe. Czuł, że drży, ale nie miał pewności, czy to wina jego napiętych do granic możliwości mięśni, czy może wciąż stojącej tak niepokojąco blisko dziewczyny. Czuł na sobie jej spojrzenie i to wystarczyło, żeby jeszcze bardziej go zdekoncentrować, doprowadzając do stanu, w którym ledwo był w stanie nadążyć za tym, co działo się wokół niego.
Jakby tego było mało, równie nieprawdopodobne wydawało się to, co właśnie mu sugerowała. Przez krótką chwilę myślami znów był przy tamtym poranku, kiedy stali przy tablicy ogłoszeń, a on wpatrywał się w kolejną z kolei informację o zaginięciu młodej dziewczyny. Pamiętał wyraz twarzy Liv, jej spojrzenie i słowa…
Te słowa, które prześladowały go aż do tego momentu.
„Wiem, że już kilka osób zniknęło… I może to nic, ale coś mi podpowiada, że żadna z tych dziewczyn już nie wróci.”
Jak powinien to rozumieć i…?
– Liv…
Kolejny grymas.
– I znowu! – zniecierpliwiła się, po czym nerwowo zacisnęła usta. – Powiedziałam ci, że masz przestać… Daj już spokój z tym imieniem.
– Ale…
Zdecydowanym ruchem potrząsnęła głową. Nie zorientował się, kiedy i dlaczego poluzował uścisk wokół jej nadgarstków, pozwalając, żeby przesunęła się bliżej i ujęła jego twarz w obie dłonie.
– Przestań ranić mnie w ten sposób, Damien… – wyszeptała niemalże błagalnym, drżącym głosem. – Nie mów mi, że przez cały ten czas niczego nie zauważyłeś… Że o mnie zapomniałeś. Obiecałeś mi – dodała z naciskiem, spoglądając mu w oczy. Jej lśniące, zielone tęczówki, które… wydawały się takie znajome i… – Ja zresztą też ci obiecywałam, kochany. Powiedziałam, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć. Pamiętasz? Ty z kolei mówiłeś, że będziemy razem na zawsze… Mówiłeś mi, że na zawsze, Damien!
– Ja nie…
Przywarła do niego jeszcze mocniej.
– Oboje wiemy, że teraz okłamujesz samego siebie – oznajmiła z naciskiem. – Pamiętasz, co takiego było, kiedy mieszkaliśmy w Amhertst po raz pierwszy… Musisz, chociaż to było bardzo dawno, prawda Damien? – Uśmiechnęła się słodko, to jednak wciąż pozostawało zaledwie parodią tego, co dotychczas widywał na twarzy Liv. Niczym jakaś okropna karykatura, której zdecydowanie nie chciał zapamiętać. – Ile to już lat, co? Ile wieków? – Zamilkła, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Ale ja pamiętałam. Czekałam przez cały ten czas… Bo wiesz, ja zawsze otrzymuję obietnic.
Być może mówiła coś jeszcze, ale już właściwie nie słuchał, zbyt oszołomiony sytuacją i tym, co działo się w jego głowie. Już wcześniej miał mętlik, walcząc ze sobą i wspomnieniami, których w równym stopniu pozostawał świadom, co i z uporem usiłował trzymać na dystans. Zacisnął powieki, ale nawet kiedy sobie na to pozwolił, wciąż widział jej twarz – zielone oczy, uroczy uśmiech i…
Och, tyle że w tamtej chwili nie spoglądał na Liv. Oczami wyobraźni widział kogoś innego – równie dla niego ważnego, pięknego i… przerażającego.
Wspomnienie, które pragnął pogrzebać wraz z nią – przyczyną każdej jego udręki.
Tą, która najwyraźniej wróciła, by pociągnąć ją za sobą.
– Jane…
Znów usłyszał śmiech, ale tym razem prawie nie był tego świadom. Zaraz po tym – zanim w ogóle zdążył zastanowić się nad tym, co i dlaczego działo się wokół niego – wszystko zniknęło, a Damiena pochłonęła ciemność.
~*~
To było zimą – wiem o tym doskonale, chociaż minęło tyle czasu. Co więcej, wiem, że ty również pamiętasz, chociaż z uporem próbujesz mnie od siebie odepchnąć. I chociaż to boli, jestem skłonna ci to wybaczyć, zresztą tak jak i wiele innych rzeczy, które mi zrobiłeś. Zwłaszcza tę jedną, która ostatecznie przywiodła nas do tego miejsca, a która wiele innych kobiet najpewniej by przeraziła. Liv też, a przynajmniej tak mi się wydaje – nie wiem, zresztą ty też nie, choć teraz jeszcze tego nie rozumiesz. Dlaczego miałbyś, skoro wciąż odpychasz od siebie prawdę, uparcie żyjąc iluzją świata, który z twoją pomocą stworzyłam specjalnie dla ciebie?
Kiedy wypowiadasz moje imię, wiem, że w końcu pozwalasz sobie na zrozumienie – tylko częściowe, bo dopiero pokażę ci, co takiego zamierzam. Czuję ulgę na myśl o tym, że najpewniej nareszcie mnie pamiętasz. Sama do tej pory potrafię odtworzyć sposób, w jaki patrzyłeś na mnie tych… Och, pięćset lat. Chyba tyle minęło, prawda? Czas jest tak zabawnym, złożonym zjawiskiem, że chwilami wciąż go nie rozumiem. W zasadzie tego nie chcę, bo kiedy żyje się wiecznie, mijające sekundy przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, z kolei ja czekałam dość, by zdążyć stracić rachubę. Wiem jedynie, że dzisiejsza noc jest wyjątkowa, a my nareszcie dokończymy to, co zapoczątkowałam już lata temu.
Musisz to pamiętać, prawda? Wtedy też byłeś przerażony, kiedy powiedziałam ci prawdę – obnażyłam się przed tobą, zdradzając najbardziej ciążący mi, ważny dla mnie sekret. Coś, co z powodzeniem mogłoby mnie pogrążyć, chociaż wierzyłam, że ty tego nie zrobisz. W końcu mnie kochałeś, czyż nie? Nadal kochasz. Czułam to już wtedy za każdym razem, kiedy wypowiadałeś moje imię, obejmowałeś, dotykałeś włosów… Czarnych i długich. Pamiętasz to, prawda? Wiem, że zawsze ci się podobały, zresztą tak jak moje oczy – przypominające dwa szmaragdy, co wielokrotnie od ciebie słyszałam.
W twoich myślach byłam wtedy idealna. To zresztą sprawiało, że tak się czułam, mając świadomość tego, że nareszcie znalazłam osobę, która kocha mnie nade wszystko i z którą pragnę spędzić resztę życia.
Wymarzyłam sobie dla nas wieczność i to właśnie ją pragnęłam ci podarować.
Pamiętam, że byłeś przerażony, kiedy spotkałam się z tobą tamtego wieczora. Zabolała mnie pogarda w twoich oczach, gdy wprost powiedziałam ci, kim jestem – kiedy powierzyłam swoje życie, zapewniając dość wiedzy, byś mógł mnie zniszczyć, gdyby takie było twoje życzenie. Ale nie potrafiłeś… Wiem o tym – o każdej sekundzie, którą poświęciłeś, żeby doszukać we mnie tej samej dziewczyny, z którą spotykałeś się na długie miesiące przed nadejściem zimy. To wciąż byłam i jestem ja; ta sama, którą adorowałeś, której skradłeś pocałunki, a ostatecznie odważyłeś się wsunąć pierścionek na palec, tym samym przypieczętowując to, co było pomiędzy nami. A ja byłam szczęśliwa – wciąż chcę być i właśnie tak się stanie, jeśli tylko mi na to pozwolisz. Wiem, że ostatnim razem popełniłam błędy, zbytnio cię szokując i nie dając czasu na zrozumienie wszystkiego, ale… jestem skłonna to naprawić. To dobrze, prawda? Minęło dość czasu, byśmy oboje nauczyli się więcej.
Tamtego wieczora prawda jednak okazała się zbyt trudna, co jasno uświadomiły mi twoje oczy. Przyszłam do ciebie z moim sekretem, a jednak wtedy mnie odrzuciłeś, zachowując się tak, jakbym z dnia na dzień przestała być sobą.
– Wiedźma! – usłyszałam od ciebie i choć to w pełni opisywało to, kim jestem, dla mnie było niczym sztylet wymierzony prosto w serce.
Tak się stało, ponieważ nie takim tonem zwraca się do osoby, którą jest się w stanie zrozumieć. Nie w ten sposób spoglądałeś na mnie wcześniej, powtarzając, że jestem dla ciebie najważniejsza. I choć rozumiałam, że to dla ciebie trudne, mimo wszystko poczułam się zraniona.
Nie tak postępuje się z kobietą, Damien.
Nie poddałam się, choć być może powinnam. Możliwe, że gdybym wtedy odpuściła, dając ci czas na zrozumienie, że chcę dla nas dobrze i że nie jestem potworem, wszystko byłoby inne. Ogarnął mnie jednak gniew – zbyt silny, bym mogła go kontrolować; bardziej gwałtowny, aniżeli tego chciałam, bowiem tak bardzo pragnęłam, żebyś mnie zrozumiał. Potrzebowałam ciebie i twojej akceptacji, błagając o nią w niemalże desperacki sposób, niezależnie od możliwych konsekwencji. Możliwe, że to nas zgubiło, ale… czy to takie złe? Jednak coś mi się udało, skoro wciąż trwamy, a ja jestem w stanie spełnić każdą z obietnic, która padła z moich ust.
– To dla ciebie, kochany – mówiłam wtedy, po cichu wierząc, że jednak zrozumiesz. – Czymże jest cena, jeśli w ten sposób na zawsze pozostaniemy razem? Jeśli mi pozwolisz, słowa „na wieczność” nabiorą nowego znaczenia… Nieśmiertelność to podobno marzenie głupców, ale ja mogę ci ją dać.
Tyle że ty nie rozumiałeś… Nie chciałeś, a może przerażało cię to, że miałam krew na rękach – i że pragnęłam posunąć się dalej. Nie przeczę, moje ambicje były i są wielkie, ale czy to nie jest warte swojej ceny? Amhertst nigdy nie dało nam niczego dobrego, dla mnie będąc niczym więzienie, z którego nade wszystko pragnęłam uciec. Tylko ty trzymałeś mnie w tym miejscu – twoja miłość, którą tak łatwo mogłam utracić oraz coraz realniejsze marzenie o długowieczności. Gdybyś wtedy mi pozwolił, zakończyłabym wszystko raz na zawsze – przyniosła zniszczenie tym, którzy na to zasłużyli, podczas gdy my…
My po prostu byśmy trwali – ponad śmiercią i wszelakimi słabościami, które stanowią domenę człowieczeństwa. Ty i ja, niczym bogowie, których nie miał prawa przywieść ku końcowi, jakże właściwemu kruchym, ludzkim istotom z którymi nigdy się nie utożsamiłam. Każde odebrane życie mogłoby nas do tego przybliżyć – ofiara, którą specjalnie dla ciebie byłam gotowa złożyć.
Tamtej nocy byłam zdolna poświęcić całe to cholerne miasto, które przy pierwszej okazji spaliłoby mnie na stosie. Zrobiliby to, gdyby wiedzieli, ale ty…
Ale wszystko poszło nie tak – i to z twojej winy, choć oddałam ci wszystko, co we mnie najlepsze. Mogłeś mnie mieć, a jednak pozwoliłeś na to, żeby strach przysłonił miłość, którą przez tyle czasu mnie darzyłeś. Nawet pierścionek zaręczynowy, który wciąż miałam na palcu, nie miał dla ciebie znaczenia, kiedy tak nagle powaliłeś mnie na ziemię. Byłeś silniejszy, bardziej zdeterminowany – napędzany przez gniew i pogardę, która w tak krótkim czasie zajęła miejsce wszelakich ciepłych uczuć, które do tej pory przeznaczone były specjalnie dla mnie. Wciąż chciałabym wiedzieć, co takiego sobie myślałeś, kiedy twoje dłonie zaciskały się na mojej szyi. Chyba nawet nie walczyłam – nie pamiętam, żebym to robiła, zdolna co najwyżej na ciebie patrzeć i…
Jak to jest patrzeć w oczy tej, którą podobno kochasz, zarazem tak po prostu odbierając jej życie?
Chciałabym wiedzieć, czy zawahałeś się przez moment, trwając w tym szaleństwie i beznamiętnie obserwując jak ja…
Wciąż próbuję pojąć, co takiego czułeś i jak silne musiało to być, skoro kazałeś mi wtedy odejść. Przynajmniej próbowałeś, bo nie przewidziałeś, jak daleko idące przygotowania poczyniłam, by zapewnić ci to, co tak bardzo chciałam ci ofiarować. I choć to szalone, wybaczyłam ci tamtą noc, bo wiem, jak oślepiający bywa gniew – doświadczam tego również teraz, nie po raz pierwszy wahając się nad tym, czy nie powinnam cię zabić, skoro z takim uporem próbujesz wyrzucić mnie ze swojej pamięci. Już raz to zrobiłeś, a teraz… Och, nawet teraz z takim uporem powtarzałeś imię innej, trwając w przekonaniu prawdziwości kłamstw, które w ciebie sączyłam.
Ale pamiętasz. W końcu wypowiadasz to jedno słowo…
Jane.
Wróciłam, tak jak ci przysięgałam. Tamtego wieczoru ofiara jednak została złożona – wystarczająco, by zapewnić ci długowieczność, której tak bardzo dla ciebie pragnęłam.
Teraz jestem i ja – i niezależnie od wszystkiego to, co rozpoczęłam tak dawno temu, ostatecznie się zakończy.
Na wieczność.
Share:

22 kwietnia 2018

Undertale: Sznury [+18]

Notka od autora: Samael od dłuższego czasu suszyła mi łeb, abym jej napisała jakieś opowiadanie. Chciała porno. No i ja mam świadomość, że zapewne to nie jest dokładnie to o co prosiła, lecz właśnie to "wyszło" spod moich palców. 
Ship: Czytelniczka x Grillby

Gdyby dwa lata temu ktoś Ci powiedział, że tak potoczy się Twoje życie – wyśmiałabyś go. Tak samo, jak śmiałaś się ze swojego kolegi, który z wielkim przejęciem informował Cię o założeniu konta na stronie zaadoptujfaceta.pl. Był zdesperowany. Tak sądziłaś. Strona, gdzie ogłaszali się wolni mężczyźni i pozwalali traktować się jak towar, który kobieta mogła wziąć pod swoje skrzydła. Taka podróbka Tindera.
Nie trzeba było długo czekać, abyś sama się tam zaszyła. Początkowo z nudów, albo by pośmiać się z gości mających tam konto. Ostatecznie przeglądałaś profile najbardziej, Twoim zdaniem, ekstremalnych przypadków. Wpisałaś słowa kluczowe. #BDSM #Sado-maso #dominacja i wyskoczyła banda pojebów w lateksowych wdziankach oferujących swoje usługi jako Pan. Ale nie tylko, przeważająca ilość chciała zostać zdominowana.
-Pojebańcy – mruknęłaś przesuwając palcem po ekranie swojego smartfona, gdy nagle coś rzuciło Ci się w oczy. Rasa. Rasa? Chodzi o kolor skóry? Szybko zorientowałaś się, że nie. Mogłaś wybrać człowieka, albo… potwora.
Potwory nie były czymś… obcym w Twoim świecie. Wyszły na powierzchnię jeszcze za lat młodości Twojej babci, ich asymilacja poszła bardzo sprawnie i skutecznie. Choć nie było wiele przedstawicieli tej rasy, postanowiłaś zobaczyć co tam się dzieje.
Większość ogłoszeń była prosta, zwykła, albo dla beki. Takiej prawdziwej beki-beki. Miałaś wrażenie, że trolle wrzucają zdjęcia randomowych potworów jakie minęły ich na ulicy i zakładały tam konto. Zabawnie, nie? Na początku. Lecz im dłużej przeglądałaś profile, tym głębiej brnęłaś. Po zaznaczeniu rasy na potworzą i wpisaniu tych samych tagów, wyskoczyła Ci tylko jedna propozycja. Nazywał się Grillby. Kliknęłaś.
Większość relacji sado-maso to pan i sługa. Grillby był jednak inny. On chciał mieć zwierzątko. Odrzeć człowieka z godności jaka mu przysługuje, rozebrać z wszelkich ubrań, rzucić na kolana i kazać robić za swój podnóżek, tak długo, aż mu się to nie znudzi. Nie byłaś nigdy wielką fanką upokarzania, lecz pchnięta czystą ludzką ciekawością, zgodziłaś się na pierwsze spotkanie. Neutralne. W publicznym miejscu – średniej jakości restauracja położona w centrum Twojego miasta – gdzie mieliście dogadać szczegóły. Wiedziałaś o nim wiele. Miał swój bar, w którym serwował trunki dla potworów, lecz miał też ludzkich klientów. Lubił muzykę jazzową, szybkie samochody i muzykę klasyczną. W rozmowach na stronie wydawał się być ogarnięty. Starannie stawiał wszystkie przecinki, nie stosował emotek, zwracał się do Ciebie per „panienko” nawet, jak prosiłaś by tego nie robił, albo po prostu nazywał Cię po Nicku jaki wpisałaś.
Pierwsze spotkanie było przyjemne. Dobrze czułaś się w jego towarzystwie i wbrew temu co myślałaś, nie rozmawialiście o seksie, czy o układzie. Mówiliście o wszystkim. O książkach. O filmach. O znajomych. O mniejszych problemach w życiu i zabawnych anegdotach. Tak dobrze czułaś się w jego towarzystwie, że sama zaproponowałaś kolejne spotkanie w nieco mniej zaludnionym miejscu o wieczorowej porze. Bar Tunel, był Twoim ulubionym miejscem, do którego zapraszałaś wszystkie osoby z jakimi czułaś się bardziej zżyta. Rockowe towarzystwo, kłęby dymu z papierosów unoszące się nad głowami, ściśnięta między krzesełkami a barem maszyna do rzucania rzutkami i kamienne ściany ozdobione świecami i kilkoma przyciemnionymi żarówkami, do tego niebieski neon Lucky Strike. Spodobało mu się tam.
Od słowa do słowa, przeszliście do głównego tematu. Wyznał Ci, patrząc na swoje ogniste ręce w których bawił się podstawką pod piwo, że choć ma takie upodobania zaznaczone w swoim profilu, jest już nimi – zmęczony. Zmęczony spotkaniami z ludzkimi samicami (jakoś nie spodobało Ci się to określenie), które właściwie nie wiedzą na co się piszą. Naczytały się opowiadań w których wszystko jest takie seksowne, takie… nienaturalne, że rezygnują po pierwszym bacie. Był zmęczony też szajbuskami. Mało brakowało, a zadławiłabyś się piwem, gdy opowiadał Ci o kobiecie, która chciała, aby wyrządził jej faktyczne rany na ciele i kazała sobie tak mocno związać piersi, że te aż posiniały.
-A może, chciałbyś spróbować zamiany ról? – odezwałaś się wtedy, czy to przez alkohol, czy po prostu przez miłe towarzystwo, nie bałaś się mówić tego co myślisz. Potwór z zainteresowaniem podniósł brew czekając na dalsze Twoje słowa – Wiesz, ja nie jestem ani taka, ani taka. Nie lubię bólu i nie podnieca mnie on. – Przygryzłaś wargę – Słuchaj, nie obrazisz się za to co teraz powiem? – pokręcił przecząco głową po krótkiej chwili wahania – Miałam ostatnio sen.
-Tak?
-Yhym, ty mi się śniłeś.
-O. No nie mów. I co?
-Byłeś związany. – cisza. Obserwowałaś, jak prostuje się w zaskoczeniu. Potrzebował pół minuty na przeanalizowanie tego co powiedziałaś. Nie zareagował jednak śmiechem. Pochylił się ponownie nad blatem drewnianego stołu i przymrużył oczy schowane za szkłami okularów.
-Powiedz coś więcej…
Do kolejnego waszego spotkania doszło w hotelu. Kolejne neutralne miejsce. Hotel wynajmował on, na swoje nazwisko. Nie był to jakiś pięciogwiazdkowy kurort, gdzie kelnerzy podają na złotych miskach kawior i ostrygi. Nie był to też motel, gdzie karaczany patrzą na gości jak ci korzystają z ubikacji. Średniej jakości, zadbany, hotelik położony na przedmieściach. Tam też, zrealizowaliście Twoją fantazję. Znaczy, nie do końca. Na samym początku musiałaś nauczyć się wielu rzeczy o potworzej fizyczności. Jak wyglądają prawdziwe rany na ich ciałach. Kiedy przestać. Wiedzy teoretycznej nauczyłaś się szybko. Potem Grillby pokazywał Ci sznury, uczył podstawowych węzłów i bawiłaś się wiążąc mu ręce. Bawiłaś się, dokładnie. Wasza zabawa polegała raczej na – Ty robisz jak umiesz najlepiej, a on pokazuje Ci, że Twoje wiązanie jest do dupy. O. Tak lepiej. Siedzenie razem do rana na łóżku hotelowym było miłe. Nawet nie zorientowałaś się, kiedy oboje usnęliście. Drugą dobę dokupiłaś już Ty. Nie chciałaś mieć wobec niego jakikolwiek dług.
Po dniu spędzonym na nic-nie-robieniu i uczeniu się o sztuce kneblowania oraz czytania na forach o rozmaitych torturach, nakręcałaś się bardziej. I nie, nie widziałaś siebie ani razu jako uległą. Wszystko analizowałaś tak, aby sprawiło rozkosz i Tobie i Grillbiemu. Odkryłaś, że BDSM, to coś więcej niż bezsensowne zadawanie bólu i cierpienia, z którego masochista ma czerpać radość. Nie. To coś więcej. To sztuka, nie przeznaczona dla każdego. Prawdziwe SM. Wiedziałaś też, że Grillby patrzy dokładnie tak samo. To dlatego większość jego wcześniejszych partnerek tak szybko odchodziło. Nie rozumiały piękna, jakim on się zachwycał oraz które z każdą kolejną minutą oczarowywało Ciebie.
Nastała noc. Miałaś na sobie swoją zwyczajną piżamę – czyli rozciągniętą koszulę nocną jakiejś metalowej kapeli, oraz bieliznę. Grillby stał przed lustrem w ubikacji zapinając na swojej szyi obrożę.
-Głupio się czuję – bąknął patrząc na Ciebie przez ramię – Widziałem ją tyle razy na szyjach kobiet, że …
-Jak nie chcesz jej nosić, możesz ją ściągnąć – siedziałaś na łóżku
-Mogę?
-Yhym, nie będzie nam potrzebna, choć wyglądasz… - przygryzłaś wargę mrużąc oczy - … seksownie. – Potwór wyszedł z ubikacji opierając się o framugę. Miał obrożę, skrzyżowane ręce na piersi i… był nagi. Płomienie na jego ciele tańczyły delikatnie. Zero wstydu, zero strachu. Nic tylko ogień, ciepło i zwisająca męskość. Spora.
-Podoba ci się to co widzisz? – wymruczał po chwili gapienia się na jego kutasa. Podniosłaś na niego wzrok zarumieniona i uśmiechnęłaś się głupio. – Zaczynamy?- przytaknęłaś łapiąc za sznury.
Uwielbiałaś to. Uwielbiałaś jego wzrok, kiedy wiedział, że będziesz robiła mu to, co spodoba mu się tak bardzo, iż będzie chciał abyś przestała. Uwielbiałaś gdy zaciskał z całych sił usta wyginając się do tyłu, napinając wszystkie mięśnie w ciele by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. By nie dać Ci satysfakcji. Nadal był przecież panem, który chciał mieć zwierzątko. Ty jednak poszerzyłaś jego horyzonty, nigdy nie pozwalając, aby czuł się jak sługa. Nigdy nie pozwalałaś mu, aby poczuł się upokorzony. Nie traktowałaś go jako swoją zabawkę, nie rozkazywałaś mu, nie biłaś. Nie uprawialiście seksu. Takiego stricte seksu. Owszem był nagi. Ty często też. Lecz… dosiadanie go nie wydawało się konieczne.
Odkryłaś kilka jego słabych miejsc. Plecy. Uwielbiał gdy drapałaś go pazurami po plecach, w tym też celu zapuszczałaś je i piłowałaś, by przypominały szpony. Jakkolwiek plecy uwielbiały być zaorane, tak kark trzeba było drapać delikatnie. Jak dobrego psa po udanym spacerze. Nie przepadał za dotykaniem go po udach, stronił też by się nie wypinać w Twoją stronę. Nie lubił też jak się dotyka jego stóp. Głównie dlatego, że ma tam przeraźliwe łaskotki nad którymi nie panuje. W chwili gdy to odkryłaś, miałaś poparzone ręce i musieliście odłożyć waszą zabawę na później.
To co uwielbiałaś najbardziej robić – to budzić w nim bestię. Nie podniecało Cię znęcanie się nad nim. Posłuszeństwo uważałaś za nudę. Element dominacji, który Cię pociągał to walka. Walka dwóch silnych charakterów o władzę. Podobało Ci się to, że za każdym razem, gdy kupowaliście pokój w hotelu musiałaś z nim walczyć. Nie dosłownie oczywiście.
Gdy na samym początku posłusznie dawał się wiązać, tak z każdym kolejnym razem przychodziło to trudniej. Zaczynał się ruszać, wyrywał, nie dawał rąk. Kilka razy tak się siłowaliście, że sama skończyłaś związana. Nie. Nie zrobił Ci nic, po prostu się śmiał z Ciebie. Pogodnie i życzliwie. Rzucił kilka uwag, podrażnił Cię, podjudził, rozgotował złość, a potem puścił, pozwalając byś z całą swoją determinacją ruszyła na niego mszcząc się za wszystkie winy i krzywdy, za cały świat!
W ciągu tych dwóch lat zaliczyliście wszystkie bazy. Seks nigdy nie idzie w parze z waszymi zabawami, może czasami stanowić uwieńczenie całości, kiedy to pod prysznicem nadal walczycie o dominacje, gdy wasze ciała splecione razem zapominają o całym świecie. Gdy Ty wgryzasz się w jego wargi z wściekłością za to, że nie zrobiłaś mu wszystkiego co chciałaś, zaś on odwzajemnia wchodząc w Ciebie boleśnie za to, co mu zrobiłaś. Wasz związek, bo można o takich mówić, jest niezrozumiały dla otoczenia. Nie zachowujecie się jak typowa para, nie pasuje też określenie „przyjaciół z potrzebami”. Po prostu jesteście razem. Ty nie sypiasz z nikim innym, on też skasował swoje konto na tamtej stronie i teraz, gdy o tym wspomina to wstyd mu za samego siebie. Lecz, gdyby nie ta strona, nie poznałabyś Grillbiego.
Share:

Undertale: HappiestTale: Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''


Autor: Fenfral
Spis treści:
Nieco inna historia Asriela i Chary.
 (Nie)ostatni korytarz
 Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
  Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
 Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!"
 Spełnione marzenia i nadzieje.
 Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
 Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
 Cały świat i cała wieczność!
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
 Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
 Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
 Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?'' (obecnie czytany)
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu!
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
 Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość 
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
 Siemka Night: Trening (część 2)
 Siemka Night: Nowy Dom 
Lista

Właśnie wróciliśmy z obozu. Droga powrotna poszła znacznie szybciej, niż droga do obozu. Odprowadzenie wszystkich do domów zeszło dłuższą chwilę.
-Jestem padnięty, ale do Ruin już blisko.- Nogi mnie bolały po długim chodzeniu.
-Nie narzekaj. Było naprawdę ekstra.- Hiper Asriel miał znacznie lepszy humor.- I mam nawet pewien pomysł.
-Jaki?
-Wiesz... od jakiegoś czasu mam ochotę pójść na dyskotekę.
-Dyskotekę?!
-Tak. Co o tym myślisz?
-W sumie... jestem za. A kiedy miałbyś zamiar ją urządzić?
-Ja?! Sądziłem, że ty mógłbyś...
-Sorka, ale nie znam się na tym.
-Chyba mam pomysł. Co powiesz na Mettatona i Napstablooka? Może oni coś nam podpowiedzą.
-Już widzę wejście do domu. Dokończymy rozmowę za moment. Twoi rodzice musieli się strasznie stęsknić.
-Pewnie tak. I jestem trochę głodny.
-A ja muszę się przebrać.
-To jak? Wrócimy do tematu za chwilę?
-Ok. Ja idę do pokoju i zadzwonię do pozostałych, czy też mieliby ochotę iść na dyskotekę.
-To ja lecę przywitać się z rodzicami i opowiem im jak było. Chcesz coś z kuchni?
-Nie, może później.- Wszedłem do pokoju. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Papyrusa. Od kogoś trzeba było zacząć.
-Cześć Paps. Co tam u was? Bardzo zmęczeni?
-...
-Mi też się podobało. I jest propozycja. Byliście kiedyś na dyskotece?
-...
-To jak? Chcecie iść?
-...
-Pewnie niedługo, ale jeszcze nie wiem kiedy dokładnie.
-...
-Ekstra! Teraz muszę zadzwonić do pozostałych.
Share:

21 kwietnia 2018

20 kwietnia 2018

Undertale: W głębi duszy.. - Rozdział III


Notka od autora- Wracałam przez górę gdy wpadłam do pod ziemia. Nie spodziewając sie co mnie czeka, spotkanie 2 braci to pikuś przy następnych wydarzeniach... Rozdziały 18+ będą oznaczone 🍷. 
Autor: Kirishe San
Zdradliwa i wierna (obecnie czytane)
....

Alice.exe
-Nie lubię go po prostu...-Szepnęłam. Sans szturchną mnie w ramie. W telewizji leciała (chyba) setna emisja Metattona.
-heh...a ja go lobię- zerknęłam  na zegarek było piętnaście po 20....wstałam, lecz coś pociągnęło mnie za rękę. To był Sans patrzył na mnie z małym wyrzutem. Wywróciłam oczami.
-Co?-Spytałam z pogardą. Patrzył w ekran trzymając mnie za rękę. Stęknęłam.-Puść!-Brzmiałam jak nastolatka która ma sprzątnąć w pokoju. Ścisnął moją rękę troszeniusie mocniej. Syknęłam, złagodził uścisk.
-A co ci tak spieszno dzie...Alice?-Przypomniał sobie o czymś i oglądał dalej.
-Idę spać i ty mi w tym nie przeszkodzisz!-Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i ruszyłam szybkim krokiem do sypialni.

Sans.exe

Po wyłączeniu TV człapałem do siebie. Było po 22 i czułem, że jak nie położę się teraz to usnę na stojąco. Przechodząc koło pokoju Alice, zatrzymałem się. Jest coraz bardziej intrygująca.. Czuje coś innego... i to chyba nie ciekawość. Ale, znaliśmy się zbyt krótko bym wiedział co to za uczucie... gdy złapałem ją za rękę jej aura była jasno-ciemno pomarańczowa. Nauczyłem się je rozpoznawać gdy był tu ten bachor.. Mniejsza.. Ta aura oznaczała sympatie i wstyd. Uśmiech cisną mi się na zęby gdy przypomnę sobie jej reakcje.. Hehe gdy ją widzę zbiera mi się na rzyganie tęczą. Te okularki zsuwają jej się ciągle z nosa i to jak się wtedy wkurwia jej słodkie i urocze... ii nie chce by  reset wszystko zjebał..  to była wielka niespodzianka gdy ona zamiast Frisk wpadła do podziemia.... Chwyciłem za klamkę i cichutko otworzyłem drzwi. Spała. Przyglądałem jej się trochę. Jest śliczna..

Shadow(Melania).exe\Alice.exe

Szłam przez ciemny las, taki jaki był w Snowdin. Ciche szepty, były coraz bardziej wyraźne. Trzask drzwi rozległ się echem. Zignorowałam to. Na końcu ścieżki zobaczyłam małego chłopca w fioletowo-żółtym swetrze i skórzanych spodenkach. Włosy miał do ramion (w kolorze brązu) i krótką grzywkę.
-Myślałaś, że możesz tak tu wpaść, bez konsekwencji?!-Zabrzmiał dziewczęcy głos. Zdziwiłam sie.-To on miał tu być! Nie ty szmato! Frisk!-Dzieciak wyciągnął z kieszeni spodenek nóż. Popędził w moją stronę. Nie mogłam się ruszyć. To był koniec..

Alice.exe

-Co kurwa! Ała!-Wylądowałam na podłodze, wszystko mnie bolało..byłam oblana zimnym potem...serce biło mi jak młot. Drzwi się otworzyły z hukiem i w progu stał Sans i Papyrus.
-CZŁOWIEKU NIC CI NIE JEST?-Jego głos był strasznie cichutki... czy to ja  ogłuchłam?
-W-wszystko okej... która godzina?-Spytałam podnosząc się z ziemi.
-Po czwartej nad ranem. Radze ci iść spać z powrotem.-Sans ziewną.-Ja idę...Pa!- Iii
 zniknął  za  rogiem. Paps po chwili zrobił to samo. Zostałam sama.

Sans.exe

Coś się stało. . .coś musiało się stać!!!  Położyłem  się na swoim łóżku. Jej wzrok. . .przestraszony. . .czyżby to była jakaś z zemst tego bachora? Nawiedzanie jej w śnie? A może wszedł nastraszył ją a gdy usłyszał kroki uciekł? Od kiedy tu jest nie mam  koszmarów. . .

Alice.exe

Przed tym wszystkim strzeże mnie jedna osoba. . . Melania-Shadow.

Sans.exe

Pukanie w drzwi się nasiliło.
-Włazić!!!-Krzyknąłem zirytowany tym że budzi mnie się tak wcześnie. Do pomieszczenia weszła Alice.
-Hhej.. ...-Głos jej drżał. Wstałem od razu. Ona ma nade mną dziwną władze a zwłaszcza jej zapach. Usiadła obok mnie na łóżku.
-Po co przyszłaś?-Wzruszyła ramionami.-Wiesz co?-Spojrzała na mnie zaciekawiona.-Masz piękne oczy. . .i włosy. . .-Szepnąłem. Odwróciła swoją lekko zaczerwienioną twarz kryjąc ją w bujnych, kasztanowych włosach. Boże, czemu to powiedziałem!? Jestem głupi. . .tępy. . .

Alice.exe

To słodkie. . . ( ;33)

Shadow(Melania).exe\Alice.exe

-Spoko Ali.-Szepnęła Alice do ucha.- Wszystko będzie ok. . .-Czarna maź z jej oczu kapnęła jej na nogi.-Nic ci nie będzie jeszcze jutro i koniec. . .-Alice wzdrygnęła się.

Alice.exe

-Sans. . .-Szkielet nadal nie podniósł wzroku z podłogi.-Jutro.  . .
-Co jutro?-Zdziwił się.
-Jutro TEN wpadnie do podziemia. . .-Wyszeptałam.
-Jaki "Ten"? O co biega?-Nie rozumiał.
-Frisk. . .-Szkielet wzdrygnął się i zerwał na równe nogi stając przede mną.
-Skąd to wiesz?-Jąkał się.
-Bo ona mi powiedziała. . -Szeptałam.
-Kto?-Spytał z zdenerwowaną miną rozglądając się na boki.-Chara?
-Shadow. . .-Szkielet błądził po mnie wzrokiem.
-Cień? Shadow? Co?
-Nazwałam ją tak bo jest cieniem mojej duszy. . .-Mruknęłam.
-Jak cieniem duszy? O co chodzi? Nie kumam. . .-Podrapał się po tyle czachy.
-Naprawdę miała na imię Melania. Jej dusza została zmieniona w cień. By żyć musi kogoś się uczepić.-Powiedziałam wolno by zrozumiał . Choć coś czuje że nie czai.

Sans.exe

Shadow? Melania? Alice? Frisk do podziemia? Co?! Gada bez sensu! Naćpała się czy co?

Sans.exe/Shadow(melania).exe/Alice.exe

-Alice mówi prawdę!-Krzyknęła Shadow.
-Shadow dość! Nie wolno wchodzić do czyjegoś umysłu.-Warknęła Alice.
-Shadow?-Szepnął.-To ty? Melania?-Postać pojawiła się przed nim. Była to brunetka z której oczu lała się czarna maź.
-Frisk się jutro zjawi. . . ratuj brata. . .Alice nie ratuj. ..zginie pierwsza. . .

Sans.exe

-Kurwa! Co to!? Alice!-Wydarłem się.
-To Shadow. . .-Szepnęła. . .
-Ok?-Byłem oszołomiony. Kurwa. . . Co ona robiła w mojej głowie co?!
-Nie wiem!-Przestraszyła się. Wybiegłem z pokoju zostawiając Alice samą. I teraz tego żałuje . . .
Share:

19 kwietnia 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Nowy początek [i hope you break me - New Beginning - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
...Dlaczego jest tak ciemno?
-Sans? - wołałaś w pustce gładząc się nerwowo po ręce. Z oddali słyszałaś krzyk – Sa-Sans?! Sans?! - krzyki były głośniejsze, wyraźniejsze, za każdym Twoim krokiem, z każdym razem, gdy oglądałaś się za siebie. Ale... nic nie widziałaś. - Sans.. - zaczęłaś płakać – P-proszę, pomóż mi... - Stąd Nie Ma Wybawienia, pojawił się niski zachrypnięty głos. - Kto.. kto tam? - Ty Z A B I Ł A Ś – Ja.. ja nie chciałam... - Z A B I Ł A Ś! MOR. DER. CA! - Z-zamknij się! - krzyczałaś. - Ja.. ja musiałam bronić mojego Soul Mate! - Więc Skąd To Poczucie WINY? - Ja... - spuściłaś wzrok – Nie chciałam nikogo krzywdzić... - KŁAMCA! Z A B I Ł A Ś! MOR. DER. CA! - Zamknij się! Zamknij się! - żądałaś drżąc zaciśniętymi pięściami, zaciskając mocno zęby – Nie jestem! Nie jestem!
-Już dobrze Aniołku – otworzyłaś oczy i podniosłaś się ze szpitalnego łóżka Sansa. Głaskał Cię po głowie jedną ręką, drugą pieścił po twarzy. Ciekły Ci łzy
-Ja... ja...
-Już dobrze – szeptał – Nawet jak wiesz, że na to zasługują, to nic nie zmienia. Nauczysz... się z tym żyć – przytaknęłaś ocierając zły – Będzie dobrze. Przejdziemy przez to – szeptał głaszcząc Cię dalej. Wkrótce położyłaś znowu głowę na materacu. Przez ostatni tydzień masz koszmary w których ktoś obwinia Cię za morderstwo, mówi, że jesteś zabójcą. Choć Jerry zagrażał Tobie i Twojemu Soul Mate, część duszy czuje wine za odebranie mu życia. Ta wina manifestuje się w koszmarach. Krzyczysz przez sen, płaczesz, drżysz, Sans zawsze obejmuje Cię i zapewnia, że wszystko będzie dobrze. Jego głos, dotyk jest tak przyjemny, że ufasz mu bez wątpliwości. Sen przychodzi znowu i udaje Ci się przetrwać do rana. W ciągu dnia, pielęgniarki sprawdzają stan magii Sansa i pomagają mu w rekonwalescencji. Jego brat, szwagier i bratanek przychodzą codziennie, tak jak do Ciebie Iris i Somn. Pierwszy raz jak Cię zobaczyli, popłakali się i tulili Cię. Teraz, uspokoili się. Nawet Pan Lapin przyszedł w goście zapewniając Cię, że zastępstwo dobrze zajęło się Twoimi uczniami, lecz czeka na Twój rychły powrót do pracy. Jedyną osobą, która nie przyszła był ojciec Sansa. Gaster. Nie byłaś pewna, czy powinnaś o niego pytać Sansa. Papyrus wydawał się odpowiedniejszy do tego.  Gdy Guevara rozmawiał z Sansem, Ty wyciągnęłaś Papyrusa na korytarz.
-Coś nie tak, droga siostro?
-Zastanawiałam się... twój ojciec przyjdzie? - Papyrus otworzył oczodoły zaskoczony. Z nerwów zaczęłaś przebierać palcami – To oznacza... nie? - westchnął
-Jestem pewien, że Sans powiedział ci... że ich... znajomość jest dość mocna... ale nie są... zbyt blisko siebie – przytaknęłaś.
-Wiem, że nie widują się uh.. oczodół w oczodół, Gaster bada Rezonans … Po prostu pomyślałam... Sans jest w szpitalu od ponad dwóch tygodni. Nawet moi studenci którzy byli u mnie tylko raz na wykładach przyszli mnie odwiedzić! To niedorzeczne, że..
-Wiem, wiem – przerwał Ci krzyżując ręce – Porozmawiam z nim... albo przynajmniej spróbuję porozmawiać... Nie chce otwierać drzwi.
-To absurd! - położyłaś ręce na biodrach – Mógł chociaż zadzwonić! - Papyrus przytaknął. Westchnęłaś. Złość niczego nie rozwiązywała.
-Hm... byłaś już u siebie w domu? - zapytał zmieniając temat – Wydaje mi się, że wszystko jest już stabilne. Możemy się tam przejść i poszukać tego co ocalało
-Jeżeli cokolwiek ocalało, nie mam gdzie się przenieść – zaznaczyłaś – Byłam tu z Sansem przez cały ten czas, nie szukałam nowego mieszkania...
-Nie będziesz musiała tego robić – usłyszałaś głos Sansa za sobą. Odwróciłaś się, by zobaczyć jak zszedł z łóżka podpierając się na kulach, kulejący szkielet przyczłapał do Ciebie – Zamieszkasz z nami – zamrugałaś
-Ale nie ma tam dość miejsca, prawda?
-Możesz spać w moim łóżku
-Sans – znowu położyłaś ręce na biodrach – Twoje łóżko jest za małe.
-Nie jest. Już na nim leżeliśmy i było fajnie, pamiętasz? - zarumieniłaś się
-Tak, tak, ale... nie próbowaliśmy na nim wtedy spać
-Eh i tak pewnie nie będziemy wiele spać – machnął ręką – Więc jest idealne
-Sans! - krzyknęłaś razem z Papyrusem. Sans przyglądał się wam
-Kurwa. Będę musiał teraz znosić jak oboje to robicie?
-Nie mów o seksie przy Guevarze! - warknął Papyrus
-Papy, on ma dwadzieścia lat! - mruknął Sans
-No i co z tego! To nadal moje dzieciątko! Nie mówcie o dziwnych rzeczach jakie wasza dwójka robi!
-Nasza dwójka? Może powinienem powiedzieć Aniołkowi o tym jak przyłapałem ciebie i Grillbiego na balkonie w restauracji. - cała czaszka Papyrusa zrobiła się pomarańczowa. Sans zalał się śmiechem, zaś Ty patrzyłaś na zawstydzonego młodszego brata. Sans przestał się śmiać i pochylił się w Twoją stronę – Robili to też na skrzyni pomidorów. O, raz też ich złapałem na klatce schodowej. Przed narodzinami Guevary. Teraz wszystkie zboczenia kryją w sypialni, ale wcześniej uuuh to para zboczeńców.
-Dość! - krzyknął Papyrus – Droga Siostra nie chce słuchać o moim intymnym życiu
-Cóż... - przeniosłaś ciężar z nogi na nogę chowając ręce za siebie – Sans i ja uprawialiśmy seks w jakiejś alejce w mieście, więc nie wy jedni...
-CO ROBILIŚCIE?! - czaszka Papyrusa znowu zrobiła się pomarańczowa gdy piorunował brata spojrzeniem. Sans odsunął się szczerząc kły
-Ah, daj spokój brachu. To było w Dzielnicy Czerwonych Latarni
-To nie ma znaczenia! Co ci mówiłem o twojej ekshibicjonistycznej naturze?! - zaczął tupać nogą – Jaki przykład pokazujesz Guevarze?!
-Przecież nic mu nie powiedziałem – wywrócił oczami krzyżując ręce – Jeżeli chcesz wiedzieć, rozmawialiśmy o grach. Ostatnio gra w jakieś kryształki czy coś – wskazał kciukiem za siebie. Na łóżku Sansa leżał Guevara, fiołkowe oczy wpatrywały się w was, wystawił też złośliwie język.
-W co gra?
-W jakieś klocki. Trzeba układać je jakoś tam – odpowiedział Sans – Pomagam mu z niektórymi poziomami
-Awww, to słodkie – uśmiechnęłaś się. Sans wzruszył ramionami, ale się zarumienił.
-Coś, Sans więc pomóż mu z grą – zaczął Papyrus – Jeżeli Siostrzyczka ma z nami mieszkać, musimy przenieść jej rzeczy do nas tak szybko jak się da. Jestem pewien, że władze chcę rozpocząć przebudowę.
-Zaraz, naprawdę wam to nie przeszkadza? - Wtrąciłaś się?
-Nie – powiedzieli jednocześnie
-Nie ma potrzeby, abyście żyli oddzieleni od siebie – mówił dalej Paps – A jeżeli łóżko faktycznie będzie za małe, Sans będzie spał na kanapie, póki czegoś nie wymyślimy
-Mogę spać na ziemi obok niej – Sans wzruszył ramionami – To i tak nie będzie najdziwniejsze miejsce w jakim spałem
-A jakie jest najdziwniejsze? - nie umiałaś się powstrzymać. Sans postukał się kilka razy palcem w szczękę zamyślony
-Chyba.... na dachu samochodu? Nie, chyba na leżaku na plaży?
-Łaaał – patrzyłaś się. Papyrus przetarł czaszkę ręką
-Jestem ciekaw skąd masz te nawyki ekshibicjonisty – Sans zaśmiał się
-Kto wie? Może Gaster za młodu był świrem? Kurwa, trzeba będzie się go o to kiedyś zapytać. Może posłuchamy starych seks historyjek? - Papyrus warknął
-Dzwonię do Royale. Nie chcę, abyś mówił o takich rzeczach przy Guevarze!
-Dobrze brachu, będę grzeczny – uśmiechnął się – Obiecuję. Vara będziemy mówić tylko o grach – Popatrzył na Ciebie – Dbaj o mojego braciszka, dobrze Archaniele? - pogłaskał Cię po głowie, zaś swojego brata poklepał. Ten w odpowiedzi warknął i lekko się zarumienił – Czasem jest trudny do zniesienia.
-Nie mów takich rzeczy! - bąknął Paps odtrącając rękę brata. Sans zaśmiał się gdy Paps zaczął wychodzić. Gdy go już nie było, pochylił się i pocałował Cię w czoło.
-Uważaj, mój mały Archaniele. Wiem, że będzie trochę ciasno, ale przywykniesz do naszego mieszkania. Jeżeli nie czułabyś się tam jednak bezpiecznie, możesz wyjść, wiesz? Nie chcę, abyś siedziała w szpitalu więcej niż to konieczne. - stanęłaś na palcach aby pocałować go w kły.
-Będę uważać. Ty wracaj do łóżka i odpoczywaj. Do zobaczenia niebawem – uśmiechnął się i znowu się pocałowaliście
-Do potem, Aniołku.
Share:

POPULARNE ILUZJE