24 marca 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Coś złego? [i hope you break me - Wrong? - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Cześć Papyrus! Jak się czujesz? I jak Sans?

Człowieku! Cześć! Dobrze. Mój mąż przyjedzie pomóc z przeprowadzką, więc jesteśmy razem!

Masz Soul Mate?

Tak! To żywiołak ognia. Mamy też dziecko. Niedługo powinien zacząć chodzić na uczelnię, może go poznasz.

Oh, miło. Ale masz męża i dziecko. Sans jest z wami przez jego lęki?

Tak. Grillby, mój mąż, jest bardzo wyrozumiały, ale uważam, że Guecara, nasz syn, troszeczkę mnie przypomina. Poczekaj. Sprawdzę co z Sansem.

Schowałaś telefon do torebki kiedy byłaś na przerwie obiadowej, dwie morele i kanapka z dżemem, oraz sok jabłkowy. Iris napisała Ci, że będzie w kawiarni za kilka minut. Dostałaś wiadomość

Sans śpi. Upewniłem się, że zjadł obiad.

Dzięki. A poza tym, jak się trzyma?

Cały czas siedzi w pokoju. Je i nie odzywa się

Westchnęłaś.

To dla niego normalne?

Obawiam się, że tak.

Dobrze. Odezwę się po pracy

Dobrze

Ktoś zapukał w Twoje drzwi. Już miałaś powiedzieć „zapraszam”, lecz powstrzymałaś się
-Kto tam?
-Iris!
-Zapraszam! - drzwi się otworzyły i Iris weszła z papierami. Zamknęła je za sobą, usiadła na krzesełku naprzeciw Ciebie.
-I co tam u ciebie? - zapytałaś sięgając do torby po pomarańczę.
-Pisałam z Papyrusem. Sans je i śpi.
-Chociaż tyle – westchnęłaś
-To dziwne. Nie rozmawiałam z nim, nic o nim nie wiem, ale moja dusza boli
-Martwisz się o niego! To zrozumiałe. Wasza dwójka nie zrobiła fuzji – wyjaśniła – Albo w ogóle się wasze dusze nie połączył, co też może powodować ból. Oh! Zaraz, mam pomysł! - uniosła się lekko – Poproś jego brata, aby więcej ci powiedział o Sansie! Możesz mu coś kupić! W ten sposób będziesz mogła się z nim spotkać, aby dać mu prezent! - pomijając jej różową skórę zarumieniła się lekko – To byłoby takie rooomantyczne! - uśmiechnęłaś się. Iris była jednym z potworów której Rezonans z nikim nie zareagował. Była romantyczką jeżeli chodzi o cały ten proces. Musisz mimo wszystko zgodzić się na jej propozycję
-To właściwie dobry pomysł – przyznałaś – Pogadam z nim po pracy. - Kolejne pukanie w drzwi, kolory Iris zaczęły blaknąć – Kto tam? - zawołałaś
-Somn!
-Zapraszam! - Knight Knight wszedł przez drzwi i zamknął je za sobą, udał się w stronę biurka i położył na nim z głośnym westchnięciem. Przywykłaś do jego zachowania, dlatego jadłaś dalej kanapkę, a Iris obierała owoc
-Co się stało? - zapytała
-Jerry! - krzyknął przekręcając się na plecy, metalowa zbroja stukała – Przyszedł na zajęcia i było tak strasznie ciężko! - ściągnął rękawice – Zawsze marudził, wszystko komentował, jęczał, kasłał, warczał na wszystko! Po co on tutaj w ogóle przychodzi?! Cholera, po co on się zapisał na tę uczelnię! Po co przyszedł na moje zajęcia?! Skoro tyle wie, powinien prowadzić swoje własne!
-Może lubi wszystkich denerwować – Iris wzruszyła ramionami, wrzucając do ust owoc, pogryzła kawałek i przełknęła – Przepraszam, powinnam cię uprzedzić – Somn tylko westchnął podnosząc się z biurka, oparł się plecami o szafkę z książkami.
-Nic się nie stało, ale, Laleczko – powiedział odwracając się w twoją stronę – Laleczko, nie rozumiem jak możesz spotykać się z nim na indywidualnych zajęciach co tydzień! - machnął rękami zdenerwowany. - Ooooh, marzę aby przegiął pałę, tak abyśmy mogli mu dowalić.
-Cóż, może dlatego mi nie dokucza, bo jestem dla niego miła? - wzięłaś łyk soku.
-To dlatego, że leci na ciebie! - wtrąciła się Iris – Znaczy się, zawsze mówi, że ładnie wyglądasz i że każdy kto będzie twoim Soul Mate będzie miał szczęście – próbowała naśladować jego głos – To dziwne!
-Cóż, zawsze mu przypominam, że nasza znajomość jest czysto profesjonalna – powiedziałaś – Póki nie dotyka mnie, czy nie mówi, że chciały mnie rznąć, nie przejmuję się. Brak reakcji to najlepsza reakcja – Reakcja. Przypomniałaś sobie poranek. - A skoro o tym mowa – mówiłaś dalej – Dziwnie się czułam rano kiedy na niego wpadłam.
-Tak? - zapytała Iris
-Tak. Moja dusza... jakby chciała się schować – zaczęłaś – Zrobiło mi się zimno i wydawało mi się, że słyszałam krzyk. Wszystko było na swój sposób przerażające. I biorąc pod uwagę to co mi powiedziałaś Iris, o tym że trzeba uciekać szybciej przed diabłem.... Moja dusza mówiła mi abym uciekała... przed Jerrym? To możliwe?
-Cóż, sama go widziałaś Laleczko – odezwał się Somn – Może tego ranka twoja dusza widziała właściwie i chciała zawinąć ogon? Nie winiłbym cię, jeżeli to prawda. Gość ma dziwną japę – mruknął, Iris wywróciła oczami.
-Serio, wiesz – zaczęłaś znowu – Czuliście coś takiego przy nim?
-Ja czułam chłód – przyznała Iris – Moja dusza nie próbowała uciec i nigdy nie słyszałam krzyku. Ale uważam, że każda dusza reaguje inaczej na dziwną magię. Wiesz, Odwaga będzie reagować inaczej niż Cierpliwość. - przytaknęłaś. To w sumie logiczne.
-Dokładnie – przytaknął Somn – Ja... znowu... za każdym razem jak widzę tę mała pokrakę, jakby moja dusza kazała mi go rozerwać na strzępy. Może powinienem donieść na niego za budzenie dziwnych reakcji w naszych duszach? - mruknął drapiąc się po brodzie – Ale, co tam u was ciekawego?
-Uh... - popatrzyłaś na Iris, która przytaknęła.
-Nic ciekawego – odpowiedziała – Ale ej Somn, mogę się ciebie o coś zapytać?
-Jasne!
-Masz Soul Mate, prawda?
-Tak! - rozpogodził się klaszcząc w ręce – Mój kochany Jason! Słodziak – Knight Knight zaśmiał się
-Cóż, co byś zrobił, gdyby Jason nie przyjął cię od razu? - zapytała – Jakbyście Rezonowali, ale on.. wstydził się związku?
-Hm.. - Somn stuknął się w hełm – Cóż, i tak byśmy się złączyli, ale później, więc raczej bym się nie śpieszył. - uśmiechnęłaś się lekko. - Ale szczerze, uważałbym, że jest coś nie tak – popatrzyłaś na niego zaniepokojona
-Coś nie tak?
-Tak – powtórzył – Rezonans powinien odpowiedzieć natychmiast zawierając więź między duszami. Od chwili gdy twoja dusza dopowie na Rezonans, wiesz, że przy tej osobie będzie ci najlepiej i z nią chcesz spędzić swoje życie do samego końca umierając z nią. Jeżeli nie zareagowałby tak jak trzeba, serio zacząłbym się zastanawiać, czy coś jest nie tak z jego duszą. - poczułaś jak coś ściska Ci gardło, Twoja dusza na chwilę zamarła. Iris zauważyła to od razu, jak wpatrujesz się w swoją kanapkę skrzywiona bólem
-Uh ale – wtrąciła się – Jestem pewna, że problemy ma każda para – Somn wzruszył ramionami
-Ja o tym nigdy nie słyszałem, ale może są takie pary? Kto wie? Mówię to co myślę, ale nie oznacza to, że jestem nieomylny. Idę po coś do jedzenia, do zobaczenia później Is – pomachał do Iris – Pa Laleczko – zawołał do Ciebie. Przytaknęłaś tylko
-Pa – Iris odmachała mu, a potem popatrzyła na Ciebie – Skarbie, nie zadręczaj się tym co powiedział. Nie wie o tobie i o Sansie. Jestem pewna, że wykazałby się zrozumieniem, gdyby wiedział. Pomyślałam, że opinii warto poznać wiele, dlatego zapytałam. Somn ma rację, że to co ciebie spotkało nie jest częste, ale … rozmawiałam z innymi potworami, które miały problemy ze swoimi Soul Mate i sobie dały radę... nie takie jak twoje... ale to nie znaczy, że coś jest nie tak z duszą Sansa!
-Wiem – odpowiedziałaś – Tylko... boli to co powiedział, to, że coś może być nie tak. Wiem, że nie ma nic nie tak – dodałaś nim cokolwiek powiedziała – Ja tylko … - westchnęłaś – Chciałabym się z nim spotkać. Chciałabym mu pomóc – Iris uśmiechnęła się czule
-Porozmawiaj z jego bratem i dowiedz się, co Sans lubi. Zakupy dla niego poprawią ci humor – przytaknęłaś wierząc w to, że Iris ma rację. Zamartwianie się donikąd Cię nie zaprowadzi. No i poza tym, że jego dusza jest nie do złamania, to cała reszta wydaje się być w dobrym stanie. A więc jest jak inni. Szczerze, nigdy nie widziałaś innych szkieletów. Ale i tak nie wydaje Ci się, że było w nim coś dziwnego. Racja. Skupianie się na złych stronach w niczym nie pomoże. Czas skupić się na tym, co dobre i co skuteczne w naprawie waszego związku. Sama myśl uszczęśliwienia Sansa sprawia, że Twoja dusza rozgrzewa się.
Share:

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Poranek [i hope you break me - Morning - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza: W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści
Kolejnego ranka przekręciłaś się na łóżku i sprawdziłaś telefon. Miałaś wiadomość od nieznanego numeru. Twoja dusza zadrżała.

Cześć Człowieku! Tu Papyrus! Mam nadzieję, że nie widzisz niczego złego w tym, że piszę do ciebie. Chciałem, abyś wiedziała, że przekazałem twój numer Sansowi. Odpoczywa. Mam na niego oko i upewniam się, że je. Zaczynam pracę od przyszłego tygodnia, więc odpisuj śmiało kiedy chcesz!

Westchnęłaś. Byłaś wdzięczna za wiadomości, ale miałaś nadzieję, że to Sans. Dodałaś Papyrusa do kontaktów i odpisałaś.

Dziękuję za informację. Doceniam to! Napiszę do ciebie w przerwie obiadowej. Uważaj na siebie i daj znać, jeżeli jakoś będę mogła pomóc.

Po wysłaniu wiadomości zaczęłaś się szykować do pracy. Po prysznicu, ubraniu się i śniadaniu, wyszłaś z mieszkania i zaczęłaś iść w stronę uczelni. Oczywiście, musiałaś minąć dom Sansa. Ciężarówka nadal stała na podjeździe z otworzonym włazem, ale w ogrodzie nie było żadnych pudeł, zaś drzwi były zamknięte. Twoja dusza zakuła leciutko, postanowiłaś iść dalej. Nie zatrzymywałaś się póki nie usłyszałaś niskiego głosu.
-Nauczycielko? - odwróciłaś się by spotkać się z …
-Oh! Jerry? - jego ślepia wpatrywały się w Ciebie, zaś Twoje ciało miało naprawdę intensywną reakcję, inną od tej którą czułaś podczas spotkania z Sansem. Przez chwilę, Twoja dusza jakby... została sparaliżowana, a następnie próbowała schować się głębiej w Ciebie. Poczułaś zimno na ciele, jakbyś weszła do lodówki, zaś w uszach słyszałaś cichy... pisk? Skąd to się kurwa bierze? - Nauczycielko, czy wszystko kheee dobrze? - Wszystko znikło. Dusza się uspokoiła. Ciało się rozgrzało. Pisk ustał. Patrzyłaś się w bliżej nieokreślony punkt przez chwilę, nim mrugnęłaś i zauważyłaś, że Jerry porusza mackami.
-Nic mi nie jest! - krzyknęłaś, być może zbyt głośno – Ja uh... wybacz... do potem! - odwróciłaś się i w pośpiechu zaczęłaś iść chodnikiem. Co to kurwa miało znaczyć? Próbowałaś zrozumieć swoje uczucia i reakcje, ale nie potrafiłaś. To przez Jerrego? Dlaczego? Jak? Żaden człowiek, czy potwór nigdy nie sprawił, że czułaś się tak.. jak to nazwać? Zmieszana? Przerażona? Źle? Czułaś się.... źle. Może łapie mnie jakaś choroba... Bogowie nad nami i pod nami, mam nadzieję, że to jakieś przeziębienie. Pogładziłaś się po rękach idąc dalej. Na horyzoncie pojawił się budynek uczelni.
Unowersytet Gwiezdnej Duszy składał się z dwóch skrzydeł i był wybudowany na planie litery C, w jednym z nich znajdowały się pokoje nauczycieli. Na środku rosło piękne drzewo wiśni. W pozostałej części uczelni znajdowały się klasy oraz niewielka kawiarenka, wszystko zrobione z czerwonej cegły. Twoje biuro znajdowało się na lewo od głównych drzwi. Było niewielkie i przytulne, tonące w przyjemnym brązie i kremowych ścianach. Biurko miałaś umieszczone naprzeciw drzwi, z komputerem, kalendarzem i telefonem. Przed nim było dodatkowe krzesełko dla uczniów. Reszta pomieszczenia była zagospodarowana przez książki oraz pliki papierów z materiałami na uczniów oraz starymi sprawdzianami. Do tego roślinka między szafką a oknem, przez które mogłaś zobaczyć koronę drzewa stojącego w ogrodzie. Zasiadłaś za biurkiem i zaczęłaś pracę. Jak na początku każdego miesiąca, studenci przychodzili na spotkania by uczyć się o ludziach każdego ranka. Przerabiałaś z nimi indywidualnie każdy temat oraz pomagałaś w opanowaniu materiału. Przez większość czasu odpowiadałaś na pytania potworów, głównie dotyczące historii, kultury i tradycji. Odpowiadanie na nie wymagało od Ciebie sporego przygotowania, ale mimo to praca była łatwa i zabawna i podobał Ci się uśmiech na twarzach potworów kiedy w końcu coś zrozumieli. Odsunęłaś się od komputera i zajrzałaś do kalendarza. Dzisiaj masz Bratty, która chciała wiedzieć o okazywaniu romantycznych uczuć w ludzkich związkach. Catty, dwie godziny później, która chciała wiedzieć jak ludzie trawią jedzenie. Em-Kay po niej, który chciał wiedzieć, dlaczego ludzie tak obsesyjnie uwielbiają oglądać nagrania ze słodkimi zwierzątkami. Cóż... wszystko dla potworów, aby mogły lepiej zrozumieć ludzi. Po zalogowaniu się w panelu, podeszłaś do szafki z książkami aby znaleźć materiały, wtedy usłyszałaś pukanie do drzwi.
-Dzień dobry, skarbie – usłyszałaś słodki głosik. Odwróciłaś się, aby zobaczyć różową galaretkę w pokoju.
-Dzień dobry Iris – uśmiechnęłaś się. Iris jest nauczycielką potworzego języka. Choć wszyscy posługują się ludzką mową, potwory mają swoje własne języki odpowiednie dla każdej rasy z narzeczami i dialektami. Tak jak ludzie. Iris uczyła tych co bardziej wnikliwych uczniów. Jej pokój znajdował się na końcu korytarza.
-Jak się czujesz? - zapytała wchodząc do biura
-Um, cóż... - zarumieniłaś się lekko. Irys zerknęła na Ciebie – Mogę powiedzieć ci tajemnicę?
-Oczywiście! - powiedziała zadowolona – Jesteśmy... przyjaciółkami! - zamknęłaś za nią drzwi i westchnęłaś
-Wczoraj poznałam mojego Soul Mate – jej oczy zrobiły się większe
-Naprawdę?! Oh, jaki jest?!
-Ja... nie wiem.
-...Nie wiesz?- opowiedziałaś jej wszystko co wczoraj się wydarzyło. Poprosiłaś, aby obiecała, że nikomu nie powie. Nikt nie musi wiedzieć o reakcji Sansa, ale znasz Irys od czterech lat. Wiesz, że jest godna zaufania, a naprawdę potrzebowałaś się komuś wygadać. - … Łał – szepnęła – Skarbie, to naprawdę wiele do udźwignięcia. Ale, wszystko u niego dobrze, prawda?
-Jego brat mówi, że tak, powiedziałam aby mnie informował – odpowiedziałaś – Chcę dać mu trochę przestrzeni, pozwolić, aby to on wykonał pierwszy ruch.
-Tak będzie chyba najlepiej – zgodziła się – Mam nadzieję, że wszystko się ułoży
-Ja też – westchnęłaś – Dzięki, że pozwoliłaś się wygadać.
-Oczywiście, skarbie! - uśmiechnęła się – Jesteśmy przyjaciółkami! - zegarek na biurku zapiszczał. - Oh! - poskoczyła – Już dziewiąta? Lepiej pójdę na swoje zajęcia. Zobaczymy się na przerwie obiadowej?
-Jasne – uśmiechnęłaś się, i wtedy sobie o czymś przypomniałaś – Oh, zaczekaj! Widziałam się z Jerrym w drodze tutaj. Chyba dzisiaj będzie na zajęciach. - Iris westchnęła
-Chyba już za późno, aby uprzedzić biednego Somn – Na uczelni istniała niepisana zasada, że nauczyciele którzy znają Jerrego ostrzegają wszystkich innych w szkole, że ten jest w pobliżu. Coś zawsze było w nim... dziwnego... nie tylko to, że jego komentarze były chamskie, ale problem tkwił głębiej. Iris Ci to tłumaczyła
-Chodzi o jego duszę, jest... dziwna – to właśnie to czułaś wcześniej? Dziwność jego duszy? - Masz z nim zajęcia w tym tygodniu?
-Jutro
-Cóż, dobrze. Uważaj na siebie
-Um.. - wzięłaś wdech – Czy... czy... on może spróbować kogoś skrzywdzić? - zapytałaś – Znaczy się, czy nie walczyliście ze sobą dawniej?
-Cóz, tak – przyznała – Ale chodziło raczej o … tak jak wtedy kiedy ktoś wisi ci forsę i nie chce oddać. Albo cię obrazi, ale Jerry – spuściła wzrok zamyślając się – Jego magia, jego dusza... nie wiem – zadrżała – Wśród nas istnieje powiedzenie: Kiedy Diabeł biegnie w twoją stronę, uciekaj szybciej. Kiedy potwór ostrzega cię przed innym potworem, słuchaj się. My potwory czujemy uczucia skrywające się za magią, a Jerry nigdy nie wywoływał dobrych uczuć. To dlatego go unikamy. Więc.. uważaj, zwłaszcza dlatego, że cię lubi.
-Ug.. - mruknęłaś – Ale teraz mam Soul Mate, powinien mnie zostawić w spokoju, prawda? - otworzyłaś drzwi dla Iris.
-Zapomniałaś? - zapytała – Nikt nie będzie wiedział, że masz Soul Mate póki nie zrobicie pełnej Fuzji Dusz. Po tym, każde z was będzie miało kawałek duszy drugiego w swojej, zaś jego aura będzie dookoła ciebie
-Oh... - podrapałaś się po brodzie – Racja.
-Cóż, muszę iść – powiedziała – Do potem! - pomachała Ci i pobiegła wzdłuż korytarza. Zamknęłaś drzwi biura i zdecydowałaś się zamknąć je na zamek. Nie oczekiwałaś, że Jerry pojawi się przed piątkowym porankiem, lecz nie mogłaś puścić mimo uszu słów Iris. Kiedy diabeł biegnie w twoją stronę, uciekaj szybciej. Pamiętałaś, jak Twoja dusza zareagowała na Jerrego, jakby uciekała przed diabłek, próbując odciągnąć Cię od niebezpieczeństwa, jakiego nie rozumiesz. Żałowałaś, że nie zapytałaś się jej co oznacza dziwna reakcja Twojej duszy.
Share:

Star Wars: Wojny imperiów - Rozdział I [opowiadanie by Revan]

Autor okładki: littlejedi19
Autor opowiadania: RevanSans
Notka od autora: Kenobi wychodzi z pojedynku jako przegrany, ginąc od miecza własnego ucznia. Padme jednak umiera przy porodzie, pomimo tego że ma przy sobie Anakina ponieważ myśli że zmarł w momencie przemiany Republiki na Imperium Galaktyczne. Skywalker domyśla się że został oszukany przez Palpatine'a, więc go zabija. Przejmuje władzę w Imperium i postanawia że Leia zostanie politykiem, natomiast Luke będzie Rycerzem Sith. Po dwudziestu latach sprawy jednak zaczynają się walić, Sojusz dla Przywrócenia Republiki powraca,  natomiast w sercu Imperium szykuje się spisek na życie Anakina, nikt jednak nawet nie spodziewa się że największe zagrożenie pochodzić będzie z innej galaktyki.


Spis treści:
(obecnie czytany) | |
| 9

Anakin krążył po bazie na Endorze, dodatkowo samą swoją obecnością popędzając wszystkich do roboty. Nie ważne czy był to żołnierz, mechanik czy zwykły sekretarz, obecność Anakina Skywalkera dawała dziwne poczucie... grozy zmieszanej z dumą starszych żołnierzy.
Anakin chyba znał tego powód. Niedawno dla całej Galaktyki przestał być małym, szkolącym się na Jedi chłopcem z Tatooine. Teraz był Darthem Vaderem, Imperatorem Sith.
Czasami zastanawiał się, co by było gdyby Obi-Wan przeżył podczas ich walkę na Mustafar. Czy on by wtedy...? Anakin nie chciał dokańczać tej myśli.
Pewnie bujał by w obłokach jeszcze dłużej, gdyby nie nagły alarm rozległ się po całej bazie, a ludzie po chwili zaczęli panikować.
- Co się dzieje? - spytał niedaleko stojącego oficera jednego z oddziałów szturmowców.
- Wygląda na to że rebelianci - odpowiedział mężczyzna, rzucając przestraszone spojrzenie w stronę nadlatujących statków.
- Ale to niemożliwe - mruknął Anakin - Przecież zniszczyliśmy ostatnie resztki tych ścierw na Ord Mantell.
- Proszę mi uwierzyć, również tak myśleliśmy - jęknął  mężczyzna, po czym pobiegł do swojego oddziału, pewnie po to by ich poinformować o ataku Rebelii.
Skywalker spojrzał jeszcze raz na niebo. Jakim cudem Rebelia przetrwała?
***
Walka toczyła się już od dobrych paru godzin, a straty w ludziach nadal rosły.
Anakin miał już powoli dość.
Jego myśli nadal wędrowały ku niewyjaśnionym powrocie Rebelii. Nie było opcji, by coś ominęli. Ale... jeśli jednak? Jeśli był cień szansy, że... wśród Imperium był zdrajca?
Skywalker nie mógł dopuścić do siebie tej myśli.
Po jakimś czasie walki, usunął się z pola rażenia w stronę jednego z myśliwców, po czym zwrócił się do zdziwionej armii Imperium.
- Dzielnie walczyliście - zaczął. - Lecz teraz nadszedł ten pierwszy raz, kiedy musimy wykonać odwrót. Nie damy rady, Rebelia jest silniejsza niż się spodziewaliśmy. Mam także pewne przypuszczenia co do zdrajcy w naszych szeregach...
Ciche pomruki przeszły przez szeregi szturmowców, lecz Anakin nie zwracał na nich uwagi. Już odpalał myśliwiec, obierając sobie za cel Coruscant.
***
Leia siedziała samotnie w swoim pokoju. Właściwie... to nie był pokój, to był apartament.
Powinna teraz trenować, jednak udało jej się wyprosić od Kyle'a Katarna parę minut przerwy.
Powodem tej nagłej przerwy nie było zwykłe zmęczenie.Znaczy, w pewnym sensie tak, ale...
Myśli Leili krążyły wokół pewnego chłopaka, na którego natknęła się wczoraj. Nie wiedziała kim jest, jak się nazywa ani skąd pochodzi, lecz... Gdy go zobaczyła jej serce zabiło szybciej.
- Leia? - usłyszała nagle głos, tak bardzo jej znajomy, jednak tak bardzo rzadko przez nią słyszany...
- Tata! - dziewczyna wstała jak oparzona, po czym rzuciła się Anakinowi na szyję - Tak dawno cię nie widziałam! Gdzie byłeś?
- Sprawy Imperium, nie powinnaś się w to mieszać... Gdzie Luke? Chciałbym go zobaczyć...
Jakby na zawołanie do apartamentu siostry wszedł Luke, który na widok ojca uśmiechnął się.
- Cześć tato - przywitał się.
***
Pewnie nie tego się spodziewaliście po wielkim Darthcie Vaderze, lordzie Sith. Pewnie nigdy nie wyobrażaliście go sobie jako kochającego ojca... *
Oczywiście, Anakin jest Sithem, siejącym grozę w Galaktyce. Jednak dzieci są dla niego całym światem... a może nawet i Wszechświatem. Po śmierci Padme tylko oni mu zostali. I pomimo tego, że starał się utrzymać swój autorytet wśród Admirałów i Generałów armii jak i władców innych planet, chciał być też dobrym ojcem dla swoich dzieci i dać im to, co chciał im podarować razem z Padme - miłość.
Share:

Undertale: HappiestTale: Prawdziwa historia ,,Marka'' : ,,TO NIE MOJA WINA!''


Autor: Fenfral
Spis treści:
Nieco inna historia Asriela i Chary.
 (Nie)ostatni korytarz
 Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
  Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
 Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!" (obecnie czytany)
 Spełnione marzenia i nadzieje.
 Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
 Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
 Cały świat i cała wieczność!
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
 Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
 Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
 Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu!
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
 Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość 
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
 Siemka Night: Trening (część 2)
 Siemka Night: Nowy Dom 
Lista


-Najpierw muszę się wam do czegoś przyznać. Ja tak naprawdę wcale nie nazywam się Marek. Zmyśliłem to. Nie jestem nawet człowiekiem. Powstałem jako jeden z wczesnych projektów Feiro. No tak właściwie to pierwszy z tych projektów. Było to kilka AU a raczej modyfikacji oryginalnej historii.A kim jestem naprawdę ? Ech. - ,,Marek'' machnął ręką i przebranie zniknęło. - Jestem Asriel. Asriel Bóg Hiperśmierci. Finalnie powstał nowy projekt. Co się stało z pozostałymi ? Nasze moce zostały połączone. Nic to jednak nie zmieniło. To AU zaczęło się gdy mieliśmy, z resztą po raz kolejny walczyć z Frisk. Nie wiem ile razy już walczyliśmy. Dziesięć, sto, albo i więcej. Co ? Sądziliście pewnie, że restart usunie wspomnienia ? Pewnie. Powinien. Jednak tego nie robił. Wbrew własnej woli powtarzałem ciągle te same ataki, dokładnie tak samo. Te same słowa. I nie wiedziałem czemu. Wiedziałem, że nie mogę wygrać. W chwili, gdy wygrana była o krok... to się działo. Frisk znowu stoi przede mną z pełnym życiem. Miałem już dość. Jednak po chwili zobaczyłem, że Frisk nawet nie stara się unikać moich ataków. Zwyczajnie mnie ignoruje. Życie Frisk wyzerowało się chyba już 20 raz. Jednak nagle coś się stało. Błąd systemu. Widać nastąpiło przeciążenie. Udało mi się złapać duszę Frisk. Wiedziałem jednak, że to chwilowe i gdy tylko system się zorientuje co się stało stracę ją. Wykorzystałem moment. Nadal miałem pozostałe dusze. Przeniosłem się do Laboratorium. Tego prawdziwego. Maszyna do ekstrakcji dusz nadal tam stała. Włączyłem ją i wyciągnąłem niewielką ilość esencji z każdej duszy. Wróciłem na swoje miejsce. Determinacja Frisk szybko wróciła do standardowego poziomu. A ja nadal miałem tą cząstkę którą zabrałem. System naprawił błąd. Dusza Frisk wróciła na miejsce. Udawałem, że wszystko jest normalnie. Dałem sobie odebrać dusze potworów z którymi zaprzyjaźniła się Frisk. Były mi już zbędne. Odstawiłem tą samą scenkę co zawsze. Uwolniłem pozostałych, zniszczyłem barierę, pożegnałem się z Frisk... i zmyłem się zanim się zorientowali. Nadal miałem esencje ludzkich dusz. Im to nie zaszkodziło. Jednak to były tylko esencje. Miały w sobie moc dusz, lecz żadna nie mogła zastąpić całej duszy. Czas się kończył. Nie zmieniłbym się w kwiatka dopóki Frisk nie zrobiłaby restartu. Nie miałem jednak możliwości się tam od tak zjawić i zaatakować jej. Musiałem trzymać się wzorca. Wtedy wpadło mi jednak coś do głowy. Gdy Frisk poszła na spacer zobaczyć się z przyjaciółmi zanim wszyscy opuszczą podziemie zrobiłem użytek z mocy dusz by na moment się wyrwać z wzorca i wrócić do laboratorium. Wiedziałem, że TO tam jest. Ekstrakt Determinacji. Stary. Jeszcze z badań tego poprzedniego naukowca. Nie wiem skąd go miał. Jednak wystarczyło by mieć determinację większą od Frisk. Przejąłem kontrolę nad restartem. Dodatkowo doładowałem się esencjami pozostałych dusz. To wystarczyło by odzyskać formę Boga Hiperśmierci. Mogłem wreszcie dokonać restartu i naprawić wszystko ! Nie dopuścić do mojej własnej śmierci. Odzyskać życie. Użyłem restartu... - głos Boga Hiperśmierci na moment zaczął się łamać.- nie wiedziałem jednak, że nikt nigdy nie stworzył takiej opcji. Dopiero teraz zrozumiałem. To nie tak, że miałem dawać Frisk wygrywać. Ja nigdy nie miałem wygrać. Nie było kodu, linii czasu czy czegokolwiek co zawierało by moją wygraną. A skoro stało się coś co nie miało prawa się stać system się wyłączył. Znalazłem się w pustej przestrzeni. Poza obszarem historii. Na moment. Po chwili wróciłem na miejsce. Widać nastąpił restart. Ucieszyłem się. Historia zaczęła się od nowa, a ja mam swoje normalne ciało ! I trochę nadprogramowej mocy, ale to tylko zaleta. Byłem w Laboratorium. Przeniosłem się na początek. Frisk tam była. Chciałem z nią porozmawiać jednak mnie zignorowała. Nie wiedziałem czemu. Stałem przed nią, machałem, nawet wrzeszczałem wprost do ucha... wszystko na nic. Poszedłem za nią. Zobaczyłem Floweya. Zacząłem się zastanawiać jak to jest możliwe. Przecież ja żyję więc jego nie powinno być. On też mnie ignorował. Ale to nie było ważne. Po chwili zobaczyłem mamę. Ucieszyłem się jak nigdy. Podbiegłem do niej i... przeleciałem przez nią. Dopiero teraz zrozumiałem. Nie mam duszy, mój kod nie istnieje, więc nie mam ciała. Nie mogę dokonać żadnej interakcji. Sprawdziłem. To samo z moimi atakami. Zacząłem płakać. Byłem wściekły. Dlaczego ? TO NIE MOJA WINA ! Czy to źle, że chciałem znowu żyć ? Próbowałem każdej możliwej opcji. Próbowałem nawet skontaktować się z Gasterem. Jednak nawet on mnie nie widział. Albo udawał, że nie widzi. Ciężko rozmawiać z kimś kto teoretycznie przestał istnieć. Ale jego dało się zobaczyć od czasu do czasu. A mnie wcale. Spróbowałem wyjść na powierzchnię. Udało mi się. Chodziarz tyle, lecz nadal byłem zły i smutny. Okazało się, że ta ,,powierzchnia'' to tylko jeden mały obszar. Gdy go opuściłem wypadłem poza granice linii czasu. No co to miało być ?! Znalazłem tam coś. Okazało się, że mogę się w pewien sposób skontaktować z osobą która dokonała zakłócenia. To był Feiro. Próbował modyfikować plik. Chciał stworzyć modyfikację która miała pozwolić, by wszyscy otrzymali naprawdę szczęśliwe zakończenie. Okazało się jednak, że wymknęło mu się to z pod kontroli i mój kod... przestał istnieć. Naprawdę mnie to wnerwiło. Zażądałem by to natychmiast naprawił. Jednak nie wiedział jak to zrobić. Powiedział jednak, że możemy zrobić to w inny sposób. I tak powstało to miejsce. W ramach przeprosin chciałem, abym to ja decydował jak to miejsce ma wyglądać a on miał zająć się wykonaniem. Zgodził się bez problemów. Reszta była prosta. Podsunąłem Sansowi odpowiednie informacje, a dalej to sami wiecie . Nie mogłem jednak odzyskać SWOJEGO życia. Asriel z tej historii nigdy nie zginął. Nie chciałem by rodzice wiedzieli co stało się naprawdę. Dlatego zacząłem udawać ,,Marka''. Tak naprawdę niema procedury nakazującej kasowanie pamięci. Nie chciałem by Sans się wygadał, albo zaczął sam coś zmieniać. Feiro jednak dodał mi trochę mocy więcej a później oddał mi idealnie połowę kontroli. Teraz by coś zmienić musimy obaj się na to zgadzać. Przebranie noszę tylko na zewnątrz. Tutaj w moim domu mogę chodzić w swojej prawdziwej formie. Nikt nie powinien być w stanie tutaj wchodzić. Nie przewidziałem, że Asriel z tej historii jest traktowany przez to miejsce tak samo jak ja. A ja nie mogę używać swoich mocy na samym sobie. Tym zajmuje się Feiro. Dzięki za wysłuchanie. A przy okazji. Niedługo otwieramy. Wpadnijcie kiedyś. Wszystko dla gości w sumie mamy już gotowe. Jeśli chcecie możecie mnie nadal nazywać Markiem by było łatwo mnie rozróżnić od tego tutejszego Asriela.

Marek podniósł słuchawkę.

-I jak Feiro ?

-Wszystko gotowe.
Share:

Filip Domin: DRUGA NIESPODZIANKA

Oto druga niespodzianka na którą wszyscy czekali (chyba)
Czyli moje własne, wymyślone animatroniki.
Czyli:
Lime the Lynx - ryś
Grey the Wolf - wilk
Carry the Squirrel - wiewiórka
Dot the Dog - pies
Ciekawostki:
- Lime ma melonik i czarną, długą laskę.
- Dot jest inspirowana moim psem wabiącym się Kropka.
- Animatrony zostały poniszczone ponieważ chciano je na wszelki wypadek uszkodzić tak, żeby nie mogły nikomu nic zrobić. Co oczywiście nie wyszło i atakują protagonistę każdej nocy.
- nowe wersje nazywają się New and Shine
- Lime powstał ponieważ lubię rysie
- Grey powstał ponieważ miałem fajną wizję animatronicznego wilka, co się udało i wygląda według mnie fajnie
- Carry powstała ponieważ wiewiórki są rzadkością i pomyślałem, że fajnie będzie stworzyć takiego animatrona
- Dot powstała ponieważ chciałem stworzyć mojego psa w wersji animatronika








Share:

23 marca 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Niezłamany [i hope you break me - Unbroken - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
-Człowieku – wysoki szkielet zwrócił się do Ciebie idąc w Twoją stronę, położył wielką rękę w czerwonej rękawicy na Twoim ramieniu – Oddychaj, człowieku, właśnie tak, oddychaj. Człowieku, gdzie mieszkasz? Zaprowadzę cię do domu – dysząc ciężko odpowiedziałaś
-Za rogiem – pokazałaś stronę
-Dobra, zaprowadzę cię tam. Oddychaj, powoli i spokojnie – mówił niskim głosem. Przytaknęłaś pozwalając, aby prowadził Cię po chodniku. Nie mówił nic, pozwalając abyś złapała oddech i mogła swobodnie pocierać pierś, gdzie w środku Twoja dusza nadal drżała. Twoje ciało było dziwne, jakby bardziej podatne na działanie grawitacji, albo jakbyś miała na plecach tonę jakiegoś żelastwa. Było Ci jednocześnie gorąco i zimno, pociłaś się, lecz drżałaś, objęłaś się rękami. Wzrok nie był dość ostry, kręciło Ci się w głowie i pewnie byś się wywróciła raz czy dwa razy gdyby nie szkielecia ręka na twoim ramieniu. Skupiłaś się na oddychaniu, powolnym i głębokim. Właściwie tylko na tym teraz mogłaś się skupić, myślenie o czymkolwiek sprawiało, że miałaś mętlik w głowie. Po dłuższej chwili, jak minęliście kilka starszych domów, wskazałaś na ten niebieski, który wynajmowałaś.
-Mogę się wprosić? - zapytał – Chciałbym ci wszystko wyjaśnić o tym co zaszło między tobą, a moim bratem i pomóc ci dojść do siebie – przytaknęłaś otwierając drzwi i wpuszczając go do środka. W korytarzu miałaś niewielki dywanik. Kuchnia znajdowała się na końcu korytarza. Po lewej było niewielkie pomieszczenie z którego zrobiłaś sypialnię, tonęła w kolorach jasno fioletowych i białych. Po prawej wygodny, tonący w brązach i czerwieni pokój gościnny. Szkielet poszedł za Tobą pozwalając, abyś zamknęła za nim drzwi
-Jak się czujesz? - zapytał – Chcesz wody?
-Ja... woda.... to było by miłe – przytaknęłaś i poszłaś do salonu siadając na kanapie. Szkielet rozejrzał się po pomieszczeniu nim udał się do kuchni. Słyszałaś jak otwiera szafki i wyciąga szklanki, potem otworzył lodówkę, coś z niej wyciągnął i zamknął. Potem kroki. Udał się w stronę ubikacji. Nie znalazł chyba tego czego szukał. Bo potem wrócił do kuchni. Wrócił ze szklanką wody i jednym z Twoich ręczników. Racja. Strasznie się teraz pocisz. Szkielet usiadł naprzeciwko Ciebie podając Ci ręcznik i wodę. Wzięłaś i to i to, ocierałaś pot z czoła i położyłaś go na kolanach. Wypiłaś wodę do dna, czując jak Twoje ciało się odrobinę uspokaja, jakby odzyskiwało równowagę, regularną temperaturę, wszystko było normalne. Jakby ktoś zresetował całą sytuację, dlatego czułaś się trochę zagubiona.
Ten potwór był przeciwieństwem tego, którego poznałaś wcześniej. Jest o wiele wyższy i szczuplejszy. Nie to co tamten. No i ubiór bardziej... oficjalny... Miał na sobie obcisłe czarne ubranie miejscami przyozdobione czerwoną zbroją, rękawicami i butami z cholerami i srebrnymi zdobieniami. Zauważyłaś znaczek na piersi potwora. Trójkąty ze skrzydłami. Przypomniał Ci się jeden z potworzych mitów o aniele który miał uratować Potwory przed ich wrogami. Obecnie teraz to znak rodziny królewskiej, więc szkielet pracuje pewnie dla zamku, może jest strażnikiem, to tłumaczyłoby zbroję. Wszystko, każda klamerka błyszczy i połyskuje. A no. Ktoś jest dumny z tego co robi.
-Jak się teraz czujesz? - zapytał
-Dobrze – odpowiedziałaś odstawiając szklankę na stół – A temu drugiemu szkieletowi nic nie będzie? - westchnął
-W swoim czasie dojdzie do siebie, Ah, właśnie chciałem.. Cóż, jestem Papyrus – wyciągnął rękę – Dawniej byłem kapitanem Królewskiej Gwardii, ale teraz jestem Doradcą – Ah, i wszystko jasne. Ujęłaś jego dłoń i przedstawiłaś się. - Tamten drugi szkielet to mój starszy brat, Sans. Ja... przepraszam za tak niemiłe pierwsze wrażenie co do jego osoby...
-Wiesz... co się stało? - Papyrus popatrzył na Ciebie, pomarańczowe światełka w oczodołach nieco zajaśniały. Znowu westchnął i odwrócił wzrok.
-Ty... nie jesteś pierwszą Soul Mate mojego brata – zamrugałaś.
-...Co? - Papyrus patrzył na Ciebie z uwagą
-Mój brat żyje od ponad dwustu lat. Przez ten czas miał kilka Soul Mate, wszystkie były ludźmi, wszystkie umarły... ze starości, przez choroby, przez zrządzenie losu...
-Chwileczkę... - przerwałaś – Skoro Rezonansuje z człowiekiem, powinien umrzeć kiedy jego pierwszy Soul Mate umarł, prawda? - zapytałaś – Znaczy się, tak to działa, racja? Śmierć ukochanej osoby to dla potworzej duszy za dużo i się łamie.
-W normalnych przypadkach, tak – przyznał – Ale... Sans .. Poziom jego duszy to Boss.
-Dusza o poziomie bossowym? - zapytałaś
-To rzadkie, ale niektóre potwory mogą stać się silne na tyle, aby ich dusza była porównywalna z ludzką. Te, zwane są Duszami Bossowymi – wyjaśnił – z tak silną duszą, żal po stracie ukochanej osoby nie jest dość potężny, by dusza się złamała. Lecz odczuwalny z taką samą mocą. - Otworzyłaś szeroko oczy gdy zrozumiałaś.
-Więc... za każdym razem gdy tracił Soul Mate, musiał przejść przez cały proces łamania się duszy i robił to … kilka razy?
-Od czasu gdy miał dziewiętnaście lat, tak – mówił cicho – Przez dwieście lat, zapadał się w najgłębsze miłosne otchłanie, aż do śmierci jego Soul Mate, i nawet najbardziej intensywna relacja nie przełamała jego duszy, bez względu jak bardzo tego chciał. Przez to wszystko unikał jak się da wszelkich Soul Mate, do czasu aż nie poznał jednej i to wywołało u niego atak paniki.
-....I w taki sposób odrzucił moją duszę – szepnęłaś - … Odrzucił mnie...
-Zapewniam cię, nie zrobił tego by cię skrzywdzić – Papyrus próbował pocieszyć Cię kładąc rękę na Twoim ramieniu – Chodzi o to, że... przechodził to znowu i znowu, miłość, stratę, strach, poznanie nowej Soul Mate i od nowa. Próbowaliśmy już wszystkiego, przeprowadzać się po śmierci Soul Mate, nie przeprowadzać się po śmierci Soul Mate, żył też sam, mieszkał z moimi przyjaciółmi, z ojcem, wszystko to mu pomagało, ale... - Papyrus odwrócił wzrok – Mam wrażenie, że cały wszechświat wyrządza mu bardzo chamskiego psikusa – warknął.
-...Czy nic mu nie będzie?
-Dojdzie do siebie – przytaknął – Potrzebuje trochę czasu, aby... dojść do siebie.
-...Dobrze – przytaknęłaś. Papyrus przyjrzał Ci się z ciekawością. - Nie chcę się narzucać wiedząc przez co przeszedł – mówiłaś dalej – Wiem, że z czasem, przywykniemy do siebie. Nie ma co się śpieszyć, a więc niech bierze tyle ile potrzebuje. Masz – wzięłaś ze stolika kartkę i długopis. Napisałaś na niej swoje imię i numer telefonu. Podałaś ją Papyrusowi – Mój numer. Może do mnie pisać. Oh, ale pracuję jako nauczyciel na tygodniu, więc jeżeli nie opiszę to pewnie będę w pracy. Możesz mu to powiedzieć?
-Oczywiście – przytaknął – Dziękuję, że pozwoliłaś to sobie wyjaśnić i dasz mojemu bratu trochę przestrzeni. Niektóre z jego wcześniejszych Soul Mate chciały go zobaczyć niemal natychmiast, chcąc zapewnić, że będą dobrymi Soul Mate, że umrze wraz z nimi. Cóż, zobaczymy jak będzie tym razem... - przytaknęłaś.
-Nie pójdę do niego wiedząc w jakim jest stanie. Znaczy się, nie wiem co dokładnie czuł, ale mam świadomość co go spotkało. Ja umrę, a on zostanie. Nie jest pisana nam wspólna przyszłość... - W normalnych przypadkach, kiedy potworza i ludzka dusza rezonują, zakochują się w sobie. Ludzie umierają pierwsi, a po nich, dusza potworzego partnera łamie się. Oboje są wspólnie paleni, wrzucani do jednej urny, potworzy pył miesza się z ludzkim prochem. Cały proces jest całkiem romantyczny, być zawsze ze swoim ukochanym, nawet po śmierci. Ale, Sans nie miał tej okazji ze swoim pierwszym Soul Mate... z żadnym z nich... bo jego dusza jest zbyt silna, ale się złamać. Zawsze zostawał sam i cały proces zaczynał się od nowa i znowu i znowu i znowu. I teraz Ty wydajesz się być początkiem kolejnego cyklu. Właściwie, to nie widzisz się z nim aż do śmierci, biorąc pod uwagę fakt, że nawet go nie znasz. Wszystkie uczucia muszą brać się z Rezonansu, ale on jest częścią Ciebie, częścią Twojej duszy. To zmienia postać rzeczy. Zaszkliły ci się oczy, ale odegnałaś łzy. Nie, myśl o tym co teraz.
-Czy mam mu powiedzieć coś jeszcze? - zapytał Papyrus
-Tylko tyle, że nie ma się co śpieszyć, niech wszystko robi w swoim tempie – uśmiechnęłaś się lekko – Ja.. będę na niego czekać.
Share:

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Ta pierwsza chwila [i hope you break me - That First Moment - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Dzień był ciepły, a niebo bezchmurne, idealna pogoda na spacer. Biegałaś po wzgórzu, drogą która prowadziła do domków, oraz wiodła wprost na uczelnię, gdzie pracowałaś jako nauczyciel Potworów. Potworów, które studiowały ludzi. Mimo, że obie rasy żyją obok siebie, potwory i ludzie nie rozumieją się za dobrze. Mają różne święta, różne maniery, jest jeszcze mania oraz różne zachowania. Potwory cechuje ciężki temperament, walki i chamskość w stronę... cóż, wszystkiego. Mimo to, są o wiele milsze w stosunku do ludzi, tym bardziej, że ci mogą być ich potencjalnymi Soul Mate*. 
Czasami w drodze do pracy zastanawiasz się, czy Twoja dusza odpowie na Rezonans z potworzą. Szanse są niewielkie. Zaledwie mniej niż dwadzieścia procent całej populacji ludzi odczuło na sobie działanie Rezonansu, tej mistycznej więzi między dwiema duszami, która tworzy się w chili ich poznania. Cóż, nie śpieszyło Ci się, ale nie umiałaś powstrzymać fantazji co zrobisz, jeżeli Rezonans odpowie na potwora. Przeprowadzisz się do niego? Masz niewielkie mieszkanie wystarczające dla Ciebie, ale żyć z potworem... które są o wiele większe niż ludzie.. mogłoby zrobić się ciasno. Będziecie razem szukać większego mieszkania? Jak długo będziesz z nim chodziła nim postanowicie wspólnie zamieszkać? Weźmiecie ślub szybko, czy będziecie czekać? Potwory z jakimi rozmawiałaś w pracy mają różne doświadczenia w tym temacie, więc nie byłaś pewna jak wygląda normalna droga. Będziesz musiała wszystkiego dowiedzieć się na własnej skórze, jeżeli coś takiego w ogóle się wydarzy. Cóż, bez pośpiechu. Szłaś po wzgórzu zwalniając bieg przy jednej z witryn sklepowych, gdzie na sznureczkach wisiały małe wisiorki przedstawiające szkielety. Były słodkie, z wielkimi oczodołami i zbyt dużymi ubraniami, niczym dzieci przymierzające ubrania rodziców.
-Słodkie – uśmiechnęłaś się – Może powinnam jednego kupić, ten mały jest uroczy...
-Nauczycielko? - stanęłaś i popatrzyłaś w praco
-Oh! Jerry! - z jakiegoś powodu zrobiłaś krok w tył, nawet jeżeli jest podobny do małej kałamarnicy. Stał i wpatrywał się w Ciebie. - Uh.. cześć Jerry.
-Witaj nauczycielko – odpowiedział oddychając przez usta – Co za nieoczekiwane spotkanie – wziął głębszy wdech wydając dźwięk jakby chrząknął – Czy ty khe często tędy przechodzisz?
-Ja uh... mieszkam niedaleko – odpowiedziałaś – Zamierzałam zrobić zakupy wracając do domu
-Rozumiem, rozumiem – odpowiedział – Więc khe nie jesteś teraz zajęta, prawda? - szurnęłaś nogą
-N-nie bardzo, ale, powinnam iść do domu
-Oh! - Z jakiegoś powodu jego oczy zrobiły się większe – Skoro nie jesteś zajęta – mówił dalej – Może pomogę ci w zakupach? - Czy właśnie.. poruszył brwiami w Twoją stronę? Przełknęłaś ślinę i chrząknęłaś
-Uh, Jerry, posłuchaj – zaczęłaś – To było by bardzo nieodpowiednie jeżeli razem poszlibyśmy na zakupy.
-Uhh, cóż, ja tylko – poruszał mackami – Ja tylko.. uważam kheeee że jesteś miła, nauczycielko – zrobił wydech ustami – To zaskakujące, że jeszcze nie odpowiedziałaś Rezonansem z nikim. Hm, ten potwór byłby najszczęśliwszym gościem na ziemi gdybyś była jego Soul Mate.
-Um.. jasne – odpowiedziałaś – Cóż, do zobaczenia w piątek na naszych zajęciach – odwróciłaś się i wznowiłaś bieg nie czekając na jego odpowiedź. To nie była pierwsza niezręczna rozmowa z Jerrym. Nie trudno było odkryć, że podkochuje się w Tobie, zawsze starałaś się, aby wasza rozmowa miała profesjonalny charakter i była krótka. Miałaś nadzieję, że zorientuje się w ten sposób, że nic wobec niego nie czujesz i szybko się podda. W końcu dostałaś się na szczyt wzgórza. Zauważyłaś dużą białą ciężarówkę zaparkowaną na podjeździe z otworzoną przyczepą. Ktoś musi się wprowadzać. Zwolniłaś by się lepiej przyjrzeć. Będąc szczerą zawsze uważałaś, że ten domek jest nieco dziwny. Srebrno-białe poręcze ustawione niczym dwumetrowy mur dookoła. Srebrna spirala chroniła balustradę balkonu na piętrze, sporo miejsca przed drzwiami i zasłonięte okna. Na podjeździe było ustawionych kilka mniejszych pudełek, w ogrodzie rosły różowe kwiaty osłonięte pniami drzew. Spodobał Ci się fakt posiadania sąsiadów. W miasteczku jest sporo potworów, więc oczekiwałaś, że sąsiedzi będą właśnie tej rasy. Posiadanie potworzych przyjaciół w innym miejscu niż praca będzie miłą odmianą, póki co tylko z tymi z pracy się przyjaźnisz, ale musisz zachowywać profesjonalne relacje nauczycielsko-uczniowskie, choć od czasu do czasu rozmawiacie na ulicy, lecz nigdy o niczym poważnym. Postanowiłaś zrobić dobre pierwsze wrażenie i zaproponować pomoc. Byłaś niedaleko, więc pewnie zaraz na kogoś wpadniesz i będziecie się widywać, jak będziesz szła do pracy. Powinnaś zachować przyjazne relacje. Przeszłaś kilka kroków przechodząc koło ciężarówki.
-Cześć? - zawołałaś w stronę otworzonych drzwi – Ktoś tu jest? Jestem sąsiadką, żyję za rogiem. Mogę w czymś pomóc?  - coś w środku stuknęło, jakby ktoś odstawiał duże pudełko. Słyszałaś ciężkie kroki i wielki cień zaczął iść w Twoją stronę, bez problemu możesz uznać, że jest wyższy (i szerszy) niż Ty. Cień wyszedł z mroków mieszkania i okazał Ci się w słonecznym świetle. Patrzyłaś się otwierając szeroko oczy. To potwór, dobra. Wysoki, szeroki szkielet. Jego ubiór – kurtka, koszulka, spodenki i trampki... wszystko czarne i czerwone z niewielkimi odcieniami żółtego. Widać wyraźnie jego długie ostre kły i czerwone źrenice w oczodołach patrzące na Ciebie z ciekawością. Patrzyłaś się dalej na niego i wtedy nagle... coś się stało. Jakby czas zwolnił, coś wychodziło z Twojej duszy, dziwne doznanie przeszyło całe ciało, ciepłe, miłe spływało centymetr po centymetrze. Twój oddech był krótki, Twoja dusza mruczała i pulsowała, czułaś jakby coś dotykało Cię od środka. 
On.... 
Nie... 
Jego dusza...
Jego dusza łączyła się z Twoją, a Twoja z jego i to połączenie było ciepłe, miłe. Czułaś się kompletna, jakby wszystko nabrało sensu, na wszystkie pytania poznałaś odpowiedzi, układanka w końcu była ułożona. Czułaś.. Rezonans. Twoja dusza reagowała na jego, łączyła się, odpowiadała i mówiła, jego też. Już się kochaliście. 
Już... co to? 
Niepewność? 
…. Strach?

Nie, nie, nie, nie. Tylko znowu nie to. Nie dam rady!  

Nie słyszałaś jego głosu, tylko czułaś... jego, jego duszę. Zaraz, nie tak to powinno być...

Nie chcę! 

Zaraz, zaczekaj, pozwól, że ci pomogę!
 
Przestań! Nie! Idź sobie! Zostaw mnie samego! 

Ale my... my jesteśmy Soul Mate, prawda?
 
Nie! Nie! NIE! Nie mogę! Nie mogę! NIE CHCĘ TEGO! 

I połączenie się zerwało, pozostawiając ból nie do opisania w całym Twoim ciele i duszy. Dyszałaś łapiąc powietrze, czułaś jakby ciało walczyło samo ze sobą, starając się pozbyć dziwnej trucizny. Pozbyć jego myśli, jego uczuć, jego odrzucenia... Twój Soul Mate Cię odrzucił. Łzy lały Ci się po policzkach, próbowałaś je wytrzeć i spojrzeć na niego. Patrzył na Ciebie, zagryzając mocno kły i drżąc, z jego oczodołów leciały łzy, głos się łamał gdy mówił
-Przepraszam – wszedł do mieszkania w pośpiechu, wtedy z środka wyszedł wysoki, szczuplejszy szkielet.
-S-Sans, co jest? - mówił głośno – Co do..? - odwrócił wzrok i popatrzył na Ciebie, przyglądał Ci się przez dłuższą chwilę. Potem zerknął w stronę w którą udał się ten drugi, i znowu na Ciebie. - Cholera. Znowu?

_______________________
* - Bratnia Dusza, Wybranek Duszy - zdecydowałam pozostawić oryginalne nazewnictwo z racji na brak odpowiedniego polskiego zwrotu. Chodzi o dusze sobie przeznaczone.
Share:

POPULARNE ILUZJE