9 kwietnia 2018

Star Wars: Wojny imperiów - Rozdział VIII [opowiadanie by Revan]

Autor okładki: littlejedi19
Autor opowiadania: RevanSans
Notka od autora: Kenobi wychodzi z pojedynku jako przegrany, ginąc od miecza własnego ucznia. Padme jednak umiera przy porodzie, pomimo tego że ma przy sobie Anakina ponieważ myśli że zmarł w momencie przemiany Republiki na Imperium Galaktyczne. Skywalker domyśla się że został oszukany przez Palpatine'a, więc go zabija. Przejmuje władzę w Imperium i postanawia że Leia zostanie politykiem, natomiast Luke będzie Rycerzem Sith. Po dwudziestu latach sprawy jednak zaczynają się walić, Sojusz dla Przywrócenia Republiki powraca,  natomiast w sercu Imperium szykuje się spisek na życie Anakina, nikt jednak nawet nie spodziewa się że największe zagrożenie pochodzić będzie z innej galaktyki.


Spis treści:
1 | |
| | 8 (obecnie czytany)9 |

Thrawn zaczął głaskać swojego Isalamira, będąc w jednym ze swoich częstych transów, kiedy to miliony możliwych scenariuszy przewijało się przez jego niebieską głowę. Po dłuższej chwili odsapnął i zwrócił się w stronę jedynej osoby której bezgranicznie ufał.
— Jakie mamy floty którymi moglibyśmy zaatakować Kuat? — zapytał Kapitana Pellaeon'a.
— Sir, aktualnie posiadamy czternaście krążowników Tector, dziesięć klasy Imperial, dwajścia cztery Acclamotory, pięć Arquitensów, oraz około tysiąc eskadr myśliwców TIE. — odparł spokojnie Pellaeon — Jednostki te stanowią obronę planety, Balmorra, Neimoidii oraz Alderaanu.
Wielki Admirał obrócił się w stronę swojej kolekcji dzieł, trzymając w jednej ręce datapada pełnego danych.
Nagle rzucił datapadem przeklinając. Nie było to typowe dla niego zachowanie.
Więc, Skywalker zbudował nową superbroń... pomyślał Thrawn.
— Ten... Klon, Joruus, jest gotowy? — spytał tonen pełnym zniesmaczenia samym istnieniem klona szalonego Jedi, którego zabił kiedy jeszcze służył w Marynarce Chiss.
— Sir, jednostka Joruus C'baoth jest niestabilna, testy dowiodły że nie można jej tak łatwo kontrolować — odparł zaniepokojony pytaniem admirała, Pellaeon.
— Scentrujcie flotę planetarną Balmorry i Neimoidii na Alderaanie, wyślijcie tam Joruusa — rozkazał Wielki Admirał — Niech czeka na rozkazy
— Tak jest, sir - odpowiedział mu kapitan, zostawiając swoje wątpliwości dla siebie.
*  *  *
Dziewczyna kontynuowała sprzątanie, rozmyślając.
Phasma...
Nigdy nie miała imienia, wiedziała jedynie że jej matka była podrzędną córką barmana, a jej ojciec, jednym z wielu żołnierzy Republiki, którzy pomimo tego że klony ginęły za nich, ciągle się zaciągali do wojska. Urodziła się w  roku 12 BBC, wedle nowego kalendarza jaki miał obowiązywać w Imperium Skywalkerów. Kanclerz zarządziła że ten rok, zważywszy na zbliżającą się bitwę  o Coruscant, jest rokiem zerowym.
Matka dziewczyny zmarła przy porodzie, natomiast ojciec wdepnął na minę podczas dławienia jakiejś Rebelii. Została sama, a z racji tego że ani matka, ani ojciec nie mieli rodziny, została przeniesiona do sierocińca. Po osiągnięciu wieku pięciu lat, uciekła wraz z paroma innymi dziećmi i zamieszkała w slumsach. Jako że mało osób znało jej prawdziwe imię, wszyscy zaczęli do niej mówić Phasma. Szybko przyzwyczaiła się do tego przezwiska.
Lata mijały, aż już podświadomie przedstawiała się jako Phasma. Życie w slumsach nie było łatwe, żeby przetrwać musiała kraść, żebrać i oszukiwać, pomimo tego, wolny czas przeznaczała na trening. Szybko została, tak zwanym, hersztem bandy dzieciaków ze slumsów i traktowała ich jak swoich własnych braci i siostry. Sama głodowała, by najmłodsi byli nakarmieni, kradła zabawki dla dzieci, a nawet raz sprzedała się za marne dwieście kredytów, by zakupić leki dla chorej dziewczynki ze swojego "stada".
Niestety pewnej nocy, Imperium przeprowadziło nalot na kryjówkę jej bandy, zabierając dzieci do sierocińca. Phasma sama zdołała uciec. Wtedy też w jej życiu zakończył się pewien okres.
Pewnego razu na rynku, postanowiła "zarobić", szybko zauważyła mężczyznę który się odrobinę wyróżniał. Postanowiła go okraść. Gdy podeszła bliżej okazało się, że mężczyzna przy boku trzyma dziwny cylinder. Gdy już go chwytała, mężczyzna obrócił się, i zamiast ją okrzyczeć lub zawołać szturmowców, po prostu spytał jak się nazywa. Odpowiedziała mu tak jak wszystkim, Phasma...
Tak poznała Kyle'a, który stał się dla niej jak ojciec którego nigdy nie poznała. Zabrał ją ze slumsów oraz pozwolił zamieszkać u siebie w mieszkaniu, stał się dla niej nauczycielem życia. Od historii po szermierkę. Kiedy Kyle uciekł z Coruscant, szybko opuściła jego mieszkanie, używając jego śmigacza. Szybko jednak została przechwycona, przez jak się jej na początku wydawało, wrogich szturmowców. Okazało się, że to jednostki które miały opuścić Coruscant, kierując się na Kuat, ale gdy wykryli sygnał Kyle'a pomyśleli, że to on. I tak oto trafiła tutaj. Pokonała nawet samego Skywalkera, któż by pomyślał...
Może nie było to uczciwe zwycięstwo, ale Kyle powtarzał że wróg wykorzysta każdą szansę na pokonanie cię. Ucieszyła się na wieść o wcześniejszym prezencie urodzinowym od Kyle'a, jakim było opłacenie jej edukacji pod kątem zostania szturmowcem. Po dłuższym namyśle jednak zasmuciła się, ponieważ wiedziała, że skoro dał jej wcześniej prezent, to znaczy że może polegnąć w stolicy...
Phasma...
Szybko powtórzyła to słowo w myślach, i wróciła do pewnie ostatniego mycia podłóg na tej planecie.
*  *  *
Han oniemiał z wrażenia.
Sokół był masywniejszy, czystszy a przede wszystkim Solo natychmiastowo rozpoznał najnowsze modele działek, anten, silnika oraz radaru, które były jedynie dostępne dla obiektów wojskowych. Nawet jeśli chciało by się je dostać na czarnym rynku, zapłaciło by się fortunę. Nagle za nim pojawiła się pani kanclerz.
— Widzę że już nie jesteś taki oburzony — odparła spokojnie Leia.
— A ja widzę że jesteś już ubrana — wypalił Han bez zastanowienia. Leia zrobiła się czerwona na twarzy.
— U-Uważaj bo zawsze mogę ten złom zezłomować — ostrzegła, plątając się we własnych słowach.
— Przepraszam, wasza królewska mość — Han kucnął i pocałował Leię w wierzch dłoni.
Nie pomogło jej to, ponieważ jej twarz zaczęła przypominać pomidora. Chewbacca zaryczał, nabijając się. Chyba. Ale któż to wie.
— D-dobrze wyb-baczam ci — opamiętała się Leila — Nie dotykaj mnie więcej, najemniku.
Przez chwile jeszcze tak stali, wpatrując się w Sokoła Millenium.
*  *  *
Xizor był przerażony.
— Jeden myśliwiec, jeden pierdolony myśliwiec — mówił sam do siebie. — Jak to możliwe...
Nie bez powodu był przerażony. W nieznanych regionach, Lot Pozagalaktyczny, na którym miał agentów został zniszczony. Jego agent zdołał wysłać dane bitwy tuż przed zniszczeniem.
Dane były przerażające, choć udało się przetrwać bitwę i zniszczyć myśliwiec wroga. Po paru godzinach zabrakło tlenu w jedynym ocalałym Dreadnought'cie, które wyleciały że stoczni Sluis Van i które uczestniczyły w projekcie.
Nie chciał wiedzieć co mogła chmara takich myśliwców.
A co dopiero, jeśli istnieją krążowniki korzystające z takiej technologii. Po szybkich obliczeniach, wiedział że tylko cała galaktyka może go powstrzymać, zjednoczona... Dlatego zaniechał planów podboju i wszystkie pieniądze rozkazał przeznaczyć na budowę floty oraz rozwoju droidów. Wiedział, że jeśli teraz, podczas trwającej pierwszej Wojny Galaktycznej, wtrąci się i zacznie mówić o jakimś zagrożeniu z Nieznanych Regionów, to oba Imperia uznają go za przeciwnika i szaleńca. Wystarczyło się uzbroić i czekać.
*  *  *
Mara podała napój swojemu panu. Podobno dostał bęcki od małolaty, jednak nikt nie mówił tego przy nim.
Przy okazji zaczęła wspominać dobre czasy, kiedy to została przygarnięta na dwór przez samego, świętej pamięci Imperatora. Sama nie wiedziała dlaczego, skoro miał do wyboru cały sierociniec, a jednak wybrał trzy letnią, rudą dziewczynkę.
Gdy kiedyś spytała go o to, odpowiedział jej że jest wyjątkowa. Nie potrafiła zrozumieć co może być w niej wyjątkowego, pomimo tego że była świetną służką. Gdy dotarła do domu Skywalkerów, pierwsza została powitana przez entuzjastycznego Luke'a.
Anakin wyglądał na rozweselonego zachowaniem syna, lecz po chwili posmutniał jakby przytłoczyły go smutne wspomnienia. Od piętnastego roku życia stała się służką Luke'a, jednak ten traktował ją tylko po części jako służącą.
W sumie nawet teraz z własnej woli mu przyniosła picie, nawet jeśli nie chciał. Nie przypominała sobie żeby kiedykolwiek Luke, rozkazał coś jej zrobić. Podobała jej się taka praca, gospodyni domowej, lecz, chwilami czuła że w innym miejscu, jej życie byłoby pełne przygód. Ale także w takich chwilach czuła zimną pustkę albo ciepłą jasność, było to dość dziwne, aczkolwiek nie przejmowała się tym.
Czasami wyobrażała sobie swoje życie jako partnerka Luke, ale ten nie zwracał na nią większej uwagi od dnia, kiedy wszystko się zmieniło. Dnia w którym rozpoczęła się era pierwszej Wojny Galaktycznej...
Share:

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Druga nad ranem [i hope you break me - 2 A.M - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Leżałaś na łóżku zerkając przez otworzone drzwi do salonu. Sans nadal nie spał, strzelał kanałami. Nie byłaś pewna, czy cokolwiek znajdzie o drugiej nad ranem. Poprawiłaś się troszeczkę. Po tym jak ci o wszystkim opowiedział, pocałował Cię w rękę i wyszedł udając się do salonu. Zostawił Cię samą z myślami... Więc siedmiu ludzi... Jeżeli potwór zabije siedmiu ludzi zdobędzie Duszę Bossa. Z każdym zabójstwem dusza Sansa robiła się silniejsza, staty się powiększały, to wyjaśnia dlaczego nie umarł kiedy Colette. EXP z tych dwóch musiało podnieść jego staty w momencie ich śmierci. Choć to były dwa zabójstwa, jego dusza była dość silna, aby się nie złamać przy Colette czy Lili. Jeżeli nikogo by nie zabił, to czy umarłby kiedy Hanako się zabiła? To wydaje się logiczne. Dwa zabójstwa za dwóch Soul Mate. Nie, nie zabójstwa... Wszystko co Sans robił było w samoobronie... Wierzyłaś Sansowi. Wiedziałaś jak straszni potrafią być ludzie dla siebie wzajemnie. Nie było dla Ciebie zaskoczeniem, że spanikowali gdy pojawił się Rezonans wzbudzając ich nienawiść i gniew. Powodem przez który nigdy nie słyszałaś o nienawidzących potwory gangach były sprawy rządowe. Udawali, że nic się nie stało po tym jak posprzątali. Wydarzenia zostały zapomniane, a przyszłe pokolenia o nich nigdy nie wiedziały. Tak jak Jerry powiedział. Historię piszą zwycięzcy. Zamrugałaś. Jerry... Jerry nie wspominał nic o gangach podczas swojej małej lekcji historii. Mówił o potyczkach, ale nie wspomniał o Rezonansie. Właściwie, powiedział, że kiedy ludzie zdali sobie sprawę z własnej siły, potwory odeszły? A potem król i królowa zakazali Walki, dopiero wtedy potwory znowu zaczęły współistnieć z ludźmi. Z tego co wiesz, to wydarzyło się wieki temu, może nawet przed narodzinami Sansa. Ale jeżeli historia jest pisana przez zwycięzców skąd Jerry wiedział co się stało tak dawno temu? Czy potwory zostały zmuszone do odejścia przez ludzkie intencje? Musiały, bo innym powodem ich zniknięcia było... Zeszłaś z łóżka i poszłaś do salonu.
-Sans – szkielet podskoczył
-Co?! Huh? - usiadłaś obok niego na kanapie
-Sans, obudź się. Musze się o coś zapytać – przetarł oczodoły
-O co?
-Czy macie gdzieś spisaną swoją historię? Taką sprzed bardzo dawna? - ziewnął
-Naszą historię? Um... nieee... Uh, większość przepadła w czasach epidemii. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nikomu nie chciało się tego znowu spisywać. Uh, potwory żyją długo, więc wiele rzeczy po prostu im przemija.
-Więc, wiesz coś o tych walkach potworów z ludźmi o których mówił Jerry?
-Nie, nie było mnie wtedy – odpowiedział – Kurwa, nie jestem pewien czy ojciec wtedy był, a jeżeli, to był baaardzo młody. Ale, mam wrażenie, że o tych walkach i tak nikt nikomu by nie mówił
-Więc, nie ma nikogo kto byłby w stanie powiedzieć nam o potworzej historii, zgadza się?
-Tak jakby? - w jego głosie słyszałaś zwątpienie – Znaczy się, król i królowa i ich dzieci mogłyby coś wiedzieć, ale wątpię by chcieli. Chodzi o zachowanie ładu między naszymi rasami. Wiesz, ludzie też o niczym nie pisali. To pewnie sposób na zachowanie pokoju.
-Dobra, więc, skąd Jerry wie co się wtedy działo? Skoro nigdzie nie zostało spisane i nikt o tym nie wie, to skąd on to wie? - Sans wzruszył ramionami
-Może kłamał?
-Albo był tam – źrenice potwora zniknęły w tym momencie. - ...Sans? - odzyskał wzrok i spojrzał na Ciebie
-Próbujesz mi powiedzieć, że Jerry żyje od kurewskich wieków?
-Może żyć – przytaknęłaś – A jeżeli... mógł zabijać ludzi od dawna. Mówił, że potwory stawały się silniejsze, na tyle, aby walczyć z ludźmi. A co jeżeli on był jednym z nich?
-Więc, nawet przed Rezonansem on mógł … - Sans popatrzył na dół, zaciskając swoje pięści – A to skurwiały popierdoleniec... Nie jest zazdrosny, to pierdolony morderca.
-Obawiam się – przyznałaś kładąc głowę na ramieniu Sansa – Wydaje mi się, że nawet po siedmiu, robił się silniejszy. Jeżeli zabija ludzi od wieków, kto wie jak silny jest. Jeżeli... jeżeli będzie chciał zrobić coś... - czułaś na sobie wzrok Sansa, miał szeroko otwarte oczodoły, spojrzałaś na niego – Co?
-Aniołku... co chcesz powiedzieć? - nie spuszczałaś wzroku
-Cóż, jeżeli spróbuje... coś zrobić... będziesz na tyle silny aby go powstrzymać? - przekręcił się w Twoją stronę.
-Coś spróbować?
-Jak... nie wiem... jakby chciał walczyć z tobą... albo może... skrzywdzić mnie? - wpatrywałaś się w jego oczodoły – Ty... spróbujesz go powstrzymać, prawda? - Sans mrugnął, jego źrenice zajarzyły się
-O-oczywiście. Myślałem... po tym wszystkim co ci powiedziałem, myślałem, że... - położyłaś rękę na swoim biodrze
-Myślałeś co? - zaczął nerwowo kręcić palcami
-Myślałem, że ty...
-Sans, jak się nazywasz? - mrugnął
-Co?
-Jak się nazywasz? Całe imię i nazwisko.
-Uh... - zarumienił się – Comic Sans Courier Skeleton – przytaknęłaś wstając z kanapy, stanęłaś przed nim i pochylając się zaczęłaś
-Comic Sans Courier Skeleton, powtarzaj za mną. Moja Soul Mate mnie nie nienawidzi. - znowu zamrugał
-....Co?
-Powtarzaj za mną. Moja Soul Mate mnie nie nienawidzi.
-Moja... moja Soul Mate mnie nie nienawidzi
-Rozumie, że to co zrobiłem było w samoobronie
-Rozumie.... ona rozumie, że … to co zrobiłem było w samoobronie – przybliżyłaś się kładąc ręce na jego ramionach
-Uważa, że jesteś bardzo odważny i bardzo silny, skoro dźwigasz ten cały ból ze sobą. Nienawidzi kiedy cierpisz, że musisz tyle znieść. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak to jest, ale ma nadzieję, że pomoże ci znieść każdy ból jaki w sobie masz. Zależy jej na tobie i chce, abyś był szczęśliwy – pocałowałaś go w czoło, a kiedy się podniosłaś, łzy spływały po jego policzkach, zaciskał mocno zęby nim posłał Ci niepewny uśmiech
-Nie dam rady tego powtórzyć, wybacz – zaśmiałaś się i znowu pocałowałaś go w czoło. Uniósł się i wziął Twoją twarz w swoje ręce – Naprawdę ci nie przeszkadza, to co zrobiłem? Nie.. brzydzisz się mnie czy nie boisz?
-Oczywiście, że nie! - odpowiedziałaś gładząc jego czaszkę – Ty i twoje Soul Mate byliście w niebezpieczeństwie, zrobiłeś słusznie broniąc się. Znaczy się, tak, szkoda, że zakończyło się to śmiercią. Ktoś komu zależy na życiu nigdy nikogo by nie zabił, ale w tamtej chwili, nie było innego wyjścia. Nic z tego nie było twoją winą Sans. - zaszlochał przecierając policzki. Objął Cię i przyciągnął do swoich żeber
-T-ty naprawdę...?
-Sans – pocałowałaś jego czaszkę – Kocham cię. - zamarł. Potem spojrzał na ciebie z szeroko otwartymi oczami
-Ty... kochasz mnie? - uśmiechnęłaś się
-Oczywiście, że tak. Jesteś moim Soul Mate. Więc nigdy nie bój mi się o niczym mówić, dobra? Gdy opowiedziałeś mi o Hanako rozumiem, dlaczego się tego bałeś – przytuliłaś go – To co zrobili wam ci ludzie. Przykro mi, że musiałeś przejść przez coś takiego. Lecz nikt poza Hanako nie dałby rady stać obok ciebie, kiedy rzeczy przybrały swoją najgorszą formę, nawet jeżeli Hanako nie...
-...Ona nie była już taka sama – szepnął – Czasami zastanawiam się, czy mnie za to obwiniała – tuliłaś go mocniej – Dzięki – podniósł Cię by na Ciebie spojrzeć – Naprawdę jesteś aniołem – pocałował Cię, czule i słodko – Kocham cię – szepnął. Uśmiechnęłaś się, czułaś, jak Twoja dusza robi się cieplejsza wypełniając całe Twoje ciało. Oparłaś się o jego ramię i mocno objęłaś ramionami. Czułaś jak opiera czaszkę o kanapę i chwilę potem, chrapnął. Zachichotałaś. Nawet jego chrapanie jest słodkie. Ułożyłaś się wygodnie przy jego żebrach, okryłaś jego kurtką i zamknęłaś oczy. Czułaś, że zostało między wami jeszcze coś do ugadania, ale najgorsze już za wami, więc ze spokojem usnęłaś.
Share:

8 kwietnia 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Jego historia [i hope you break me - His Story - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Byłem już, kiedy świat zdał sobie sprawę z istnienia Rezonansu. Nikt nie wiedział na czym polega proces, potwory były ciekawe i chciały zrozumieć, zaś ludzie poszli starą zasadą, jeżeli czegoś nie rozumiem to to zniszczę. Z czasem ludzie również zaczęli zastanawiać się nad istotą Rezonansu, lecz nie wszyscy. … W taki sposób straciłem swoją pierwszą Soul Mate. Nazywała się Colette. Jedną z wielu rzeczy jakie w niej uwielbiałem były jej długie, lśniące, czarne włosy i delikatny głos. Była dla mnie wszystkim, moim słońcem, księżycem, gwiazdami. Chciałem spędzić z nią resztę życia. Ale wtedy przyszły zbiry. Kiedy Rezonans zaczął działać w naszym małym miasteczku, gangsterzy również zareagowali. Pamiętam... jak mówiłem jej aby uciekała, pamiętam jej sukienkę, włosy unoszące się za nią... pamiętam jej krzyk gdy skręciła za róg. Gdy ja się tam znalazłem, dwóch mężczyzn ją trzymało. Jeden z nich... miał nóż. Nie widziałem jak nim porusza, ale zobaczyłem czerwień, a potem pamiętam jak moja magia wystrzeliła. Krzyki, smród spalenizny, ledwo widziałem. Ale oni, byli martwi... Wliczając w to Colette... w pierś miała wbity nóż... Nie byłem w stanie jej ocalić... Pamiętam zimno … pamiętam jak czułem się... mały. Zacząłem się zataczać. Nie słyszałem nic z wyjątkiem buczenia, krzyków, padłem na kolana przy niej, nic nie widziałem przez łzy. Nie widziałem tych pięknych włosów, których nigdy już nie dotknę. Myślałem, że pójdę z nią. Słyszałem jak potwory umierały ze swoimi ludzkimi Soul Mate, więc myślałem, że ja... Ale moja dusza nigdy się nie złamała. Nie rozumiałem dlaczego, byłem pewien, że historie są prawdziwe, lecz nawet one nie wyjaśniały dlaczego moja dusza tak strasznie się trzęsie.
Po pogrzebie Colotte, po tygodniach oczekiwania na śmierć. On powiedział mi, że historie są prawdziwe, że moja dusza powinna się złamać gdy ona umarła. Poprosiłem go, aby sprawdził moją Duszę, aby sprawdził, czy coś z nią nie tak. Była nieco jaśniejsza, ale możliwe że przez mój gniew, lecz nie było w niej nic dziwnego. Nawet moje staty. Nie lubiłem się bić. Odkąd System Walk został zakazany, nie musieliśmy się zabijać, aby zdobyć EXP. Zawsze można było „wyjść” i dostawało się kilka punktów. Zawsze miałem wysokie staty, więc w pierwszej chwili nie zauważyłem niczego niezwykłego. Ale poprosiłem go, mojego ojca, aby przyjrzał się uważniej. Zwłaszcza, że ból nie zniknął nawet rok po jej śmierci. Może jeżeli byśmy to zbadali, wiedzielibyśmy wcześniej informacje o duszach Bossa. Ale nie winię staruszka, za to, że nie wiedział. Ostatni istniejący Boss umarł lata przed jego narodzinami, zaś informacje o nim przepadły. Minęły dekady nim trafiliśmy na właściwą odpowiedź, ale w tym czasie, nawet jeżeli rząd zaczął podejmować kroki w stronę rozprawienia się z gangami, wyprowadziliśmy się, a ja znalazłem kolejną Soul Mate w następnym małym miasteczku.
Lili była przeciwieństwem Colette... głośna, szczęśliwa, nosiła dwa kucyki, zawsze mówiła to co myślała, ale właśnie to w niej kochałem. Przebywaliśmy ze sobą godzinami... robiliśmy jedzenie, oglądaliśmy gwiazdy, snuliśmy plany, wszystko. Byłem zaskoczony, że znalazłem kogoś, kogo kochałem równie mocno jak Colette. Więc, kiedy Lili umarła zimą na zapalenie płuc, dusza bolała mnie wtedy tak samo mocno jak podczas morderstwa Colette. Lecz mimo to nadal nie chciała pęknąć. Nic się nie stało. Zostałem sam w agonalnym bólu, zastawiałem się dlaczego ona się nie łamie. W tamtych czasach było już więcej historii o potworach, które umierały ze swoimi Soul Mate. Więc nie rozumiałem, dlaczego ja nie mogę zamienić się w pył i być z moją wybranką.
Po jej pochówku, moja rodzina znowu się przeprowadziła. Minęło kilka lat. W tym czasie, zdecydowałem się skupić na innych rzeczach. Uczyłem się o kosmosie, czytałem książki godzinami. Przez jakiś czas nawet parałem się ogrodnictwem i ogólnie biologią. Uwielbiałem spacerować po lesie. Tam poznałem moją trzecią Soul Mate.
Hanako była pięknością jakiej nigdy wcześniej nie widziałem. Uosobienie delikatna w każdym ruchu. Zachowywała się jak prawdziwa dama. Była moją królową, a ja jej królem i dała mi to do zrozumienia. I jako, że była moją królową, była też pierwszą której powiedziałem o moich wcześniejszych Soul Mate, nie powiedziałem jej jednak o morderstwie... nie chciałem jej przestraszyć. Ale moja królowa powiedziała, że będzie tą, która złamie moją duszę. A kimże bym był, gdybym nie zgodził się z deklaracją mojej królowej? Ale... pomijając jej.. królewskość. Hanako miała... swoją ciemną stronę, zwłaszcza w sypialni. To ona pokazała mi obroże i smycze. Byłem oczarowany wraz z pierwszym batem. Byłem jej uległym sługą, a ona moją Panią, Boginią, kochałem ją. Więc, kiedy ten gość wszedł pewnej nocy, pijany, zachowywał się tak jakbym zamierzał ją zranić, kiedy się wkurwił i nie chciał nas zostawić, poprzysięgałem sobie, że jej nie stracę. Schowałem ją za sobą w uliczce i walczyłem gołymi rękami, bo nie chciałem znowu zabić. Ale gość prześlizgnął się obok mnie naprawdę szybko. W tym czasie Hanako dobyła małego scyzoryka chowanego w kieszeni, ale gościa tylko rozwścieczyło bardziej. Odwróciłem się i niczym hak założyłem mu rękę na barkach. Przyciągnąłem, usłyszałem chrupnięcie. Hanako zaczęła krzyczeć. Ale nie z powodu trupa. Inni przyszli po nas. Znowu widziałem czerwień. Hanako bała się, mówiła, że zrobiłem to w samoobronie, co nie sprawiało, że czułem się lepiej. A co ważniejsze inni ludzie widzieli mnie, jak zabijałem a Hanako „musi mieć wyprany mózg, skoro go broni”. Szepty w mieście były głośne. Nazywali ją potworzą kurwą, a ja byłem morderczym demonem. Wrzucili podpalone śmieci przez okno naszego mieszkania. Kradli nasze rowery. Kilka osób znalazło miejsce w którym pracowała Hanako i przyszło tam, tylko po to, aby ją obrażać. Ona zawsze była silna, ale nawet ona, moja królowa, zaczęła się łamać. Chciałem ją zabrać, ale ona nie chciała uciekać. … Sama uciekła... jakiś czas potem... w lesie w którym się poznaliśmy, zawisła na jednym z drzew. Liścik z przeprosinami jaki mi pozostawiła nie był wystarczający... Popadłem w obłęd. Tysiące, miliardy igieł przeszyło moją duszę. Wiedziałem, że jest pełna ran i pęknięć, wiedziałem że trzęsie się i drży. Umrę, wiedziałem, umrę, tak boli, moja dusza, kości, wszystko boli. Ale... jakimś sposobem, dusza pozostała nieugięta. Gdy ojciec znów na nią spojrzał, zobaczył jaśniejszy kolor. Nie była czerwona, ale raczej różowa z białymi odcieniami. Ojciec mówił, że to pewnie przez przeżycia, ale wiedziałem że coś jest nie tak. To nie było normalne. Jeżeli to gniew, powinienem był być martwy. Ojciec przypatrzył się duszy i zauważył, jak bardzo wzrosły moje staty. Zapytał mnie, czy to „od ludzi” i powiedziałem, że może. Powiedział, że muszę być uważny. Tym razem się nie przeprowadziliśmy...
Po pogrzebie Hanako, zostałem w moim pokoju, wychodziłem tylko co kilka dni aby się oczyścić. Spałem dniami i nocami, pogrążając się w gniewie, czekając, aż moja dusza w końcu pęknie. Tygodnie stały się miesiącami, a moja dusza nadal pozostała taka sama, ból też mnie nie opuścił. Mój brat robił to co mógłby wyciągnąć mnie z depresji. Karmił mnie, dawał ramię na którym się wypłakiwałem, zapewniał o swojej obecności zwłaszcza podczas nocy pełnych koszmarów. Miesiące przerodziły się w lata, wtedy Papyrus zaczął bardziej o mnie dbać, skoro ojciec coraz częściej dawał się pochłonąć swoim badaniom. Zastawiał się nawet, czy ojciec w ogóle pamięta, że rozpoczął te badania dla mojego dobra, czy już pracuje by zaspokoić swoją ciekawość. Czułem, jakbym ściągał Papyrusa ze sobą na dno. Zaczął swój związek ze swoim Soul Mate Grillbym, albo.. próbował. On... zajmował się mną prawie cały czas... Nie chciałem stać na przeszkodzie jego szczęścia więc... zmusiłem się, aby lepiej się czuć. Częściej wychodziłem z łóżka, robiłem jedzenie, myłem się każdego dnia, a nie raz w tygodniu, nawet zacząłem chodzić na spacery. Miasto się rozrosło przez tych kilka lat. Potrzebowałem trochę przywyknąć do mojego „nowego” domu... powstały nowe sklepy, kilka parków, nowa biblioteka i muzeum. Poznałem czwartą Soul Mate w tanim barze.
Helga była maleńka, z wielkimi okularami, jej uszy robiły się czerwone za każdym razem kiedy się podekscytowała. Początkowo się wahałem, czy pozwolić sobie na to, ale była słodziutka. Uwielbiałem czytać z nią komiksy, pić kawę, spóźniać się wszędzie. Jej obecność to powiew świeżego powietrza na moją zmęczoną duszę, która śpiewała zawsze gdy ona była obok. Pewnej nocy opowiedziałem jej o przeszłości. O Soul Mate i o tym jak je straciłem... Nie umiałem powiedzieć jej o krwi. Powtarzałem to co mówiła Hanako, nawet jak w to nie wierzyłem. Powiedziałem też o wysokich statach mojej duszy i o tym, że złamanie jej może być trudne. Powiedziała mi, że jeżeli nie da się ich naprawić, to nic. Mówiła, abym się nie przejmował. Nigdy jej nie powiedziałem, jak bardzo nie przejmowanie się było trudne, ale uśmiechałem się dla niej, nie umiałem przestać. Gdy z nią byłem, rząd wprowadził ustawę o ochronie par międzyrasowych. Takie dostały pełnię praw. Zapytała się, czy chciałbym się z nią ożenić. W potworzych terminach już byliśmy po ślubie, ale ludzkie potrzebowały oficjalnego elementu. To był mój pierwszy ślub. Wcześniejszym Soul Mate wystarczała jedynie Fuzja Dusz. Ale to była specjalna okazja, więc się zgodziłem. Kiedy wyszliśmy z kaplicy znaleźliśmy wściekły tłum powstrzymywany przez policję. Choć nowe prawo wyszło, ludzie nadal się nie zmienili i takie coś budziło w nich gniew i chęć ataku. Myślałem, że policja nas obroni, lecz wtedy padł strzał z tłumu. Straciłem Helgę w pośpiechu. Więcej strzałów. Słyszałem krzyk. Ktoś błagał o życie i kiedy się obejrzałem, to nie była Helga, tylko ptasi potwór lezący na ziemi, kilku dorosłych ludzkich samców biło go czymś co przypominało metalowe pałki. Nie mogłem stać. Podbiegłem, odciągnąłem ludzi od potwora, a temu kazałem uciekać. Jeden z ludzi, których odciągnąłem uderzył mnie prętem w tył czaszki. Padłem na kolana, czułem jak magia otacza pęknięcie. Gdy podniosłem głowę, zobaczyłem jednego pędzącego na mnie, drugi rozglądał się za czymś czym mnie wykończy. Uniosłem rękę, uderzyłem i w tej chwili moja ręka i czaszka ociekały krwią. Instynktownie utworzyłem kość i rzuciłem nią w pierś drugiego napastnika. On...padł na ziemię. Ostatni, który patrzył z przerażeniem na to co się dzieje, chciał uciec, lecz kolejna kość go dopadła. Więc, próbując złapać oddech, zakrwawiony, podniosłem wzrok na Helgę, ale widziałem tylko chaos. Gliny wszędzie. Słyszałem syreny i widziałem blask z reflektorów. Zmusiłem się do uspokojenia się by znaleźć jej duszę. Gdy to zrobiłem poszedłem ulicą przepychając się przez potwory u ludzi, by znaleźć ją w pobliskiej alejce. Podniosłem ją, tak byśmy mogli wrócić. Było kilka ciał.. ale i był też pył... Miasto oszalało. Helga nigdy nie dowiedziała się, co zrobiłem... Zabrałem ją do domu, uzdrowiłem … a potem... kochaliśmy się. Nie wiedziałem co innego mam zrobić, byłem taki szczęśliwy, że życie. Zapytała mnie, czy chcę mieć dzieci. Rozmawiałem o tym ze wcześniejszymi Soul Mate. Colotte i ja nie byliśmy pewni, czy w ogóle możemy je mieć, ale postanowiliśmy wziąć to co los nam da. Lili chciała poczekać kilka lat, Hanako nie chciała mieć żadnego, co mi odpowiadało, bo zaczynałem się martwić ciągłą utratą Soul Mate. Z Helgą byliśmy tak blisko, mieliśmy ślub, wizja dzieci, kurwa, może nawet kupna nowego domu... nie byłem co do tego przekonany, ale wszystko można było rozważyć później... ale... nie było tego później. Tydzień później, Helga zginęła pod kołami samochodu prowadzonego przez pijanego kierowcę. Lekarz powiedział mi, że nic nie czuła, zderzenie było szybkie, pękły kręgi w jej karku i … film się urwał.
Mój świat znowu legł w gruzach. Ból w mojej piersi nie ustawał, był silniejszy. Pamiętałem jak czekałem na nią w moim pokoju i tylko ból przypominał mi, że jej nie ma. To nie był taki sam ból jak wcześniej, to ból po wszystkich Soul Mate skumulowany razem, mocniejszy, zaczęło mnie palić. Gdzieś tam tliła się nadzieja, że ona nie może być martwa, przecież ją widziałem... ale była.
Gdy ojciec ponownie spojrzał na duszę, była biała.
-Dusza na poziomie Bossa – powiedział, zapytałem się co to znaczy, zapytał się ilu zabiłem. Tylko siedmiu, ale wszystko w samoobronie. Powiedział, ze to nie ma znaczenia. Z każdym zabójstwem, moje staty się powiększały, a ludzie są warci o wiele więcej EXP niż potwory. Siedem, to liczba aby dusza przeszła na poziom Bossa. Zapytałem go, dlaczego mi tego wcześniej nie powiedział i co się ze mną stanie. Powiedział, że uważa iż Dusza Bossa jest niezwykle trudna do zniszczenia i że moja prawdopodobnie nigdy nie pęknie bez względu ile bólu i żalu będę w sobie trzymał. Z każdym zabójstwem, moja dusza stawała się silniejsza, do takiego stopnia, że nawet utrata Soul Mate jej nie złamała. Spanikowałem i zapytałem co mam robić bo więcej strat nie zniosę. Nie mogę przetrwać tego bólu. On wtedy tylko uniósł brwi i powiedział
-Przetrwałeś już cztery razy – wkurwiłem się, pytałem się, czy mu się wydaje, że jest mi łatwiej z każdym razem. Powiedział, abym nie zabijał już ludzi, abym nie stawał się silniejszy. Jakbym tego kurwa już nie wiedział. Dodał też, że być może większa ilość żalu i gniewu złamie mi duszę. Wkurwiłem się bardziej, bo właśnie sugerował mi, abym zakochiwał się i tracił Soul Mate w kółko. A ja miałem go za geniusza! Znaczy się, pamiętasz jak wspominałem o tej szkieleciej epidemii? Ojciec zrobił mnie i Papyrusa używając kości i magii. Był w stanie stworzyć dwa życia posiadając jedynie dwa składniki, a nie wie jak Złamać Duszę? Po dekadach szukania, tylko tyle może mi powiedzieć coś co ja kurwa wiem? Co to do chuja pana ma być? I był jak... nie chcę złamać duszy mojego syna oh ale użyję go do moich pierdolonych eksperymentów, pogrążony w nauce zapomniał po co to kurwa robił! Skurwiel obwiniał mnie za to, że zamykałem się w pokoju na lata. Chciałem pęknąć. Nie czuć bólu. Nie przesiadywać lat w łóżku. Tak aby Papyrus był ze swoją rodziną i wtedy może mój ojciec zrozumie... ale nic z tego. Nigdy nie Rezonował z nikim, nie ma pojęcia co to za uczucie utraty Soul Mate. Łatwo się mówi, zakochuj się dalej, bo nie wie co to za ból. Kazałem mu się odpierdolić i to ostatni raz gdy rozmawialiśmy. Do dziś. Nadal nie mogę uwierzyć, że to mi zasugerował... Ale... miałem jakiś inny wybór? Miałem nadzieję, że z czasem pęknie mi dusza. Ale jednocześnie bałem się. Bałem się żalu, potrzeby którą czuła moja dusza, bólu niszczącego mi kości, pustki i samotności jaką byłem wypełniony. Zastanawiałem się ile jeszcze razy będę musiał spaść z nieba. Z czasem zrobiłem się bardziej niepewny, bojąc się że każdy potencjalny osobnik może być moim Soul Mate.... pamiętam je wszystkie... gdzie je poznałem, jak umarły. Tammy, Park. Zamordowana podczas kradzieży. Uwielbiała psy. Bong-Ju, kawiarnia, umarł na kara, bo nigdy nie umiał odstawić papierosów. Lucretia, spożywczak, wypadek samochodowy. Czerwony był ulubionym kolorem Candy. Piotr, ogród botaniczny, utonął w jeziorze. Lista jest o wiele dłuższa, z każdym kolejnym coraz bardziej byłem niepewny, z każdym kolejnym rosła moja żałość, każdy kolejny związek był głębszy niż poprzedni. Pomijając to, wiedziałem że są rzeczy jakich nigdy już nie zrobię. Nigdy już nie będę chciał wziąć ślubu. Nigdy już nie będę chciał mieć dzieci. Nie będę umiał się nimi zajmować, ludźmi z potworzymi duszami. Ludzie długo dorastają, jeżeli w międzyczasie straciłbym mojego partnera, nie dałbym rady się zająć dzieckiem. No i na swój sposób wychowałem Guevarę. Lecz, szczerze, zazdrościłem mu, że ma to czego ja nigdy nie będę mieć. Długiego nie do zerwania związku, bo gdy potwór odpowie potworowi mogą żyć razem przez wieki. Ich związek z każdym dniem był silniejszy, głębszy... Brzydziłem się sobą za tę zazdrość po tym ile dla mnie zrobił. Lata mi zajęło uporanie się z nią... Było tak dobrze jak mogło być... Wszystko i wszyscy szło do przodu, ja mogłem tylko zaszyć się w odmętach swojej świadomości, być jak cień. Nie mówiłem o mojej przeszłości, bo nie byłem pewien jak Soul Mate zareagują gdy się dowiedzą. Bałem się przyszłości, bo wiedziałem jak to może się skończyć jeżeli nic nie zrobię. Zawsze patrzę w przeszłość, nigdy w przyszłość...
… Aż do dnia w którym powiedziałaś mi, abym tak spróbował... I teraz … ty i ja … jesteśmy tutaj.
Share:

Undertale: AU - Twitchy Timeloop

Nazwa: Twitchy Timeloop
Autor: kuttiesstuff


Charakterystyka AU
Luuuuubicie jak Sansy z różnych AU się mieszają, no i Papyrusy też. Prawda? Więc ten komiks powinien się wam sposobać!
Sans i Papyrus z AU zwanego Twitchy pojmali człowieka. Jednak ich człowiek jest jakiś dziwny. Nie może spać, nie może jeść, nie widzi, nie słyszy, nie czuje. Do tego cały czas zachowuje się jakby był w stanie "zawieszenia". Co jakiś czas to ustaje, tylko po to, by zaczął krzyczeć, albo mówić, że czuje się obserwowany, prosić, aby go nie dotykano - choć nikt go nie dotyka. Etc. Sans postanawia sprawdzić, co z "ich człowiekiem" jest nie tak. A kto mu lepiej doradzi i wszystko wyjaśni, niż on sam? Korzystając z bransoletek za pomocą których przenosi się do innego AU postanawia odkryć powód, przez który ich człowiek jest "zepsuty". Papyrus nie pozwala swojemu bratu iść samemu w tak niebezpieczną misję i po tym jak zostawia człowieka pod opieką Alphys, sam wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi .. i brata. 
Komiks jest komedią. Pełno w nim humorystycznych gagów, gifów, śmiesznych scen. Sans odwiedza wiele AU, tak samo Papyrus, który z czasem ma towarzysza - Flowey. Ten opanował ciało Papyrusa, lecz w odróżnieniu od złego AU - po prostu chce pomóc przyjacielowi i poprosić go o znalezienie AU w którym Flowey będzie czuł się bezpiecznie. 
I powiem wam jedno, ten komiks wymiata! Autor nie skupia się na najbardziej popularnych AU, mamy też te mniej znane jak ZephyrTale, Core!Frisk, BeastTale i wiele, wiele innych. Nie zabrakło nawet Gastera! Niestety, aby go przeczytać, trzeba znać angielski. 





Share:

Undertale: AU - SodorTale

Nazwa: SodorTale
Autor: Megahedgehogx


Charakterystyka AU
Siedzicie? To usiądźcie, jeżeli nie. Oglądał ktoś z was bajkę dla dzieci Tomek i przyjaciele o przyjaznej lokomotywie Tomku? ...
Dlaczego o tym piszę?
...
Domyślacie się prawda? TAK! Dawno dawno temu, na ziemi żyli ludzie i lokomotywy! Wybuchła między nimi wojna i po długiej bitwie, lokomotywy zostały pokonane. .... Boże, dlaczego ja to piszę. Khe. 
To AU jest komedią, Frisk sprawdza maszyny, czy działają jak działać powinny, zaś wszystkie potwory są lokomotywami. Mogą się poruszać tylko tam, gdzie są tory. 
Nie szukajcie fabuły. 
Tak po prostu jest.




Share:

Undertale: AU - ScarTale

Nazwa: Scartale
Autorzy: Pomysłodawca artistic--license; Wygląd postaci sasukimimochi oraz shujuju
Strona AU: scartale


Charakterystyka AU
Bariera nigdy nie powstała, zaś wojna ludzi z potworami przeszła na wyższy szczebel, tworząc świat non stop pogrążony w ciągłym szkoleniu się, by wymordować drugi gatunek. Historia ma wiele prologów, dlatego, że każda z postaci opisuje swój własny punkt widzenia. 
Potwory postanowiły postawić na rozwój technologii, pojmanych ludzi traktowały jak króliki doświadczalne chcą stworzyć biologiczną broń masowego rażenia, która wypleniłaby cały ludzki gatunek z ziemi. Wirus został nazwany Syndromem Chary. Ludzie wiedząc, co potwory planują, wysłali swoich najlepszych żołnierzy na samobójczą misję powstrzymania tych przed rozprzestrzenieniem wirusa. W efekcie, miejsce gdzie toczyła się wojna, czyli Góra Ebott, wraz z Rdzeniem w niej umieszczonym - wybuchła. Wszystko co posiadało Duszę, a zdołało przeżyć wybuch na zawsze pozostało skażone. 
Gracz wciela się w Ari, dziewczynę, która wiele lat po wybuchu postanowiła wejść na teren góry Ebott mając nadzieję, że znajdzie tam lekarstwo. Ari cierpli na Syndrom Chary, który ostatecznie zaatakował ludzkość, nie w takiej skali jak potwory planowały. A wojna? Gdy Ari wchodzi do góry, panuje zawieszenie broni. Obie strony doszły do wniosku, że koszty i zniszczenia były zbyt wielkie i liżą rany. Nic jednak nie wskazuje, że pokój między nimi zapanował. 
Jakie są objawy Chary? Coś w rodzaju schizofrenii. Gracz popada w paranoję, widzi to czego nie ma, słyszy to czego nie ma oraz jego poziom brutalności i chęć krzywdzenia innych gwałtownie wzrasta. Jeżeli gracz zdecyduje się zaprzyjaźnić z wszystkimi potworami jakie spotka na swojej drodze będzie w stanie bez szwanku dotrzeć do Starego Miasta gdzie pozna amalgamat Chara-Flowey i osiągnie Prawdziwe Zakończenie, jeżeli jednak podda się chorobie i pozwoli Charze nad sobą zapanować, wtedy wejdzie na ścieżkę ludobójczą. W efekcie, wszystko przybiera znacznie mroczniejszy wydźwięk. Ari staje się celem dla wszystkich potworów, nowym królikiem doświadczalnym, w którym te doszukują się szansy na pokój. Jeżeli oczywiście ją złapią 
Wszystkie lokacje z gry są przeniesione na powierzchnię i dostosowane do realiów świata. 
Ruiny znajdują się na pograniczu potworzej ziemi, w miejscu gdzie doszło do największych starć. Praktycznie w całości opustoszałe, żyje tam tylko Toriel, która uczy gracza mechaniki oraz mówi o przeszłości. Uznaje, że lepiej jest pozwolić człowiekowi dotrzeć do Starego Miasta, gdyż przemoc nie przyniesie żadnej ze stron korzyści, trzeba spróbować pacyfistycznej drogi. 
Snowdin skrywa się za lasem martwych drzew, które pozostały po wybuchu. Jeżeli gracz nie ma nic czym może zakryć twarz - maska albo bandana - z czasem zaczyna słabnąć. Nie ma tam śniegu, biel pochodzi z potworzego pyłu i ludzkich popiołów. Mało kto mieszka w miasteczku. 
Waterfall to jedyna lokalizacja, gdzie można znaleźć czystą i zdatną do picia wodę, tutaj też rośliny rosną. Najbardziej zamieszkałe miejsce w całym AU.
Hotland - prawie cały teren pokrywa magma i lawa wypływająca z góry Ebott. Potwory zamieszkujące tę przestrzeń są o wiele bardziej agresywne niż we wcześniejszych lokalizacjach. To tutaj też, jeżeli gracz podejmie decyzje o ludobójczej ścieżce Ash (Sans) dokonuje osądu. 
Stary Dom - zniszczona stolica potworów. Znajduje się tutaj też Ogród Asgora z toksycznymi kwiatami, oraz Laboratorium w którym pracował Gaster. 
W centrum Starego Domu znajduje się Blizna, dawniej znana jako Rdzeń. Miejsce wybuchu w którym panuje próżnia. Chara wpadła do Próżni i w efekcie powstała hybryda Chary i Floweya. To ostateczny boss z którym musi walczyć gracz jeżeli chce znaleźć lekarstwo na wirusa. 
Zaznaczyć należy, że nawet jeżeli gracz podąży drogą pacyfisty, jego choroba będzie postępować. Nawet jeżeli pokona Chara-Flowey, sam umrze. Jego ciało zostanie znalezione przez Asha (Sansa) i na tej podstawie zostanie odkryte antidotum. Tak więc Neutralne zakończenie jest niemożliwe. 






Share:

Undertale: AU - Towntale


Autor: nieznany


Charakterystyka AU
Jest to połączenie Lavender Town z Pokemonów oraz Undertale. Dawno dawno temu, ludzie zaczęli masowo umierać. Po śmierci dostawali się do miejsca zwanego Lavednder Town, skąd mogli udać się na wieczny spoczynek mając szczęśliwe życie po życiu. Wcielasz się w wędrującą, zabłąkaną duszę, która też chce mieć swoje szczęśliwe zakończenie. Całe miasteczko kryje się w kolorach czerni i szarości, w tle słychać upiorną muzykę. 
Pierwszym miejscem przez które przechodzisz jest Wieża. W niej mieszka Toriel, która zajmuje się zakopywaniem ciał. Mówi Ci, że jesteś pierwszą duszą, która do niej przyszła od bardzo dawna, dodaje, że powinna Cię zabić, ale tego nie robi i puszcza Cię wolno. 
Srebrne miasto jest szare, odpowiednik Snowdin. Wszędzie jest pusto. 
Cmentarzysko. To miejsce gdzie licznymi strumieniami spływają martwe ciała. 
Lavender Town, znajduje się w centrum i jest to jedyne miejsce gdzie dusze mogą przebywać 
Flowey był człowiekiem, który umarł i za wszelką cenę chce wyjść z tego miejsca, dlatego opętał kwiat mając nadzieję, że w ten sposób ucieknie. 
Toriel - Matka dusz - wygląda jak pielęgniarka rodem z II Wojny Światowej. 
Martwy Szkielet - Ma ślady połamań i pogryzień na barku, cały czas namawia Cię do samobójstwa, ostatecznie sam się wiesza.
Ona - to szalona bezkształtna kreatura, której jedynym celem jest niszczenie dusz. 
Alphys znajduje się badaniem zwłok, pragnie przebadać również i Ciebie, gdyż jest zaintrygowana tym, że nadal żyjesz. 
Spalony Żywcem - uosobienie śmierci. Gdy Cię dowie, nie możesz uciec. Jako dusza - zostajesz zniszczony. 
Cały koncept AU jest bardzo tajemniczy i ciekawy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że dusza może się zabić i umrzeć, to cała fabuła wydaje się być w miarę logiczna.
Share:

Undertale: HappiestTale: Cały świat i cała wieczność!


Autor: Fenfral
Spis treści:
Nieco inna historia Asriela i Chary.
 (Nie)ostatni korytarz
 Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
  Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
 Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!"
 Spełnione marzenia i nadzieje.
 Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
 Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
 Cały świat i cała wieczność! (obecnie czytany)
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
 Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
 Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
 Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu!
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
 Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość 
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
 Siemka Night: Trening (część 2)
 Siemka Night: Nowy Dom 
Lista


Przy Barierze zebrał się spory tłum. Nikt nie wiedział co się dzieje. Gdy przyszliśmy doktor Gaster zaczął dopytywać o co chodzi.

-To jak? Powiecie wreszcie?

-Tak, chodzi o złamanie Bariery.

-BARIERY?! Niby jak?

-Proszę po prostu odsunąć się na bezpieczną odległość i oglądać widowisko.

-Dobrze. Nie wiem co zamierzacie zrobić, ale powodzenia.

Naukowiec poszedł pokierować zebranymi tak, aby wszyscy znajdowali się w bezpiecznej odległości. Przy Barierze zostali tylko Mistrz, Cesarzowa i Zdrajca. Ja i Hiper Asriel odeszliśmy na bezpieczną odległość. Blokada mocy z ,,gości'' została zdjęta. Po chwili cała trójka zaczęła odprawiać jakieś dziwne sztuki przy Barierze. Zaraz po tym, wokół pojawiły się rozbłyski, huki, eksplozje... Gdy światła zgasły i opadł kurz, w sali pozostało jedno źródło światła. Słońce. Na reszcie. Po tak długim czasie wszyscy byli naprawdę wolni. Nie będzie restartu który wróci ich na sam początek. Restart od teraz tylko chronił wszystkich, zamiast ich więzić. Podeszliśmy do trójki która nadal stała obok miejsca w którym jeszcze przed chwilą stała Bariera.

-Ok. Gotowe. Tak jak prosiłeś, rozprawiliśmy się z tą waszą śmieszną barierką. - Powiedziała Cesarzowa.

-Nic szczególnego, liczyłem na większe wyzwanie. - Wtrącił Mistrz.

-Nie przesadzaj. Grunt, że ci tutaj są wolni. - Odpowiedział Zdrajca.

-I co teraz zrobicie? - spytał Hiper Asriel.

-Jak to co? Wracamy do siebie.

-Nie chcecie zostać?

-Nie. Jesteś uroczy futrzaku, ale jak dla nas ten twój świat jest zbyt pacyfistyczny. - Powiedziała Cesarzowa.

-Dokładnie. Ta wasza magia jest fajna, ale wole tą moją. - dodał Mistrz.

-Może jeszcze kiedyś do was wpadniemy, ale wątpię. Miłej zabawy! Macie dla siebie teraz cały świat i całą wieczność. No dobra, my się już musimy zbierać zanim ktoś się skapnie, że coś za długo nas niema.- Powiedział Zdrajca po czym cała trójka zniknęła.

-To była ta twoja niespodzianka? - spytał Hiper Asriel.

-Tak. Bariera była ostatnim co psuło nam ten świat i już jej niema. Od teraz możemy wychodzić kiedy mamy ochotę. Niema powodu wyprowadzać się z Podziemia, więc proponuję tutaj zostać. Jednak teraz to jest dom, nie więzienie...

-Skończ gadać i chodź! Chcę wreszcie zobaczyć PRAWDZIWĄ powierzchnię! - Złapał mnie za rękę i pobiegł w stronę wyjścia, za nami zaraz wyszli wszyscy inni. Minęło kilkanaście godzin zanim życie w Podziemiu wróciło do normy. Jednak teraz panowała jakaś inna, lżejsza atmosfera.
Share:

POPULARNE ILUZJE